Czas zaprogramować się na zmiany
Te najważniejsze wymagają niewiele wysiłku, a mogą bardzo wiele wnieść. Niektóre wręcz ratują życie. Inne – mogą je znacznie wydłużyć.
Pewnie nie raz zdarzyło ci się na początku roku robić postanowienia typu: schudnę, nauczę się czegoś nowego, zapiszę się na jogę, poprawię relacje z matką, zrobię prawo jazdy, nauczę się robić profesjonalny makijaż, odmaluję mieszkanie, postaram się codziennie mówić mężowi, że go kocham, będę częściej chodzić do teatru albo więcej czytać.
Wszystkie te zmiany warte są tego, by wprowadzić je w życie. Są ważne. Ale to lista wpływająca na jakość, a nie długość życia: zrealizowanie tych punktów uczyni twe życie ciekawszym, przyjemniejszym – ale go nie wydłuży. Jest jeszcze lista ważniejsza, a często zaniedbywana: ta dotycząca zdrowia. Jeśli naprawdę chcesz żyć sto lat, by móc chodzić do teatru i powtarzać bliskim, że ich kochasz, musisz zadbać o zdrowie – dziś, teraz, dopóki je masz. Oto lista zdrowotnych noworocznych postanowień, którą powinna spisać (i przestrzegać jej) każda z nas.
Zrobię badanie cytologiczne – już w styczniu. I regularnie będę je powtarzać
Według badań TNS OBOP o raku szyjki macicy słyszało aż 99 proc. Polek. Niby dobrze, ale... Nie przekładamy tej wiedzy na czyny. Na badanie cytologiczne, które pozwala wykryć chorobę w bardzo wczesnym stadium, pozwalającym na jej całkowite i łatwe wyleczenie, zgłasza się co roku mniej niż jedna trzecia Polek. I to pomimo faktu, że raz na trzy lata cytologia przysługuje każdej z nas bezpłatnie.
Efekt? – Rak szyjki macicy to drugi pod względem częstości występowania nowotwór, atakujący kobiety przed 45. rokiem życia (czyli młode). Liczba zachorowań zaczyna rosnąć już wśród 25–29-latek! – mówi Monika Antepowicz, ginekolog i położnik. Statystycznie, gdyby każdej kobiecie wykonano cytologię choć raz w życiu, aż o 40 proc. obniżyłoby się ryzyko śmierci z powodu raka. Dlaczego się więc nie badamy? Bo nie wierzymy, że nas to spotka. Bo odkładamy „na jutro”. Bo wolimy myśleć optymistycznie. Bo nam się wydaje, że to choroba starszych kobiet. Bo przecież my jesteśmy „czyste”. Stop! Kobiety silne, młode i optymistyczne rak też atakuje. Dlatego powinnyśmy się badać.
– Pierwsze badanie należy wykonać najpóźniej trzy lata od pierwszego stosunku – mówi dr Antepowicz. – Potem co rok przez trzy kolejne lata i jeśli wyniki cytologii mamy dobre oraz mamy stałego partnera, możemy ją robić raz na trzy lata. Jeśli zmieniamy partnerów – lepiej się badać co roku. Wybierajmy jednak nowoczesne badanie, tzw. cytologię jednowarstwową albo na płynnym podłożu (to dwie nazwy tej samej metody) – kosztuje tyle samo, a jest zdecydowanie bardziej dokładna – radzi ginekolog.
Co miesiąc będę badać piersi
Najczęstszy nowotwór złośliwy u kobiet? Rak piersi. To nasz główny zabójca. Choć najczęściej atakuje kobiety po czterdziestce, zdarza się, że wykrywa się go nawet u dwudziestokilkulatek. Niestety: od początku lat 60. rośnie liczba kobiet zapadających na tę chorobę. – Walkę o życie wygrałoby więcej chorych, gdyby nie zbyt późna diagnoza – uważa dr Antepowicz. I tu mamy dobrą wiadomość: naprawdę dużo zależy od nas samych. A dokładnie od tego, czy sumiennie, co miesiąc, przeprowadzamy samobadanie piersi. Jeśli robimy to regularnie, uczymy się kształtu i budowy własnych piersi, ich konsystencji i struktury – a wtedy mamy szansę wykryć potencjalny guzek, zanim przekroczy wielkość kilku milimetrów. Kobiety, które badają piersi nieregularnie, mają szansę wykryć guzki o wielkości 1 cm, a częściej 2 cm – czyli znacznie większe.
