#bezwyjscia "Po tobie nie widać traumy, a on chodzi taki smutny po uczelni". To usłyszała Alicja, ofiara przemocy na tle seksualnym
Na przesłuchaniach policjanci pytali jej znajomych, czy "Alicja to fajna dupa", "czy jest łatwa", "czy lubi flirtować". Nikt nie wierzył, że taki "spoko koleś" mógł naruszyć intymne granice koleżanki ze studiów. Choć od tamtego wydarzenia minęły trzy lata, Alicja, która jest po próbie samobójczej, wciąż zmaga się z zespołem stresu pourazowego i przyjmuje leki antydepresyjne.
– Od zawsze byłam idealistką i wierzyłam, że ze złem należy walczyć – mówi Alicja, podopieczna Stowarzyszenia ForgetMeNot, które wspiera ofiary przemocy seksualnej i na tle seksualnym. Kobieta chce przełamać tabu w ramach akcji #ToNieNaszWstyd i dlatego opowiedziała nam swoją historię.
"On był wielkim, grubym, silnym kolesiem"
Do aktu przemocy doszło 14 marca 2017 roku na domówce. Studiowałam wtedy na drugim roku w jednej ze szkół filmowych. Koleżanka miała urodziny, zaprosiła wyłącznie zaufane osoby, wszyscy się znaliśmy. Tego dnia byłam po pracy i byłam dość zmęczona, dlatego umówiłam się z organizatorką imprezy, że u niej przenocuję.
Była to klasyczna impreza – alkohol, zabawa, wiadomo. Jeden z chłopaków, nalewając mi drinka, rzucił: "Alicja, chodź kiedyś na akademiki, zabawimy się". Odpowiedziałam zbywająco: "Nie, dzięki", ponieważ nie byłam kompletnie zainteresowana. Impreza toczyła się dalej, po północy zdecydowałam się pójść spać. Zawinęłam się w koc i zasnęłam.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Historie inspirujących kobiet
Po jakimś czasie przebudziłam się, słysząc, jak ludzie wychodzą z mieszkania na papierosa. Wszyscy poza jednym chłopakiem – tym, który zapraszał mnie kilka godzin wcześniej "na akademiki". A palił papierosy, i to obficie. Przyszedł do sypialni. Położył się na łóżku. Objął mnie. Nie reagowałam, myślałam, że też po prostu jest zmęczony. Ale on zaczął mnie wyciągać spod koca, ściskał mnie za piersi, wkładał ręce między nogi. Nie wiedziałam, co się dzieje, nie byłam w stanie zareagować. Pamiętam, że w pewnym momencie usłyszałam swój przerażony, świszczący oddech, a on zaczął wpychać mi koc do gardła. Krztusiłam się i dusiłam, nie byłam w stanie nic zrobić.
On chyba do tego momentu był przekonany, że śpię, ale zorientował się, że jednak jestem obudzona. Zrozumiałam wtedy, że mógłby mnie zabić. W głowie modliłam się tylko: "Boże, niech oni przyjdą z tego papierosa". On był wielkim, grubym, silnym kolesiem. Nie miałam z nim szans.
Do klasycznej penetracji nie doszło; w pewnym momencie usłyszałam ludzi na klatce schodowej, którzy wchodzili do mieszkania. On też, bo wtedy zaczął wstawać. Do pokoju weszła koleżanka, gdy on schodził z łóżka. Ja leżałam, nie byłam w stanie nic zrobić, nic powiedzieć, nie pamiętam nic więcej.
"Patrzę w lustro i się nie poznaję"
Rano wróciłam do domu. Odruchowo wrzuciłam ubrania do pralki, wzięłam kąpiel. Podczas kąpieli, gdy dotykałam szyi, miejsc intymnych, zaczęło mi się wszystko przypominać. Nie mogłam w to uwierzyć. To był "spoko koleś", przecież on nigdy by tego nie zrobił. Zadzwoniłam do koleżanki, która po tym wszystkim weszła do pokoju. Zapytałam, czy jest możliwe, by widziała, jak on wtedy wstawał z łóżka, bo coś mi się chyba ubzdurało. Potwierdziła, że tak było.
