GwiazdyŻycie współczesnej polskiej lesbijki

Życie współczesnej polskiej lesbijki

Jak się żyje lesbijkom w Polsce, jakie mają problemy, a może nie mają, co spotyka ich ze strony społeczności, w której żyją, od sąsiadów, pani w sklepie – opowiada Yga Kostrzewa, od 14 lat w związku partnerskim z kobietą.

Życie współczesnej polskiej lesbijki
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

30.01.2009 | aktual.: 25.05.2010 23:54

Jak się żyje lesbijkom w Polsce, jakie mają problemy, a może nie mają, co spotyka ich ze strony społeczności, w której żyją, od sąsiadów, pani w sklepie – opowiada Yga Kostrzewa, od 14 lat w związku partnerskim z kobietą.

Jak się żyje polskiej lesbijce?

Nie wiem, jak innym, ale mnie dobrze. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że mieszkam w dużym mieście, w stolicy. Tu jest mnóstwo organizacji np. Lambda Warszawa, w której jestem rzecznikiem, klubów, miejsc, gdzie mogę się spotkać z kobietami podobnymi do mnie. Poza tym ludzie w dużym mieście są otwarci. Co innego może powiedzieć dziewczyna z małego miasta, czy wsi. Z tego co wiem, to nie jest tam najlepiej.

Mieszkając na wsi dziewczyny są praktycznie wykluczone ze społeczności. Jeśli się ujawnią mogą mieć spore problemy w szkole, w pracy, w społeczności lokalnej. A jeśli się ukrywają, to też nie jest im z tym dobrze. Sąsiedzi i rodzina dopytują się, kiedy taka kobieta wyjdzie za mąż. To może rodzić frustracje i osamotnienie. W Warszawie, mamy naprawdę dobrze pod tym względem. Choć i tu oczywiście, mogą się zdarzyć nietolerancyjni ludzie. Ale na wsiach i w mniejszych miejscowościach jest zdecydowanie większy brak akceptacji.

Jakie są twoje relacje z sąsiadami?

Dobre. Obok nas, mnie i mojej partnerki, mieszka młode małżeństwo. Są bardzo otwarci. Gdy nie ma mnie w domu, bo wyjeżdżam, przychodzą, podlewają kwiatki, dokarmiają koty. Zwykła relacja sąsiedzka. Ja dosyć często występuję w telewizji, gdzie opowiadam o problemach lesbijek, zaznajamiam ludzi z tym tematem, wiec jestem przez część mieszkańców rozpoznawana. Nawet pani w sklepie, gdzie kupuję bułki, wie o mojej orientacji. Ostatnio nawet gratulowała mi występu w telewizji. Więc, jak widać, reakcje społeczności, w której mieszkam są miłe.

Czy w takim razie zdarzają się też niemiłe sytuacje?

Czasami tak, ale nie jest ich dużo. Kiedyś, gdy szłam z moją dziewczyną za rękę, usłyszałam wyzwiska i słowa typu „O, lesby idą”. Pamiętam też przypadek, gdy byłam z dziewczyną w parku i podeszła do nas grupka pijanej młodzieży. Na początku próbowałam im tłumaczyć, ale później dałam sobie spokój i odeszłam z tego miejsca, bo zrobiło się niebezpiecznie. W sumie tylko na takich zaczepkach się kończy. Ale mam informacje od innych osób z naszego środowiska, że różnie bywa. Jedna z dziewczyn, która wystąpiła w kampanii „Niech nas zobaczą” została pobita w autobusie nocnym. Moje znajome dostały wypowiedzenie wynajmu mieszkania, gdy właściciel zorientował się, że są parą. Więc wciąż zdarzają się takie sytuacje, ale ogólnie nie żyję w jakimś terrorze. Żyję normalnie, jak każdy człowiek.

A jak stosunki z pracodawcą?

Bardzo dobrze. Pracuję w agencji reklamowej. Od razu, gdy starałam się o tę pracę powiedziałam, kim jestem i zapytałam, czy nie będzie z tym problemu. Okazało się, że nie ma sprawy. Nauczyłam się pierwsza o tym mówić. Dzięki temu to ja rozdaję karty. Nie ma jakichś domysłów, rozmów za moimi plecami. Każdy wie o co chodzi i jest otwarta gra. Uważam, że tak jest lepiej, ale każdy z nas ma oczywiście inne doświadczenia i inny punkt widzenia. Na przykład, moja partnerka, która pracowała w gimnazjum, dostała wypowiedzenie, gdy grono pedagogiczne dowiedziało się, jaką ma orientację. Podobno ksiądz doniósł i upierał się, żeby się jej pozbyć. Nadal są takie zawody, gdzie trudno się ujawnić. Część znajomych też twierdzi, że nie widzi powodu, by „wychodzić z szafy”. To ich prywatna sprawa.

Jak wspominasz czasy szkoły, studiów?

Podstawówka to był czas, gdy dopiero odkrywałam siebie, więc nie ujawniałam się. Ale już w liceum zrobiłam tzw. dziś „coming out” i powiedziałam najbliższym znajomym. Wszyscy bardzo miło to przyjęli. Nie robili żadnych problemów. Raczej byli ciekawi, pytali co i jak.

A twoi rodzice? Jak się dowiedzieli, jak to przyjęli?

Jakoś nigdy tego specjalnie nie ukrywałam. Mama na początku była smutna z tego powodu. Wiadomo, że dla rodziców to prawie zawsze szok. Ale później w miarę upływu czasu się przyzwyczaiła i jest ok. Tata też wie, ale jakoś nie rozmawiam z nim na ten temat.

Gdybyś miała złotą rybkę, to jakie życzenia czekają w kolejce do spełnienia?

Chciałabym przede wszystkim zalegalizowania związków partnerskich. To jest coś, co musimy sobie same wywalczyć. Nikt nam tego nie da. Reszcie społeczeństwa jest to co najmniej obojętne, albo są przeciwni, więc to jest coś, co po prostu musimy same zrobić. Nic nie zmieni faktu, że lesbijki i geje żyją w związkach i chcą mieć dzieci. Już teraz, gdy robiłam ze stowarzyszeniem Lambda Warszawa badania, okazało się, że mnóstwo osób homoseksualnych wychowuje dzieci. Więc nawet dla dobra tych dzieci, warto zrobić taki krok.

Druga sprawa, to wprowadzenie normalnej edukacji seksualnej, która bierze pod uwagę mniejszości seksualne. Obecnie pokutuje w społeczeństwie wiele mitów na temat gejów i lesbijek. Te mity powodują w większości niechęć reszty społeczeństwa do nas. Na przykład jeden z mitów mówi, że osoby homoseksualne nie potrafią stworzyć normalnej, długiej relacji, a drugi mówi, że te osoby są nieszczęśliwe. A ja na przykład jestem w związku od 14 lat i jestem bardzo szczęśliwa. To czy ktoś potrafi tworzyć relacje i czy czuje się szczęśliwy, bądź nie, nie zależy od orientacji seksualnej, ale od tego co ma w swoim sercu i wnętrzu.

zdrowielesbijkihomoseksualizm
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (18)