Tymczasem im guzek mniejszy i szybciej wykryty, tym większe szanse na powrót do zdrowia. Instruktaż badania piersi znajdziesz w Internecie (jak choćby dokładny i ilustrowany zdjęciami na stronie WWW.rakpiersi.pl). Warto jednak przypomnieć, że najlepiej przeprowadzać je ok. 2–3 dni po miesiączce i zawsze w tym samym momencie cyklu. Oraz że dobrze jest wykonywać je pod prysznicem, na namydlonych piersiach – łatwiej wtedy przesuwać po nich dłonią i lepiej wyczuwa się ewentualne nierówności (bo pierś powinno się badać dłonią, nie opuszkami palców).
Większość zmian ma charakter łagodny, więc nie ma co wpadać w panikę, jeśli coś najdziemy. Ale ponieważ w tym temacie warto dmuchać na zimne, każdą zmianę powinnyśmy skonsultować z lekarzem – radzi dr Antepowicz.
Skontroluję swoje BMI – i zrobię wszystko, by mieściło się między 18,5 a 25
BMI czyli Body Mass Index jest wyznacznikiem tego, czy nasza waga jest prawidłowa, czy mamy nadwagę (lub niedowagę). Oblicza się je, dzieląc wagę w kilogramach przez podany w metrach i podniesiony do kwadratu wzrost. To znaczy, że osoba ważąca 65 kilo i mająca 164 cm wzrostu dzieli 65 przez 1,64 x 1,64 czyli 2,69 i otrzymuje 24,16 – a więc jej BMI mieści się w prawidłowych granicach. BMI powyżej 25 oznacza nadwagę, a powyżej 30 – otyłość.
– W medycynie uważa się, że nadwaga oznacza zwiększone ryzyko rozwoju wielu chorób – mówi dr Rybner. – Grozi rozwojem lub większym ryzykiem rozwoju takich chorób jak: cukrzyca typu 2, nadciśnienie, choroby serca i naczyń krwionośnych (zwłaszcza hipercholesterolemii i miażdżycy, a w efekcie choroby niedokrwiennej serca i zawału), niektóre nowotwory (w tym także rak piersi, choć najbardziej wraz ze wzrostem wagi rośnie ryzyko zachorowania na raka jelita) oraz choroby zwyrodnieniowe stawów i kości.
Cukrzyca typu 2 aż 12 razy częściej atakuje kobiety z nadwagą i otyłe – a im wyższe BMI, tym większe ryzyko zachorowania. Ryzyko zawału u kobiety otyłej jest aż trzy razy wyższe, niż w przypadku szczupłej pani w tym samym wieku. Aż 30–65 proc. przypadków nadciśnienia tętniczego można połączyć ze wzrostem wagi. Wiele zależy też od tego, jak rozkłada się tłuszcz na naszej sylwetce. Jedni mają większą skłonność do tzw. nadwagi z androidalnym rozmieszczeniem tłuszczu: głównie na brzuchu, w jamie brzusznej i klatce piersiowej. U tych osób większe jest ryzyko rozwoju cukrzycy, miażdżycy, chorób naczyń i serca, nadciśnienia. U innych tłuszcz osadza się głównie wokół bioder, ud i w dolnej części ciała – to tzw. gynoidalne rozmieszczenie tłuszczu. U tych osób ryzyko rozwoju cukrzycy czy miażdżycy jest mniejsze, rośnie natomiast ryzyko problemów ortopedycznych w obrębie stawów biodrowych czy kolanowych.
– Warto pilnować prawidłowej wagi – lub redukować wagę ciała w przypadku nadwagi – podkreśla dr Rybner. – Obniżenie wagi ciała bardzo szybko wpływa na poprawę poziomu trójglicerydów czy spadek ciśnienia: każdy utracony 1 proc. masy ciała obniża ciśnienie o 1–2 mmHg, a każde zgubione 10 kilo to spadek poziomu cholesterolu o 15 proc.
