Jest profilerem. Mówi, kim najczęściej są seryjni mordercy i gwałciciele
- Kiedyś seryjnych zabójców nazywano wampirami czy bestiami, dodawano im nieludzkie cechy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jan Gołębiowski. - Automatycznie myślimy: to przecież musi być jakiś odszczepieniec - dodaje.
Katarzyna Pawlicka, Wirtualna Polska: Rebecca Myers, autorka książki "Więzienna terapeutka. W celi z mordercami i przestępcami seksualnymi", opisuje spotkania terapeutyczne, które prowadziła z zabójcami i gwałcicielami. Czy możliwe jest, aby seryjny przestępca po wyjściu na wolność nie popełnił już żadnej zbrodni?
Jan Gołębiowski, profiler, psycholog kryminalny: Efekty na pewno nie są superoptymistyczne. Do tej pory nie odkryto metody pracy z seryjnymi zabójcami i gwałcicielami, która okazałaby się panaceum na całe zło i sprawiła, że więzienne mury opuszczać będą grzeczni i praworządni ludzie. Z niektórych badań wynika, że są pozytywne skutki pogłębionej pracy, jaką wykonywała z osadzonymi Myers. Inne wskazują, że właściwie nie ma różnicy między tymi, którzy uczęszczali na spotkania i pracowali nad zrozumieniem własnych motywacji a grupą, która ich nie odbyła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Natomiast w każdym z badań występuje niewielki procent seryjnych sprawców, którzy wyszli na wolność i do więzienia już nie wrócili. Myślę, że każda taka, choćby pojedyncza, osoba to ogromny sukces, bo pracę z seryjnymi zabójcami czy przestępcami seksualnymi można śmiało nazwać syzyfową. W przypadku tak silnych zaburzeń i mocno zakorzenionych schematów funkcjonowania w sposób agresywny, a przypadku zabójców, można nawet powiedzieć, zabijania jako sposobu na życie, zmiana jest szalenie trudna. Pod uwagę trzeba brać także doświadczenie życiowe oraz intelekt. Ci o wyższym IQ potrafią np. lepiej wykalkulować, co im się opłaca, a co nie.
Każdy, oczywiście czysto hipotetycznie, może zostać seryjnym mordercą lub seryjnym gwałcicielem?
Każdy może zostać mordercą czy gwałcicielem, ale nie seryjnym. Dodałbym, że na szczęście.
Czytaj także: Krystyna Rożnowska: Nie widziałam szczęśliwego zabójcy
Jakie czynniki muszą w takim razie zostać spełnione? Lub czy możemy mówić o czynnikach powtarzalnych, gdy myślimy o seryjnych mordercach i ich profilu?
Większość sprawców zbrodnię popełnia dość przypadkowo, pod wpływem ogromnych emocji, a zabijanie - znów na szczęście - wywołuje u nich nieprzyjemne doznania. I wtedy nie chcą tego powtarzać. Trudno wskazać konkretne czynniki, ponieważ seryjni zabójcy są różni. Największa grupa to ci z poważnie zaburzoną osobowością. Druga, mniejsza, osoby chore psychiczne. To z kolei prowadzi nas do dość optymistycznego wniosku, że obywateli mających osobowość sprzyjającą powtarzaniu zabójstwa jest w społeczeństwie znacznie mniej niż tych, którzy nie byliby się w stanie tego dopuścić.
Można jednak wskazać powtarzające się schematy działania?
Seryjnym zabójcą czy seryjnym gwałcicielem najczęściej zostaje osoba, która ma poważnie zaburzoną osobowość. Pytanie, na jakiej bazie to zaburzenie powstaje. Najczęściej powtarza się psychopatia, ale to nie jedyne rozpoznanie u tego typu przestępców. Zgodnie z badaniami psychologicznymi, najczęściej mamy u nich do czynienia z mieszanymi typami zaburzeń osobowości.
Seryjni zabójcy dzielą się też pod kątem motywacji: duża część dokonuje przestępstw na tle motywacji seksualnej, ale może pojawić się też np. motywacja emocjonalna czy motywacja podciągana pod skłonności hedonistyczne. Wówczas ofiary mogą być zróżnicowane pod względem płci czy wieku. W Polsce mieliśmy taki przypadek w czasach wojny i powojnia - Władysław Mazurkiewicz zwany "pięknym Władziem" zabijał w Krakowie częściowo rabunkowo, ale też np. bo ktoś go zdenerwował. Motywacje jego czynów były różnorakie, a można przecież zakwalifikować go do grupy seryjnych morderców - został oskarżony o sześć zabójstw i stracony przez powieszenie w 1957 roku.
Najbezpieczniej będzie chyba jednak powiedzieć, że bazą jest to, że rodzimy się z pewnymi predyspozycjami, natomiast później kształtują nas doświadczenia społeczne - zarówno z dzieciństwa, jak i nastoletniości i wczesnej młodości. Ważny jest też pierwszy moment naruszenia prawa czy zrobienia komuś krzywdy. Jeśli pojawia się wówczas uczucie przyjemności - np. w postaci podniesienia sobie samooceny, poczucia się lepszym, mocniejszym czy ważniejszym lub pojawia się przyjemność powiązana z doznaniami seksualnymi - ryzyko, że będzie chciało się to powtórzyć, znacząco wzrasta.
Jesteśmy w stanie rozpoznać psychopatę? Np. na etapie randkowania czy gdy zostaje naszym kolegą czy koleżanką z pracy? I czy w ogóle jest sens podejmować takie próby?
Przyklejanie etykietek czy - mówiąc bardziej fachowo - stawianie diagnozy, czy ktoś ma taki rodzaj osobowości czy inny, na co dzień nie jest potrzebne. A przy okazji trudne - jeśli mamy do czynienia z prawdziwym psychopatą, jedną z cech osiowych jest jego zdolność do manipulacji i powierzchowny urok. Trzeba więc założyć, że na początku, a już na pewno podczas pierwszego spotkania, bardzo trudno będzie nam dojść do jakichkolwiek wniosków. Tym bardziej, że psychopata najprawdopodobniej pierwsze wrażenie zrobi bardzo pozytywne.
Umysł przestępcy seryjnego działa zawsze inaczej niż mózg człowieka, który nigdy nie dopuścił i nie dopuści się żadnej zbrodni?
Mózg działa na poziomie ogólnodoznaniowym, czyli np. naszego zapotrzebowania na stymulację, odporność na stres, bodźce. Nie mamy kodowania bardzo konkretnych zachowań. Ktoś, kto nie czuje lęku, może być żołnierzem, a może być zabójcą.
Da się stwierdzić, ilu sprawcom ciężkich przestępstw udaje się uniknąć kary?
Kategorycznie się nie da, bo nie zostali złapani. Możemy sprawdzić liczbę przestępstw, których sprawca nie został wykryty. Natomiast jeżeli chodzi o same zabójstwa, wykrywalność jest bardzo wysoka, bo ponad 90-procentowa. Policja nie żałuje sił, nakładów, kosztem np. włamywacza do piwnicy, ale także pieniędzy na ekspertyzy, chociażby DNA. Ale oczywiście policyjne archiwa X pracują nad nadal niewykrytymi sprawami i mają ich pewnie w skali Polski kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset. Prawdopodobnie wśród osób mających status zaginionych również są tak naprawdę ofiary zabójstw. Można więc powiedzieć, że jest jakaś grupa sprawców, która przynajmniej na razie umknęła wymiarowi sprawiedliwości.
A co z osobami niewinnie skazanymi? Współpraca z profilerem może pomóc w uniknięciu takich błędów?
Oczywiście praca z profilerem może pomóc, ale najważniejsza jest ocena sądu. Zakładam, że do skazań niewinnych dochodzi zazwyczaj po procesach poszlakowych, bo jeżeli jest twardy dowód, a do tego np. przyznanie się do winy, raczej nie ma mowy o pomyłce. Natomiast jeśli są poszlaki, nie ma DNA, takie ryzyko istnieje.
Odnieść możemy się do najbardziej znanej sprawy tego typu - tragicznej historii Tomasza Komendy i pomyłki biegłych, którzy potwierdzili, że na ciele ofiary znaleziono ślad jego zębów. Teoretycznie biegły mógłby pomylić się tak samo w zakresie DNA. Być może gdyby w tej sprawie od początku był profiler, który pokazałby, że coś tu nie pasuje, sąd inaczej spojrzałby na poszlaki.
W sprawie Komendy moją koleżankę po fachu, profilerkę Justynę Poznańską zatrudniono dopiero, gdy szukano - jak wtedy myślano - jego wspólników. Wsparła ona wówczas profilem policjanta z Wrocławia Remigiusza Korejwo, który doprowadził do zwolnienia warunkowego. Stwierdziła, że Komenda nie pasuje do tej zbrodni. Późno, bo po około 18 latach, ale profil również pomógł.
Metody działania profilerów zmieniły się na przestrzeni ostatnich kilku lat?
Nie ma jednej szkoły profilowania, natomiast wszyscy korzystamy z ogólnych wskazówek i systematyki opracowanej na przełomie lat 70. i 80. przez agentów FBI. Łączymy korzystanie ze statystyk, czyli odnoszenie się do innych przypadków i dedukcję, czyli analizę konkretnych przesłanek. Wiadomo, że statystyki się zmieniają, więc trzeba być w miarę na bieżąco: sprawdzać, czy nie wyłaniają się z nich nowe prawidłowości, analizować wyniki badań. Profiler korzysta także z szerokiej literatury: opracowań dotyczących motywacji sprawców, aktualizowanej wiedzy dotyczącej neurologii, a także działania i budowy ludzkiego mózgu.
Rozmawiała Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski