Odkryj siebieByli "instagramową parą". Psycholożka odkryła ich mroczny sekret

Byli "instagramową parą". Psycholożka odkryła ich mroczny sekret

Wielu osobom przeszkadza brak autentyczności w social mediach
Wielu osobom przeszkadza brak autentyczności w social mediach
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
Dominika Frydrych
04.01.2023 11:24, aktualizacja: 16.03.2023 13:28

"Częste karmienie się zdjęciami z »idealnego« życia innych może być triggerem, czynnikiem spustowym kryzysu, ale nie każdego on dotyka. Docieramy do ważnego tematu – co dzieje się w naszym życiu poza Instagramem?" - mówi Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka i psychoterapeutka.

Dominika Frydrych, Wirtualna Polska: W badaniu Ariadny dla WP ponad 90 proc. ankietowanych podkreśliło, że autentyczność jest dla nich ważna. Jak można określić bycie autentycznym z perspektywy psychoterapeutki?

Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka i psychoterapeutka: Autentyczność to przeciwieństwo idealizacji. Na przykład, czy nałożenie na zdjęcie filtra, który sprawi, że ładniej wyglądamy jest już brakiem autentyczności? Ilu ludzi, tyle opinii. Ale z całą pewnością kreowanie siebie jako osoby, której życie składa się z pasma sukcesów, będzie zaprzeczeniem autentyczności.

Gdyby to porównać do diagnozy psychologicznej, z jednej strony możemy mówić o braku autentyczności w kontekście symulacji – czyli wtedy, kiedy pokazujemy się jako bardziej atrakcyjne, mądrzejsze. Możemy mówić też o dyssymulacji. To taki rodzaj braku autentyczności, kiedy pokazujemy swoje życie jako nieciekawe, gorsze, bo z jakiegoś powodu chcemy trafić do takiego grona odbiorców, które lubi tego rodzaju styl czy humor. Jeżeli damy do zrozumienia, że podkreślanie naszego "bycia przegrywem" to satyra, myślę, że będzie to autentyczne. Ale jeśli zrastamy się w jedno z tego rodzaju wizerunkiem, będzie to dyssymulacyjny brak autentyczności.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czy dobrostan zakłada bycie autentycznym?

To wręcz jeden z warunków zachowania zdrowia psychicznego. Udawanie czegokolwiek, zarówno, jeśli chodzi o symulację, jak i dyssymulację, jest dużym obciążeniem. Gdy nie oszukujemy siebie ani innych i, mówiąc najogólniej, jesteśmy w zgodzie ze sobą, możemy być wolni od stresu i napięcia.

W samym procesie psychoterapii dążymy z pacjentem do tego, żeby stawał się on w życiu autentyczny. Żeby spełniał swoje oczekiwania, oczywiście nie krzywdząc przy tym innych.

Podasz przykład?

To uogólnienie, ale kojarzy mi się z tym grupa osób w tzw. kryzysie wieku średniego. Ktoś taki spełnił już oczekiwania wszystkich wokół: rodziców, współmałżonków, dzieci. I nagle, kiedy ma 40-45 lat, zaczyna odkrywać, że to nie jest jego życie. Nigdy nie zadał sobie pytania, co tak naprawdę chce robić, co jest dla niego ważne.

Przypomina mi się historia pacjenta, który zgłosił się do mnie z depresją. Był człowiekiem sukcesu – przy okazji zresztą bardzo aktywny w mediach społecznościowych. A jednocześnie czuł wstyd, że on, któremu wszystko się udaje, zgłasza się do terapeuty. Tymczasem okazało się, że jego partnerka była kobietą, którą właściwie wybrali mu rodzice. Wykonywał też zawód, którego nienawidził, ale miał przejąć schedę po ojcu. Zrealizował to wszystko, ale nie czuł szczęścia. Dopiero, gdy zaczął to odkrywać, mógł wziąć odpowiedzialność za swoje życie i zacząć je wieść zgodnie z własnymi zasadami. U niego proces zdrowienia polegał na odzyskaniu autentyczności.

Badanie Ariadny pokazało, że treści prezentowane w mediach społecznościowych mają negatywny wpływ przede wszystkim, gdy porównujemy swój status majątkowy do reprezentowanego przez celebrytów i influencerów. Dotyczy to zwłaszcza kobiet – tę odpowiedź zaznaczyło prawie 40 proc. z nich.

Nie chciałabym tego upraszczać, bo znaczenie mają też inne czynniki niż aspekt genderowy, chociażby to, jak często używa się social mediów. Ale myślę, że warto na to zwrócić uwagę. Wydaje mi się, że my, kobiety, żyjemy w paradoksie. Otrzymujemy podczas wychowania i socjalizacji przykaz, że mamy być grzeczne, że powinnyśmy zadowalać innych. Druga strona medalu jest taka, że wychowywane w ten sposób dziewczyny są konfrontowane z mitem kobiety sukcesu, która jest superżoną, supermatką i sprawnie łączy karierę z macierzyństwem.

Jeśli taka kobieta widzi w sieci aktorki, modelki czy influencerki, którym to wszystko się udaje, rodzi się w niej poczucie bycia gorszą. Bo przecież tak bardzo się staram – jestem grzeczna wtedy, kiedy trzeba, ale jestem też przebojowa, skończyłam dwa kierunki studiów, pracuję, a dalej nie mam tylu pieniędzy czy tak estetycznego wnętrza domu jak celebrytka, którą obserwuję w mediach społecznościowych.

I pojawia się presja.

Przypomniało mi się badanie, które akurat dotyczyło mężczyzn. Pokazywano im zdjęcia atrakcyjnych kobiet, kanonicznych piękności. Później proszono tych mężczyzn oraz grupę kontrolną, której nie pokazywano zdjęć, żeby ocenili atrakcyjność swoich partnerek. Ci, którzy wcześniej widzieli zdjęcia, zaczynali uważać, że ich partnerki są mniej atrakcyjne. To było wykonywane w warunkach laboratoryjnych, ale my w takim laboratorium żyjemy codziennie. A jednocześnie nie widzimy, jaki to ma na nas wpływ. Jesteśmy otoczeni pięknymi wnętrzami, historiami karier, opowieściami o świetnych związkach i dzieciach. Prezentuje nam się to jako normy, a życie rzadko tak wygląda.

W gabinecie spotkałam się też z parą, która zgłosiła się na psychoterapię. To byli młodzi, atrakcyjni ludzie. Po pewnym czasie okazało się, że w ich związku jest obecna przemoc ze strony mężczyzny. Kiedy rozmawiałam z kobietą o zakończeniu tej relacji, powiedziała, że to dla niej trudne, bo pierwszy raz w życiu słyszała od innych, że stanowi z kimś taką "instagramową parę". Jej rodzina i znajomi uważali, że jako kobieta może w końcu czuć się spełniona, ponieważ ma atrakcyjnego, zamożnego partnera.

Od razu mam przed oczami obrazki z lat 50. w USA. Idealna pani domu w pięknej sukience podaje obiad mężowi, który wraca z pracy. A pod maską kryje się nie tylko zwykła nieidealność, ale i mnóstwo przerażających historii.

Myślę, że wiele kobiet jest osadzonych mentalnie, oczywiście nie ze swojej winy, w takich latach 50. A jednocześnie żyje w realiach neoliberalizmu, gdzie jesteśmy karmione różnymi wymaganiami. Musisz liczyć sama na siebie. Musisz być seksowna i się podobać. Musisz mieć kogoś, kto oczywiście też będzie atrakcyjny. Musisz dawać sobie radę z macierzyństwem. Musisz brać życie w swoje ręce, być produktywna, nie narzekać...

Aż w końcu coś pęknie i przyjdzie kryzys.

Trzeba też podkreślić, że to nie tylko social media same w sobie ponoszą winę za te kryzysy. Częste karmienie się zdjęciami z "idealnego" życia innych może być triggerem, czynnikiem spustowym kryzysu, ale nie każdego on dotyka. Docieramy do ważnego tematu – co dzieje się w naszym życiu poza Instagramem? Czy mamy wsparcie bliskich osób, czy nasi rodzice i opiekunowie wybaczali nam błędy? Czy mamy przyzwolenie w sobie na bycie nieidealnymi?

Jak często słyszysz w gabinecie porównania do ludzi z sieci?

To bardzo częste. Kiedy zaczynałam pracę, spodziewałam się, że temat mediów społecznościowych będzie obecny wśród nastolatków. Tymczasem pamiętam pana, który był niezwykle rozczarowany tym, że ćwiczył zgodnie z planem rozpisanym przez swojego ulubionego trenera i nie osiągał wystarczających efektów, a jego muskulatura nie była taka jak u idola. To był dorosły mężczyzna z bagażem doświadczeń, a był niemal po dziecięcemu rozczarowany, że miał coś dostać, a jednak tego nie ma.

Zatrzymajmy się przy dzieciach i nastolatkach. "Zetki" żyją w sieci i trudno z tym walczyć. Ale treści z social mediów to może być woda na młyn problemów z samooceną, z którymi często zmaga się młodzież. Co można z tym zrobić?

W interesie nas wszystkich jest mądra edukacja medialna, podczas której kompetentne osoby rozmawiałyby z młodzieżą o tym, że to, co widzimy w mediach społecznościowych nie jest odbiciem rzeczywistości jeden do jednego. Na stronach gwiazd nie publikuje się spontanicznych zdjęć, tylko efekty sesji stylizowanych na codzienność. Często są to też treści sponsorowane.

Poza tym kluczowa jest obecność rodzica lub opiekuna, który pozwala dziecku na popełnianie błędów. Nie uzależnia swojej miłości od tego, czy dziecko ładnie wygląda albo ma dobre oceny, tylko przyjmuje je takim, jakie jest. Stawia wymagania, ale robi to tak, że nie umniejsza poczucia własnej wartości.

A niezależnie od wieku możemy przestać obserwować strony, które sprawiają, że czujemy się niewystarczający. To jest tak jak z odżywaniem. Nie powinniśmy objadać się tym, po czym czujemy się źle. Z Instagrama, podobnie jak z menu, lepiej wykreślić to, co niezdrowe.

A czy widzisz u pacjentów korzyści z korzystania z social mediów?

Od razu przypomina mi się pani, która mówiła, że dzięki Instagramowi odkryła feminizm. Rodzina fundowała jej sporo patriarchalnych przekazów, a ona, kiedy zaczęła czytać posty feministek, stwierdziła, że może jednak wszystko z nią w porządku? Może można zachowywać się inaczej niż kobiety z jej rodziny?

Instagram nigdy nie zastąpi psychoterapii. Ale jest mnóstwo profili, które dostarczają rzetelnej wiedzy w ciekawy sposób. To strony psychologów czy psychiatrów, ale też na przykład Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę czy Fundacja Feminoteka. Istnieją ludzie, którzy w social mediach poznali numer 116 111 albo dowiedzieli się, że to, co robi ich partner, jest przemocą. To może być impulsem do szukania profesjonalnej pomocy. Nie warto więc wylewać dziecka z kąpielą dlatego, że promowane tam są nierealne standardy piękna.

A z drugiej strony jest też ruch ciałopozytywności, który te standardy stara się rozbrajać.

Niestety myślę, że tych głosów jest za mało. Wszystko dlatego, że wciąż trzeba mieć w sobie sporo odwagi, żeby pokazać się na Instagramie w letniej sukience, gdy nasze ciało nie jest kanoniczne. Albo żeby zamieścić zdjęcie z życia rodzinnego, gdy mamy w domu bałagan.

Ale cieszy mnie, że niektóre z tych kont mają dużo obserwatorów i ludzie chcą ich czytać. Nie zawsze i nie wszyscy, bo obecność osób, które mówią: "Nie musisz być idealny", budzi napięcie. Zwłaszcza u tych, którzy włożyli wiele energii w to, żeby ich życie wyglądało idealnie. Być może stąd biorą się głosy w rodzaju słynnej "mody na brzydotę".

50 proc. ankietowanych w badaniu Ariadny uważa, że media społecznościowe byłyby bardziej autentyczne, gdyby pokazywano w nich bardziej normalne podejście do trudniejszego czasu w życiu. Niewiele mniej osób mówiło o braku presji na posiadanie idealnego życia, rodziny i środowiska czy idealnego wyglądu. A czego tobie brakuje najbardziej?

To może będzie mniej związane z kanonami piękna czy z mową nienawiści, ale brakuje mi odpowiedzialności za słowo i porządnego fact-checkingu. Uważam za niedopuszczalne to, że w social mediach promowane są treści alt-medowe, antypsychologiczne czy antyszczepionkowe.

Brakowało mi też tego, co ostatnio się zmienia, czyli czytelnego oznaczania współprac i reklam. Rozumiem, że media społecznościowe to swego rodzaju platformy handlowe, które mają zaspokajać wygenerowane wcześniej potrzeby. Oznaczanie postów sponsorowanych czy zdjęć z sesji mogłoby odmienić ten świat. Człowiek wiedziałby, czy ma do czynienia z reklamą, czy z przekazem spontanicznym. To nie rozwiąże wszystkich problemów, ale pokaże, jak wiele tych treści to marketing. I wtedy mówilibyśmy o większej autentyczności.

Rozmawiała Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1)
Zobacz także