Zarabia 1000 zł na godzinę. Zdradza kulisy "białego wywiadu"

Eliza pracuje jako specjalistka do spraw białego wywiadu. Na podstawie czyjegoś profilu w mediach społecznościowych, jest w stanie znaleźć wszystko. To przydaje się, by demaskować fałszywych adoratorów czy znajdować byłych mężów, którzy nie płacą alimentów.

Praca w "białym wywiadzie" jest bardzo opłacalna (zdjęcie ilustracyjne)
Praca w "białym wywiadzie" jest bardzo opłacalna (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Andrii Synenkyi
Agnieszka Woźniak

02.11.2023 | aktual.: 02.11.2023 08:20

Eliza* pracuje w Londynie na stanowisku "investigator" w dużej korporacji. Jest specjalistką od OSINT-u, czyli białego wywiadu. Znajomi żartobliwie nazywają ją "profesjonalną stalkerką".

- Kolega dał mi ostatnio w prezencie kubek z napisem "I am not stalker, I am a researcher" (tłum. nie jestem stalkerką, jestem badaczką - przyp. red.) - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

OSINT (od open-source intelligence) polega na zdobywaniu informacji o konkretnej osobie lub firmie na podstawie źródeł powszechnie dostępnych w internecie. To przeciwieństwo czarnego wywiadu, w którym wykorzystuje się nieetyczne i nielegalne sposoby pozyskiwania informacji.

Fałszywa tożsamość

W swojej pracy pomaga dotrzeć do danych, takich jak adres zamieszkania, zadłużenie czy miejsce pracy danych osób. Choć jej klientami są głównie duże korporacje, szukające np. swoich dłużników, Eliza realizuje również zlecenia prywatne. Pomaga kobietom, które chcą odnaleźć np. adres swojego byłego męża, który nie płaci alimentów lub stwierdzić, czy mężczyzna, którego poznały przez internet, nie podaje się za kogoś, kim naprawdę nie jest.

- Jedna z pań wysłała mi profil facebookowy mężczyzny, który do niej pisał. Był bardzo czuły i uroczy, przez co zaczęła żywić do niego uczucie. Miała jednak pewne wątpliwości. Nigdy nie widziała go na żywo, a jego zdjęcie wyglądało, jakby zostało wzięte ze stocka (bazy zdjęć - przyp. red.).

Odkrycie, kim naprawdę jest mężczyzna, nie zajęło jej zbyt długo. - Najlepsza rzecz, którą możemy zrobić w takiej sytuacji, to spojrzeć na link danego profilu na Facebooku. Często osoby budujące fałszywą tożsamość, zamiast zakładać nowe konto, wykorzystują do tego już istniejące - tłumaczy Eliza.

To był dobry trop. - Link profilu zawierał imię i nazwisko, które doprowadziło nas do dawnego znajomego tej kobiety. Okazało się, że to mężczyzna, który przed laty się w niej zakochał i desperacko próbował odnowić kontakt, udając kogoś innego.

Odkryła podwójne życie swojego ojca

Eliza pierwszy raz miała do czynienia z białym wywiadem w momencie, gdy nie wiedziała jeszcze, czym on tak naprawdę jest. Natrafiła na "podejrzane" zdjęcie swojego ojca i na własną rękę przeprowadziła internetowe śledztwo. Dzięki temu odkryła, że prowadzi on podwójne życie.

- To było zdjęcie z kempingu z jakąś panią. Chciałam się dowiedzieć, kim jest ta osoba. Najpierw szukałam zdjęcia jej twarzy przez narzędzie Google. Nie było to jednak zbyt pomocne, bo wyszukiwarka wyświetliła mi około 1500 fotografii podobnych kobiet. Nie pomógł również przegląd jego znajomych na Facebooku. Ale nie poddawałam się, wiadomo przecież, że kochance nie wysyła się zaproszenia - wyjaśnia.

Dobrym tropem okazało się przejrzenie wszystkich postów, które "polajkował" jej tata.

- Teraz zrobiłabym to szybciej i bardziej profesjonalnie, ale wtedy po prostu sprawdzałam, do jakich grup należy i jakie posty lubi. W końcu natrafiłam na pewną panią. Na jej profilu znalazłam zdjęcie lasu, który wyglądał identycznie, jak ten z kempingu.

Później Eliza wcieliła się już w rolę prawdziwego detektywa. W domu znalazła rachunki za hotel w Chorwacji, dzięki czemu była w stanie potwierdzić tożsamość kochanki ojca.

- Zadzwoniłam do hotelu mówiąc, że zgubiłam rachunek, a potrzebuję go do rozliczenia wyjazdu. Poprosiłam o przesłanie go na podanego przeze mnie maila. Wtedy wszystko się potwierdziło. Zdaję sobie sprawę, że to było zachowanie nieetyczne. Obecnie w swojej pracy nie wykorzystuję tego typu metod, ale wtedy uważałam, że to konieczne.

