18 lat była zakonnicą. Mówi, co się działo w zgromadzeniu
Izabela Mościcka trzy lata temu zrzuciła habit. W wywiadzie dla WP Kobieta mówi o przemilczanych nadużyciach za murami klasztorów i swoim nowym powołaniu. - Jedna z sióstr padła ofiarą molestowania przez księdza - to się wydarzyło podczas rozmowy duchowej. W pierwszym momencie poczuła się sparaliżowana, ale gdy sytuacja się powtórzyła, zgłosiła się do swoich przełożonych. Zostało jej zarzucone kłamstwo - mówi.
10.12.2021 06:59
To, co dzieje się za murami klasztorów, jest owiane tajemnicą. Nierzadko idealizujemy sytuację sióstr zakonnych, wyobrażając sobie, że spędzają czas na modlitwie z dala od przyziemnych problemów. Izabela Mościcka mówi wprost o opresyjności zakonnej hierarchii. Zdradza, że w zgromadzeniach ma miejsce przemoc - fizyczna, psychiczna, seksualna, finansowa. W pomaganiu siostrom w potrzebie Izabela odnalazła swoje nowe powołanie. Do jej Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym dzwoni coraz więcej osób.
Marta Kutkowska, WP Kobieta: Nie chce pani być nazywana ekszakonnicą. Dlaczego?
Izabela Mościcka: To określenie jest stygmatyzujące, naznaczające. Bycie siostrą zakonną to ważna część historii mojego życia, ale nie determinuje mojej przyszłości.
W zakonie spędziła pani 18 lat, a to ponad połowa pani życia. Co się stało?
Szukałam nowych form działania. Poszłam do przełożonej, która powiedziała mi, że jedyny sposób na zrobienie tzw. rozeznania, jest eksklaustracja, czyli czasowy pobyt poza zgromadzeniem. Ja z tego pobytu już nie wróciłam.
Domyślam się, że taka decyzja musi długo dojrzewać.
Zaczęłam zauważać, że nie znajdę tego, czego szukam, w strukturach zgromadzenia. Sposób komunikacji, próba dialogu z przełożonymi pokazała mi opresyjność tego systemu. Zrozumiałam, że z tym, jak odkrywam siebie i do czego wierzę, że powołuje mnie Bóg, nie odnajdę się w obecnych układach zgromadzeń zakonnych w Polsce. Do tego doszła śmierć mojej mamy, zaczęłam sobie zadawać pytania dotyczące przyszłości.
Były problemy?
Przy wyjściu z zakonu trzeba podpisać dokument zwolnienia ze ślubów. To jest wewnętrzny dokument zgromadzenia. Bardzo się stresowałam, to był przełomowy moment w moim życiu. Poprosiłam, by ktoś poszedł ze mną. Po pierwsze chciałam mieć wsparcie emocjonalne, po drugie - bałam się, że w tych nerwach przeoczę jakiś kruczek prawny w dokumencie. Zgromadzenie nie zgodziło się na osobę towarzyszącą. Zasłonili się zasadami RODO i w żaden sposób nie chcieli ustąpić. W końcu zagrozili mi, że jeśli nie podpiszę tych dokumentów, nie będę mogła wziąć ślubu kościelnego.
Wystraszyło to panią?
Nie, bo ja nie chciałam zakładać rodziny. Zamierzałam dotrzymać ślubów także po wyjściu ze zgromadzenia.
Wróćmy do momentu, w którym wychodzi pani z klasztoru. To trochę jak skok w przepaść. Miała pani odłożone pieniądze? Zapewnione mieszkanie?
Dostałam od zgromadzenia ok. 2,5 tys. zł na start. Miałam trochę świeckich ubrań po mamie. Zamieszkałam w mieście mojego brata i moi przyjaciele udostępnili mi wtedy bezpłatnie miejsce do mieszkania. Znam jednak taką siostrę, która została zupełnie z niczym. Zadzwoniła do znajomego księdza, żeby odebrał ją spod bramy klasztoru i potem organizowano dla niej jakąś pomoc. Siostry od momentu wstąpienia do zakonu mają bardzo ograniczone kontakty ze światem zewnętrznym.
Jest w tym pewien rodzaj manipulacji. Ja nigdy nie usłyszałam wprost, że mam ograniczyć rozmowy z przyjaciółkami, ale dawano mi do zrozumienia, że nie jest to mile widziane. Miałam nawet problem z odwiedzeniem mamy w szpitalu po operacji. Siostra przełożona nie wyraziła zgody na mój wyjazd. Wtedy się postawiłam i pojechałam bez względu na jej sprzeciw. W zakonie mówią, że "zgromadzenie ma od teraz być twoją rodziną, inna jest ci niepotrzebna". Więc gdy się wychodzi, rzeczywiście nie ma się praktycznie nikogo bliskiego.
Czy siostry zakonne w klasztorze dysponują swoimi pieniędzmi?
Jest bardzo różnie. Siostry żyją życiem wspólnotowym. Niektóre pracują, a ich pensje są przesyłane na konto zgromadzenia. Ja pracowałam głównie w przedszkolach. W pewnym momencie siostry wprowadziły innowację: zaczęły nam wypłacać kieszonkowe. To było 50 zł miesięcznie. Z tej kwoty miałyśmy sobie opłacać telefon, kosmetyki i bieliznę. Jeśli któraś z sióstr potrzebowała więcej pieniędzy np. na buty lub koszulkę pod habit, musiała poprosić siostrę przełożoną.
Jaka jest rola sióstr przełożonych w zgromadzeniu?
One mają władzę absolutną. Tak myślą o sobie i często tej władzy nadużywają. Każda siostra przebywająca w zakonie musi o każdą dodatkową rzecz poprosić swoją siostrę przełożoną. Mam na myśli kontakty z rodziną, kwestie finansowe, a nawet leczenie i zakup leków.
Jak się choruje w zakonie?
Siostry zakonne chorują w poczuciu winy. Miałam taką sytuację, że bardzo źle się czułam, bolały mnie plecy. Poszłam do siostry przełożonej poprosić o zwolnienie z modlitwy. Powiedziała, że skoro miałam siłę do niej przyjść, to mam też siłę wziąć udział w modlitwie. Jeszcze gorzej jest z chorobami psychicznymi, choć tutaj się coś na szczęście powoli zmienia.
Znam taką historię, że jedna z sióstr zachorowała na depresję. Otworzyła się przed wspólnotą, która ją bardzo wsparła. Podjęła leczenie farmakologiczne i terapię. W pewnym momencie jej poczucie bezpieczeństwa zaczęło przeszkadzać siostrom przełożonym. Uznały, że trzeba ją przenieść. To jest przykład łamania człowieka pod płaszczykiem dbania o jego rozwój duchowy. Siostra prosiła, by jej nie przenosić. Mówiła o stanach lękowych, strachu przed zmianą otoczenia. Siostry były nieugięte. W nowej placówce panowała zupełnie inna atmosfera.
Pojawiły się problemy z pieniędzmi na leki. Mówiono tej siostrze, że może to nie jest dla niej nic dobrego, że bierze leki. Raz poprosiła rodzinę o pieniądze, potem znajomych. Po jakimś czasie pojawiła się jednak bezradność, choroba się nasiliła, pojawiły się myśli samobójcze. Zwierzyła się z tego księdzu na spowiedzi, który zasugerował jej, żeby przemyślała odejście z zakonu i ostatecznie tak właśnie zrobiła.
Dużo mówi się o przypadkach molestowania przez księży w Kościele. Czy do tego rodzaju nadużyć dochodzi także w zakonach żeńskich?
To jest wciąż temat tabu. Pamiętam taką sprawę sprzed kilku lat. To była młoda siostra jeszcze przed ślubami wieczystymi. Padła ofiarą molestowania przez księdza - to się wydarzyło podczas rozmowy duchowej. W pierwszym momencie poczuła się sparaliżowana, ale gdy sytuacja się powtórzyła, zgłosiła się do swoich przełożonych. Zostało jej zarzucone kłamstwo, a ksiądz nie poniósł żadnych konsekwencji. Nie słyszałam, żeby jakakolwiek z sióstr zgłosiła sprawę na policję. Pamiętam, że parę lat temu przewodnicząca konsulty (jednostka zrzeszająca siostry przełożone – przyp. red.) powiedziała w wywiadzie, że spotykała się z przypadkami molestowania i podejmowała wówczas decyzję o przeniesieniu pokrzywdzonej siostry.
Dlaczego pomaga pani teraz siostrom?
Po tym, jak odeszłam, zaczęły się zgłaszać do mnie siostry w potrzebie, które dowiedziały się o mnie pocztą pantoflową. Zgromadzenia zakonne w Polsce są dość hermetyczne i niezależne w swoim funkcjonowaniu. Wiąże się to z tym, że w sytuacjach trudnych nie ma żadnej instytucji zewnętrznej, która mogłaby interweniować. Jeśli jakakolwiek siostra zakonna jest ofiarą nadużyć w swojej wspólnocie, może zwrócić się tylko do swoich przełożonych.
Jednak kiedy agresorem są przełożone, nie ma gdzie szukać pomocy. Założyłam Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym, by pomagać siostrom zarówno w zakonach, jak i tym, które zakon opuściły. Zależy mi także na zwiększeniu świadomości sióstr na temat przemocy. Chcę wytłumaczyć im, czym jest przemoc fizyczna, seksualna, ekonomiczna i duchowa.
Wolność dała pani szczęście?
Tak. Wcześniej zapomniałam, jak to jest cieszyć się z drobnych przyjemności, np. z naleśników na śniadanie. Pamiętam też, jak któregoś razu w letni dzień pojechałam na grilla do znajomych. Wracałam późno, do klasztoru nie można było wracać po 22:00. Pomyślałam wtedy, że przecież nie muszę się spieszyć. To było piękne uczucie.