Podczas spowiedzi usłyszała od księdza jedno zdanie. Nie wróciła już do kościoła
W przypadku Agnieszki, Patrycji, Pauliny i Oliwii jedno zdanie wypowiedziane przez spowiednika zaważyło o ich przyszłym stosunku do Kościoła. - Sporo godzin przepłakałam. A do kościoła nie wróciłam. Bliskim o tym, co się stało, powiedziałam dopiero pięć lat później, gdy byłam już dorosła - mówi jedna z nich.
05.04.2023 | aktual.: 05.04.2023 20:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Według raportu "Wielki Post i Wielkanoc" sporządzonego przez CBOS w 2022 roku 54 proc. ankietowanych deklarowało, że przystępuje do spowiedzi wielkanocnej. To znaczny spadek względem lat ubiegłych - w 2020 roku twierdzącej odpowiedzi udzieliło 66 proc. pytanych, a w 2006 roku aż 79 proc.
To była ostatnia spowiedź
Agnieszka kościół przez wiele lat traktowała jak drugi dom. Zapewniał jej bezpieczeństwo. Codziennie chodziła na msze święte, czuła się częścią wspólnoty. Dziś do świątyni chodzi sporadycznie, wyłącznie przy okazji ślubu bliskich czy koncertu. Wcale nie jest jej z tym dobrze, ale po tym, co usłyszała od jednego z księży, nie potrafi postąpić inaczej.
- Poszłam do spowiedzi po dość długiej przerwie. Nieświadoma, że jestem w trakcie najgorszego epizodu depresyjnego. W życiu mi się posypało, pojawiały się myśli samobójcze, a to z kolei wydawało mi się grzechem. Poszłam więc do jedynego - jak mi się wydawało - bezpiecznego miejsca - wspomina w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wybrała kapucynów, którzy słyną z dobrej spowiedzi. Chciała mieć pewność, że zostanie wysłuchana. Do tej pory tak przecież było.
- Gdy klęcząc w konfesjonale powiedziałam, że mam myśli samobójcze, usłyszałam: "spokojnie, to jeszcze nie grzech", ale "pojawiły się pewnie dlatego, że za mało się modlę". Ojciec doradził także, że jak pojawi się kolejna taka myśl, mam pomodlić się na różańcu. To był koniec mojej historii - opowiada.
Agnieszka nie poszła więcej do spowiedzi. - Jeśli jakiś ksiądz ojciec nie wie, co powiedzieć, powinien chyba pokierować dalej, do innego kapłana, do lekarza, do psychologa? - pyta retorycznie i nie bez emocji.
Ta spowiedź całkowicie oddaliła ją - jak mówi - może nie od Boga, ale na pewno od Kościoła. Rozpoczęła historię kwestionowania wszystkiego, co związane z tą instytucją. - Słyszałam o przypadku, gdy ksiądz w trakcie spowiedzi powiedział, że jeśli mąż bije, to znaczy, że Bóg kocha, bo wystawia na próbę. Nie mogę się z tym pogodzić - dodaje.
O. Alojzy Garbarz, rzecznik prasowy OO. Bernardynów w rozmowie z Wirtualną Polską wyjaśnia, że w programie nauczania w seminariach (tzw. Ratio Studiorum) są przewidziane wykłady z psychologii ogólnej, rozwojowej i pastoralnej. - Nie dają one pełni psychologicznej wiedzy, ale pomagają zobaczyć też tę stronę życia człowieka i uczą empatii - zauważa.
"Nikt się nie sprzeciwił"
Z siłą autorytetu kapłana nie może pogodzić się również Patrycja Skrzyniarz, która u spowiedzi była ostatni raz jako nastolatka. Z kościoła wyszła po bulwersujących, wygłoszonych publicznie słowach księdza i już nigdy nie wróciła w jego mury.
- Przygotowywałam się do bierzmowania. Podczas jednego ze spotkań zapytałam o możliwość przeniesienia do innej grupy, ponieważ wyznaczony przez księdza termin kolidował z terminem drogiego kursu językowego. "Wyjdź z domu bożego, ladacznico" - usłyszałam w odpowiedzi - relacjonuje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Najbardziej bolesne były dla niej jednak nie same słowa proboszcza, a reakcja świadków. - Kościół był pełen. W ławkach siedziały katechetki, inni uczniowie, rodzice. Nikt się nie sprzeciwił. Nikt za mną nie poszedł - wspomina.
Jedno zdanie z ust spowiednika zaważyło na stosunku do Kościoła także w przypadku Pauliny, która od konfesjonału stroni od ponad 12 lat.
- Chodziłam wtedy do liceum, po szkole i w weekendy pracowałam, żeby odciążyć rodziców. Miałam też chłopaka i jako odpowiedzialna 18-latka brałam tabletki antykoncepcyjne. Podczas spowiedzi powiedziałam o tym księdzu, a jego słowa doskonale pamiętam do dziś. "Bogu nie dajesz, a komu innemu dajesz?" - usłyszałam. Od tamtej pory w kościele pojawiam się tylko przy okazji ślubów i pogrzebów - przyznaje w rozmowie z WP.
Podobną historię opowiada Oliwia, która w chwili ostatniej spowiedzi miała niecałe 14 lat. - Ksiądz nazwał mnie "szmatą i szują", bo wyspowiadałam się z tego, że opuściłam dwie msze niedzielne z rzędu - wyznaje. Dziś, po latach, mówi o tym pewnym głosem, z lekką nutą ironii. Ale wówczas wcale nie było jej do śmiechu.
- Byłam przecież jeszcze dzieckiem! I to dzieckiem wierzącym i praktykującym: po chrzcie, komunii, krótko po bierzmowaniu. Ksiądz był znany z takich akcji i miałam tego świadomość, ale i tak sporo godzin przepłakałam. A do kościoła nie wróciłam. Bliskim o tym, co się stało, powiedziałam dopiero pięć lat później, gdy byłam już dorosła - dodaje.
"Anulowanie" pokuty
To, jak duże znaczenie ma postawa spowiednika, pokazuje historia opowiedziana Wirtualnej Polsce przez Aleksandrę.
- Po śmierci dziadka moja babcia poszła do spowiedzi. Tuż przed zadaniem pokuty, ksiądz zapytał ją o wysokość emerytury. Gdy usłyszał, że 1300 zł - to było dwa lata temu - zalecił w ramach zadośćuczynienia wykupienie mszy gregoriańskiej za 1500 zł. Babcia tak się przejęła, że nie chciała wykupić leków na serce i cukrzycę, byle tylko uzbierać potrzebną kwotę. Na szczęście opowiedziała mnie i mojej mamie o tym zdarzeniu. Namówiłyśmy babcię, żeby poszła do innego kościoła i opowiedziała o sytuacji innemu księdzu. Ten jej wysłuchał i "anulował" poprzednią pokutę. W zamian polecił odmawiać przez miesiąc różaniec - wspomina.
O. Alojzy Garbarz w rozmowie z WP powołuje się na słowa papieża Franciszka, że "spowiedź nie może stać się torturą czy przesłuchaniem". Uczula jednocześnie, że ksiądz ma prawo dopytać o pewne kwestie, np. jeśli z kontekstu wyznawanych grzechów może wynikać, że stoją pod znakiem zapytania warunki konieczne do uzyskania rozgrzeszenia. - Nigdy jednak pytania nie mogą karmić wyłącznie ciekawości spowiednika, a dotykać istoty spowiedzi - zapewnia.
Czym jest "noc konfesjonałów"?
By zachęcić wiernych do przestrzegania drugiego i trzeciego przykazania kościelnego (kolejno, według obowiązującej do dziś wersji z 2014 roku): "przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty" i "przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię świętą", Kościół wystartował z akcją "Noc Konfesjonałów" wspieraną przez papieża Franciszka.
Zainaugurowano ją 2 kwietnia 2010 roku, w rocznicę śmierci Jana Pawła II. W 2022 roku włączyło się w nią 126 parafii, a w latach ubiegłych ponad 200. Do tej pory udział w Nocy Konfesjonałów przed tegorocznymi świętami zadeklarowało 211 kościołów.
- Każdy ważnie wyświęcony kapłan nadaje się na spowiednika, jeśli ma upoważnienie do spowiadania, wydane przez biskupa diecezji, na terenie której pracuje. Dlaczego? Ponieważ w spowiedzi najistotniejsze jest rozgrzeszenie, a do tego dają moc święcenia kapłańskie - przypomina o. Alojzy Garbarz, rzecznik prasowy OO. Bernardynów.
- Katechizm uczy nas, że ten sakrament składa się z pięciu warunków dobrej spowiedzi, które powinien wypełnić penitent (spowiadający się): rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, szczera spowiedź i zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu. Po stronie spowiednika warunek jest jeden - rozgrzeszenie. Więc tu jest klucz do spowiedzi. Właściwie mogłaby ona funkcjonować bez żadnych dodatkowych słów pouczenia ze strony spowiednika. Jest to jednak zalecane, aby nadać pewien kierunek działań, pewną zachętę - wyjaśnia duchowny.
*Imiona niektórych bohaterek zostały zmienione.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!