Blisko ludziAnia Szubert i jej życie po raku

Ania Szubert i jej życie po raku

Kilka lat temu Ania Szubert siedziała z koleżanką po mastektomii w znanym w stolicy lokalu Warszawa Wschodnia. Koleżanka, mimo przebytej choroby, piękna i zadbana. Ania zwierzała się jej z problemów z facetami. - Chyba wezmę cię na siódme piętro oddziału onkologii, żebyś zobaczyła jak dzieci żegnają się z matkami. Zrozumiesz, co to są prawdziwe problemy - powiedziała przyjaciółka. - Nie zniosłabym tego chyba - pomyślała Ania.

Ania Szubert i jej życie po raku
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

14.10.2016 | aktual.: 04.06.2018 14:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pomagaj i ostrzegaj innych

Ania Szubert. 31 lat. Fotografka. 24 kwietnia 2015 roku dowiedziała się, że ma w klatce piersiowej guza wielkości głowy niemowlaka. Że to chłoniak. Mówiła o tym już kilka razy. Dla „Rzeczpospolitej” zrobiła sobie sesję na 12-centymetrowych szpilach. Wspólnie z przyjaciółką, Anastazją, która wspierała ją podczas choroby. Piękne, szczupłe, zadowolone. Mało osób wie, że Ania nie potrafiła ustać w tych szpilkach – tak osłabione mięśnie miała. Wesoła była też, gdy robiono z nią materiał w TVN. „Wspaniale znosisz chorobę” - mówiła dziennikarka. Tak, Ania rzadko płacze. Nawet psycholog na oddziale onkologii w Warszawie mówiła jej: Ty musisz płakać!
Ale Ania czuje przede wszystkim misję. Żeby wspierać inne dziewczyny, które dowiadują się, że są chore. Żeby namawiać każdą z nich, żeby się badała. Na jej publicznym profilu na Facebooku pojawia się artystyczne, półnagie zdjęcie. „Rosnę” - podpis. Ania na nim z mocnym makijażem, bez peruki. Choć kilka razy powtarzała, że ta utrata włosów była dla niej najtrudniejsza. Że jest artystką, więc estetyczna sfera życia jest ważna. „Szkoda będzie tych włosów” - powiedziała do niej lekarka. „A może się uda, może tylko się przerzedzą?” - spytała Ania. „Nie” - głos lekarki był stanowczy. „Przy tak mocnej chemii na pewno je stracisz”. Chemia była czerwona, w nowotworowym żargonie nazywa się ją „fryzjerka”, bo zawsze po niej traci się włosy. I Ania też je straciła.

Była wtedy w szpitalu, wstała rano, poszła się myć. Gdy się czesała, spora kępka została na szczotce. „Ala, to już” - zadzwoniła do przyjaciółki. Przyjaciółka chwilę później przyjechała z maszynką. Wcześniej to ustaliły. Psychoonkolog, która pracowała z Anią wcześniej, powiedziała: nie dawkuj sobie stresu, nie obcinaj włosów po trochu. Przeżyj jeden szok. – I przeżyłam– wspomina Ania. – Choć potem, gdy już byłam łysa, nabrałam dystansu.
„Najbardziej boję się o włosy” - zwierzył się Ani jeden z pacjentów. To już było dużo później. Ona była w szpitalu długo, on krótko.
„Nie bój się” - powiedziała. I zdjęła perukę.
„No fajnie wyglądasz” - zaśmiał się.
Ale nie mówcie znajomym i bliskim chorym na raka, że włosy odrosną. Oni to wiedzą. Ale tu i teraz czują się z tym źle.

Zrozum, że świat może zmienić się w sekundę

Był 24 kwietnia. Ania: Zwyczajny dzień, robiłam klientce zdjęcia. „Jakie ty masz sine usta, natychmiast idź do lekarza” - powiedziała tamta. Próbowałam jeszcze pracować. Ale musiałam przerwać sesję, tak było mi słabo. Nawet nie skupiłam się na tym, co mówi klientka. Miewałam już sine usta. Ale jestem odporna na ból. To czasem plus, czasem minus w życiu. W przypadku choroby minus, bo zniesiesz więcej niż inni. Dopóki egzystujesz, pracujesz, oddychasz, to znaczy, że żyjesz.
Ani spuchła twarz. Zaczęła mieć duszności, swędziało ją ciało. „Co za cholerna woda” - myślała. Była pewna, że to alergia, organizm reaguje na to, że ona wiecznie w drodze. Między Warszawą, gdzie pracowała, a Poznaniem, w którym mieszkała. Ileś godzin na nogach. Męczący kaszel, przemęczenie, chudnięcie. – W pewnym momencie nawet nie spałam na wznak. Po chwili leżenia na plecach zaczynałam się dusić.

24 kwietnia, tego samego dnia, gdy klientka powiedziała: Zbadaj się, masz sine usta, Ania wylądowała w szpitalu.
– Pojechałam z moim chłopakiem do kolegi. Miał mi podać odżywkę w kroplówce, dla sportowców. Powiedział: Jedź na SOR, masz taką arytmię, nigdy takiej nie słyszałem. Wylądowałam na Izbie Przyjęć, kolejka. Pełno starszych ludzi, dzieci z urazami. Na początku stałam o własnych siłach, w końcu osunęłam się na fotel. Zauważył to któryś z lekarzy. „Proszę tyłem, zaprowadzę panią do internisty, nie mogę pani wpuścić ot tak, zaraz będzie bunt wszystkich czekających”.
Szpitalne kuriozum. Niby. Potem RTG, USG jamy brzusznej. Lekarz Pierwszy: Nie jestem upoważniony, ale jest pani ciężko chora. Ma pani guza. Jakie rokowania? Trudno powiedzieć. Do badania histopatologicznego. Lekarz Drugi: Albo potworniak albo chłoniak. Czeka panią ciężka chemia.