Przez pierwszych kilka dni nie byłam w stanie racjonalnie myśleć, nie spałam, nie wiedziałam, co mam zrobić. Przecież nic się nie stało… Może to mi się tylko wydaje? Sama sobie nie wierzyłam. Po tygodniu doszło do konfrontacji. Podeszłam do niego na uczelni, mówiąc, że musimy pogadać. Trzęsłam się jak szalona, ale chyba adrenalina pozwoliła mi w ogóle cokolwiek powiedzieć. Myślałam, że jeśli mnie przeprosi, będzie OK. Ale on nie żałował, nie przeprosił.
Powiedział, że jedynie mnie przytulał. Wtedy coś we mnie pękło i zaczęłam mu przypominać, jak wciskał mi palce do pochwy, jak dusił mnie kocem. Zaczął się agresywnie przybliżać i krzyknął: "Skoro jesteś taka charakterna, mogłaś powiedzieć, że ci się nie podoba". Wtedy zrozumiałam, że on się przyznaje.
Do tego momentu jakaś część mnie próbowała uwierzyć, że to mi się tylko przyśniło. Ale te słowa były potwierdzeniem tego, co mi zrobił. Co więcej, on nie żałował. Dopiero po tych słowach zgłosiłam sprawę na policję.
Na pierwszej komendzie nie przyjęto mojego zgłoszenia, kazano mi przyjść o trzeciej w nocy, bo dopiero wtedy miały być na zmianie kobiety. Przyszłam. Przyjęto moje zeznania, ale sprawę umorzono. Doświadczyłam ogromnego victim blamingu; moich znajomych pytano na przesłuchaniach, czy "Alicja to fajna dupa", "czy jest łatwa", "czy lubi flirtować". Choć początkowo mnie wspierano, po jakimś czasie słyszałam: "Ale po tobie nie widać traumy, a on chodzi taki smutny po uczelni".
Cały czas musiałam z nim siedzieć na jednej sali wykładowej. Choć na początku nie przychodził zbyt często, wrócił na uczelnię po swoim przesłuchaniu, na którym policjant go zapewnił, że nic mu nie grozi. Wiem to od znajomych.
Od tamtej pory niewiele pamiętam. Mam wyjęte pół roku z życia, pamiętam tylko urywki – jak patrzę w lustro i się nie poznaję, pamiętam zimną posadzkę w łazience, na której leżałam, mając ataki paniki. Pamiętam moją próbę samobójczą. Do teraz zmagam się z zespołem stresu pourazowego. Jestem na lekach antydepresyjnych.
Pomóc innym
Alicja przyznaje, że o tym, co ją spotkało, chciała mówić głośno od początku, choć nie było to łatwe. – Uważam się za feministkę, wiem, że należy mówić głośno o krzywdach i niesprawiedliwościach. Tylko że nikt nie chciał mnie słuchać – twierdzi. – Nie potrafiłam sobie wybaczyć, że wtedy nie umiałam mu się przeciwstawić, więc walczę teraz – za siebie i za inne osoby. Jedynym, co mnie popchnęło do tego, by zgłosić to na policję, była obawa, że on może zrobić to ponownie.
Co jakiś czas Alicja próbowała przełamywać tabu na swoim profilu na Instagramie, jednak czuła się rozdarta. – Z jednej strony nie chciałam, by to zostało zapomniane, z drugiej jednak strony wciąż winiłam siebie – wyznaje.
Na początku tego roku napisała na stronie Stowarzyszenia ForgetMeNot, że jest im z całego serca wdzięczna za ich działalność. – I tak się zaczęło – wspomina Alicja. – Odkąd tam jestem, po pierwsze – czuję się zrozumiana. Po drugie – nie jestem samotna. Po trzecie – mogę komuś pomóc. Po naszych akcjach pisze do nas masa osób, dziękując za to, co robimy.
Alicja mówi wprost, że nie wierzy w karmę czy życie po śmierci, w którym jej oprawca mógłby zostać ukarany. – Nie wierzę w istnienie sprawiedliwości, ale wierzę w to, że są ludzie, którzy mogą sami czynić dobro i właśnie to staram się robić. Nie chcę, by jakakolwiek inna osoba doświadczyła takiej samotności i traumy, z jaką zmagałam i zmagam się ja. Czasem nadal winię siebie za to, co się stało. Ale możliwość pomocy innym osobom doświadczonym przemocą seksualną daje mi pewne poczucie kontroli. Widzę, że jest to problem systemowy i tylko dzięki kolektywnej, solidarnej, konsekwentnej pracy można zwalczyć kulturę gwałtu – tłumaczy Alicja.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl