Zrzucił sutannę. Mówi, co księża "wolą od seksu i alkoholu"
Robert Samborski opisał w książce swoje doświadczenia z czasów, gdy był klerykiem. Zrelacjonował m.in. odpust w jednej z parafii, w której posługiwał. "Oczywiście nie mogło zabraknąć tego, co dla księży jest używką chyba atrakcyjniejszą od alkoholu czy seksu: długich, nudnych i żałosnych przemówień" - wspomina.
Fragmenty książki zostały opublikowane przez "Newsweek". Autor wspomina czas swojego seminarium oraz posługę, którą jako diakon pełnił w jednej z polskich parafii. Jak pisał - regularnie odbywały się tam odpusty. "Dwa razy więc w roku byłem świadkiem epickiego przedstawienia, które zasługiwałoby na wnikliwą analizę socjologiczną" - czytamy.
Msza odpustowa
Jak pisze Robert Samborski - w dniu odpustu odprawiano uroczystą mszę, na którą zjeżdżali się kapłani z kilku miejscowości oraz dziekan. Niektórzy docierali już w trakcie nabożeństwa i nie przejmując się tym, wkraczali do kościoła spóźnieni, dyskutując między sobą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Sama msza stanowiła mniej niż połowę czasu całej uroczystości. Po komunii na ambonę wychodził proboszcz, który następnie przez prawie godzinę dziękował wszystkim księżom. Były kwiaty dla dziekana, oklaski jak w teatrze, coraz to nowe podziękowania dla tego czy tamtego kanonika lub prałata, podziękowania nie wiem za co, bo jedyne, co ten kanonik czy tamten prałat zrobił, to wtarabanił się w komży i stule w połowie albo pod koniec mszy do kościoła" - wspomina Samborski.
Po przemówieniu proboszcza następowało przemówienie dziekana oraz kolejnych księży, którzy chcieli mu za coś podziękować. "A wierni musieli siedzieć po dwie godziny, a nawet dłużej, nie żeby się modlić, lecz żeby wysłuchać koncertu wzajemnej adoracji księży" - dodaje.
Zobacz także: Ślubują życie bez seksu. W Polsce jest ich coraz więcej
"Księża lubią to bardziej od seksu i alkoholu"
Po serii podziękowań i zakończeniu mszy - jak czytamy w przytoczonym przez "Newsweek" fragmencie książki - już w zakrystii tłum rozpoczynał plotkowanie. Następnie przenoszono się do zakonnego refektarza, gdzie na stołach królowały tłuste potrawy. "Jeśli komuś się wydaje, że uczty jak za króla Sasa są dawno zapomnianym zwyczajem, nie był nigdy na księżowskim odpuście" - pisze Samborski.
Wspomina też, że podczas obiadu następował istotny punkt:
"Oczywiście nie mogło zabraknąć tego, co dla księży jest używką chyba atrakcyjniejszą od alkoholu czy seksu: długich, nudnych i żałosnych przemówień. Wstawał dziekan i gadał nieraz godzinę albo dłużej" - stwierdził autor.
Wtrącił także wątek, który pojawił się w przemówieniu dziekana. Ten miał wyrazić swoją dezaprobatę wobec postawy księży, którzy nie przybyli na odbywający się tydzień wcześniej odpust w innej parafii.
"Nie jest ważne, że księża macają dzieci po majtkach, że chleją do lustra, bo nie mogą sami z sobą wytrzymać, ba, nie jest ważny nawet Bóg, krzyż, ewangelia. Ważne jest, że księża zapomnieli przyjechać do Dziwiszowa się nażreć" - ocenił Samborski.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl