Blisko ludziZgubiła psa, właścicielce wmówiła, że zdechł. "Proszę ostrożnie z tym tematem"

Zgubiła psa, właścicielce wmówiła, że zdechł. "Proszę ostrożnie z tym tematem"

Właścicielka hotelu dla psów poinformowała na Facebooku swoją klientkę, że jej pupil nie żyje. Aktu zgonu brak, ciało ponoć zakopane w ogródku. Żałoba już trwała, kiedy jakimś cudem pies się odnalazł. Właścicielka hotelu brnie w kłamstwa. Jak może skończyć się ta sprawa?

Zgubiła psa, właścicielce wmówiła, że zdechł. "Proszę ostrożnie z tym tematem"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Katarzyna Chudzik

"Dobry wieczór. Mam bardzo złą wiadomość, od dwóch dni zbieram myśli, jak ją pani przekazać (…) Pani biały piesek wczoraj w nocy umarł"- przeczytała na Messengerze Kamila Przytuła, właścicielka Ciapki - małego psa rasy chihuahua oddanego pod opiekę podkrakowskiego hotelu dla psów i kotów "Amok". "Wszystko wskazuje na to, że mógł mieć wadę serca. Zrobiło się bardzo ciepło i ponoć wtedy wady serca wychodzą, nie dając wcześniej żadnych objawów (…). Rano jak weszłam, piesek leżał już zimny"- czytała dalej.

Obraz
© Archiwum prywatne/Ciapka

Wiadomość do krótkich nie należała. Właścicielka zwierzęcego przybytku tłumaczyła, że sama podjęła decyzję o zakopaniu psa w ogrodzie ("sekcja zwłok to są spore koszty, poza tym musiałabym go wtedy już zostawić do utylizacji, co dodatkowo robi koszta, a i tak się go nie uleczy").

Ta opieszałość w przekazaniu przykrej informacji i samodzielnie podjęta decyzja w sprawie pochówku wzbudziła podejrzenia Kamili. Przebywała za granicą, poprosiła więc o odbiór ciała Ciapki i drugiego (żywego) psa swoją mamę. "W obecności świadka mama pojechała do hoteliku. Okazało się, że zwłok na terenie posesji nie ma, właścicielka była opryskliwa i prześmiewcza, przekazała drugiego pieska Dafika rzucając go na siedzenie do samochodu. Piesek się zesikał. Moja mama wezwała policję na miejsce, która sporządziła notatkę. Nie zostali wpuszczeni, bo właścicielka się zamknęła w domu" – opisuje Kamila Przytuła na Facebooku.

Właścicielka psa w akcie desperacji i żałoby, pożaliła się na jednej z "psich" grup w mediach społecznościowych. W odpowiedzi ktoś wysłał jej ogłoszenie o znalezieniu przestraszonej i wygłodzonej suczki.

To była całkiem żywa Ciapka, której śmierć właścicielka zdążyła już opłakać. Jej tożsamość potwierdzono dzięki chipowi.

"Post o znalezieniu pieska został dodany 2.07, czyli pies ponad tydzień przebywał poza terenem hoteliku. Ciapka, piesek o wadze około 2,20 kg, wszedł na teren posesji znalazcy. Musiał przejść około 4,5 km na swoich malutkich łapkach. Nie daję wiary, że piesek w ciągu jednego dnia pokonał taką odległość bez jedzenia i picia, w stanie dezorientacji, strachu i zagubienia" – pisze Kamila. Kiedy kobieta odzyskała zwierzę, zażądała m.in. zwrotu kosztów pobytu psa w hotelu. Właścicielka zmieniła wówczas wersję wydarzeń, twierdząc, że Ciapkę pochowała jej pracownica, ona zaś nie miała z tym nic wspólnego.

Podsumujmy: martwy pies jest pochowany w ogrodzie pracownicy, a jednocześnie ten sam pies – tylko żywy - znajduje się już w rękach stęsknionej właścicielki. Istny pies Schrödingera.

Nie sposób jednak dotrzeć do pełnej wersji właścicielki hotelu dla zwierząt. – Wiem, że jest na mnie fala hejtu, nie udzielam żadnych informacji, szykuję pozwy. Proszę ostrożnie z tym tematem – mówi mi przez telefon bizneswoman. Fanpage hotelu "Amok" już nie istnieje, a Kamila Przytuła do dnia publikacji czekała na 350 zł zwrotu za "niezrealizowaną usługę". Dzień po publikacji otrzymała pieniądze - i to dwa razy więcej.

