#Wszechmocne. Agnieszka Hyży: Mam takie momenty, że nie mam już siły

#Wszechmocne. Agnieszka Hyży: Mam takie momenty, że nie mam już siły

Agnieszka Hyży z synem Leonem w wózku
Agnieszka Hyży z synem Leonem w wózku
Źródło zdjęć: © AKPA
Aleksandra Hangel
03.10.2022 10:44, aktualizacja: 08.01.2023 11:27

O wspólne dziecko razem z mężem Grzegorzem Hyżym walczyli latami. Dziś ich 10-miesięczny synek jest uśmiechniętym, radosnym dzieckiem. - Poczuliśmy taką ogromną bliskość, więź, spokój. Wszystko mogliśmy zrobić dokładnie tak, jak sobie to wymyśliliśmy - mówi Agnieszka w rozmowie z WP Kobieta o czasie, który spędziła tylko z mężem i nowo narodzonym Leonem.

Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Aleksandra Hangel, dziennikarka Wirtualnej Polski: Pamiętasz moment, w którym najbardziej zabrakło ci w życiu siły? Gdy myślałaś, że już sobie nie poradzisz? 

Agnieszka Hyży: Zadano mi ostatnio pytanie, czy jestem silną babką. Gdy odpowiedziałam, że nie, po drugiej stronie zobaczyłam wielkie oczy, niedowierzanie. Jestem postrzegana jako osoba niezwykle silna, a to jest kompletna bzdura. Liczba momentów, w których wydawało mi się, że nie zrobię już ani jednego kroku do przodu i że nie wiem, w co mam ręce włożyć, jest nieprawdopodobna. 

Wiele kobiet odczuwa to na co dzień.

Kobiety często, jeżeli zdecydują się na pracę zawodową po urodzeniu dziecka, mają czasami jeden, a czasem półtora dodatkowego etatu związanego z byciem w domu. Mamy zakodowane - sama się na tym łapię - że "my musimy", że to do nas należy pranie, posprzątanie ze stołu po obiedzie. Nie potrafimy kompletnie delegować zadań. Wiele kobiet, z którymi rozmawiam, nawet na wysokich stanowiskach menedżerskich, jest w pracy rewelacyjnymi kierowniczkami, potrafią rozdzielać "taski" zespołowi. A w domu? Większość obowiązków spada na nie, bo one nie proszą. W milczeniu to wszystko po prostu robią - często sfrustrowane, zmęczone.

Jak wygląda wasz dzień? 

Jesteśmy rodzicami, którzy nie do końca chcą, żeby dzieci siedziały nie wiadomo ile godzin w świetlicy. Efekt jest taki, że na plan szkolny nakładamy nasz plan zawodowy i nasze życie kręci się od zajęć do zajęć, od spotkania do spotkania. Czasem dziecku przypomina się o godzinie 21, że nie mamy zeszytu do nut i trzeba szukać jakiegoś sklepu, w którym można go o tej porze kupić. I mogłabym tak wymieniać więcej takich mniejszych i większych rzeczy, które składają się na to, że staję czasami pośrodku salonu, w którym znów jest bałagan, a przecież rano był uporządkowany i sobie myślę: "No, nie".

Agnieszka Hyży z synem Leonem
Agnieszka Hyży z synem Leonem© Archiwum prywatne Agnieszki Hyży

I co wtedy robisz?

Oczywiście następnego dnia znów wchodzę w ten kierat i ogarniam. Ale tak, mam takie momenty, że nie mam już siły. Natomiast zdarzyło mi się w życiu coś parę razy i zawodowo, i prywatnie, że chciałam spakować się i wyjechać, w ogóle zmienić swoje życie o 180 stopni. Zwłaszcza gdy wokół mojego życia pojawiała się medialna zawierucha. Zaliczyłam kilka takich upadków, podczas jednego musiałam skorzystać z farmakoterapii i wyłączyć się całkowicie na dobrych kilka miesięcy z aktywności medialno-zawodowej. Po prostu przestałam sobie radzić z tym wszystkim, co mnie otaczało, bo tak po ludzku po prostu nie dałam rady. 

Umniejszasz sobie czasem?

Ostatnio moja mama zwróciła na to uwagę - gdy opowiadam o sobie, to lubię się samobiczować. Zbyt często nie potrafimy uwypuklić tego dobrego, co się dzieje, ale skupiamy się na tym, co nam nie wychodzi. Nie wiem, być może wynika to z kultury, w jakiej się wychowujemy, z modelów rodzinnych, które wynosimy.

No i nie potrafimy chwalić się sukcesami.

Zauważ, że mężczyznom bardzo łatwo przychodzi mówienie o sukcesach. A zarówno facet, jak i kobieta, mają te same 24 godziny na dobę. Tylko że kobieta musi jeszcze podczas doby wcisnąć dużo więcej, więc już na starcie ma dużo mniej możliwości do tego, żeby osiągnąć jakiś spektakularny sukces. I żeby było jasne – przeze mnie nie przemawia radykalny feminizm, bo ja nie chcę być absolutnie postrzegana jako krytykantka facetów. Uważam, że kobiety powinny współpracować z facetami i na odwrót. Jestem absolutnie za parytetami, zarówno takimi prywatnymi, jak i zawodowymi. Ale uważam, że nie mamy lekko. Gdyby mężczyzna był w całości odpowiedzialny za dom i dzieci, a przy tym chciał robić karierę zawodową, jestem bardzo ciekawa, czy by sobie poradził.

Dziennikarze, zwłaszcza showbiznesowi, jeszcze niedawno zadawali kobietom takie straszne pytanie, którego nie znoszę, czyli "jak łączysz macierzyństwo z życiem zawodowym?". 

Też go bardzo nie lubię. A facetowi zadaje się takie pytania? Właśnie nie. Albo na rozmowie o pracę – przecież nikt nie pyta mężczyzny, czy zamierza mieć jeszcze dzieci, czy już jakieś ma. Bo z założenia to nie jest problem faceta, tylko kobiety.

Agnieszka Hyży z synem Leonem
Agnieszka Hyży z synem Leonem© Archiwum prywatne Agnieszki Hyży

Wydajesz się być bardzo zaangażowaną mamą.

Powiem tak - nie jest łatwo. Wrzesień w tym roku jest dla mnie wyjątkowo niewyrozumiały i trudny. Dzieciaki poszły do szkoły, a ja mam na głowie całą logistykę, 10-miesięczne dziecko, które jest coraz bardziej absorbujące. Jestem osobą, która chce dać swoim dzieciom naprawdę tyle, ile może. Sama wychowałam się w modelu, w którym mama bardzo mocno ograniczyła się zawodowo po to, żeby być w pełni dla mnie. A ja nie do końca chcę się ograniczać zawodowo i płacę za to tym, że nie mam w ogóle czasu dla siebie. 

Natomiast nie jestem w tym sama, mój mąż też ma wobec dzieci takie poczucie odpowiedzialności i obowiązku. Nie jest jak ci tatusiowie z żartów, którzy idą na zebranie w szkole po raz pierwszy i dzwonią do żony, żeby zapytać, do której klasy chodzi dziecko. Grzesiek ma świadomość, na jakim etapie życia są nasze dzieci i wszystkiego, co ich w ogóle dotyczy. On np. przejął całkowicie temat badań i wszystkich okołomedycznych spraw Leona.

W wywiadzie tuż po narodzinach Leona powiedziałaś, że jest bardzo spokojnym dzieckiem. Nadal tak jest?

Leon jest fajnym, bardzo wesołym dzieckiem i nie mogę narzekać. Jest niezwykle aktywny. Teraz ma 10 miesięcy, więc zaczyna się etap raczkowania, wstawania, poznawania. Jest też bardzo uśmiechniętym dzieckiem, które nawiązuje szybko interakcję ze swoimi bliskimi. Szybko się rozwija. Myślę, że być może za sprawą starszego rodzeństwa. Ale jest też po prostu dzieckiem, więc wiadomo, że czasami szaleje.

Płacze? Kopie w powietrze? Nie wiadomo, o co mu chodzi? Tego boją się kobiety, które myślą dopiero o macierzyństwie.

Tak, jak każde dziecko. Ale mam na to sposób (śmiech). Zawsze, kiedy potrzebujemy go uspokoić, włączamy piosenki Grzegorza i nagle - cisza. Głos taty działa jak najlepszy uspokajacz. I druga kwestia – karmienie. Karmienie go bardzo wycisza.

Pierwsze tygodnie życia Leona spędziliście z Grzegorzem w domu, postanowiliście zająć się małym. Mówiłaś, że ponieważ podczas pierwszej ciąży byliście bardzo młodzi, daliście sobie wejść na głowę, teraz na to nie pozwoliliście. W którym momencie przyszło do ciebie poczucie odpowiedzialności i jednocześnie pewności, że dasz radę? I że to ty chcesz decydować?

Pierwsza ciąża była dla mnie czymś nowym, nieznanym, więc nie czułam się w tym na tyle pewna siebie, by stawiać granice moim bliskim. Jestem też dziś o wiele bardziej dojrzała. A ponieważ bardzo długo czekaliśmy na wspólne dziecko, jesteśmy doświadczonymi rodzicami już trojga dzieci, to uznaliśmy, że nie chcemy i nie potrzebujemy nikogo innego poza nami i naszą najbliższą rodziną. Wykorzystaliśmy trochę etap pandemii, tego, że się mówiło, że lepiej nie ryzykować. Było nam z tym naprawdę dobrze. Poczuliśmy taką ogromną bliskość, więź, spokój. Wszystko mogliśmy zrobić dokładnie tak, jak sobie to wymyśliliśmy – wspólne kąpiele, pielęgnacja. To był cudowny czas.

Twoja córeczka bardzo wyczekiwała rodzeństwa, jednocześnie ty przechodziłaś osobisty dramat. Dzisiaj Leon jest z wami, Marta ma upragnione rodzeństwo. Odczuwasz nadal skutki tych traum?

Zupełnie szczerze - pewnie gdyby nie to, że w końcu nam się udało, to odczuwałabym te skutki, myślała, jak mogłoby być. Bo to marzenie o wspólnym dziecku by się nie spełniło. Ale udało się dzięki cudownej lekarce, która jako jedyna podeszła do mnie zupełnie inaczej i inaczej też tę ciążę prowadziła. Do tej pory piszą do mnie różne dziewczyny, kobiety z bardzo trudnymi historiami. To jest dla mnie zawsze takie onieśmielające. Jak one się tym dzielą, jak potrafią się otworzyć. Pamiętam – gdy powiedziałam o poronieniach publicznie, dostałam lawinę historii. A część z nich wysyła mi teraz zdjęcia, że im też się udało.

Jak tobie i twojemu mężowi udało się przetrwać ten trudny czas? Jest wiele par, które po poronieniach i długich staraniach się rozstają, bo nie są w stanie tego znieść.

Podstawą tego jest nasza prawdziwa, już wieloletnia miłość, poczucie ogromnej odpowiedzialności za nas, za naszą rodzinę, za nasze dzieci, niepoddawania się. Mam już doświadczenie nieudanego związku i tego, że moja córka nie ma pełnej rodziny w rozumieniu społecznym, więc mam poczucie, że trzeba walczyć, iść na kompromisy, wybaczać, rozmawiać. Oczywiście wiem, że to nie tak, że teraz będzie tylko pięknie i przyjemnie, bo będzie jeszcze mnóstwo kryzysów i problemów. Po za tym, im więcej lukru wylewanego na siebie nawzajem publicznie, tym więcej gruzu w domu. Sprawdziło mi się to już wielokrotnie na przykładzie różnych ludzi, znajomych. Ale wiesz co, czasy są też - mówiąc delikatnie - kiepskie. 

Agnieszka Hyży z synem Leonem
Agnieszka Hyży z synem Leonem© Archiwum prywatne Agnieszki Hyży

Czy jesteś dziś spokojna?

Nie jestem spokojna. Byłabym głupia i naiwna, mówiąc, że jestem. Jestem osobą, która - niestety, bo to wcale mi nie pomaga - bardzo dużo myśli, za dużo myśli.  Za dużo interesuję się sprawami społecznymi i politycznymi. Niepokoją mnie czasy, w których przychodzi mi wychowywać, mieć dzieci. Myślę o tym, co będzie za niedługo, myślę o tym, jak będzie wyglądała nasza praca.

Nie jesteśmy ani lekarzami, ani prawnikami, uprawiamy wolny zawód. Ale w jednym obszarze jestem spokojna – rodzinnym. Jestem spokojna, bo znów zostałam mamą. Jestem spokojna relacji z pozostałymi dziećmi, w tym jak sobie siedzimy, gadamy, jemy wspólnie obiady, kolacje. Natomiast tak ogólnie nie. Mam nadzieję, że za rok czy za dwa lata, gdy się spotkamy i pogadamy, to pewne sytuacje się wyklarują, uspokoją. 

Zadaję to pytanie nieprzypadkowo, bo zadaje je sobie dzisiaj na pewno wiele kobiet, które stoją przed trudnymi decyzjami, wyborami: czy zachodzić w ciążę, czy nie zachodzić w ciążę – bo marzą o dziecku. Są w ciąży, w której nie chcą być, a prawo jest, jakie jest. Nie boisz się tego, w jakim świecie twoje dzieci będą dorastać?

To jest kwestia i ekologii, i zagrożeń z tym związanych, polityki, tego, że wojna jest bardzo blisko nas i nigdy nie znamy dnia ani godziny. Moim zdaniem myślący człowiek potrafi wyciągać wnioski, tym samym nie może być dziś spokojny. I mając jeszcze dzieci, czyli wiedząc, że zostawiasz na tym świecie ludzi, którzy będą musieli na tym świecie żyć i sobie radzić, nie jestem spokojna i nie wiem, czy kiedyś będę. Od marca jest z nami niesamowita kobieta z córką z Ukrainy. Miały być w Polsce tylko przejazdem, chciały jechać do Czech, ale udało nam się je namówić, żeby zostały.

Svietka pomaga nam przy Leonie, gdy ja pracuję. I wiesz - nie ma dnia, żebyśmy nie rozmawiały na temat wojny, bo jej dorosły syn jest w Ukrainie, w wojsku. Ona codziennie żyje jak na minie. Widzę każdego dnia na własne oczy, jak wygląda wojenna tragedia kobiet, które musiały uciekać. Codziennie borykamy się z problemami instytucjonalnymi, sprawami szkolnymi, świadczeniami, lekarzami. Dziewczynka jest chora genetycznie i wymaga regularnych kontroli lekarskich.

Na własnej skórze przeżyłam, co to znaczy nie móc znaleźć dla dziecka pomocy, bo wszędzie, gdzie dzwoniłam, po prostu nie było możliwości leczenia. Zadzwoniłam na przykład do Centrum Zdrowia Dziecka, bo dostałam w końcu namiar na lekarza i usłyszałam, że najbliższy termin to jest wrzesień 2023 r. Czasem myślę sobie, że przecież i my możemy być w takiej samej sytuacji - wylądujemy we Francji, we Włoszech czy gdzieś indziej i będziemy musieli, tak jak nasza Svietka, każdego dnia wstawać rano i próbować się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie ukrywam, że to mnie bardzo sprowadza na ziemię.

W związku z plebiscytem #Wszechmocne, który organizujemy, a ty - jako jurorka objęłaś temat macierzyństwa, rozmawiamy z wieloma naprawdę silnymi kobietami i mam pewien wniosek - wszechmoc w macierzyństwie ma naprawdę różne oblicza. 

Dokładnie tak, bo nie ma dwóch takich samych wszechmocnych kobiet. Każda z nas jest wszechmocna na swój sposób.

Pisze do ciebie wielu rodziców, zgłaszają się z przeróżnymi problemami. Nazwałaś to ogromnym problemem społecznym. Kto zawinił?

Chyba my, jako ludzie. Bo ciągle temat okołoseksualości – w tym zachodzenie w ciążę i ewentualne związane z tym trudności – w Polsce jest tematem, o którym nie rozmawiamy otwarcie, wstydzimy się go. A o facetach i ich niepołodności to już w ogóle się nie mówi. Gdy spojrzymy na statystyki, to okazuje się, że spora część problemów z tym związanych leży po stronie męskiego układu rozrodczego. A mówi się, że "to kobieta ma problem" - albo nie może zajść w ciążę, albo nie może tej ciąży dochować, albo dziecko rodzi się chore. To jest pokłosie tego konserwatywno-zatwardziałego myślenia, wychowania. 

Dużo rozmawiamy dziś o tobie jako mamie, ale przecież to nie jedyna twoja rola. Rozwijasz także biznes e-bookowy, jesteś dziennikarką. Co pomaga ci działać, co cię nakręca?

Biznes e-bookowy skierował mnie właśnie w stronę edukacji. Musieliśmy zweryfikować nasze założenia, biznesplany, jak to w start-upie. Aktualnie kończy się pierwszy etap prac nad aplikacją edukacyjną dla dzieci - na razie ze szkół podstawowych - która będzie dostępna dla wszystkich w Polsce, zaczynają się aktualnie pilotażowe programy w różnych regionach Polski, trwają spotkania z włodarzami, prezydentami, dyrektorami szkół. To będzie aplikacja, która będzie wspierała dzieciaki z podstawie programowej. Będzie próbowała poradzić sobie z tym, że nasze szkolnictwo, nie jest dostosowane do współczesnych czasów, a chcielibyśmy wyrównać szanse naszych dzieciaków na tle Europy i zadbać o ich dobrstan.

Jesteśmy w czołówce w UE, jeżeli chodzi o ilość depresji i prób samobójczych wśród młodych ludzi, a na ostatnim miejscu, jeżeli chodzi o poziom szczęścia i zadowolenia naszych dzieci. Nasze dzieci są absolutnie najbardziej nieszczęśliwymi dziećmi w Unii Europejskiej i cały czas utrwalane są te przestarzałe kompetencje w naszej edukacji.

Agnieszko, jesteś wszechmocna?

Tak. Bo mimo tego, że bywa trudno, to udaje mi się zarządzać własnym życiem i łapać ulotne chwile. To, że udało mi się już wyjść z wielu różnych kryzysów i momentów zwątpienia, absolutnie uznaję za wszechmoc.

Trwa plebiscyt #Wszechmocne 2022. Zapraszamy do głosowania na nominowane TUTAJ

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także