Blisko ludziBoże Narodzenie w handlu. Tak "magia świąt" wygląda z perspektywy kasjerek

Boże Narodzenie w handlu. Tak "magia świąt" wygląda z perspektywy kasjerek

– Lubisz piosenkę Last Christmas? Ja też kiedyś lubiłam. Przestałam, odkąd muszę słuchać jej minimum osiem razy dziennie – mówi Monika, sprzedawczyni w jednej z popularnych sieciówek. – Nie mogę patrzeć na kapustę kiszoną i karpia – dodaje Jadwiga, kasjerka.

Boże Narodzenie w handlu. Tak "magia świąt" wygląda z perspektywy kasjerek
Źródło zdjęć: © Getty Images

21.12.2019 | aktual.: 21.12.2019 17:12

– Klienci w przedświątecznej gorączce zapominają o tym, że nie każdemu udziela się ten świąteczny nastrój – mówi Dorota, która od kilku lat pracuje w jednym z supermarketów. 48-latka może i chciałaby poczuć magię świąt, ale zwyczaj nie ma na to czasu. Przed Bożym Narodzeniem cały personel jej supermarketu ciężko (i dużo) pracuje. Nie ma mowy o urlopie czy chorobowym.

Po kilku dniach nie odróżnia się karpia od dorsza

Na porządku dziennym są nadgodziny. – Klient nasz pan – ironizuje Dorota. W ten sposób bardzo łatwo zapomnieć o zbliżających się świętach. 48-latka twierdzi, że na początku sezonu świątecznego zwraca się uwagę na mandarynki, czekoladowe mikołaje czy ozdoby. Po skasowaniu kilkudziesięciu sztuk tego typu towaru robi się to już automatycznie i nie odróżnia się karpia od dorsza. Liczy się tylko kod kreskowy.

Dorota dodaje, że w zeszłym roku była zapracowana do tego stopnia, że prawie zapomniała zrobić swoim dzieciom prezenty. – W Wigilię kasowałam domek dla Barbie i klocki LEGO, które kupował jeden z klientów. To było trzy godziny przed zamknięciem. Wtedy sobie przypomniałam, że przecież nie mam nic dla swoich dzieci. Zamiast iść na przerwę obiadową, pobiegłam na dział z zabawkami i kupiłam byle co – mówi.

Jak wynika z badania "Zakupy świąteczne 2019" przeprowadzonego przez Deloitte, polska rodzina przeznaczy w tym roku na święta średnio 1521 zł. To 5 proc. więcej niż rok temu. Polacy deklarują, że na prezenty przeznaczą nieco więcej (547 zł) niż na żywność (524 zł). Najwięcej osób, bo 38 proc. respondentów, wybierze się po prezenty między 1 a 15 grudnia. Jedna piąta z zakupami będzie czekać na ostatnią chwilę.

Kasjerka nie ukrywa, że dawniej uwielbiała święta. Teraz jednak, jak podkreśla, aby się nimi rzeczywiście cieszyć, musiałaby zmienić pracę. Dorota ma również świadomość, że jej nastrój udziela się dzieciom. – Staram się nie marudzić w domu, ale córki widzą, że wracam padnięta – dodaje.

Nie może patrzeć na kapustę kiszoną i karpia

Jadwiga sama nie wie, jak długo pracuje w handlu. Wymienia kilka nazw popularnych supermarketów, nawet takich, które od wielu lat już nie istnieją. Później gubi się w obliczeniach. W nietypowy sposób rozpoczyna rozmowę.

– Proszę, nie pisz tylko, że narzekam. Zaraz posypią się komentarze, że jak mi się nie podoba, to mogę zmienić pracę, a to wcale nie o to chodzi – mówi. Kilka lat temu mąż Jadwigi zmarł na raka. W chwili śmierci nie miał nawet pięćdziesiątki. Na początku było ciężko, jednak dzięki pracy w supermarkecie wdowa mogła normalnie funkcjonować. – To nie jest bardzo ciężka praca. Zarabiam, wychodzę do ludzi. Najgorzej jednak jest w święta – mówi.

Jadwiga nie ma wcale na myśli kolejek czy nadgodzin. Właściwie to nawet cieszy się, że nie siedzi w domu. Chodzi o co innego. Kiedy kasuje świąteczne zakupy klientów, zdaje sobie sprawę, że także w tym roku spędzi święta sama przed telewizorem. Bez karpia, bo dla jednej osoby nie opłaca się go smażyć.

– Nie mogę patrzeć na kapustę kiszoną czy karpia. Mój mąż uwielbiał bigos i rybę w galarecie. Czasami zdarzają się mili klienci, którzy pytają mnie, gdzie spędzę święta. Nie wiem, co mam im powiedzieć. Nie mieliśmy z mężem dzieci, z dalszą rodziną nie utrzymuję kontaktu. Przez cały grudzień bardzo kiepsko się czuję. Najchętniej zaszyłabym się w domu, ale wzięcie urlopu przed świętami graniczy z cudem – dodaje.

"Last Christmas I gave you my heart"

Monika pracuje w jednej z popularnych sieciówek odzieżowych. Kasjerkom z supermarketu zazdrości, bo jak twierdzi, mogą siedzieć. Ona musi stać. I nie tylko przy kasie, bo poza tym składa ubrania, obsługuje klientów, przymierzalnie, a na koniec zmiany sprząta sklep. Powinna pracować 8 godzin. Przed świętami jednak spędza tam czasem nawet 12.

Jej koszmarem są piosenki świąteczne. "Last Christmas" czy "Jingle Bells" puszczane kilka razy dziennie od listopada powodują, że w grudniu Monika ma już dosyć świąt, które jeszcze się nie zaczęły. Mało kto ją rozumie. 23-latka twierdzi, że to praca w handlu zmienia ludzi w bohaterów takich bajek jak "Grinch" czy "Opowieść Wigilijna", którzy nienawidzą Bożego Narodzenia.

– W zeszłym roku dzień przed Wigilią wyszłam z centrum handlowego o 1 w nocy. Ale PiS zmienił jakąś ustawę i teraz w Wigilię pracować możemy tylko do 14 – opowiada Monika. Faktycznie, zgodnie z ustawą o zakazie handlu 24 grudnia sklepy mogą być otwarte maksymalnie do godziny 14.00. Część sieci zamknie placówki nawet wcześniej. Do 13 będą otwarte sklepy Biedronka, Auchan, Carrefour czy Tesco. Przedstawiciele Lidla zapowiadają, że markety zamkną pół godziny wcześniej, czyli o 12:30.

– Co z tego, skoro przed świętami galerie handlowe wydłużają godziny pracy, czasem nawet do północy i tego już nikt nie kontroluje – komentuje Monika. W zeszłym roku zasnęła przy stole wigilijnym. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku scenariusz może się powtórzyć, ponieważ przed Bożym Narodzeniem pracuje 7 dni z rzędu.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (394)