Pracodawca nie przedłużył jej umowy po urlopie macierzyńskim. Historia pani Anny to przypadek jeden z wielu
Pani Anna, znana w sieci jako Żona z ADHD, trzynaście miesięcy temu urodziła bliźniaczki. Po konsultacji z pracodawcą znalazła dla dziewczynek żłobek i jesienią miała wrócić do pracy. Niestety nie przedłużono jej umowy. - Liczyłam się z tym, ale nie przyszłoby mi do głowy, że usłyszę od przełożonej "lepiej będzie ci w domu" – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Nasza rozmówczyni od 2018 roku pracowała w budżetówce. W chwili zatrudnienia miała kilkuletnią córkę. Już wówczas zmagała się z endometriozą – od pięciu lekarzy usłyszała, że nie zajdzie w kolejną ciążę. Stało się jednak inaczej. Gdy poinformowała bezpośrednią przełożoną, że spodziewa się dziecka, usłyszała pełne wyrzutów pytanie: "jak możesz krzyżować nasze plany?" i polecenie, by pracowała aż do porodu. - Czułam ogromną presją, bo uwielbiałam tę pracę. Po macierzyńskim chciałam wrócić na swoje stanowisko – przyznaje pani Anna.
Naciski ze strony pracodawcy
Okazało się, że na świat przyjdą bliźniaki. W około 20 tygodniu konieczne było zwolnienie lekarskie. – Do końca ciąży musiałam leżeć. Chociaż informowałam na bieżąco pracodawcę, w jakim stanie zdrowotnym jestem, co jakiś czas pojawiało się pytanie: "kiedy wracasz?" – relacjonuje kobieta.
Jej umowa wygasała z końcem czerwca, dlatego w marcu zdecydowała się na szczerą rozmowę z przełożoną. Wyjaśniła wówczas, że jedna z jej córek jest po urazie głowy i wymaga szczególnej opieki – przede wszystkim rehabilitacji. Zadeklarowała jednak gotowość powrotu do pracy po zakończeniu macierzyńskiego i wybraniu zaległych dni urlopu.
- Usłyszałam wówczas, że mam postarać się o żłobek dla dzieci. Przełożona niczego nie obiecywała, ale poprosiła, żebym w firmie pojawiła się w maju z wnioskiem o przedłużenie umowy. Gdy do tego doszło, usłyszałam od niej: "Tobie nie opłaca się pracować, lepiej jak zostaniesz w domu, masz przecież 500+, złożysz wniosek o orzeczenie o niepełnosprawności". Odjęło mi mowę. Ktoś zadecydował za mnie i powiedział, co mam robić, nie pytając mnie w ogóle o zdanie – oburza się blogerka. - Nikt nawet nie podziękował mi za współpracę… - dodaje.
W oficjalnym piśmie pracodawca stwierdził natomiast, że podczas nieobecności pani Anny w pracy konieczne było zatrudnienie nowego pracownika, w związku z czym nie ma dla niej etatu. Rzecz w tym, że ów pracownik został zatrudniony na umowę o zastępstwo. Większość pracowników, łącznie z tą osobą, była przekonana, że kobieta wróci na swoje stanowisko po urlopie macierzyńskim. – Nie miałam powodów, by myśleć inaczej: szefowa zawsze mnie chwaliła, zadowoleni z mojej pracy byli także inni pracownicy i osoby, z którymi współpracowałam – zapewnia.
Adwokat Urszula Skonecka potwierdza, że kobieta na urlopie macierzyńskim, której w trakcie urlopu kończy się umowa o pracę na czas określony, nie podlega ochronie, która powodowałaby przedłużenie tej umowy czy która nakazywałaby pracodawcy zawarcie kolejnej umowy. Będzie natomiast otrzymywać zasiłek macierzyński wypłacany przez ZUS.
Przełożona przeczytała komentarz i wyciągnęła błędne wnioski
Co zatem było faktycznym powodem nieprzedłużenia umowy w przypadku pani Anny? Nasza rozmówczyni domyśla się, że poszło o… komentarz na Facebooku. Pisała w nim, że jedna z jej córek wymaga rehabilitacji i, choć idzie ku lepszemu, przed nimi wciąż jeszcze dużo pracy.
– Przełożona założyła, że będę wiecznie nieobecnym pracownikiem. Tym bardziej, że podczas ostatniej rozmowy nawiązała także do mojej sytuacji zdrowotnej – wypomniała endometriozę oraz moje wyjazdy za granicę. Faktycznie, konsultuję się z lekarzem z Niemiec, ale wizyty u niego odbywam średnio raz na półtorej roku – przyznaje pani Anna.
