FitnessWybierasz się w tropiki? Uważaj na malarię!

Wybierasz się w tropiki? Uważaj na malarię!

Co roku w Polsce umierają osoby, które zaraziły się malarią w podróży – przypominają lekarze z okazji Światowego Dnia Malarii, który wypada 25 kwietnia. Tymczasem nie powinno to się zdarzać, ponieważ mamy dziś skuteczne metody profilaktyki i leczenia tej choroby.

Wybierasz się w tropiki? Uważaj na malarię!
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

25.04.2013 | aktual.: 25.04.2013 14:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Co roku w Polsce umierają osoby, które zaraziły się malarią w podróży – przypominają lekarze z okazji Światowego Dnia Malarii, który wypada 25 kwietnia. Tymczasem nie powinno to się zdarzać, ponieważ mamy dziś skuteczne metody profilaktyki i leczenia tej choroby.

"Zagrożenie malarią dotyczy większości osób udających się w tropiki, ponieważ rejony malaryczne znajdują się w ponad 100 krajach świata" – tłumaczy dr Agnieszka Wroczyńska z Krajowego Ośrodka medycyny Tropikalnej w Gdyni.

Jak przypomina specjalistka, malaria jest chorobą pasożytniczą wywoływaną przez pierwotniaki – zarodźce malarii (z rodzaju Plasmodium). Przenoszą ją samice komarów widliszków. Objawy choroby - gorączka, uczucie rozbicia, bóle mięśni, głowy i bardzo złe samopoczucie - pojawiają się, gdy dochodzi do rozpadu krwinek czerwonych zakażonych przez pierwotniaki. "Symptomy te nie są charakterystyczne i często zdarza się, że występują nieregularnie, a nie co dwa, trzy dni, jak uważano dotychczas" - mówi dr Wroczyńska.

Podkreśla, że malaria ma gwałtowny przebieg przypominający bardziej sepsę niż grypę. Ponieważ zarodźce malarii są w stanie z krwią dotrzeć do każdego narządu wewnętrznego, powikłania choroby mogą być bardzo różne. Jeśli zaatakowany jest centralny układ nerwowy, to rozwija się tzw. malaria mózgowa, która może przebiegać z zaburzeniami świadomości, śpiączką, napadami drgawkowymi. Malaria może się jednak objawić ostrą niewydolnością nerek, która wymaga okresowej dializoterapii lub niewydolnością oddechową, wymagająca podłączenia do respiratora.

"Opóźnienie leczenia malarii nawet o 24 godziny może doprowadzić do zgonu. O tym powinien pamiętać każdy podróżny planujący wyjazdy w rejony malaryczne" - zaznacza dr Wroczyńska. Jej zdaniem u każdej osoby, która jest na wyjeździe w tropiku albo wróciła z niego w ciągu ostatnich kilku miesięcy, w razie pojawienia się gorączki i innych niepokojących objawów powinno się podejrzewać malarię i sprawdzić to badaniami.

Najbardziej malarycznym regionem świata jest Afryka Subsaharyjska. Innym regionem o silnym zagrożeniu tym schorzeniem jest też Oceania. Jednak w wielu krajach malaria występuje tylko na niektórych obszarach.

Dlatego, zdaniem lekarza i podróżnika prof. Andrzeja Urbanika ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, osoba planująca wyjazd w tropiki powinna udać się do certyfikowanego ośrodka medycyny podróży po poradę lekarską z dokładną trasą podróży, a nie tylko nazwą kraju, do którego się wybiera. Pozwoli to specjaliście ocenić zagrożenie malarią i zaproponować najbardziej skuteczniejszą i odpowiednią profilaktykę. Według eksperta, najlepiej zrobić to na co najmniej 6 tygodni przed wyjazdem, bo wtedy jest jeszcze czas, by poddać się szczepieniom przeciwko innym schorzeniom zakaźnym, które stanowią zagrożenie dla zdrowia i życia w danym kraju.

„Niestety, nawet jeśli turyści nie planują podróży last minute, to do przychodni medycyny podróży zgłaszają się w takim trybie” - podkreśla dr Wroczyńska.

Z przeprowadzonych przez nią badań wynika, że tylko 12 proc. polskich turystów stosuje prawidłową profilaktykę przeciwmalaryczną. Większość z nich korzysta z metod nieskutecznych, jak smarowanie ciała czosnkiem, jedzenie ostrych papryczek, picie whisky czy zażywanie witaminy B, która ma odstraszać komary przenoszące zarodźca malarii. „Witamina B faktycznie zmienia skład potu i w pewnym stopniu odstrasza te owady, ale to się absolutnie nie przekłada na zapobieganie malarii” - wyjaśnia specjalistka.

Według niej podstawę profilaktyki przeciwmalarycznej stanowią: zabezpieczenie posłania na noc moskitierą, najlepiej spryskaną środkiem owadobójczym, stosowanie środków odstraszających owady (repelentów) na ubranie i odkryte części ciała, odpowiedni ubiór (najlepiej długie spodnie i bluzka z długim rękawem) oraz profilaktyczne stosowanie leków na malarię (chemioprofilaktyka), które chronią przed ciężkimi postaciami choroby, gdy dojdzie do zarażenia.

Dr Wroczyńska podkreśla, że w najbliższym czasie nie należy się spodziewać szczepionki przeciw malarii, którą będą mogli stosować turyści. Dlatego najlepszą opcją wciąż jest zażywanie profilaktyczne leków, które trzeba rozpocząć jeszcze przed wyjazdem i kontynuować przez jakiś czas po powrocie.

Specjaliści zwracają uwagę, że lek przeciwmalaryczny powinien być dobrany przez lekarza, ponieważ zarodziec malarii w wielu krajach świata zdążył nabyć oporność na różne starsze leki. A zastosowanie złego medykamentu może być przyczyną zgonu chorego na malarię. Dr Wroczyńska jako przykład podaje grupę trzech polskich speleologów, którzy zarazili się malarią w Oceanii. Jeden z nich zmarł z powodu zastosowania leku, na który zarodźce w tej części świata są już oporne. „Miał 35 lat. Był silnym mężczyzną” - zaznacza specjalistka.

W Polsce obecnie dostępne są dwa skuteczne i zalecane przez WHO leki na malarię: doksycyklina oraz lek złożony zawierający atowakwon i chlorowodorek proguanilu.

Dr Wroczyńska zwraca uwagę, że wiele osób żywi błędne przekonanie, iż leki na malarię są gorsze dla zdrowia niż sama choroba. „W Polsce co roku malarię diagnozuje się u kilkudziesięciu osób. Śmiertelność wynosi 5 proc., co oznacza, że umiera co 20 zarażona osoba. Żaden lek nie ma takich działań niepożądanych” - podkreśla. Według niej, gdy przeanalizowano dane z ostatnich lat na temat wszystkich zgonów podróżników polskich na malarię okazało się, że albo nie zastosowali oni profilaktyki, albo za późno postawiono im diagnozę i podjęto leczenie.

„Szybka diagnoza jest bardzo ważna, bo choć skuteczność pełnej profilaktyki jest wysoka i wynosi 95 proc., to zawsze istnieje pewne ryzyko, że zachorujemy” - podsumowują lekarze.

Joanna Morga (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Komentarze (0)