Zdecydowali się na apostazję. Mają odwagę powiedzieć, dlaczego
Bartek odchodzi, bo nie znosi hipokryzji i upolitycznienia Kościoła. Jola do dziś z bólem wspomina wikarego, który potrącił ją samochodem i publicznie wyśmiał. Coraz więcej Polaków nie chce być częścią katolickiej wspólnoty.
05.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 17:57
Bartek Olichwir wraca właśnie ze spotkania z proboszczem. To jego druga próba uzyskania podpisu pod wnioskiem o formalne opuszczenie Kościoła. – Tym razem księdzu nie pasowało, że na akcie chrztu nie ma dopisku "w sprawie apostazji". Znowu muszę więc przejechać 30 km do parafii po nowy świstek – denerwuje się. – Przede mną była pani, która dostała podpis bez problemu, choć ona należy do tej samej parafii, w której się chrzciła. Myślę, że następnym razem ksiądz nie będzie miał się już do czego przyczepić… Do trzech razy sztuka. W każdym razie bez podpisu nie wyjdę.
Papocezaryzm dawno minął
U Bartka wszystko zaczęło się szesnaście lat temu. Był nastolatkiem, szykował się do bierzmowania. Mieszkał w małej podpoznańskiej miejscowości w gminie Suchy Las. – Ksiądz uznał, że nie jestem gotowy do przyjęcia sakramentu. Jego zdaniem nie byłem dojrzały. Dlaczego? Nie wiem, może dlatego, że nie siedziałem cicho – mówi Bartek. – Pamiętam, jak często na spotkaniach przygotowawczych do bierzmowania poruszałem tematy, które nie do końca księdzu pasowały. Czytałem wtedy "Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, który przedstawiał Kościół i Watykan w nie najlepszym świetle…
Mijały lata. W 2018 roku Bartek poczuł, że z Kościołem katolickim łączy go coraz mniej. O tym, że chce dokonać apostazji, zaczął głośno mówić w swoim rodzinnym domu. Jego bliscy zdziwieni nie byli. – Nie negowali tego ani nie chwalili, podeszli do tego obojętnie – przyznaje Bartek.
Aż przyszedł lipiec 2020 roku. Kroplą, która przelała czarę goryczy, był okres przed wyborami prezydencki. – Politycy partii rządzącej kręcili kampanię w kościołach na niedzielnych mszach! – zżyma się Bartek. – To absurd, żeby Kościół był polityczny, żeby wpuszczał polityków na ambony, żeby księża namawiali do głosowania na wskazanego przez nich kandydata… Papocezaryzm już dawno minął. Państwo powinno być świeckie, a nie kościelne.
Bartek jednym tchem wymienia, co mu się jeszcze w Kościele nie podoba: sprawy gospodarcze (zwolnienie z podatków, datki, darmowe ziemie), dofinasowanie kościołów przez państwo, dofinansowanie telewizji Trwam, postać jej założyciela… Bartek: – Dla mnie kategorycznie niedopuszczalny jest lekceważący, a wręcz naganny stosunek instytucji kościelnej do osób LGBT, do innowierców. Do tego dochodzi łamanie praw kobiet oraz straż narodowa, czyli łysi neonaziści pilnujący kościelnych murów. W październiku sam byłem świadkiem, jak ci pseudostrażnicy popychali i pałowali protestujące kobiety. Nie cierpię hipokryzji.
Mam nadzieję, że pan do nas wróci
Żeby dokonać aktu apostazji, trzeba być osobą pełnoletnią. Z parafii należy uzyskać świadectwo chrztu i z takim dokumentem zgłosić się do parafii zgodnej z miejscem zamieszkania, a nie zameldowania. Tam osobiście trzeba złożyć pisemne oświadczenie woli o odejściu z Kościoła.
– Aktu formalnego wystąpienia z Kościoła katolickiego dokonuje się w określonej formie – tłumaczy ks. Tomasz Jakubiak, doktor habilitowany nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego, profesor Akademii Katolickiej w Warszawie. – Jeśli dana osoba decyduje się na dokonanie "formalnego aktu wystąpienia z Kościoła katolickiego" i chce, żeby wywarł on na gruncie prawa kanonicznego zamierzony skutek, musi wyrazić swoją wolę w sposób formalno-prawny. I to przeważnie jest źródłem nieporozumień, gdy osoby występujące z Kościoła nie chcą uszanować tej formy, np. przynoszą pobrane z internetu pisma z oświadczeniem woli. Wtedy ksiądz komunikuje, że nie może przyjąć aktu wystąpienia, choć nie jest to jego zła wola – zaznacza duchowny.
Jak dodaje ks. Tomasz Jakubiak, wizyta osobista w parafii dlatego jest ważna, by ksiądz mógł się upewnić, że wierny chce dokonać apostazji w sposób wolny i świadomy. Moment, w którym omawiania jest motywacja do opuszczenia Kościoła, wiąże się z dużym napięciem emocjonalnym – dla obu stron. – Czasem wierni wylewają swoją niechęć do Kościoła na jedną osobę, czyli na księdza przyjmującego oświadczenie. To są trudne chwile, zwłaszcza jeśli po jednej stronie biurka jest katecheta, a po drugiej jego uczeń. Wtedy ksiądz odbiera to jako osobistą porażkę – tłumaczy ks. Jakubiak.
Gdy Bartek poprosił w parafii o odpis aktu chrztu (na wszelki wypadek – sam akt miał od swojej mamy), proboszcz z uśmiechem na twarzy zapytał, czy wybiera się do ślubu. – Kiedy odparłem, że "nie, potrzebuję tego świadectwa do apostazji", mina mu zrzedła. Odpis wydał mi w ciszy, na końcu podając mi rękę i mówiąc: "Mam nadzieję, że kiedyś pan do nas wróci". Na końcu języka miałem odpowiedź, że nadzieja umiera ostatnia.
Po co jest wiara?
Bardzo trudne przeżycia związane z Kościołem ma za sobą Jola Stańczyk. – Urodziłam się w rodzinie, gdzie do kościoła rodzinnie chodziło się głównie w święta. W pozostałe niedziele moja mama "kazała mi" iść na mszę, a sama zostawała w domu – wspomina.
Kiedy na początku lat 90. religia wróciła do szkół, Jola chodziła do szkoły podstawowej w jednej z miejscowości pod Częstochową. – Pewnego razu wikary klepnął mnie w tyłek, a ja uderzyłam go w twarz. Moi rodzice zostali wezwani do szkoły. W rozmowie z dyrekcją tata stanął po mojej stronie – opowiada Jola.
– Jakiś czas później zostałam potrącona przez tego samego wikarego, który prowadził samochód bez uprawnień. Jechałam poboczem na rowerze, gdy doszło do zdarzenia. Niestety rower nie nadawał się potem do dalszej jazdy, a ksiądz wysiadł z samochodu tylko po to, by sprawdzić, jakie ma uszkodzenia na samochodzie, po czym odjechał z miejsca zdarzenia. Wróciłam do domu pieszo. Kiedy o wszystkim dowiedział się mój tata, postanowił "nawtykać" księdzu pod kościołem. Miał później przez to problemy, musiał tłumaczyć się na policji. Jeden z funkcjonariuszy prywatnie powiedział mu, że takich rzeczy nie załatwia się w ciągu dnia…
Cała sprawa toczyła się jeszcze jakiś czas. Ksiądz nigdy nie został ukarany za jazdę bez uprawnień. Jedno wydarzenie szczególnie zapadło Joli w pamięć. – W czasie przygotowań do bierzmowania, gdy stałam na końcu kościoła, usłyszałam od wikarego: "Jolka, ty nie klękaj, bo jesteś kaleką". Był to cios, który bardzo długo bolał. Urodziłam się z wadą stóp, byłam operowana, miałam blizny na nogach, których wstydziłam się potwornie. Zawsze chodziłam w zbyt długich spodniach, ukrywałam swoją "inność", a tu taki komentarz.
Jola postanowiła zaczekać na księdza i z nim porozmawiać. Wywiązała się pyskówka. – Nagle po stronie księdza stanęły kobiety, zaczęły go bronić. Dla mnie, jako nastolatki, było to wielkie przeżycie. Te doświadczenia miały ogromny wpływ na mój światopogląd – mówi Jola, która po tych wszystkich doświadczeniach zaczęła krytycznie przyglądać się historii Kościoła katolickiego. – Wnioski, do jakich doszłam, wielu mogą się nie podobać: moim zdaniem wiara jest po to, by mieć władzę nad słabiej wykształconymi ludźmi. Strach przed karą niebios czy piekłem ma sprawić, żeby ludzie postępowali zgodnie z zamysłem księży – uważa.
Chrztu nie można wymazać
W swoim zaświadczeniu o chęci odejścia z Kościoła Bartek napisał, że jest świadomy, iż akt apostazji wiąże się z takimi konsekwencjami jak np. świecki pogrzeb. Gdy jednak pierwszy raz zjawił się u proboszcza, ten uznał, że akt chrztu jest starszy niż trzy miesiące i się przedawnił. – Powiedziałem księdzu, że nie ma takiego przepisu, ale on odpowiedział, że wie lepiej niż internet. Cóż, każda parafia ma swoje obyczaje – zauważa Bartek. Potem ten brak dopisku "w sprawie apostazji". – Mam ogromną nadzieję, że za trzecim razem proboszcz przyjmie mój wniosek bez zbędnych dyskusji – mówi.
Jola od lat nie chodzi na msze, nie przyjmuje księdza po kolędzie. Decyzję o odejściu z Kościoła już podjęła, ale cały proces jest jeszcze przed nią. Musi pojechać po akt chrztu, ma do przejechania dwieście kilometrów. – Nawoływanie wielu księży do nienawiści i wrogości czy wykluczenia ludzi odmiennych, niezależnie od przyczyny, jest dla mnie ich dyskwalifikacją. Nie chcę należeć do systemu Kościoła, figurować w statystykach kościelnych. Ktoś kiedyś podjął za mnie decyzję, a teraz ja chcę czuć się dobrze sama ze sobą i stąd decyzja o apostazji – dodaje Jola.
Zobacz także
Ks. Tomasz Jakubiak zwraca uwagę, że apostazja to proces odwracalny, a odejście od Kościoła nie wymazuje chrztu, ponieważ jego przyjęcie jest faktem historycznym. – Raz ważnie udzielony sakrament wywiera skutki na całe życie – wyjaśnia duchowny. – Nie każdy natomiast ma świadomość, że apostata wciąż pozostaje członkiem Kościoła katolickiego, tylko więzy ulegają osłabieniu.
Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego podaje, że w latach 2006–2009 liczba apostatów w Polsce wyniosła 1057. W 2010 było ich 459. Później takich statystyk ISKK już nie prowadził. Z analiz Google Trends wynika, że największe zainteresowanie hasłem "apostazja" w ciągu ostatniego roku miało miejsce pod koniec października.