Sprawdzę, jaki mam poziom witaminy D
Jeszcze 10 lat temu nie mogliśmy zmierzyć sobie poziomu witaminy D we krwi. Dziś już to się zmieniło. I dobrze, bo – jak się okazało – prawie 80 proc. Polaków (mowa tu zarówno o mężczyznach, kobietach, nastolatkach, jak i dzieciach) ma mniejszy lub większy niedobór. Dlaczego? Ponieważ witaminę tę syntetyzuje nasza skóra pod wpływem promieni słonecznych – w naszym kraju od października do kwietnia słońca jest za mało, by produkcja ta mogła pokryć nasze zapotrzebowanie.
– Pewnych ilości witaminy D dostarczamy sobie z pożywieniem, np. masłem, jajami, rybami – ale to wciąż za mało: trzeba by zjeść codziennie średniego łososia, żeby dostarczyć sobie potrzebnych ilości tej witaminy D – mówi dr Rybner. Co nam zostaje? Suplementacja! Daje całe mnóstwo korzyści. Kiedyś witaminę D wiązano tylko z absorpcją wapnia przez kości. Dziś wiemy już, że nie tylko mocne kości wymagają jej obecności, jest bowiem niezbędna także do prawidłowej pracy układu hormonalnego; zapobiega rozwojowi niektórych nowotworów i chorób autoimmunologicznych; dzięki niej sprawniej działają jajniki, trzustka, tarczyca, wątroba, nerki. Co więcej reguluje pracę układu odpornościowego: walczące z drobnoustrojami limfocyty B i T dopiero w obecności witaminy D osiągają pełnię aktywacji.
– Dlatego przez ciemniejsze pół roku powinniśmy właściwie wszyscy suplementować witaminę D, czy to w postaci kapsułek czy zażywanego tranu – podkreśla dr Rybner. Dawkę powinien ustalić lekarz, ponieważ zależy ona od głębokości aktualnego deficytu, stanu zdrowia, wieku (osoby starsze powinny brać większe dawki), trybu życia (np. zimowe wakacje w ciepłych krajach zmniejszają zapotrzebowanie), diety, aktywności fizycznej, wzrostu, wagi (zapotrzebowanie na witaminę D rośnie wraz z wagą) itp.
Zaprowadzę health management
Każdy wie, że trzeba dbać o związek, karierę, samochód itp. Ale o zdrowiu – póki jesteśmy zdrowi – zapominamy... Wydaje się takie trwałe, jakby dane na wieki. Niestety – tak nie jest. Aby trwało jak najdłużej, trzeba w nie inwestować tak samo, jak w inne dziedziny życia. Dlatego w naszym planie dnia – i to codziennie – powinien znaleźć się przynajmniej jeden punkt, w sposób celowy i świadomy nastawiony na służenie naszemu zdrowiu. To może być np.: „dziś śpię, aż się wyśpię i sama obudzę” – pamiętajmy, że powinniśmy spać ok. 8 godzin dziennie i możemy pozwolić sobie co najwyżej na dwie zarwane noce w tygodniu. Albo: „dziś do każdego posiłku zjem sałatkę z mnóstwa świeżych liści” czy „dziś wypiję w ciągu dnia 2,5 litra wody” – wiedząc, że zdrowa dieta odpowiada za nasze zdrowie w aż 50 proc! Regularnie planujmy też wysiłek fizyczny.
– Szacuje się, że pół godziny nawet umiarkowanego fizycznego wysiłku daje różnorodne zdrowotne korzyści przez dwa kolejne dni – mówi dr Rybner. – Planujmy więc taniec, aerobik, basen, rower, bieganie czy choćby szybki marsz przynajmniej trzy razy w tygodniu według zasady 3x30x130 – czyli 3 razy w tygodniu 30 minut wysiłku, który sprawi, że nasze serce przyspieszy do 130 uderzeń na minutę.
Co jeszcze? Pociągnijmy za język rodziców na temat chorób, które krążyły w poprzednich pokoleniach i porozmawiajmy o nich z lekarzem pierwszego kontaktu. Nawet jeśli nic nie „krążyło”, wpiszmy już w styczniu do kalendarza: morfologia raz w roku; wizyta u stomatologa dwa razy w roku; raz w roku badanie moczu. Profilaktycznie trzeba się będzie badać na własny koszt – ale cóż z tego? Profilaktyka to wciąż najlepszy sposób zadbania o zdrowie.
Agata Domańska,
współpracownik miesięcznika Sens/*magazyn Sens *