GotowaniePrzepisyCzy równość płci istnieje?

Czy równość płci istnieje?

Czy równość płci istnieje?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
30.12.2009 12:41, aktualizacja: 30.05.2010 16:35

Wszystkie dane wskazują na to, że równość opłaca się nie tylko państwu i przedsiębiorstwom, ale też ludziom w prywatnym wymiarze. Najwięcej dzieci rodzi się tam, gdzie państwo dopłaca do żłobków i przedszkoli, np. we Francji i Szwecji.

Wszystkie dane wskazują na to, że równość opłaca się nie tylko państwu i przedsiębiorstwom, ale też ludziom w prywatnym wymiarze. Najwięcej dzieci rodzi się tam, gdzie państwo dopłaca do żłobków i przedszkoli, np. we Francji i Szwecji.

Wiele już za nami. Jeszcze zanim płeć kobieca na dobre zadomowiła się w akademii, wkroczyła do świata polityki i ekonomii. Najpierw w agendzie ONZ, potem w Radzie Europy i wreszcie w Unii Europejskiej. Zmiany społeczne, polityczne, ekonomiczne i prawne, które zachodzą w naszym kraju już od ponad dwudziestu lat, prowadzą do powstania innego - niż przed 1989 rokiem - modelu państwa i społeczeństwa. Częścią tego procesu jest ponowne zdefiniowanie ról społecznych oraz statusu mężczyzn i kobiet.

W przypadku równości płci mniej bowiem chodzi o obyczajowość czy ideologię, a bardziej o sferę nauki i polityki. W związku z tym, że tzw. gender studies - czyli studia nad społeczno-kulturową tożsamością płci - są nauką stosunkowo nową, mało osób się na nich zna. Nie trzeba jednak mieć wiedzy naukowej, żeby zauważyć skalę nierówności, jakiej wciąż doświadczają obie płcie. Powiedzmy otwarcie - kobiety i mężczyźni są nadal dyskryminowani w wielu dziedzinach życia.

Dyskryminowanie tatusiów

Jednak w przypadku nierównego traktowania mężczyzn akcenty rozkładają się inaczej. Gdy mężczyźni decydują się na opiekę nad dzieckiem - wykorzystując część urlopu macierzyńskiego, lub przechodząc na tzw. „wychowawczy” - czeka ich nie tylko drwina ze strony kolegów, ale i rodziny. W Polsce ta grupa mężczyzn stanowi 1-2%. Jej główną motywacją są zazwyczaj kwestie finansowe - matka dziecka po prostu więcej zarabia. Mimo że coraz więcej tatusiów widać z wózkami, szczególnie przed obiadem w parkach, w otoczeniu nadal zdziwienie budzi nie tylko to, że mężczyzna bierze urlop na opiekę nad dzieckiem, ale także każde inne jego niestandardowe zachowanie, które wskazuje na chęć aktywnego udziału w wychowaniu dzieci. Uciążliwa może być szczególnie opinia szefa: reakcją jest na ogół śmiech i niedowierzanie, które ustępują dopiero po informacji o wyższych zarobkach żony.

Mężczyźni podkreślają, że szczególną trudnością w przypadku urlopu wychowawczego jest założenie pracodawców, że ewentualność tę trzeba brać pod uwagę jedynie przy zatrudnianiu kobiet. Nie biorą natomiast pod uwagę w tym względzie mężczyzn. Typowa scena w miejscu pracy to: „Urodził mi się syn. - Gratuluję. - Idę na wychowawczy. - O, cholera”. Stereotypy, z którymi mierzy się aktywny tata, są tak powszechne, że trzeba mieć silną osobowość, aby się nimi nie przejmować. Nagrodą jest jednak zdobycie nowych umiejętności, przekonanie, że można sobie poradzić w różnych, niestereotypowych sytuacjach oraz nawiązać wyjątkową więź z dzieckiem (co najczęściej słyszy się od ojców opiekujących się małymi dziećmi). Wielu z nich podkreśla, że dzięki temu stają się bardziej męscy, bo przekonują się o własnej umiejętności poradzenia sobie w różnych sytuacjach, w których większość mężczyzn nie potrafi sobie poradzić i których się obawia.

