Była ofiarą przemocy domowej. Kiedy prokuratura wezwała ją na przesłuchanie, od tygodnia już nie żyła
Kobietobójstwo. Temat bardzo rzadko poruszany w naszym kraju. Zdecydowanie za rzadko. Ok. 400–500 Polek rocznie traci życie w związku z zabójstwem lub samobójstwem popełnianym wskutek przemocy. W Międzynarodowym Dniu Eliminacji Przemocy wobec Kobiet (25 listopada) Centrum Praw Kobiet inauguruje kampanię społeczną, która ma zwrócić uwagę na kobietobójstwo w Polsce.
20.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 12:46
Ewa Podsiadły-Natorska, WP Kobieta: Nie znalazłam ani jednej książki poświęconej kobietobójstwu w Polsce. Prac naukowych – niewiele. Kobiety umierają po cichu we własnych domach.
Urszula Nowakowska, prezes Centrum Praw Kobiet: Rzeczywiście w Polsce ten temat jest poruszany rzadko. Kobietobójstwo, jeśli się pojawia, to najczęściej w doniesieniach medialnych o tym, że jakaś kobieta została zamordowana. Brakuje natomiast głębszych opracowań i badań. Centrum Praw Kobiet zainteresowało się tym problemem wiele lat temu i było prekursorem w nagłaśnianiu tej problematyki. Już w latach 90. uczestniczyłam w rozprawach o zabójstwa popełnione na kobietach przez ich mężów lub partnerów.
W jednej z tych spraw z lat 90., i w tej dotyczącej naszej klientki, podjęłyśmy próbę pociągnięcia do odpowiedzialności funkcjonariuszy policji za niedopełnienie obowiązków służbowych, a w drugiej także Państwa za brak skutecznej ochrony. Niestety obie z tych prób zakończyły się niepowodzeniem. Organizowałyśmy też trybunały ds. przemocy wobec kobiet, które były poświęcone m.in. zabójstwom. Nasza pierwsza wieloletnia klientka została zamordowana w 2011 roku w wyniku zleconego zabójstwa.
"Zleconego zabójstwa" – nie mąż był sprawcą?
Nie. Mąż wynajął morderców, którzy zabili jego żonę. Prawda wyszła na jaw dopiero po ponad pół roku. Policja twierdziła, że nie ma dowodów, bo on się świetnie zabezpieczył. Monitoring zarejestrował go, że w chwili zabójstwa był w pracy. Nawet wziął pieniądze z ubezpieczenia po śmierci żony. Ale to on kierował wszystkimi działaniami. Wpadł dopiero po tym, jak jeden z zabójców kilka miesięcy później sprzedał telefon zamordowanej kobiety. Policja go namierzyła i dotarła do zleceniodawcy.
Proszę powiedzieć, że mąż tej kobiety odpowiedział za to.
Tak, choć wnioskowałyśmy, żeby to było sprawstwo kierownicze, a uznano, że to było podżeganie do zabójstwa. Dostał 25 lat pozbawienia wolności.
Kobietobójstwo kojarzy się głównie z Ameryką Łacińską. Tymczasem z danych wynika, że w Polsce ok. połowa mordowanych kobiet ginie z rąk własnych partnerów czy mężów.
W Polsce brakuje niestety rzetelnych danych na ten temat, ale nie ma powodu, aby sądzić, że u nas sytuacja wygląda inaczej niż w wielu innych krajach. Badania przeprowadzone przez jedną z agend ONZ rzeczywiście wskazują, że 50 proc. zamordowanych kobiet traci życie z rąk swoich mężów lub partnerów. Np. w Wielkiej Brytanii, jak wynika z raportu za rok 2018, nawet 61 proc. zamordowanych kobiet straciło życie z rąk swoich obecnych bądź byłych partnerów.
Tylko że sprawcy rzadko odpowiadają za zabójstwo.
Bywa różnie. Faktycznie nie zawsze sprawca odpowiada za zabójstwo. Część kwalifikacji dotyczy pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Pamiętam szokującą dla mnie sprawę. Sprawca za zamordowanie żony dostał tylko 6 lat pozbawienia wolności. Rzucił w nią przebijakiem do metalu. Kobieta zmarła po przyjechaniu do szpitala. Sąd uznał jednak, że to było pobicie ze skutkiem śmiertelnym, choć trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś rzucał ostrym przebijakiem w czyjąś głowę nie z zamiarem zabójstwa. Parę lat później pojechałam spotkać się z rodziną tej kobiety. W dniu, w którym spotkałam się z jej bratem – wychowywał jej dzieci – sprawca po odbyciu połowy kary został warunkowo zwolniony z więzienia. Jak można po 3 latach wypuścić kogoś takiego na wolność?!
Wiele jest też przypadków samobójstw kobiet w związku z przemocą, u których pojawia się uczucie totalnej bezradności, nieumiejętności poradzenia sobie z sytuacją. Rzadko o tym mówimy, a przecież to również przejaw słabości systemu pomocy i rozwiązań prawnych, które nie chronią pokrzywdzonych w wyniku przemocy kobiet. CPK kilka lat temu wydało raport porównujący orzeczenia w sprawach o zabójstwa, które popełniane są na kobietach przez ich oprawców, i przez kobiety na swoich oprawcach.
Na podstawie dostępnych danych oszacowałyśmy, że rocznie 400–500 Polek traci życie w związku z zabójstwem lub samobójstwem popełnianym wskutek przemocy. Ale wtedy nie braliśmy pod uwagę spraw, w których kobieta jest uznawana za zaginioną. A przecież czasem dopiero po latach policji udaje się ustalić, że jednak doszło do morderstwa, tylko ciało było dobrze ukryte. Chociaż większość zaginionych odnajduje się, to część jednak nie. Niektóre sprawy dopiero po latach dzięki nowoczesnej technice udaje się policji rozwiązać. To wszystko pokazuje, że mało się u nas robi, żeby chronić kobiety przed przemocą i jej najtragiczniejszymi skutkami.
Nasuwa mi się przerażający wniosek. Jaka w tych domach musi być skala przemocy, że kobieta umiera? To się nie dzieje z dnia na dzień.
W polskim systemie brakuje narzędzi, które obligowałyby różne instytucje do szacowania ryzyka zagrożenia eskalacją przemocy czy zabójstwem. Są potrzebne procedury, które określałyby, co dalej, gdy mamy stwierdzone duże zagrożenie czyjegoś zdrowia lub życia. Potrzebna jest bliska i autentyczna, a nie czysto biurokratyczna współpraca służb, zmiana podejścia do spraw o przemoc domową i zaufanie, a nie podejrzliwość w stosunku do kobiet, które podejmują tę niełatwą decyzję, aby dochodzić swoich praw.
Nasza podopieczna zamordowana w 2011 roku chciała podzielić mieszkanie, żeby odseparować się od męża. On nie chciał się na to zgodzić. Konflikt się nasilał, o podziale bądź sprzedaży mieszkania miał zdecydować sąd. Mąż zaczął jej grozić zabójstwem i ona to zgłaszała policji. Policja nie zrobiła nic, aby ją chronić. Wcześniej umarzała sprawy, a tym razem usłyszała kłócącą się o majątek kobietę. Być może gdyby sprawy o przemoc były traktowane poważnie i funkcjonowałyby narzędzia do szacowania ryzyka oraz procedury postępowania, nie doszłoby do tej tragedii. Sprawy sądowe w tle to jeden z czynników ryzyka.
Zobacz też: Ginekolog dr Maciej Jędrzejko ratuje kobiety. U wielu odkrywa, że przyczyną problemów jest trauma
Czyli znowu zawiódł system.
Niestety. Groźby karalne pod adresem kobiet są często bagatelizowane, podobnie jak podduszanie. W niektórych krajach jest ono traktowane jako usiłowanie zabójstwa. W Polsce zarówno wśród samych kobiet, jak i funkcjonariuszy policji, brakuje świadomości, jak poważne konsekwencje dla zdrowia kobiet mają tego typu zachowania oraz że można zabić, nie zostawiając śladu. Potrzebna jest większa liczba specjalistycznych placówek, gdzie ofiary przemocy mogłyby znaleźć schronienie, specjalistycznych wydziałów policji do zajmowania się przemocą wobec kobiet, przeszkolonych lekarzy, sędziów. Właśnie wchodzą w życie przepisy zakładające natychmiastową izolację sprawcy od ofiary. Nie jesteśmy w pełni usatysfakcjonowane przyjętymi rozwiązaniami, ale na pewno jest to duży krok do przodu. Mam nadzieję, że będą stosowane w praktyce i pozwolą zapewnić kobietom oraz dzieciom większe poczucie bezpieczeństwa.
Możemy posłużyć się jakimś przykładem?
Jedna z pierwszych spraw, w których uczestniczyłam, miała, jak mówiłam wcześniej, miejsce jeszcze w latach 90. Pani spod Lublina była ofiarą przemocy. Policja zatrzymała sprawcę, a potem go wypuściła, o czym ta kobieta nie została uprzedzona. On nad ranem wrócił do domu i ją zabił. Prawie śmiertelnie ranił też córkę. A wystarczyłoby może tylko je uprzedzić! Nikt jednak tego nie zrobił. Bardzo podobna sytuacja miała miejsce kilka lat temu w Lublinie. Pamiętam też panią z Białegostoku. Mąż groził jej śmiercią, w tle była sprawa rozwodowa i karna. Groźby nasilały się. On był myśliwym, miał broń. Ona zgłaszała to na policję. W dniu, w którym została zamordowana, usłyszała w prokuraturze, że nikt teraz nie ma czasu się jej sprawą zająć. Gdy przyszło do niej wezwanie na przesłuchanie, od tygodnia już nie żyła.
Szok…
System musi skuteczniej schronić ofiary przemocy i identyfikować sprawy, w których jest największe zagrożenie życia pokrzywdzonych kobiet i dzieci. Środki ochrony powinny być adekwatne do zagrożenia. W tym roku nasza podopieczna zginęła z rąk swojego męża, który potem popełnił samobójstwo – na szczęście dzieci były na wakacjach, bo być może byłoby tzw. samobójstwo rozszerzone, chociaż my też protestujemy przeciwko takiemu określeniu, bo przecież to zwykłe zabójstwo kobiety zakończone samobójstwem sprawcy. Służbom nie wolno żadnej z takich spraw bagatelizować!
25 listopada przypada Międzynarodowy Dzień Eliminacji Przemocy wobec Kobiet. Jakie działania planujecie?
Inaugurujemy kampanię, która, mam nadzieję, przyczyni się do podniesienia świadomości społecznej, ale również służb, żeby nie bagatelizować spraw o przemoc w rodzinie, reagować na każdy jej przejaw, podchodzić indywidualnie do każdej z nich i otaczać szczególną opieką i wsparciem kobiety zagrożone eskalacją przemocy i zabójstwem. Będzie spot, planujemy uruchomić petycję, pod którą będziemy zbierać podpisy, by nasz rząd uchwalił prawo, które będzie skuteczniej chroniło kobiety przed przemocą i jej najtragiczniejszymi skutkami takimi jak zabójstwo. Będziemy się domagać wprowadzenia narzędzi szacowania ryzyka i uruchomienie procedur dotyczących postępowania w przypadku zagrożenia zdrowia i/lub życia.
Chcemy, aby państwo zwracało większą uwagę na dostępność specjalistycznych placówek wsparcia dla kobiet doświadczających przemocy wraz z dziećmi i zwiększało ich liczbę. Ale chcemy też walczyć o zmianę praktyki stosowania prawa, aby mniej było odmów wszczęcia postępowania i umorzeń, żeby organy ścigania aktywniej zbierały i zabezpieczały dowody i żeby kary wobec sprawców nie były symboliczne. W Polsce ponad 80 proc. spraw jest umarzanych na szczeblu prokuratury!
Nie znamy statystyk dotyczących odmów wszczęcia postępowania. Zwróciłyśmy się do policji o takie dane, ale mamy je dostać dopiero w grudniu. Walczymy ze stereotypem, że przemoc domowa to problem rodziny, że nie należy się mieszać, że jeśli kobieta nie ma obrażeń, to przemocy nie ma. Zdarza się także, że jeśli kobieta mówi o przemocy na rozprawie rozwodowej, to ze strony sądu słyszy pytanie, dlaczego nie zgłosiła tego wcześniej – w domyśle, że na pewno teraz chce coś "ugrać".
Uruchamiacie też Obserwatorium ds. Kobietobójstwa.
Chcemy w ramach obserwatorium zbierać historie zamordowanych kobiet, wspierać rodziny, które są w takiej sytuacji, analizować te sprawy z punktu widzenia zaniedbań czy luk w prawie. Chcemy we współpracy z różnymi instytucjami wypracować procedury, które pozwoliłyby skutecznie chronić kobiety i często też dzieci oraz innych członków rodziny, którzy wspierają zagrożoną kobietę.
Podpiszcie petycję: Stop kobietobójstwu- https://cpk.org.pl/petycje/stop-kobietobojstwu/