Blisko ludziBól brzucha, migrena, ciągły stres. Polacy od roku żyją w lęku

Ból brzucha, migrena, ciągły stres. Polacy od roku żyją w lęku

Pandemia uderzyła w najbardziej wrażliwe miejsca – strach przed śmiercią, obawę przed samotnością. Polacy odczuwają lęk, który przybierać może destrukcyjne formy. Po czym poznać, że potrzebujemy pomocy i jak możemy sobie doraźnie pomóc? O lęku z WP Kobieta rozmawia psycholog Dominika Bartmann.

Lockdown jest dla nas sytuacją traumatyczną
Lockdown jest dla nas sytuacją traumatyczną
Źródło zdjęć: © 123RF
Agnieszka Mazur-Puchała

27.01.2021 07:55

Agnieszka Mazur-Puchała, WP Kobieta: Jak zmieniła się psychiczna kondycja Polaków w czasie pandemii? Od prawie roku jesteśmy w stanie ciągłego napięcia.

Dominika Bartmann, psycholog: Jesteśmy bardzo osłabieni. Konsekwencje tego, co przeżywamy od marca, będą prawdopodobnie odczuwalne przez wiele lat. Ciężko jest nawet rozpoznać, jaka będzie skala trudności, których będziemy doświadczać. W marcu spotkała nas sytuacja traumatyczna. Co więcej, ona nadal dla wielu ludzi trwa. Mówimy o sytuacji, kiedy nie wiedzieliśmy, czy wyjście za próg nie doprowadzi nas po prostu do śmierci.

A teraz wielu ma poczucie, że pandemia nigdy się nie skończy.

Uświadomiliśmy sobie naszą śmiertelność. To, że jest mnóstwo rzeczy, nad którymi nie mamy kontroli. Do tej pory mieliśmy poczucie, że zbudowaliśmy medycynę, która uleczy niemal wszystko, że są coraz skuteczniejsze leki, dobre reguły sanitarne. Po czym pojawiło się coś poza naszą kontrolą, nad czym nie jesteśmy w stanie zapanować. Zderzyliśmy się z czymś, przez co nasz wpływ na życie – jego długość i jakość – stał się w oczywisty sposób ograniczony. Pandemia dotknęła najbardziej wrażliwych miejsc – strachu przed śmiercią i samotnością.

I pojawił się permanentny lęk? Z tym ludzie przychodzą dziś do pani gabinetu?

Ludzie żyją w dużej niepewności i mówią o tym otwarcie. Często przychodzą do mnie osoby, które mówią, że borykają się ze stresem. A tak naprawdę często chodzi o lęk. O stresie łatwiej się mówi: "stres" to słowo neutralne, nie piętnuje, nie wywołuje zażenowania. Lęk jest czymś osobistym, intymnym. Niesłusznie kojarzy się ze słabością. Trudno jest się do niego przyznać, ale często to właśnie on nam towarzyszy. Tak jest też w ostatnim roku. Lęk ujawnia się zwłaszcza w tych sferach, na których bardzo nam zależy, tam, gdzie stawka w grze jest wysoka: lęk przed prezentacją w pracy oznacza, że zależy nam na tym, żeby wypaść dobrze. Lęk społeczny świadczy o naszej silnej potrzebie kontaktu z innymi ludźmi.

Skąd właściwie bierze się lęk?

To jedna z emocji, naturalna, nie ma w niej nic złego. Lęk ma nas chronić, nie krzywdzić. Jest jednak podsycany poprzez unikanie tego, czego się boimy. Spójrzmy na te trudności w relacjach z ludźmi. W kontaktach interpersonalnych możemy doświadczać lęku, więc staramy się sobie tego oszczędzić. Unikamy styczności z ludźmi, więc nasz strach przed takimi sytuacjami tylko rośnie. Teraz to zjawisko jest dodatkowo wzmocnione przez przymusowy lockdown. Chcąc nie chcąc mamy mniejszą styczność z ludźmi, a nasz lęk się potęguje. Tymczasem to autentyczne relacje z bliskimi osobami pomagają w walce z lękiem. Niezależnie od tego, czego on dotyczy.

Po czym rozpoznać, że odczuwamy lęk?

Lęk może się przejawiać w różnych sferach. W sferze ciała to m.in. przyspieszone bicie serca, suchość w ustach, słabość, ale też ból brzucha czy migrena. Możemy się pocić, może pojawić się bladość skóry. W sferze poznawczej przejawia się katastroficznym myśleniem: "to się nie uda", "nie poradzę sobie". Emocjonalnie lęk może wiązać się z zawstydzeniem, poczuciem winy, smutkiem, złością. Przykrymi uczuciami. I jest jeszcze sfera zachowań – ona pcha nas w unikanie. To ten głos w głowie, który mówi, żeby czegoś nie robić, zaniechać. Jeśli przed porannym zebraniem w pracy mamy ściśnięty żołądek, to kombinujemy, żeby wziąć L4 albo symulować problemy ze sprzętem. Tutaj trzeba podkreślić, że jeśli poddamy się temu impulsowi, uzyskamy krótkoterminową ulgę, lecz kosztem długoterminowego nasilenia problemu.

A panika? To uczucie, kiedy nie możemy oddychać, że zaraz stracimy przytomność?

To też lęk, tyle że napadowy. Wtedy ciało daje nam do zrozumienia, że sytuacja jest nie do zniesienia i mamy z niej uciekać. To skrajne natężenie objawów.

Skoro ucieczka jest wzmocnieniem lęku i przynosi więcej szkody niż pożytku, co powinniśmy robić?

Traktujmy siebie łagodnie i miejmy świadomość, że lęk jako taki nie jest problemem. Wszyscy go odczuwamy. Kiedy się pojawia, warto zdać sobie sprawę z prostej prawdy: inni też tak mają. Jest nas dużo. To naturalne i ludzkie. Lęk jest OK. Jest informacją, emocją, a nie oznaką słabości.

I jeszcze jedna sprawa: lęk bezpośrednio łączy się z odwagą. To dwie strony tego samego medalu. Da się robić bohaterskie rzeczy, czując lęk. Można iść na konferencję ze strachem i w niej uczestniczyć. Lęk zrobi tylko tyle, na ile mu pozwolimy.

Jeśli chodzi o doraźne sposoby, pomocne bywa ugruntowanie. Można to zrobić na przykład poprzez lepszy kontakt z ziemią – możemy skupić się na tym, że siedzimy stabilnie, jesteśmy oparci. Warto odwołać się do zmysłów. Czegoś dotknąć, coś ścisnąć, poczuć zapach i smak w ustach. Gruntujące jest też nawiązanie kontaktu z piętrem myślącym mózgu. Zrobimy to na przykład, przypominając sobie, jaki jest dzień tygodnia, co jedliśmy na śniadanie albo wykonując w myślach… odejmowanie.

Można też obserwować siebie z zaciekawieniem. Poobserwować z boku to, co się z nami dzieje. Pocą mi się ręce. Bardziej lewa czy prawa dłoń? A jak reagują moje plecy? Co jeszcze czuję oprócz tego, że odczuwam lęk?

Czy bliska osoba może pomóc przezwyciężyć lęk? Jak ma to zrobić?

Po pierwsze: będąc. Sama obecność zwiększa poczucie bezpieczeństwa, ma działanie lecznicze. Pomocne będą słowa wsparcia, jak "wszystko jest ok, poradzisz sobie". Z kolei destrukcyjne jest zaprzeczanie emocjom osoby przeżywającej lęk. Nie mówmy "uspokój się", "weź się w garść", "nic się nie dzieje", "nie ma się czego bać". Jeśli czujemy lęk, to znaczy, że jednak się boimy i mamy do tego prawo. Tutaj nie ma zbyt błahych powodów. Można się bać czegokolwiek.

Po czym poznać, że to, co czujemy to już lęk i wymaga jakiejś interwencji?

Lęk poszedł za daleko, jeśli utrudnia nam codzienne funkcjonowanie. Jeśli rezygnujemy z aktywności, wyjść z domu, z wyzwań to alarm, że trzeba się sobą zaopiekować. Lęk jako taki jest po prostu emocją – powinien przepłynąć przez ciało i zniknąć, bo taka jest natura emocji. Staje się on problemem, gdy jest podtrzymywany – na przykład przez myślenie o tym, co może się zdarzyć albo unikanie sytuacji, które mogą budzić lęk.

W takiej sytuacji powinniśmy poszukać pomocy. A jeśli tego nie zrobimy?

Najsmutniejszą konsekwencją jest życie nieprzeżyte w pełni. Takie, które chcielibyśmy przeżyć inaczej, ale wycofujemy się z rzeczy dla nas ważnych. Dajemy lękowi sobą kierować i rezygnujemy z szans, które moglibyśmy wykorzystać. Ale są też skutki zdrowotne. Lęk wiąże się z wydzielaniem hormonów stresu. To z kolei obciąża organizm. Stajemy się bardziej podatni na choroby, przeciążeni.

Czy jest jakiś sposób, by ten długotrwały lęk, który odczuwamy od marca trochę zmniejszyć? Jakoś sobie pomóc na co dzień?

Często przychodzą do mnie osoby, które chciałyby lepiej kontrolować swoje życie, emocje. Chcą też obniżyć poziom swojego stresu. Można powiedzieć, że ten brak kontroli dotyczy teraz większości z nas. W toku terapii okazuje się, że tak naprawdę nie chodzi wcale o kontrolę, lecz o akceptację i życzliwe podejście do siebie. Mamy trzy systemy regulacji emocji: system zagrożeń (gniew, strach), system napędowy (zdobywanie, posiadanie) i system kojenia. Ten ostatni jest przez nas mocno zaniedbany. Rozwijamy go poprzez medytację, bycie z innymi, ale też przez takie prawdziwe bycie ze sobą. Tu i teraz. Napijmy się ulubionej kawy, poleżmy w wannie. To takie drobne rzeczy, które są nam niesamowicie potrzebne. One pomagają nam się wyciszyć i zmniejszyć poziom lęku.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)