Bój się i walcz

Ania: Wylądowałam na IOM–ie. Pełno rurek, kabli. Większość ludzi zaintubowanych. Pamiętam krzyk chłopaka po wypadku wybudzonego ze śpiączki. Miał rozszczepiony kręgosłup, odleżyny. Wył z bólu tak, że nigdy nie zapomnę.
Ania wtedy słyszy: Trzeba uspokoić serce. Dostaje morfinę. Anastazja pisze SMS–y: to nie wyrok, to tylko diagnoza, jak podda się twoja głowa, podda się ciało. Jeśli masz zamiar zrezygnować z walki, od razu zamawiaj trumnę. To mogłyby być żarty, ale nie są. Ania dzisiaj: Od dwóch lat mówiłam: będę miała raka, czuję to.
Anastazja: Ona sobie to wywołała. Miała ciężki rok. Zginął jej dziadek, który był jak ojciec, okazało się, że zdradza ją facet. Rak bierze się ze stresu, napięcia, szczególnie chłoniak, który nazywany jest chorobą arystokratów, chorobą ludzi wrażliwych.
Ania pamięta taką scenę. Ląduje na 6 piętrze w szpitalu onkologicznym w Warszawie. Ma mieszkać w jednym pokoju z Kamilą. Kamila nie ma rzęs, brwi, włosów. Wygląda jak typowy pacjent onkologiczny. „Jestem poddana takiemu programowi leczenia, osiemnaście tygodni” - mówi. Ania myśli: Pół roku w szpitalu? Nie wierzę. Straszne. Ona jeszcze wygląda jak osoba z „Właściwego świata”. Makijaż, zrobione włosy, świeżość. Chwilę później do pokoju przychodzi lekarka: Mam dla pani program, osiemnaście tygodni. – Siedziałam tyłem do drzwi, patrzyłam w okno. Był 4 maja, zachodziło słońce. Zrobiłam zdjęcie. „Mój nowy świat. Na pół roku” - napisałam na Facebooku.

Potem Ania pamięta: podawanie prefazy (tzw. przedchemia, której celem jest sprawdzenie, jak organizm zniesie chemię właściwą). Maleńkie próbki, po których podaniu dostawała drgawek tak silnych, że odbijała się od łóżka z powodu tych drgań. Ból kości tak mocny, że nie wiedziała, że w ogóle coś tak boli.
A przecież była odporna na ból. I dzielna, i silna, mocna. I tak dalej.

Nie oceniaj, pozbądź się złych emocji

Pół roku w szpitalu. Uczysz się, że:

- Centrum świata to jest godzina 17, spotkania na balkonie, śmiech, wspólne oglądanie kabaretów, zamawianie pizzy, dowcipy. Pani Ela, która już miała cztery nawroty i wszyscy nazywają ją królową Elżbietą I, bo pokonała zespół Richtera. Jurek, który wyszedł ze śpiączki, Kuba, który wciąż się śmieje.
- Tu toczy się twój świat. Jest najpiękniejszy, bo chłoniak rokuje, ludzie łatwiej się otwierają, jest wesoło, piętro wyżej kobiety walczą z rakiem piersi, a dwa piętra wyżej jest oddział nowotworów twarzy i szyi. Jest tam cicho i smutno. Zupełnie tak, jakbyś wylądowała na innej planecie.
- Masz zakaz wyjścia, bo wszędzie są zarazki. Ale kiedyś uciekasz do Lidla i czujesz, że to jest magiczna wyspa. Pięknie, kolorowo. Ale jesteś zmęczona tak, że gdy kucasz przy półce, już nie możesz podnieść się sama. Ale masz poczucie, że wyrwałaś się do życia, bo TAM to jest nadzieja na życie, ale codzienność w celach bez krat, a rytm twojego życia to badania, chemie, spadki i wzrosty parametrów krwi. Radość i płacz w niedzielę, bo twój ukochany synek, Natan tak daleko.
„Mamo, zostanę lekarzem i cię wyleczę” - mówi on przez telefon.
Wspiera cię były partner, rodzina.
- Płaczesz w każdą niedzielę. Bo jesteś daleko. Od syna. I wszystkiego, co kochasz. A na oddziale mówią: Słoneczko płacze…
- Przewartościowujesz swój świat. Naprawdę płakałaś z powodu facetów? Dziś podają ci chemię. Tak silną, że gdy pielęgniarki zmieniają ci wenflon, a kropla płynu, który podają ci do krwi, spada na linoleum– wypala podłogę. „Żyły człowieka zniosą wszystko” - pociesza jedna z pracownic szpitala.
Człowiek zniesie wszystko. By żyć. 17 listopada. Guz Ani ma 11 cm. Lekarka mówi: On jest już martwy, trup, ale musimy go naświetlać. Ania Szubert mówi: Kopię leżącego. Niedawno przeszła zapalenie nerwu serca. Radioterapia trwa.
Ale Ania będzie żyła. Zaczyna znów robić zdjęcia, przytyła 18 kg, pięknieje.
Badajcie się.

Tekst: Katarzyna Troszczyńska. Spokój duszy, dom w lesie i piątka dzieci. To jest jej wyobrażenie o szczęśliwym życiu. Ale to chyba w następnym wcieleniu. W tym grzebie ludziom w duszach, opowiada synowi magiczne historie i często się niepokoi. Długo pracowała w pismach dla kobiet, ale teraz woli życie w internecie.

Źródło artykułu:ohme.pl
Komentarze (36)