Zrobiłam 20 psychotestów i wiem już wszystko. Żartowałam – wiem, że nic nie wiem
Polka chętniej zrobi sobie psychotest niż test na obecność HIV. Nie jestem pod tym względem wyjątkiem. Postanowiłam wejść w meandry samopoznania i rozwiązać kilkanaście testów tego typu. O wyniki tego eksperymentu zapytałam też psychoterapeutę.
Na pierwszy ogień idą testy z "Psychology Today". Medium bądź co bądź poważnego, wychodzącego od ponad półwiecza magazynu popularnonaukowego redagowanego głównie przez psychologów, psychoterapeutów i psychiatrów. Na stronie nowojorskiego dwumiesięcznika, w zakładkach, oprócz kategorii tematycznych takich jak "starzenie", "kognitywistyka" i "psychologia ewolucyjna" znajdziemy też testy.
Choć tego typu quizy na pozór różnią się od tych, które można znaleźć w kobiecych magazynach jedynie czasem, który trzeba na nie poświęcić (średnio około 20-30 minut plus dodatkowe 5-10 minut zważywszy, że wszystkie są w języku angielskim) zostały wykonane przez specjalistów. A metodologia konstruowania tego typu testów do łatwych nie należy. Zajmujące się tym osoby muszą wziąć pod uwagę wiele zmiennych.
Przykładowo: w teście określającym temperament seksualny znajdziemy szereg pytań o częstotliwość stosunków w miejscach publicznych, czy w okolicznościach takich, jak np. pokój w którym śpią inni ludzie. Osoba układająca taki test musi wziąć poprawkę na to, że ktoś może mieć doświadczenie tego typu, które nie wynikają z jego temperamentu seksualnego, ale np. z temperamentu jej byłego partnera, takie zmienne są brane pod uwagę. Stąd dużo pytań podobnego typu – żeby wykluczyć przypadkowość.
Brakujące punkty depresji
Zaczynam od testu na depresję. Ostatnio czuję się wymęczona, nie chce mi się nawet malować oczu, więc to może być ona – myślę. To test typu "jak dalece zgadzasz się z danym stwierdzeniem", opcji jest 5. Pierwsze twierdzenie brzmi "Czuję się smutna". Zaznaczam "czasem", czyli odpowiedź środkową. Przy zdaniu nr 34, czyli "Czuję się bezużyteczna" - "Czuję się wymęczona". Po pół godzinie wiem już, że nie mam depresji.
Szukam krótszego testu. Pada na "Quiz depresji bipolarnej". Bingo! 5 minut i okazuje się, że właśnie ją mam. Konkretnie na 88 proc. Strona radzi poszukać pomocy u specjalisty. Zapisuję w kalendarzu. A potem wykreślam – na stronie "Focusa" znajduję test na typ osobowości. Podział ludzkich charakterów na: sangwinika, choleryka, melancholika i flegmatyka to bodajże pierwszy znany podział tego typu. Zdaniem Hipokratesa wynikający z dominującej w organizmie substancji (w pakiecie jest krew, flegma, żółć i żółć czarna). Wiem, że flegmatyczna raczej nie jestem, obstawiam, że wyjdzie mi melancholiczka.
Okazuje się jednak, że jestem sangwiniczką łamaną na choleryczkę. Dowiaduję się, że pod maską "jowalnego dowcipnisia" kryje się "kreatywność". Jakaś kreatywność pewnie tak, ale żaden ze mnie jowalny dowcipniś. Dodatkowo: bardzo dużo emocji, zmienny stopień zaangażowania, zapominalstwo. Wszystko się zgadza. Z testu wynika jednak, że jestem także choleryczką. Niewątpliwie jest coś w tym, że potrafię niespodziewanie wybuchnąć, a po kwadransie już nie wiem, co mnie tak zezłościło, ale "praktyczny lider"? "Tytan pracy"? Śmiech na Sali. Szczęśliwie moja sangwiniczo-choleryczna osobowość wyjaśnia dlaczego mam pewne symptomy mogące wskazywać na chorobę dwubiegunową. Postanawiam nie kontaktować się ze specjalistą.
Jako pół choleryczka postanawiam zrobić test "Jak zarządzasz gniewem". Wściekam się już, kiedy go robię, ponieważ z kolejnych pytań wyłania się obraz mnie cholerycznej, nomen omen, jak cholera. Test polega na określeniu poziomu rozgniewania (6-stopniowa skala) w nakreślonych scenkach rodzajowych. Złorzeczę pod nosem twórcom, bo raz po raz zaznaczam odpowiedź "wpadam w furię". No ale! Kto nie wpadłby w furię zobaczywszy własnego faceta całującego się w centrum handlowym z inną dziewczyną! Kto nie zapałałby żądzą mordu dowiedziawszy się, że najlepsza przyjaciółka nie tylko wyjawiła, ale i obśmiała delikatną kwestię rodzinną!
Na szczęście potem pojawia się jeszcze kilka pytań o to, czy złoszczę się, że znajomy wytłukł mi wszystkie kieliszki podczas przeprowadzki albo o to, że pies sąsiadów zniszczył mi ogródek, a że zniszczenie mienia jakoś nigdy nie robiło na mnie za specjalnego wrażenia mogę z czystym sumieniem zaznaczyć "jestem trochę zirytowana" i mój "wynik złości" to 42. Nie wiem, co ta cyfra dokładnie oznacza, ale z opisu wynika, że trudno mnie rozzłościć. Dość rzadkie u choleryczek.
Cicha i piękna jak wiosna
Kolejny test znajduję na jednym z popularnych portali skierowanych do kobiet. Sprawdza "Czy on jest ze mną szczęśliwy?". Gdyby ktoś pokazał mi same pytania i zapytał o tytuł quizu, postawiłabym na "Czy on jest dobrym facetem, czy cholernym dupkiem?". Musiałam bowiem zdradzić online "czy partner pisze do ciebie w ciągu dnia". Szczerze? Żyjemy ze smartfonami przyrośniętymi do dłoni. Piszę codziennie z 5-6 najbliższymi znajomymi, bonusowo z własną siostrą.
W tym samym teście pojawiło się też pytanie dotyczące tego, czy partner jest dla mnie miły i czy woli mecz z kolegami ode mnie. Szczęśliwie wyszło, że jest "bardzo szczęśliwy" i "bardzo zakochany". Odetchnęłam z ulgą, ale już po chwili kusiłam los rozwiązując na katolickim portalu test "Wierność i ty". Znalazły się w nim przedziwne pytania, jak np.
Twój ulubiony kolor to:
1) Niebieski
2) Nie znosisz czerwonego
3) Uwielbiasz czerwony
I bądź tu wierna. Chwilę zajęła mi odpowiedź na to pytanie, jako że nie lubię niebieskiego, a do czerwonego nie miałam nigdy przesadnie emocjonalnego stosunku. Skoro mój chłopak okazał się "bardzo szczęśliwy" oraz "bardzo zakochany" postawiłam zdać ten test śpiewająco i wybrałam w końcu niebieski. Zdaje się, że w tym kolorze chodziła Najświętsza Panienka. Były też bardziej podchwytliwe pytania – czy czujesz skrępowanie oglądając scenę miłosną w filmie, albo czy jeśli odbierasz telefon, a rozmówca płci przeciwnej ma miły głos chcesz kontynuować rozmowę. Koniec końców okazałam się "raczej wierna" oraz "inteligentna, ale nieśmiała" (niezbadane są wyroki boskie).
Psycho-terapia psycho-testem
Pytam psychoterapeutę, Mieczysława Jaskulskiego, czy robienie takich psychotestów może mieć w ogóle walor psychoterapeutyczny.
- Cóż, osoba, która rozwiązuje tego typu testy może oczywiście czuć się kimś lepszym, ciekawszym czy fajniejszym, ale nie nazwałbym tego w żadnym razie walorem psychoterapeutycznym. Oczywiście dla każdego odkrycie, że ma się np. "ponadprzeciętnie wysoką inteligencję emocjonalną" będzie mile łechcące, ale jeśli ktoś robi takie testy hurtowo i zaczyna nagle myśleć, że jest powiedzmy narcystycznym erotomanem, chociaż nic w jego dotychczasowym życiu na to nie wskazuje, to będzie znaczyło nie, że odkrył głęboko skrywany rys swojej osobowości, ale raczej, że ma niestabilny obraz siebie – mówi mi Jaskulski.
- Istnieją też poważne testy psychologiczne używane niekiedy w diagnostyce, ale jeśli jest się wprawnym psychoterapeutą to takie ankiety są jednak zbędne – dodaje.
Robię kolejny test. Tym razem sprawdzam, czy jestem romantyczna, znowu na Psychology Today. Okazuje się, że mój "Romance Index" wynosi 75. Jak na osobę, która gdyby mogła zdelegalizowałaby gatunek filmowy, jakim są komedie romantyczne i dostaje wysypki na tle nerwowym, kiedy ktoś puszcza Eda Sheerana, nie da się ukryć, że całkiem wysoko. O moim domniemanym romantyzmie zadecydowały chyba pytania w stylu "hot dog czy kuchnie włoska" i fakt, że nie wyobrażam sobie oświadczyn przy śniadaniu. Strona daje mi kilka romantycznych rad dla romantycznych osób. Między innymi każe założyć "dziennik związku z romantycznymi cytatami", a także "trzymać się za ręce".
- Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, jeśli chodzi o typ osoby, która zatraca się w takich testach to ktoś, kto ma marne kontakty z otoczeniem. Życie codzienne przynosi wszak więcej informacji zwrotnej na temat nas samych, niż potrzebujemy. Orientujemy się jak postrzega nas partner, jak własne dzieci, jak współpracownicy i nie potrzebujemy takich testów. Oczywiście doceniam walor, powiedzmy, rozrywkowy. Dla mnie psychotest znaleziony w gazecie ma ten sam walor, co horoskop. To rodzaj zabawy. Fajnie, jeśli zmusza do refleksji – komentuje Mieczysław Jaskulski.