Brutalny gwałt w Warszawie. Profiler: Automatycznie myślimy "to przecież musi być jakiś odszczepieniec"

Brutalny gwałt, do którego doszło w niedzielę w centrum Warszawy, wstrząsnął opinią publiczną. Ofiara, 25-letnia Liza, nie żyje. Świadkinie przestępstwa same zgłosiły się na policję, by wytłumaczyć, dlaczego nie zareagowały. - Tendencja społeczna jest taka, żeby zajmować się raczej swoimi sprawami - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską profiler Jan Gołębiowski.

Jan Gołębiowski
Jan Gołębiowski
Źródło zdjęć: © Facebook, Instagram
Katarzyna Pawlicka

06.03.2024 | aktual.: 06.03.2024 16:28

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Do zbrodni przyznał się 23-letni Dorian S. zatrzymany jeszcze tego samego dnia. -Napastnik zaszedł swoją ofiarę od tyłu i przyłożył jej nóż do szyi. Dusząc kobietę i zatykając jej usta, siłą zaciągnął ją do pobliskiej bramy. Nagą i nieprzytomną kobietę leżącą na schodach znalazł dozorca i to on powiadomił policjantów - informował podinsp. Robert Szumiata ze śródmiejskiej komendy policji.

Dlaczego nikt nie zareagował?

Świadkinie, które uchwycił monitoring, zgłosiły się na policję, gdy sprawę nagłośniły media. Jak informuje TVN Warszawa, to, co zobaczyły "uznały za stosunek seksualny, prawdopodobnie pary osób bezdomnych. Mężczyzna, którego zobaczyły w bramie, miał wulgarnie się do nich zwrócić, żeby odeszły".

- Tendencja społeczna jest taka, żeby zajmować się raczej swoimi sprawami. Żeby się nie mieszać, nie narobić sobie kłopotów. Pokazał to chociażby przypadek 14-latki z Andrychowa, która przez pięć godzin umierała na mrozie. Ludzie też po prostu się boją - każdy z nas słyszał o sytuacji, że np. para biła się na ulicy, ktoś próbował pomóc, a wtedy kłótnia kochanków kończyła się wspólnym atakiem na tego, który chciał dobrze. Dlatego ludzi faktycznie interweniujących: wyciągających kogoś z wody, podchodzących do leżącego na przystanku nieprzytomnego, tak chętnie nazywamy bohaterami - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jan Gołębiowski, profiler i psycholog kryminalny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Wystąpił mechanizm obronny"

Ekspert skomentował także dominujące nastroje społeczne - gdy sprawca nie był jeszcze znany, w internecie od razu pojawiły się komentarze, że "to nie może być Polak". Co więcej, nie wiedząc nic, wskazywano narodowość napastnika, tworzono na jego temat teorie.

- Wystąpił naturalny w takich sytuacjach mechanizm obronny - skoro sprawca jest taką straszną postacią, nie może być kimś z nas. Automatycznie myślimy "to przecież musi być jakiś odszczepieniec". Dlatego kiedyś seryjnych zabójców nazywano wampirami czy bestiami, dodawano im nieludzkie cechy - stwierdził Gołębiowski.

Dodał także, że bardzo łatwo na bazie stereotypów i uprzedzeń dopisać, że to nie jest ktoś z naszej grupy społecznej czy etnicznej i znaleźć potencjalnego winnego wykorzystując aktualne nastroje.

- Na przykład gdy pod koniec XIX wieku w Londynie zaczął zabijać Kuba Rozpruwacz, pojawiły się napięcia antysemickie - przypuszczenia, że jest Żydem. W Stanach do niedawna pierwsze oskarżenie padało zawsze pod adresem czarnoskórego, nawet jeśli w chwili popełnienia zbrodni był na drugim końcu miasta - zauważył, dodając:

- Brutalny gwałt zawsze jest wielką tragedią poruszającą opinię publiczną. Wywołuje ogromne emocje, z którymi trzeba coś zrobić. Utożsamiamy się i empatyzujemy z ofiarą, więc naturalnie pojawiają się negatywne emocje w stosunku do potencjalnego sprawcy. Najczęściej chęć zemsty, życzenie mu śmierci. W internecie pojawiły się wpisy powołujące się na kodeks Hammurabiego - fantazje na temat tego, co należałoby mu zrobić, żeby przeżył co najmniej dokładnie to samo co ofiara. To są odruchy pierwotne, występujące od zarania dziejów. Oko za oko, ząb za ząb, mimo, że minęły tysiące lat.

© Materiały WP
Źródło artykułu:WP Kobieta
gwałtzbrodniaprzemoc
Komentarze (40)