Przez ostatnich kilka lat organizowano kampanie medialne promujące aktywne ojcostwo. Wydaje się jednak - dowodzą tego przykłady innych państw - że bez obowiązkowego, płatnego urlopu ojcowskiego (który nie przechodziłby na matkę, która go nie podjęła), niewiele się zmieni. W innym przypadku pracodawca zawsze będzie obawiał się zatrudnić młodą kobietę.

Kto pamięta, że dopiero w 2003 r., wraz z implementacją prawa wspólnotowego, mającego na celu zwalczanie dyskryminacji oraz ułatwianie godzenia pracy zawodowej z obowiązkami rodzinnym, faktycznie doszło do pełnego zrównania związanych z rodzicielstwem uprawnień kobiet i mężczyzn? Mimo to, przy rozwodzie, opieka nad dzieckiem niemal automatycznie przyznawana jest matce. Wynika to z feminizacji sądów rodzinnych, gdzie pracują głównie kobiety.

Warto dodać, że ojcowie dzieci porzuconych po porodzie przez matki nie mogą przejąć niewykorzystanej części urlopu macierzyńskiego. Kodeks przewiduje taką możliwość tylko wtedy, gdy matka umiera.

„Cięższy” żywot mężczyzn?

Mężczyźni na ogół uważają, że są dyskryminowani, ponieważ później przechodzą na emeryturę. W Polsce ustawowo obowiązuje różny wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn, odpowiednio, 60 i 65 lat. UE wymaga zaś zrównania wieku emerytalnego. Do niedawna każdy młody mężczyzna przeżywał poza tym koszmar poboru do wojska. Mężczyzna zaś, który chciałby pracować w żłobku lub przedszkolu, może być podejrzany o pedofilię.

Poza tym, przedstawiciele płci męskiej mają też problemy z radzeniem sobie ze społecznymi oczekiwaniami dotyczącymi ich roli w rodzinie, firmie, społeczeństwie. Oczekuje się bowiem, że mężczyzna będzie przebojowy, silny i zarabiał duże pieniądze. Tymczasem od 1989 roku coraz więcej mężczyzn korzysta z porad psychoterapeutów. Mniej refleksyjni popadają w alkoholizm lub inne nałogi. W filmie „Epoka lodowcowa 3”, w którym leniwiec realizował się, co prawda chwilowo, jednocześnie w roli matki i ojca, niestandardowa była para mamutów: histeryzujący ojciec-fajtłapa i dzielna matka.

Jacy jesteśmy?

Antropologowie od dawna starają się ustalić, w jakim stopniu społeczne funkcjonowanie ludzi różnych płci zależy od wrodzonych predyspozycji, a w jakim uwarunkowane jest ono kontekstem socjalizacji. M. Mead i B. Malinowski opisywali przeróżne kultury, w których kobiety zdominowały mężczyzn (którzy pełnili funkcje opiekuńcze) i w których to kobiety polowały. Mimo to, w skali globalnej są to jedynie przypadki o niewielkim znaczeniu.

Z biologicznego punktu widzenia zarodki po zapłodnieniu są rodzaju żeńskiego. Dopiero w późniejszej fazie chromosomy tworzą podziały na płód żeński lub męski. Wyobrażenia zaś na temat podziału ról ujawniają się już przy wyborze ubranek dla niemowląt. Nawet osoba, która nie ma dzieci, po wejściu do sklepu z akcesoriami dla najmłodszych - z ubrankami lub zabawkami - nie ma najmniejszego problemu ze zorientowaniem się, które są przeznaczone dla chłopców (niebieskie), a które dla dziewczynek (różowe).

Już świat dziecka kreuje role?

Podobnie jest ze światem zabawek, który jest niemal wzorowym odbiciem socjalizacji do różnych ról społecznych. Chłopcy uczą się odkrywania, zdobywania, konstruowania i walki ze smokami, potworami z kosmosu, nadprzyrodzonymi siłami, różnymi żołnierzami, a tym samym wiary w siebie. Sprawia to, że mają więcej odwagi do podejmowania wyzwań.

Dziewczynki uczą się zależności, opiekuńczości, jak ładnie wyglądać i zaspokajać potrzeby innych. Wybór „akcesoriów” jest taki sam: dla dziewczynek głównie jaskrawe kolory, wzory w kwiatuszki i serduszka, cekiny i falbanki, a dla chłopców samochody czy zwierzęta w kolorach, na których nie widać brudu i których materiał wytrzyma nawet skok przez płot. Każda płeć zajmuje określone, odmienne od drugiej, miejsce w przestrzeni społecznej. Tak samo jest w kreskówkach i książeczkach dla dzieci.