Dane, które zdobyła, pomogły jej mamie udowodnić podczas rozprawy rozwodowej winę męża. - Wiedziałam, że moja mama nie chciałaby być z kimś, kto zachowuje się tak nieuczciwie, więc nie miałam oporów, by jej o tym powiedzieć - przyznaje Eliza.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pokaż mi swój profil, a powiem ci, kim jesteś

Codziennie udostępniamy w mediach społecznościowych miliony informacji. Nawet jeśli pozornie mamy wrażenie, że chronimy swoją prywatność, specjaliści są w stanie dowiedzieć się o nas naprawdę sporo. Okazuje się, że wcale nie musimy wrzucać na bieżąco zdjęć z naszego codziennego życia. Istnieją bazy danych, na których można znaleźć o nas wszystko.

- Bardzo pomocnym narzędziem jest strona OSINT Industries, do której każdy ma dostęp. Gdy go odkryłam, byłam zdziwiona, że znajdziemy tam nawet informacje o tym, czy korzystamy z aplikacji do biegania oraz o ilości dodanych komentarzy na Google Maps. Każdy może to bezpłatnie sprawdzić. Narzędzie to w kilka sekund skanuje aż 200 różnych stron. Samej zajmowało mi to dużo więcej czasu.

Eliza przyznaje, że kiedyś "stalkowanie" było nieco łatwiejsze. - Przy pomocy Twittera mogłam od razu odnaleźć czyjąś lokalizację. Teraz na X (nowa nazwa serwisu) nie jest to już takie proste. Ludzie dzielą się mniejszą ilością informacji. Wyjątkiem jest TikTok, gdzie wrzucają praktycznie wszystko. Trochę nie rozumiem jego fenomenu, ale to doskonałe narzędzie do pozyskiwania danych - przyznaje.

Jej klienci najczęściej proszą ją o odnalezienie adresu danej osoby, aby np. zaadresować tam sądowy pozew.

- Najłatwiej jest odnaleźć adres zamieszkania osoby, która prowadzi firmę lub jednoosobową działalność gospodarczą. Bardzo prawdopodobne jest, że adresem prowadzenia działalności, widocznym w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej, jest adres zamieszkania. Czasem jest to jednak niezwykle trudne. W przypadku osób, które nie używają mediów społecznościowych, zaczynam od znalezienia miejsca pracy lub sprawdzam, jakie skończył studia.

Patrz na ucho

Eliza pomogła kiedyś znajomej, która poznała mężczyznę przez lata pracującego w Niemczech. - Rzekomo się dorobił. Ona była bardzo w nim zakochana. Pożyczyła mu sporą sumę pieniędzy, nie podpisując żadnej umowy. Przecież tak bardzo mu ufała. Mi zapaliła się jednak czerwona lampka - mówi ekspertka od białego wywiadu.

Znalazła jego zdjęcie na portalu, który opublikował artykuł o grupie Polaków, którzy zorganizowali społeczną akcję z okazji Dnia Sprzątania Ziemi. - Na fotografii widoczny był jedynie kąt jego nosa i ucho.

To jednak wystarczyło. - Ucho jest czasem bardziej przydatne niż odciski palców. Przy jego pomocy bardzo łatwo możemy kogoś zidentyfikować. Następnie sprawdziłam jego nazwisko w niemieckim rejestrze dłużników. Okazało się, że miał bardzo dużo długów i próbował je spłacić pieniędzmi swoich ofiar.

Tysiąc złotych za godzinę

Eliza przyznaje, że bardzo lubi swoją pracę, ale ciężko jest jej czasem odpocząć lub wziąć zwolnienie lekarskie.

- Klient płaci za czas, który spędzam nad daną sprawą. Godzina mojej pracy kosztuje ponad tysiąc złotych. Nie mogę w trakcie śledztwa iść na zwolnienie i pozwolić, by kolejny śledczy marnował następne 10 godzin na to, co już zrobiłam. Nie wiem, czy całe życie mogłabym tak pracować.

Wyzwaniem jest również praca na rynku europejskim. - Amerykanie czasem nie rozumieją, że ciężko dostać u nas dane o czyimś miejscu pracy lub skończonych studiach. Informacje, które w USA jestem w stanie zdobyć w kilka minut, w Europie kosztują mnie kilka dni pracy. Jest tu dużo większy nacisk na ochronę danych i niechęć instytucji lub firm do współpracy. Najgorzej jest w Niemczech i Austrii. Tam nikt nie lubi podawać żadnych informacji.

Agnieszka N. Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

*imię zmienione na potrzeby artykułu, ponieważ firma, w której pracuje nasza rozmówczyni nie zgodziła się na udostępnienie jej danych osobowych

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (217)