Zbadał źródła na temat Kościoła. Mówi, co piętnowali już chłopi

Zbadał źródła na temat Kościoła. Mówi, co piętnowali już chłopi

Michał Rauszer - autor książki "Ludowy antyklerykalizm. Historia nieopowiedziana"
Michał Rauszer - autor książki "Ludowy antyklerykalizm. Historia nieopowiedziana"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | Cezary Pecold, KAZZ
Katarzyna Pawlicka
21.04.2023 06:00

- Protestowano przeciwko pijaństwu i rozpuście księży. (...) Przeciwko gwałtom. Szokujące, że już w XIX wieku etnografowie odnotowali przyśpiewki, w których chłopi piętnowali pedofilię księży - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Michał Rauszer, autor książki o ludowym antyklerykalizmie.

Katarzyna Pawlicka, Wirtualna Polska: W czasach pańszczyźnianych w kościołach pochrapywano, odsypiano sobotniego kaca i szukano drugiej połówki. W tekstach kultury tego typu świadectw brakuje, są za to w kronikach.

Michał Rauszer: Chodzenie do kościoła było wówczas obowiązkiem, a wszelkie próby niesubordynacji karano np. dodatkowymi opłatami lub zakuciem na oczach innych wiernych w kuny, które były rodzajem żelaznych obręczy. Lud uczestniczył więc tłumnie w obrzędach, chociaż w ogóle ich nie rozumiał - msza była przecież odprawiana po łacinie. Z badań nad religijnością chłopów wynika zresztą, że mężczyźni znali co najwyżej dwie podstawowe modlitwy i na tym się kończyło. Kobiety wypadały nieco lepiej.

Stąd zachowania, które pani przytoczyła. Co ciekawe, dla młodzieży kościół był jedyną publiczną przestrzenią spotkań. To tam można było wypatrzeć pannę czy kawalera, pochwalić się nowym strojem. Kwestie religijne schodziły na dalszy plan, co było oczywiście bardzo mocno piętnowane przez kler.

Wydaje nam się, że antyklerykalizm przybrał na sile w ostatnich latach. Tymczasem jego historia sięga wielu wieków wstecz. Do różnych incydentów, np. przy okazji apelowania o zniesienie dziesięciny, dochodziło już w XV wieku.

Antyklerykalizm pojawia się w ludowej historii Polski właściwie od zawsze i jest silnie związany z dążeniem Kościoła do władzy i reakcjami podległych mu osób. W książce zaczynam od antyklerykalizmu związanego z systemem pańszczyźnianym - zwierzchnictwem księży czy zakonników nad chłopami i wynikającymi z tej zależności konfliktami.

W niedzielę duchowny był niemal świętym - tym, który odprawia obrzęd, jest najbliżej Boga, natomiast na co dzień po prostu panem pańszczyźnianym, któremu się sprzeciwiano. Zwłaszcza że wymagał oddania części plonów lub zapłaty. Niektóre z tych sporów na tle dziesięciny były zresztą bardzo krwawe: opisuję przypadki pobicia księdza niemal na śmierć czy wymierzenia "sprawiedliwości" siekierą.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zarzewiem konfliktu były zatem przede wszystkim pieniądze. Za co jeszcze obrywało się księżom?

Krytyka moralności była częstym zjawiskiem. Szczególnie w kontekście opłat za sprawowane obrzędy, np. gdy ksiądz zażądał całej krowy za odprawienie pogrzebu. Zdarzało się, że - by sprostać finansowym oczekiwaniom kleru - chłopi musieli się zadłużać, a to tylko umacniało księżowską władzę. Zwłaszcza że - o czym dziś mało kto pamięta - do czasów II wojny światowej śluby i pogrzeby mogły być wyłącznie kościelne, a duchowni chętnie ten monopol wykorzystywali podczas ustalania stawek.

Na początku XX wieku protesty przeciwko dominacji Kościoła przybierały też inny obrót - młodzi socjaliści wyrażali sprzeciw, np. podczas ślubów, ubierając się niechlujnie, chociażby w kalosze.

Powiedziałbym nawet, że to były pierwsze punkowe gesty. Skoro nie było innej opcji w postaci ślubu cywilnego, sprzeciw demonstrowano za pomocą konfekcji. Socjaliści na śluby ubierali się byle jak lub zakładali czerwone koszule. W źródłach pojawiają się także wątki, że kobiety z miasta związane z ruchem socjalistyczny lubiły ubierać się z wiejska, żeby podkreślić solidarność klasową. Podobnie było z pogrzebami - na tym tle również dochodziło do rozmaitych przepychanek, np. podczas pogrzebów znanych działaczy socjalistycznych.

Sporo miejsca poświęca pan karnawałowemu charakterowi antyklerykalizmu. Na czym on polega?

Szeroko rozumiany karnawał jest momentem odrzucenia hierarchii i obowiązujących na co dzień ról społecznych. Ludzie w takich chwilach mogą spuścić parę, wyżyć się, śpiewać sprośne piosenki. W źródłach nie brakuje zapisów o przebieraniu świni za księdza, wygłaszaniu przez lud bluźnierczych kazań, wjeżdżaniu do kościoła na koniu.

Tak wyglądało to historycznie i służyło przypomnieniu możnym, że - owszem - stoją wyżej w hierarchii, ale ten porządek nie jest wieczny, a świat może równie dobrze funkcjonować bez nich. Było też skutecznym wentylem dla ludowych napięć i frustracji - pozwalało je rozładować i po karnawale wrócić do dawnego porządku.

Do karnawałowych tańców i przebieranek dochodziło nawet w Wielkim Poście.

Karnawał był także jedyną możliwością zabrania przez lud głosu w sprawie Kościoła np. poprzez krytykę tej instytucji. W jednym z obrzędów karnawałowych obrzucano księdza zbożem - o ile w miarę go akceptowano. Jeśli nie, dostawało się mu drobnymi kamieniami albo jeszcze czymś gorszym. Alternatywną możliwością wypowiedzi był bunt, ale na niego decydowano się bardzo rzadko, ponieważ najczęściej był działalnością samobójczą.

Rodzajem antyklerykalnego buntu były rozłamy, np. husycyzm. Skąd brała się ta potrzeba wyjścia poza ramy?

Kościół nie akceptował inności oraz krytyki, która wychodzi poza karnawałowe ramy. Ta zamknięta postawa zrodziła konieczność rozłamu, schizmy czy herezji dla każdego, kto chciał się mu sprzeciwić. Jan Hus nie obwieścił przecież na początku powstania nowego Kościoła. Chciał po prostu odnowy tego, który już istnieje. Mówił, że płatne odpusty czy gromadzenie majątku przez kler są niedopuszczalne. Postulował prostotę, zbliżenie z ludem.

Podobnie było z większością ruchów protestanckich czy, już później, z mariawitami, którzy nie chcieli zrywać z Kościołem, negocjowali, udawali się do papieża, tłumaczyli, o co chodzi z ekskomuniką, a mimo to zostali wyrzuceni poza wspólnotę.

Współcześnie takich przykładów również nie brakuje. Myślę chociażby o księżach, którzy krytykują Kościół, głęboko pragnąc jego dobra, a następnie - mogąc liczyć wyłącznie na karę, a nie wysłuchanie i zrozumienie - porzucają stan duchowny.

Zobaczmy, co działo się podczas "czarnych marszy", których uczestniczki - bo były to głównie kobiety - chciały zabrać głos w sprawie społeczeństwa, w którym żyją, a Kościół odsunął się od nich zupełnie. Wprost mówił: nie chcemy was, jesteście poza. Zwykle po takim momencie karnawału ludzie wracali do starego porządku, ale teraz zaczęli mówić: jesteśmy poza? Trudno. Tym razem tutaj zostaniemy.

Wskazują na to m.in. statystyki dotyczące zmniejszającej się drastycznie liczby młodych osób uczęszczających na religię. Wszyscy się temu dziwią, a schemat jest przecież znany od wieków - w miejscu odcięcia powstaje nowa tożsamość. Poza obszarem, na który Kościół ma wpływ.

"Kościół w PRL jawił się jako przestrzeń karnawału, w której wszyscy stają się równi i gdzie wytwarza się communitas wobec struktury państwa" - czytamy w książce. Czy to dzięki temu jego pozycja była wówczas tak silna?

PRL był krótkim okresem w historii, kiedy Kościół został odizolowany się od władzy, przez co automatycznie zbliżył się do ludzi. Po raz pierwszy i ostatni stawiał się w tej samej pozycji. W związku z tym incydentów antyklerykalnych było zdecydowanie mniej. Co więcej, kościoły odwiedzały wówczas nawet osoby skrajnie religii niechętne lub od pokoleń ateistyczne, by poczuć wspólnotę, atmosferę wolności. W małych miejscowościach parafie były często jedynym miejscem, gdzie można było urządzać koncerty punkowe czy metalowe.

W czasach transformacji ta wspólnotowość niemal całkowicie zanikła, ponieważ Kościół zaczął znów przechodzić na stronę władzy i w tej pozycji bardzo skutecznie się dziś okopał.

Współcześnie publiczna krytyka Kościoła nikogo nie dziwi. Obok rozwijają się takie zjawiska jak antyklerykalne memy, szczególnie te z wizerunkiem Jana Pawła II. Znam osoby, które ochoczo rozsyłają je znajomym, ale nadal przystępują do sakramentów: biorą śluby kościelne, chrzczą dzieci.

Kościół zrósł się z polskim społeczeństwem. Wiele decyzji wynika z przyzwyczajenia, wygody. Antyklerykalizm, co pokazuje historia, nie zawsze stoi w sprzeczności z wiarą. Wręcz przeciwnie - często jest próbą zabrania głosu w sprawie, wypunktowania tego, co nam się nie podoba z intencją, że w przyszłości może być lepiej. Postawa: odwiedzam kościół jako miejsce spotkania z Bogiem, a nie z klerem, którego postępowanie mi się nie podoba, jest w Polsce bardzo częsta.

Memy czy wulgarne filmiki z papieżem są natomiast odpowiedzią na sztucznie napompowany kult Jana Pawła II w przestrzeni publicznej. Im jest intensywniejszy, tym bardziej zdecydowana i ostra reakcja. Jeśli oczekujemy, że ktoś przestanie chodzić do kościoła, bo zobaczy kilka takich obrazków, jesteśmy w błędzie.

Procesy sekularyzacji są bardzo złożone i rozciągnięte w czasie. Choć przyznać trzeba, że obecnie w Polsce postępują stosunkowo szybko. Gdy rozmawiam z młodymi ludźmi, od większości słyszę, że w ich życiu Kościół właściwie nie istnieje. Nawet w wymiarze czysto tradycyjnym.

Okładka książki "Ludowy antyklerykalizm. Nieopowiedziana historia" (Miesięcznik Znak, 2023)
Okładka książki "Ludowy antyklerykalizm. Nieopowiedziana historia" (Miesięcznik Znak, 2023)© Materiały prasowe
Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (833)
Zobacz także