Rodzice więc, którzy chcieliby wychowywać swoje dzieci w duchu rzeczywistej równości, mają ciężkie życie, gdy posyłają je do żłobka lub przedszkola. Co z tego, że tata czyta córce na dobranoc Pippi Langstrumpf (przykład „niezależnej” dziewczynki), skoro następnego dnia przedszkolanka strofuje ją za wspinanie się po drzewach i łobuzowanie?

Wpływ szkoły

Było takie powiedzenie, że człowiek rodzi się mądry, a potem idzie do szkoły. Jeśli chodzi o socjalizację do ról płciowych, to na pewno jest coś na rzeczy. Socjologowie nazwali to wręcz „ukrytą treścią nauczania”. Szkoła bowiem, oprócz matematyki i biologii, uczy nawyków socjalizacyjnych, które w przypadku ról płciowych są wyjątkowo silne, spolaryzowane i wzmacniające stereotypy. Wiele badań na temat treści podstaw programowych i podręczników, zarówno zagranicznych jak i polskich, mówią o nad-reprezentacji chłopców w treściach i obrazkach, o zachęcaniu chłopców do funkcjonowania intelektualnego, a dziewczynek do emocjonalnego. Postacie chłopców są w ruchu, aktywne, ich zainteresowania są różnorodne, sprecyzowane. To zazwyczaj chłopiec wybawia z opresji gapowatą koleżankę czy pokazuje jej rzeczy, na których ona się nie zna. Jak by tego było mało, większość poleceń w podręcznikach formułowanych jest następująco: napisz, co chciałbyś robić, czy brałeś udział, czy potrafiłbyś nazwać, itp. Badania mówią też o
tym, że dziewczynki wcale nie są gorsze w matematyce lub fizyce. To system edukacji sprawia, że ich aktywność na tym polu maleje.

J. Kagan twierdzi, że przyswajanie sobie przez dziecko społecznych standardów płci jest możliwe już w stosunkowo wczesnych okresach rozwojowych, ponieważ ułatwia to występowanie różnych wskaźników, takich jak ubranie, kształt, proporcje ciała, grubość głosu, postawa przyjmowana w toalecie, typowe zachowania wobec innych etc. Dziecko uczy się standardów płci, ponieważ rodzice stawiają mu wymagania identyfikowania się z tymi, którzy są tej samej płci (poprzez nagradzanie zachowań zgodnych i dezaprobowanie zachowań niezgodnych z jego płcią). Proces ten jest wzmacniany przez rówieśników w wieku szkolnym.

Dojrzewanie, ale do czego?

W okresie dojrzewania, pomiędzy jedenastym a szesnastym rokiem życia, zmienia się nie tylko ciało dziecka. Dziewczynki stają się kobietami, chłopcy mężczyznami. Równolegle do przemiany zewnętrzności młodzież zaczyna kwestionować „oczywisty” stan rzeczy. Dorastająca dziewczyna zaczyna odcinać się od swojej matki, od jej figury, stylu ubierania się, przyzwyczajeń, jej warunków życia, systemu wartości i norm. Wartości rówieśników biorą górę. To one władają niepodzielnie nad sposobem myślenia nastolatków. Dziewczyny zaczynają ubierać się w określony ostentacyjny sposób, palą na ulicy papierosy i słuchają głośnej muzyki. Protestują, są krnąbrne, uparte. Wszystko to należy do żelaznego repertuaru dorastania.