– Ciapka spędziła w hotelu znacznie mniej czasu niż powinna. Teraz jest po obdukcji, ma pchły, okaleczenia i strupki. Na weterynarza dla dwóch psów wydałyśmy po tej akcji około 600 zł. Nie wiem z czym właścicielka chce iść do sądu, o jakich pozwach mowa, bo ona kłamstwo goniła kłamstwem. Zamiast w pewnym momencie powiedzieć prawdę, przyznać, że się na przykład pomyliła, to zaczęła dopisywać dalszy ciąg historii. Ludzie najpierw oburzyli się, że tak potraktowała psa, ale potem to eskalowało dlatego, że bezczelnie kłamała – opowiada właścicielka odnalezionego psa. I żałuje, że umowę z hotelem miała tylko "przez Messengera".

Obraz
© Archiwum prywatne/Karta Ciapki

"Taki biznes założyć może każdy"

Po wpisaniu w wyszukiwarce Google frazy "hotel dla zwierząt czy warto" wyświetla się szereg stron, które wychwalają gościnne domy dla psów i kotów jako doskonały pomysł na biznes.

- Najgorsze jest to, że w Polsce nie ma procedur. Taki biznes założyć może każdy, wcale nie musi być weterynarzem ani behawiorystą. Dlatego tego rodzaju miejsca należy osobiście sprawdzić. Nie kierować się opiniami w internecie, bo wiadomo, że z tym różnie bywa – tłumaczy Agnieszka Janeczek, lekarka weterynarii i behawiorystka. Zaznacza, że w dobrym standardzie jest obecnie umieszczenie w hotelu kamer, dzięki którym właściciel pozostawionego w nim psa może swojego pupila oglądać na żywo w sieci. O każdej porze dnia i nocy.

Tuż przed pobytem w hotelu należy zwierzę skrupulatnie przebadać i sfotografować. - Trzeba pamiętać, żeby zawsze podpisywać umowę cywilno-prawną. Jeśli jej nie ma, zawsze ktoś może się wyprzeć, że taki pies w ogóle w hotelu przebywał. Czarno na białym powinno być napisane, kto jest odpowiedzialny za ewentualne zaginięcie psa – opowiada Janeczek. Tłumaczy, że właściciel powinien zostać o takiej sytuacji natychmiast poinformowany. Najlepiej zna bowiem zwyczaje swojego zwierzęcia, a zatem wie, co mogło go wystraszyć i sprowokować do ucieczki.

Dodaje, że nawet gdyby zwierzę rzeczywiście zdechło, pochowanie go na terenie prywatnej posesji jest nielegalne. Utylizacja jest konieczna, podobnie jak dokumentacja ewentualnej choroby i akt zgonu, który wystawić musi weterynarz. – Niestety takie sytuacje rzucają cień na całą branżę. Zapewniam jednak, że nie każdy hotel jest tak nieprofesjonalny. Czasem – zwłaszcza, kiedy pies przyjmuje całą torbę leków, albo ma jakieś problemy – znacznie lepiej jest zostawić pupila właśnie w hotelu. Sprawdzonym hotelu – kwituje Janeczek.

Zdaniem adwokata Mateusza Łątkowskiego, poświadczenie nieprawdy nie jest żadnym wykroczeniem, za które można by właścicielkę hotelu ukarać. Kamila Przytuła może się jednak ubiegać o odszkodowanie z tytułu niewywiązania się z umowy, poniesioną traumę i koszty leczenia psa. – To, że właścicielka kłamała, na pewno wpłynie na jej wiarygodność w sądzie – kwituje Łątkowski.

"Imiona zwierząt są mi obce"

Wszystko wskazuje na to, że to jednak nie koniec problemów. Sylwia Wójcik wyjechawszy na miesiąc za granicę, również oddała swoje psy do hotelu "Amok".

Kiedy zapytała właścicielkę "jak tam Mamed i Haya", ta sugerowała jej pomyłkę. "Nie wiem z kim rozmawiam i nie wiem, kto to Mamed Haya/ Ludzi nie kojarzę z nawiska, a imiona zwierząt są mi obce/ To musi być pomyłka". W końcu przyznała, że rzeczywiście, w jej hotelu – oprócz 38 innych zwierzaków – przebywają też dwa amstaffy o imionach Mamed i Haya.

Zaniepokojona tą sytuacją Sylwia od czterech dni prosi właścicielkę o aktualne zdjęcie psów z kartką poświadczającą dzisiejszą datę. Doprosić się nie może, obecna opiekunka jej pupili upiera się, że przecież "każde zdjęcie można spreparować". I że jeśli chce sprawdzić, czy ze zwierzętami wszystko w porządku, musi do nich przyjechać. Zapowiedziana.

To nie musi świadczyć o czymś więcej niż o niekompetencji i braku zaangażowania właścicielki. Ale może.

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (36)