Była w Syrii i oblężonym Sarajewie. Do polskiego Sejmu już jej nie wpuścili
17.05.2018 11:59, aktual.: 17.05.2018 15:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Widziała śmierć i wojnę, pomogła tysiącom ludzi. Założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej, która sama cierpi na chorobę Heinego-Medina, chciała dodać otuchy niepełnosprawnym walczącym w Sejmie o swoje prawa. Do Sejmu jej jednak nie wpuszczono, a sprawę komentują politycy.
Partia rządząca raz za razem deklaruje swój szacunek do "woli suwerena", czyli nas wszystkich, który demonstruje w przedziwny sposób – Sejm ostatnimi czasy stał się fortecą władzy, do której dostęp mają tylko wybrańcy. Założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej, która pomogła tysiącom ludzi, choć sama od wczesnego dzieciństwa cierpi na chorobę Heinego-Medina, wybranką nie jest.
Paweł Rabiej z partii Nowoczesna poznał Janinę Ochojską na początku lat 90. Opisuje ją jako odważną i godną najwyższego szacunku kobietę, która poświęciła życie dla innych. Kobietę, która jest świetną i bardzo empatyczną organizatorką. - Widok Janki Ochojskiej, która nie może wejść do Sejmu, żeby wesprzeć niepełnosprawnych, był przerażający. Wszelkie oskarżenia dotyczące jej motywacji są absurdalne. To nieprawdopodobnie dzielna kobieta z wielkim hartem ducha i sercem na dłoni, która chciała wesprzeć osoby z niepełnosprawnościami. Sama jest przecież niepełnosprawna – mówi Rabiej.
Funkcjonariusze Straży Marszałkowskiej oświadczyli jednak, że "nie mają informacji, że mogą ją wpuścić".
- Znam Jankę od 25 lat, ona była w najbardziej krwawych zakątkach ziemi. Była w Bośni, Syrii, wszędzie tam, gdzie struktury państwowe nie dawały rady. Wypełniła zadanie naszego kraju, kiedy angażowała się na rzecz Syrii. Bo tak naprawdę to, co ona robiła, powinien robić polski rząd. Dlatego PiS powinien być jej wdzięczny za to, co zrobiła dla Polski. Niewpuszczenie jej do Sejmu jest policzkiem dla tego, co ona sobą reprezentuje, czyli dla prawdziwej, ludzkiej solidarności, z której kiedyś Polska słynęła – mówi Bogdan Klich z Platformy Obywatelskiej, nazywając Ochojską "symbolem Solidarności".
Dodaje, że bać się Janiny Ochojskiej to bać się tego, co ta kobieta ze sobą niesie. A co znamienne - niesie pomocną dłoń. To właśnie ona przeskakiwała w swojej działalności różne mury. Jednego tylko przeskoczyć nie mogła – sejmowego.
- Ja pamiętam takie zasieki - ale nie z rąk, tylko z różnych barier, kiedy próbowaliśmy się dostać do oblężonego Sarajewa – mówiła dziennikarzom Janina Ochojska, przypominając jedną z misji, z jakimi na Bałkany w latach dziewięćdziesiątych jeździła Polska Akcja Humanitarna. Na tej właśnie misji spotkała się z Jarosławem Kaczyńskim (który – jak sam pisze w książce "Porozumienie przeciw monowładzy" - "właściwie nie bardzo wie, dlaczego tam pojechał") i Pawłem Rabiejem. - Janka zna się z prezesem Kaczyńskim i myślę, że on ma do niej wiele sympatii. Te spotkania w Bośni to były jednak typowe postoje w trasie, nie można mówić o jakichś wielkich przyjaźniach – ocenia Rabiej.
I dodaje, że władza boi się własnych obywateli, a Sejm zamiast być świątynią demokracji, stał się jej muzeum. - To nie jest tak, że nie wpuścili tylko jej. Nie wpuścili także Wandy Traczyk-Stawskiej, powstańczyni warszawskiej, która raczej nie szykuje się na rewolucję. Nie wpuszczają dziennikarzy. Ta władza charakteryzuje się nie tylko arogancją, ale także brakiem wyczucia, brakiem empatii – twierdzi Rabiej.
Zdaniem Klicha, sytuacja jest skutkiem syndromu oblężonej twierdzy i świadczy o poczuciu słabości PiS-u, bo "silni na ogół nie boją się słabych". Jak jednak uważa Marek Plura, niepełnosprawny poseł PO, jest to raczej poza kontrolą Kaczyńskiego. - To kwestia pewnych mechanizmów, biurokracji. Jestem tym przerażony, ale niektórzy chcą być bardziej prezesowscy od prezesa – kwituje.