Nasza rozmówczyni przed złożeniem wniosku o przedłużenie umowy, zapisała córki do żłobka i ustaliła z mężem plan działania. Obiecali sobie, że ewentualne L4 na dziecko będą brać naprzemiennie. – Nie było mowy, żebym przebywała przewlekle na zwolnieniu lekarskim. Tym bardziej, że, gdy dzieci dawały mi w kość, odliczałam dni, kiedy wrócę do pracy – przekonuje.
Stereotyp leniwej matki Polki
O swoich doświadczeniach pani Anna napisała w poście na Facebooku. Nie spodziewała się, że odzew będzie tak duży. Kobiety w komentarzach oraz prywatnych wiadomościach pisały o podobnych przeżyciach: nieprzedłużonych umowach, zlikwidowanych stanowiskach, znacznym obniżeniu pensji.
- Takie sytuacje zdarzają się bardzo często, szczególnie teraz, gdy umocnił się stereotyp roszczeniowej i leniwej matki, która "leży i pachnie" utrzymując się wyłącznie ze świadczeń socjalnych. Tymczasem o zwolnieniach i niechęci pracodawców wobec młodych matek nie mówi się głośno. Myślę, że to kwestia obaw – też jestem z niewielkiej miejscowości. Post na Facebooku napisałam, gdy zostałam rozliczona z zaległego urlopu i dostałam świadectwo pracy. Jeśli chciałabym pójść do sądu i złożyć pozew o odszkodowanie ze wskazaniem na dyskryminację czy straty moralne, przylgnęłaby do mnie łatka problematycznego pracownika. A przyjdzie przecież moment, gdy znów będę szukać pracy… - ocenia pani Anna.
- To polski paradoks: żyjemy w pozornie prorodzinnym kraju, kobiety zachęca się, by zachodziły w ciążę, rodziły dzieci. Tymczasem pracodawcy nie wychodzą im naprzeciw, często uniemożliwiają powrót do pracy – dodaje.
Adwokat Urszula Skonecka przyznaje, że walka z pracodawcą w sądzie ze wskazaniem na dyskryminację teoretycznie jest możliwa. Zakaz dyskryminacji obejmuje nie tylko kwestie związane ze zwolnieniem, ale także z niezawarciem kolejnej umowy o pracę, co znalazło potwierdzenie w wydanych już wyrokach sądów. Niestety, w jej ocenie wykazanie, że danej osoby nie zatrudniono właśnie w oparciu o czynnik mogący być uznany za dyskryminacyjny, może być po prostu w praktyce bardzo trudne.
Pani Anna zdecydowała, że złoży wniosek o orzeczenie niepełnosprawności u córki i na razie nie będzie szukała nowej pracy. Choć stara się zachować spokój i pogodę ducha, bulwersujące słowa przełożonej nadal w niej rezonują.
- Nie wyobrażam sobie, co muszą czuć samodzielne, często pozbawione alimentów, matki, które znalazły się w takiej sytuacji jak ja. To jest życiowy dramat, szczególnie w mniejszych miejscowościach i pandemicznej rzeczywistości – podsumowuje.
Co możemy zrobić, żeby się zabezpieczyć?
Prawniczka Urszula Skonecka przypomina natomiast w rozmowie z WP Kobieta, że w przypadku umowy zawartej na czas nieokreślony co do zasady nie wolno zwolnić pracownicy w czasie urlopu macierzyńskiego ani w czasie urlopu wychowawczego.
Wyjaśnia również, że teoretycznie możliwe jest zawarcie z pracodawcą umowy przedwstępnej, ewentualnie zawarcie przed upływem terminu kolejnej umowy o pracę ze wskazaniem jako daty rozpoczęcia wykonywania tej umowy daty po wygaśnięciu aktualnie wiążącej strony umowy na czas określony. Aby jednak doszło do podpisania którejś z tych umów, wolę taką muszą wyrazić obie strony, tj. zarówno pracodawca, jak i pracownik.
- Jednocześnie brak woli zawarcia takiej umowy ze strony pracodawcy może, choć nie musi, być sygnałem dla pracownicy, że umowa nie zostanie przedłużona. Umowy na czas określony z założenia zawiera się bowiem właśnie po to, żeby po upływie terminu, na jaki umowa została zawarta, każda ze stron mogła podjąć decyzję co do jej ewentualnej kontynuacji. W związku z tym raczej trudno spodziewać się, że pracodawca będzie skłonny zobowiązać się z dużo większym wyprzedzeniem do zawarcia kolejnej umowy. Z drugiej strony jeśli pracodawca ustnie deklaruje chęć przedłużenia umowy po zakończeniu jej obowiązywania, można też spróbować uzyskać potwierdzenie tego faktu drogą mailową - dodaje adw. Skonecka.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl