Biją, bo czują się gorsi od swoich kobiet
Bije, znaczy kocha. W związkach, w których dochodzi do przemocy, partner jest bardzo zaangażowany. Tę kontrowersyjną tezę - wypracowaną dzięki wieloletniemu doświadczeniu na sali sądowej - przedstawia mecenas Andrzej Gąsiorowski.
Katarzyna Dziedzic oskarżyła swojego partnera - znanego trójmiejskiego trenera - o brutalne skatowanie i podzieliła się z internautami drastycznymi zdjęciami z zajścia. Jej partner Miłosz Pawłowski zaprzecza pobiciu.
- To, co powiem, może wydać się bardzo zaskakująca, ale z mojej prawniczej praktyki wynika, że w związkach, gdzie dochodzi do ciężkiego pobicia partnerki, mężczyzna paradoksalnie jest mocno zaangażowany. Czasami to jest miłość na granicy szaleństwa. Ale oczywiście nic nie stanowi usprawiedliwienia dla przemocy.- uważa adwokat i filozof, Andrzej Gąsiorowski.
- Najczęściej bije ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że wnosi do związku mniej niż kobieta. Nie jest pewien, czy zasłużył na jej miłość i chce desperacko budować swoje poczucie własnej wartości – dodaje prawnik. Tak miało być w przypadku Miłosza Pawłowskiego czy w bulwersującej sprawie byłego radnego PiS Rafała Piaseckiego.
Łobuz kocha najmocniej
- W kontekście sytuacji, o której rozmawiamy, brzmi to jak aberracja, ale w tym powiedzeniu jest sporo psychologicznej prawdy. Mężczyźni, którzy dopuszczają się aż tak agresywnych, fizycznych napaści, mają w głowie kocioł. Z jednej strony taki facet autentycznie kocha i podziwia swoją kobietę. Z drugiej cała jej "wspaniałość" zamiast stać się powodem do dumy, uświadamia mu, jak mało on sam w tym związku ma do zaoferowania. Agresja jest mechanizmem obronnym, szybkim zastrzykiem męskiego poczucia sprawczości. Jest bardzo prymitywnym, ale często też desperackim rozwiązaniem problemu – podsumowuje Gąsiorowski.
Miłosz Pawłowski to według mojego rozmówcy klasyczny przypadek faceta przywiązanego do normatywności, do swoich osobistych "świętości". W tym przypadku taką świętością był telefon komórkowy, a w przypadku pewnego radnego "ciepły obiad", który miał na niego czekać w domu. Niezależnie od tego siła uczucia mężczyzny może być ogromna. Paradoksalnie, czasem im większe zaangażowanie po stronie faceta, tym większa agresja.
Pranie brudów w social mediach
Katarzyna Dziedzic umieściła zdjęcia swoich obrażeń na Instagramie. Żona radnego pokazała przerażające zachowania swojego męża na YouTube.
- To zrozumiała, całkowicie uzasadniona potrzeba odebrania sprawcy statusu społecznego, pozycji, splendoru, z punktu widzenia ofiary, nienależnych – mówi adwokat. - Często ofiara, cierpiąca latami w milczeniu, dopiero wtedy odzyskuje poczucie sprawiedliwości. Wykluczenie społeczne, napiętnowanie to często kara bardziej dotkliwa niż wyrok sądu.
Mimo to Gąsiorowski nie zaleca swoim klientkom wrzucania nagrań do mediów społecznościowych. – Doradzam, żeby na potrzeby postępowania gromadzić dowody, ale najlepiej zgłaszać sprawę do prokuratury na piśmie. Nie do policji (która jest przeciążona i siłą rzeczy zdarza się, że pewne sygnały lekceważy). W mojej ocenie sprawy przekazane policji przez prokuraturę toczą się sprawniej. Mam pewien problem z "internetowymi dowodami". To jasne, że one zwykle w większym lub mniejszym stopniu odpowiadają rzeczywistości – tych siniaków nikt nie sfabrykował, tych nagrań z politykiem wyzywającym żonę od szmat, również. Ale w postach na portalach społecznościowych dostajemy pewien "gwóźdź programu", już gotową interpretację. A nie zawsze znamy kulisy. Czasem ktoś, kto dokonuje czynu moralnie nagannego, z psychologicznego punktu widzenia, zostaje do pewnego ostatecznego aktu doprowadzony.
Na przykład poprzez kontrolowanie (choćby tych SMS-ów), poniżanie, wyśmiewanie. Jestem przeciwko wszelkiej przemocy, ale przy takich internetowych wpisach należy być bardzo ostrożnym. Internauci wyrok wydają szybko. Prawnicy tak nie mogą. Adwokat, sędzia czy prokurator - musi wysłuchać obu stron, znaleźć przyczyny i mechanizmy. Internet ocenia moralny aspekt całego wydarzenia. Dla opinii publicznej jest to trudne do zaakceptowania, ale złożoność sytuacji bywa naprawdę ogromna. Prawda kryje się w aktach sprawy.
A czy nie jest tak, że nagrania lądują w sieci właśnie dlatego, że organom ścigania nie ufamy? A może dlatego, że same chcemy wymierzyć sprawiedliwość szybciej i skuteczniej?
- Pewnie tak po trosze jest – zgadza się prawnik. - Ale presja medialna w mojej ocenie nie pomaga postępowaniu karnemu. Jeśli gdzieś jeszcze był cień szansy na porozumienie między partnerami, to po takiej bombie raczej nie ma już nadziei. Nagrania w internecie to zazwyczaj wypowiedzenie wojny totalnej. Mam duże zaufanie do organów ścigania w sprawach przemocy w związkach, ale one muszą dostać konkretny materiał, dowody i czytelne stanowisko od osoby pokrzywdzonej. Moim zdaniem zasadne jest ustanowienie pełnomocnika do tego typu spraw, który potrafi ocenić do naruszania jakich norm prawnych dochodzi w związku i potrafi to przedstawić organom ścigania, sądowi rodzinnemu czy innym instytucjom. Myślę, że ofiary przeceniają również ujawnienie przemocy całemu światu. Ludzie oglądają to raczej z ciekawości, czasami żeby się pośmiać, a współczucie, jeżeli się zdarza, idzie na samym końcu – podsumowuje adwokat.
Raz przemoc, zawsze przemoc?
- Zasadniczo tak – kwituje Andrzej Gąsiorowski. - Wydaje mi się, że osoba pozostająca w zdrowej relacji, nie zareaguje przemocą w stosunku do swojego partnera, nawet w sytuacjach granicznych. Więc nie ma czegoś takiego jak "raz mu się zdarzyło". Każdy taki "raz" powinien niepokoić. Nie mówię oczywiście, że nie należy o związek walczyć i nie podejmować prób uzdrowienia go. Należy usiąść i powiedzieć partnerowi wyraźnie: "nie życzę sobie tego. To co zrobiłeś/powiedziałeś było złe, przykre, nie zgadzam się na to. Nigdy więcej tego nie rób". I obserwować, jak zareaguje. Jeśli partner przyjmie zarzuty, zmierzy się z nimi i samoistnie zmieni swoje zachowanie, albo uda się na terapię, wtedy można taką szansę dać. Ale sygnałem ostrzegawczym powinno być zaprzeczanie, że problem istnieje, obwinianie pokrzywdzonej strony oraz udramatyzowane przeprosiny, często charakterystyczne dla sprawców.
Porozumienie par jest możliwe. Mój rozmówca twierdzi, że zawsze pyta swoje klientki, czy - mimo wszystko - kochają swojego partnera i czy chcą walczyć o związek. Bywa, że podejmują takie próby. Ale najczęściej bez powodzenia.
Przemocowego partnera trudno jest zmienić. To banał, ale to praktycznie niemożliwe, jeżeli on sam nie zapragnie zmiany. A to nie nastąpi, dopóki nie doświadczy dyskomfortu z powodu swojego zachowania. Niestety takim motywem do zmiany rzadko okazuje się cierpienie drugiej strony.
