Zamieszkali w "akademiku dla seniorów". Tak uciekli przed samotnością
Zostawili swoje domy i zamieszkali w malutkich apartamentach, ale wreszcie nie czują się samotni. Za ścianą mają rówieśników, z którymi wychodzą na spacery, piją kawę we wspólnym salonie, a do tego mają organizowane zajęcia. Tak wygląda życie w jednym z pierwszych w Polsce cohousingu dla seniorów, na który mówią "nasz akademik".
– Ja sobie wymarzyłam takie miejsce – przekonuje Teresa z Lublina. W zwiewnej sukience w panterkę i z falowanymi blond włosami nie wygląda na swoje 83 lata. Wspomina, jak przechodząc na emeryturę, powiedziała koleżankom: - Dziewczyny, jak wygram w totka, założę taki dom, w którym zamieszkam z przyjaciółkami i stworzymy sobie społeczność.
W totka jednak nie wygrała. Do pomysłu próbowała przekonać urzędników. – Trzy razy wysyłałam do Urzędu Miasta pismo z propozycją, żeby utworzyli dom dla seniorów. Urzędnicy mnie nie zrozumieli. W odpowiedzi wyliczyli, ile w Lublinie jest Domów Pomocy Społecznej, klubów seniora, ale mi chodziło o coś zupełnie innego – mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zapytaliśmy seniorów o udany związek. Odpowiedzi chwytają za serce
Opowiadała o tym rodzinie. W zeszłym roku wnuczek oznajmił, że znalazł w internecie informację o miejscu, które odpowiadało jej marzeniom – Villa Zakątek.
– Przyjechałam, zobaczyłam i od razu podjęłam decyzję o przeprowadzce. Oznajmiłam dzieciom: "Nie gniewajcie się, nie jest mi źle, ale czegoś mi brakuje". Syn mieszkał w domu obok, ale wiadomo, jak to dziś bywa – młodzi ludzie dużo pracują, wracają wieczorem – opowiada. Dziś, jej dzieci cieszą się, że rozkwitła, poznała przyjaciół, znalazła nowe pasje. Na początku jednak nie były zachwycone decyzją mamy. Myślały, że chce zamieszkać w domu starców.
Ludzie myślą, że to dom opieki
– Wielu ludzi mylnie uważa, że Villa Zakątek to dom opieki. Tymczasem to model cohousingu senioralnego, czyli wspólnotowego zamieszkania z zachowaniem pełnej niezależności. Każdy z mieszkańców ma własny, komfortowy apartament – w sumie jest ich 43. Nie ma tu narzuconego planu dnia, pobudek czy obowiązkowych zajęć. Nie oferujemy też stałej opieki medycznej ani wyżywienia, jak w DPS-ach, ponieważ funkcjonujemy na zupełnie innych zasadach – wyjaśnia Ewelina Jocek, dyrektorka Villi Zakątek.
Przez całą dobę seniorzy mają do dyspozycji część wspólną – salon z wygodnymi kanapami i stołami, przy których mogą się spotykać. Jest kominek, fotele, ogromny telewizor i wspólna kuchnia.
– Ale możemy też gotować lub oglądać telewizję u siebie – mówi Teresa, oprowadzając po swoim apartamencie, z częścią kuchenną otwartą na salon. W środku dominują książki i obrazy, które sama namalowała.
Wprowadziła się w zeszłoroczny Dzień Kobiet, tydzień po Poldku, pierwszym mieszkańcu Zakątka. – Uciekłem tu przed samotnością. Moja żona, chora m.in. na stwardnienie rozsiane i raka, trafiła do DPS-u. Żeby nie siedzieć całymi dniami w domu, na emeryturze zostałem taksówkarzem. To jednak całkiem nie rozwiązywało problemu. Kiedy więc córka znalazła ogłoszenie Villi i mi o niej powiedziała, przyjechałem i od razu wiedziałem: "Przychodzę tu" – opowiada.
Mimo że szukał kontaktu z ludźmi, gdy wprowadzili się inni seniorzy, potrzebował czasu, by się otworzyć. Podobnie było z Bożenką. – Musiałam się przyzwyczaić do nowego miejsca, ludzi, bo przez kilka lat mieszkałam sama. Córka i syn żyją za granicą. Odwiedzałam ich, ale nie czułam się tam jak u siebie. Przez samotność nabawiłam się depresji. Z jednej strony potrzebowałam kontaktu z ludźmi, z drugiej – przez depresję izolowałam się od nich – przyznaje.
Wspólne zakupy i kręgle
– Od 40 lat jestem wdową – opowiada Marysia. Dzieci poszły na studia, wyprowadziły się z naszego domu w Tarnowie i już nie wróciły. Zostałam sama. Chodziłam od okna do okna i zastanawiałam się, po jakim czasie ktoś mnie znajdzie, jeśli umrę. W zeszłym roku upadłam i potłukłam się. Syn oznajmił, że zabiera mnie do siebie. Rozpłakałam się. Byłabym wśród bliskich, ale przecież całymi dniami nie ma ich w domu. W obcym miejscu czułabym się jeszcze gorzej – przyznaje.
Pod koniec stycznia wnuczka znalazła w internecie informację o Villi Zakątek. Maria była pełna obaw – czy odnajdzie się wśród obcych ludzi, którzy mają swoje przyzwyczajenia, przeżycia, pochodzą z różnych środowisk. Myślała, że seniorzy będą rozmawiać o chorobach. Zgodziła się zamieszkać na próbę na miesiąc.
– Przyjechałam i od razu mi się spodobało. Tu nikt nie mówi o chorobach ani umieraniu! Rozmawiamy o kobiecości, makijażach. Chodzimy na wspólne zakupy, na kręgle. Niedawno byliśmy w pracowni plastycznej i malowaliśmy farbami abstrakcję – jak Picasso! Mamy ogródek, w którym możemy posadzić kwiatki czy warzywa – wylicza z entuzjazmem, a Hanna dodaje: – Mamy tu jogę, różne warsztaty i zajęcia. Choć każdy ma swój telewizor, czasem spotykamy się we wspólnym salonie i razem oglądamy filmy na Netfliksie.
Jest jedną z najaktywniejszych mieszkanek Villi, którą nazywają swoim "akademikiem". – Ze mną było tak, że dość szybko owdowiałam. Aby wypełnić pustkę, opiekowałam się wnukami. Kiedy dorosły, córka namówiła mnie, żebym przeprowadziła się do nich na wieś. Sprzedałam więc mieszkanie w Lublinie i pojechałam. Oni jechali rano do pracy, a ja do wieczora byłam sama z kotami - wspomina.
Jest bardzo zadowolona, że zamieszkała w "akademiku", bo tu ciągle coś się dzieje. Trzy razy w tygodniu o 10 jest joga. W pozostałe dni, po śniadaniu, zwykle kilka osób schodzi do wspólnego salonu na kawę i pogaduszki. Seniorzy motywują się również do wspólnych spacerów i aktywności. – Do spacerów zwykle namawia nas Danusia. Czasem się nie chce, ale wtedy myślę: "Skoro Danka idzie, to i ja się wybiorę!" – przyznaje Teresa.
Danusia skrzykuje też ekipę do brydża. Poldek zainicjował z kolei wspólne obiady. – Któregoś dnia rzuciłem hasło, żeby zrobić pyzy. Kupiliśmy produkty, zrobiliśmy zrzutkę. Wyszło po 6 zł, najedliśmy się po uszy, a śmiechu było co niemiara – opowiada. Od tej pory często razem pichcą. Jest wesoło i oszczędnie – to ważne.
Miesięczny pobyt w Villi to koszt 2250 zł. Wliczone są w to wszystkie koszty: media, internet, dostęp do wspólnych przestrzeni, zajęcia, warsztaty, joga, systemy bezpieczeństwa - w tym opaska senioralna, monitorująca stan zdrowia 24 godziny na dobę i przyciski alarmowe w apartamentach.
Brylują na TikToku
– Mieszkałam w dużym domu. Mogłam bawić się w chowanego, ale nie było z kim. Jakby tego było mało, spadłam ze schodów i uszkodziłam kręgosłup. Musiałam zapomnieć o pracy fizycznej, a w domu i ogrodzie zawsze jest coś do zrobienia – przyznaje Danuta.
Po wypadku w swoim mieszkaniu na przeprowadzkę zdecydowała się też Ania. Sięgała po makaron na górnej półce w kuchni. Stanęła na krzesło, przechyliło się i spadła. Złamała nogę w trzech miejscach. – Mieszkałam sama, więc byłam uziemiona. Tylko kot uratował mnie przed sfiksowaniem. Ale i tak dziękuję Bogu, że mogę chodzić – przyznaje.
Nie tylko chodzi – jest gwiazdą parkietu, gdy seniorzy urządzają sobie potańcówki. Bryluje także na TikToku Villi Zakątek. Seniorki opowiadają tam o kobiecości, o zaletach swojego wieku: "Mam 68 lat i nadal uwielbiam czerwoną szminkę", "Czas nie zabrał mi kobiecości. Dał mi siłę, by ją pokazać", "Jestem dojrzałą wersją siebie i kocham ją" – mówią, modnie ubrane, umalowane i zadbane.
– Mieszkając tu, mamy motywację, żeby się umalować, ubrać w coś fajnego. Czasem robimy wspólne wypady do ciuchlandów – zawsze coś sobie kupimy – mówi Hanna, która w szerokich, miodowych spodniach i białej bluzce w czarne paseczki wygląda modnie i młodzieńczo.
Jedna drugą podpatruje i bierze przykład. Halinka, która ma córkę za granicą, a po śmierci męża popadła w depresję, nie miała motywacji, by się stroić. – Teraz jest nie do poznania. Zmieniła fryzurę, każdego dnia dba o makijaż, ładnie się ubiera. Zupełnie inna osoba! – zachwalają koleżanki.
"Konflikty? Bywają, ale szybko o nich zapominamy"
Siedzimy we wspólnym salonie, gdzie pytam, czy zauważają jakieś minusy życia w tym miejscu. – Czułabym się bezpieczniej, gdyby była tu pielęgniarka – mówi Marysia. – Przecież sama jesteś pielęgniarką! – odpowiada jedna z koleżanek.
- Villa Zakątek to miejsce dla seniorów samodzielnych i niezależnych, którzy otrzymują tu wsparcie, bezpieczeństwo i monitoring zdrowia, a w przypadku potrzeby nagłej pomocy jest możliwość skorzystania z usługi asystenckiej lub opiekuńczej – wyjaśnia dyrektor Ewelina Jocek. Tereska chciałaby, żeby był na miejscu bar z tanimi obiadami.
A czy zdarzają się konflikty i niesnaski? – Oczywiście, że czasem tak. Ale szybko o nich zapominamy. Jak to bywa w większych grupach – nie każdy zaprzyjaźni się z każdym, ale zawsze znajdzie się bratnia dusza – przekonują mieszkańcy. I dodają, że jeśli ktoś długo się nie pojawia, inni zaczynają się martwić. Dzwonią. Sprawdzają. Nikt tutaj nie jest sam, ale zawsze ma wybór.
– Takich miejsc powinno być w Polsce więcej - dodają.
Edyta Urbaniak dla Wirtualnej Polski