- Mało kto szuka pomocy terapeuty, bo uświadomił sobie, że stosuje przemoc w związku – konstatuje adwokat. - Do psychologa najczęściej trafiają osoby, które same z siebie chcą zmienić coś w swoim życiu, nie są zadowolone z jego jakości albo mierzą się z jakimiś demonami z przeszłości. Terapie podejmowane pod naciskiem partnera w mojej ocenie są mało skuteczne. Podkreślam jednak, że to tylko moje zdanie, bo uważam, że warto próbować różnych rzeczy. Najczęściej jednak problem rozwiązuje się sam poprzez fakt, że "życie toczy się dalej". Osoby przemocowe, od których w końcu odszedł partner, czegoś się zazwyczaj uczą, choć bardzo powoli. I w kolejnych związkach, w które wchodzą, zachowują się lepiej.
Nie każdy ma tyle samoświadomości (albo zwykłego szczęścia), by niepokojące sygnały wyłapać na czas i przeciwstawić się w porę. Ale – tu mecenas stawia kolejną kontrowersyjną tezę – w prawie każdym przypadku oznaki przemocy widoczne są już na początku związku. Tylko je ignorujemy i nie ma w tym nic niezwykłego. Jesteśmy zauroczeni, nosimy różowe okulary, bardzo chcemy, żeby tym razem się udało, a na wiele rzeczy znajdujemy wytłumaczenie. Tu przewagę mają osoby posiadające pewne rozeznanie w temacie lub bardziej wyczulone na subtelne znaki. Choć i to nie gwarantuje, że nie padną ofiarą toksycznego partnera. Tak jak bycie sprawcą przemocy, nie zależy od poziomu wykształcenia czy statusu majątkowego, tak bycie ofiarą "zdarza się" osobom z pozoru niezależnym, a nawet zaangażowanym w zwalczanie przemocy.
Żaba w garnku
Skoro zazwyczaj pierwsze oznaki przemocy pojawiają się już na początku związku, jak je rozpoznać?
- Przemoc najlepiej opisuje znana dykteryjka o żabie podgrzewanej w garnku pełnym wody – gdy temperatura jej otoczenia wzrosła nagle, wyskoczyła z naczynia, natomiast gdy wzrastała stopniowo, płaz adaptował się do zmian, by na końcu ugotować się żywcem.
Pierwsze sytuacje, które są ewidentnie alarmujące i czytelne, to podnoszenie głosu, reakcje nieadekwatne do rzeczywistości, rzucone wyzwisko, pierwsze naruszenie fizycznej bariery – klaps, szarpnięcie. Klasycznymi sygnałami są również kontrolowanie wydatków, obsesyjna zazdrość, pragnienie władzy nad partnerem, izolowanie od kręgu przyjaciół czy rodziny. Te rzeczy narastają i ta przemoc, która od początku gdzieś tam się tliła, często wychodzi, kiedy związek już okrzepnie. Bo to jest – nie oszukujmy się – sytuacja pewnego przymusu. Najczęściej w naszych realiach żona, partnerka pozostaje w zależności ekonomicznej od mężczyzny (zwłaszcza gdy przychodzą na świat dzieci), on zaś traktuje ją jako swoiste zaplecze socjalne. Kiedy w związku jest dobrze, to tego przymusu nie odczuwamy. Ale kiedy przestaje być dobrze, to wylewa się wszystko co najgorsze, a co na początku wydawało nam się nieszkodliwe.
Tak naprawdę sygnałem może – i powinno – być wszystko, co sprawia drugiej stronie ból. No, może poza jednym wyjątkiem. Często przychodzą do mnie mężczyźni, którzy uważają, że kobieta "znęca się nad nimi poprzez odmowę współżycia". Rozumiem oczywiście, że to problem, ale w dobrze funkcjonującym związku nie jest to przedmiotem targów, więc najczęściej myli się tu skutek z przyczyną.
A co możesz zrobić, jeśli jesteś świadkiem przemocy lub wydaje ci się, że widzisz jej pierwsze sygnały? Ujawnij się ze swoimi wątpliwościami. Podziel się nimi z tą stroną, z którą jesteś bliżej. Powiedz "Mam wrażenie, że nie wszystko u was w porządku". Zasugeruj konsultację z prawnikiem lub terapeutą. Ofiary przemocy, zwłaszcza jeśli są izolowane albo kiedy same nie są pewne własnych wniosków na temat partnera, często z wdzięcznością przyjmują wszelkie zainteresowanie.