Dziewczyny charakteryzuje jednak pozostawanie pod silną presją ideału wyglądu (szczupłej sylwetki), który wpływa na ich stosunek do własnego ciała. Idealna kobieca waga, demonstrowana przez aktorki, modelki i uczestniczki konkursów piękności, stopniowo obniżyła się do poziomu typowego dla 5-10% najszczuplejszych Amerykanek. Siłą rzeczy 90 do 95% kobiet uważa, że nie spełnia standardów piękności. Jeśli przytłaczająca większość rodzaju żeńskiego nie spełnia (i nie jest w stanie spełnić) kryteriów ideału urody, to normą staje się niezadowolenie z siebie. Poczucie niezadowolenia nie dotyczy tylko osób dorosłych czy nastolatków. Dowiedziono, że brak satysfakcji z wizerunku własnego ciała może występować już w okresie pre-adolescencji. Nawet sześcio- czy siedmiolatki, proszone o wybranie idealnego wizerunku, wskazywały na ciała szczuplejsze niż ich własne, przy czym dziewczynki dokonywały skrajniejszych wyborów niż chłopcy. W grupie osób, których waga była zbliżona do idealnej, odchudzało się więcej kobiet niż
mężczyzn: 30% w porównaniu do 10% . Warto podkreślić, że przekonanie o własnej otyłości wynikało ze zniekształconego wizerunku własnego ciała, a nie z problemów z nadwagą. Różnice rodzajowe są jeszcze wyraźniejsze, kiedy w grę wchodzą zaburzenia jedzenia: ok. 90% osób leczonych z powodu tych problemów stanowią kobiety. Bycie kobietą stanowi predykator odchudzania się i rozwijania zaburzeń jedzenia. Według badań Natpol III Plus, co piąta Polka jest otyła, a co druga ma nadwagę. U mężczyzn jest podobnie. Ile jest kobiet z niedowagą, statystyki milczą.

Zagubienie w dojrzewaniu

Warto zauważyć, że system emocjonalny nastolatek jest wyjątkowo niedojrzały. Uczucia, które nimi targają są skrajne i zmienne. Drobne wydarzenia mogą spowodować wyolbrzymione reakcje. Negatywna uwaga na temat wyglądu albo zła ocena ze sprawdzianu są w stanie wpędzić nastolatkę w rozpacz. Dziewczęta często tracą perspektywę.

Dodatkowym utrudnieniem jest to, że ciężko się z nimi dyskutuje posługując się racjonalnymi argumentami, bo one posługują się argumentacją emocjonalną – na zasadzie jeśli ktoś czuje, że coś jest prawdą, musi to być prawda. Cierpią na syndrom wyimaginowanej publiczności. Myślą, że inni bezustannie obserwują i interesują się najdrobniejszymi szczegółami ich życia.

M. Pipher stwierdziła, że gdy dziewczęta wkraczają w wiek dojrzewania, dzieje się z nimi coś dramatycznego. Podobnie jak statki i samoloty giną w tajemniczy sposób w trójkącie bermudzkim, tak też gwałtownie zanika osobowość, „ja”, tych dziewcząt. Rozbijają się i spalają w społecznym i rozwojowym trójkącie bermudzkim. Badania wykazują, że na początku okresu dojrzewania iloraz inteligencji dziewcząt spada, pogarszają się też ich stopnie z przedmiotów ścisłych. Tracą optymizm i ciekawość świata, niechętnie podejmują ryzyko. Zanika ich asertywna, energiczna i „narwana” osobowość, stają się bardziej uległe, samokrytyczne i przygnębione. Wyrażają niezadowolenie ze swojego ciała. Psychologia odnotowuje to zjawisko, ale go nie wyjaśnia. Pipher zauważyła, że historia Ofelii z „Hamleta” Szekspira jest doskonałą metaforą okresu dorastania dziewcząt. Dramat idealnie opisuje destrukcyjne siły, które oddziałują na młode kobiety. Jako dziewczynka Ofelia jest szczęśliwa i wolna, ale w wieku dojrzewania traci własne „ja”.
Kiedy zakochuje się w Hamlecie, jedynym sensem jej życia staje się akceptacja z jego strony. Nie kieruje nią żadna wewnętrzna siła, walczy jedynie o to, żeby spełnić wymagania Hamleta i ojca. Miernikiem jej wartości jest wyłącznie ich aprobata. Ofelia podejmuje wysiłek, żeby ich zadowolić i to ją gubi. Gdy Hamlet ją odtrąca z pogardą za to, że jest posłuszną córką, z rozpaczy popada w szaleństwo i topi się.

Odpowiedzialność za tworzenie fałszywego „ja” ponosi dzisiejsza kultura. Dziewczyny uczą się oceniania ludzi na podstawie wyglądu, przyjmowania wartości kultury masowej jako własnej, co napędza rynek konsumpcyjny. Najlepszym przykładem tego, jaką szkołę na temat znaczenia wyglądu dostają dziewczęta, są czasopisma dla nastolatków. Wszystkie modelki są bardzo wysokie i przeraźliwie chude. W pismach tych porusza się takie tematy jak makijaż, waga i moda. Zachęcają one dziewczęta do wydawania pieniędzy, do stosowania diet i dodatkowej pracy tylko po to, żeby ich wygląd był pociągający dla chłopców. W magazynach tych nie ma artykułów na temat kariery zawodowej, zainteresowań, polityki czy kierunku studiów.

Stan na 2009

Czy warto w ogóle debatować nad ideologicznymi aspektami płci? Może lepiej skupić się na rachunku ekonomicznym? Jak na razie, wszystkie dane wskazują na to, że równość opłaca się nie tylko państwu i przedsiębiorstwom, ale też ludziom w prywatnym wymiarze. Najwięcej dzieci rodzi się tam, gdzie państwo dopłaca do żłobków i przedszkoli, np. we Francji i Szwecji. Zasada jednakowego wynagrodzenia za wykonywanie tej samej pracy jest jednym z tzw. fundamentów UE. Zapisano ją już w Traktacie Rzymskim w 1957 roku. Osiemnaście lat później kwestia ta stała się przedmiotem oddzielnej dyrektywy, w której zabroniono jakiejkolwiek dyskryminacji pod względem płac między kobietami i mężczyznami w przypadku wykonywania tej samej pracy lub pracy o tej samej wartości. Z kolei Komisja Europejska przedstawia roczne sprawozdania na temat równości płci. Wynika z nich, że, jak dotąd, udało się osiągnąć pozytywne wyniki, w szczególności w odniesieniu do zatrudnienia kobiet. Na rynku pracy pojawiła się większa liczba kobiet, dzięki
czemu cele lizbońskie - 60% wskaźnika zatrudnienia kobiet - wydają się osiągalne. Globalne postępy w większości obszarów wciąż są jednak powolne, a do urzeczywistnienia ideału równości płci jest jeszcze daleko. Osiąganiu celu ilościowego (liczniejsze miejsca pracy) nie towarzyszy odpowiednia jakość (lepsze miejsca pracy). Kobiety, częściej niż mężczyźni, pracują w niepełnym wymiarze czasu pracy, dominują liczebnie w profesjach i sektorach niżej opłacanych, przeciętnie otrzymują niższe wynagrodzenie niż mężczyźni i rzadziej powierza się im odpowiedzialne stanowiska. Częściej też wybierają pracę w niepełnym wymiarze czasu pracy oraz mają liczniejsze przypadki przerwy w karierze z powodów rodzinnych, są więc w większym stopniu narażone na niekorzystne skutki dla ich płacy, postępów w karierze i gromadzonych uprawnień emerytalnych. Co ciekawe, polskie statystyki w tym względzie odzwierciedlają dane z krajów dawnej piętnastki.

Wykształciłam się, ale czy lepiej zarabiam?

Kobiety stanowią dziś blisko 60% absolwentów wyższych uczelni w UE. Różnice statusu płci utrzymują się jednak w wyborze dziedziny studiów, zwłaszcza na wydziałach inżynierskich (zaledwie 18% to absolwentki) oraz matematycznych (20%). Głęboko zakorzenione stereotypy ograniczają kobietom i mężczyznom wybór kierunku studiów i rodzaju kariery, utrwalając segregację płciową na rynku pracy.

Znaczne rozbieżności w poziomie zatrudnienia między kobietami i mężczyznami ulegają niemniej stopniowemu zmniejszeniu: z 17,1% w 2000 roku do 14,2% w 2007 roku. Jeśli jednak porównuje się stopy zatrudnienia kobiet i mężczyzn sprawujących opiekę nad dziećmi do lat 12, rozbieżność między płciami jest prawie dwukrotnie większa. Stopa zatrudnienia kobiet spada o 12,4 %, gdy mają one dzieci. Ten sam wskaźnik wśród mężczyzn z dziećmi zwiększa się, odzwierciedlając tym samym nierówny podział odpowiedzialności za opiekę nad dziećmi. Całkiem niedawno Fundacja Św. Mikołaja opublikowała badania na temat najbardziej atrakcyjnego pracownika z punktu widzenia pracodawcy. Najbardziej pożądanym pracownikiem okazał się mężczyzna posiadający dzieci (bo odpowiedzialny, sumienny, etc.), z kolei najmniej, kobieta z dziećmi (niedyspozycyjna, nadużywająca zwolnień z pracy etc.). Warto dodać, że proporcja kobiet pracujących w niepełnym wymiarze czasu pracy wynosi ok. 30%, czterokrotnie więcej niż w przypadku mężczyzn. Jednym z
ostatnich haseł międzynarodowej konferencji pracy było: praca na pół etatu - ubóstwo pełnoetatowe.

Jakkolwiek zawieranie umowy o pracę w niepełnym wymiarze czasu i na innych elastycznych warunkach może być związane z osobistymi preferencjami, faktem jest nierówny udział w pełnieniu obowiązków domowych i rodzinnych, co powoduje, że kobiety decydują się na takie formy zatrudnienia częściej niż mężczyźni. Jednocześnie stopa bezrobocia wśród kobiet osiągnęła najniższy od dziesięciu lat poziom 9%.

Pozycje zawodowe kobiet

Mimo że coraz więcej kobiet posiada wysokie kwalifikacje, a ich udział w rynku pracy stale rośnie, mężczyźni wciąż zachowują zdecydowaną przewagę liczebną na odpowiedzialnych stanowiskach, tak w sferze polityki, jak i działalności gospodarczej, zwłaszcza na najwyższym szczeblu. Wysoki poziom wykształcenia kobiet nie wyraża się w ich sytuacji na rynku pracy. Znajdują one pracę przede wszystkim w sektorach i zawodach sfeminizowanych, na stanowiskach o niższej płacy, pozbawionych możliwości awansu. W ostatnich latach liczba kobiet w UE na kierowniczych stanowiskach (dyrektorzy i prezesi zarządu oraz szefowie przedsiębiorstw) utrzymuje się na stałym poziomie, sięgając przeciętnie 30%.

Proporcja kobiet sprawujących funkcję prezesa zarządu wiodących spółek w skali UE wynosi 3%, podczas gdy tylko jedna na dziesięć osób, pełniących rolę członków zarządu przedsiębiorstwa, jest kobietą. Brak też kobiet wśród prezesów krajowych banków centralnych w UE (wśród najwyższych struktur decyzyjnych w wymienionych instytucjach jest ich zaledwie 16%). Sytuacja jest paradoksalna, zważywszy na przewagę liczebną kobiet wśród absolwentów studiów w dziedzinie biznesu, administracji i prawa.

Żeńskie białe kołnierzyki

Z danych statystycznych wynika, że najwięcej kobiet można spotkać na niższych i średnich szczeblach kierowania (33%). Natomiast na najwyższym szczeblu jest ich jedynie 2%. Założenie własnej firmy jest łatwiejsze niż przebijanie się przez niewidzialne bariery w drodze do stanowiska kierowniczego. Tempo przyrostu firm zakładanych przez kobiety było w latach 1990–1997 wyraźnie wyższe niż w wypadku mężczyzn. 2/3 firm obecnie zakładanych to przedsiębiorstwa prowadzone przez kobiety. Możliwe oczywiście, że Polki są wybitnie przedsiębiorcze, ale przypuszcza się, że większe znaczenie miało to, że ograniczano im dostęp do awansu albo wypychano na tzw. „samozatrudnienie”. Po 1989 roku, gdy pozamykano państwowe przedsiębiorstwa, jak np. przemysłu lekkiego, którego 90% zatrudnionych stanowiły kobiety, musiały one założyć warzywniak/sklep/cokolwiek blisko domu, żeby przeżyć.

Zgodnie z (nieskorygowanym) wskaźnikiem różnic w wynagrodzeniu brutto za godzinę pracy kobiet i mężczyzn, kobiety w UE zarabiają średnio 18% mniej niż mężczyźni. I nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja ta miała się jakoś poprawić. Znaczna część tej różnicy nie wynika z żadnych obiektywnych kryteriów. We wszystkich państwach UE kobiety uzyskują lepsze od mężczyzn wyniki w nauce i stanowią większość wśród osób posiadających dyplomy uniwersyteckie. Jak zatem wytłumaczyć fakt, że po zakończeniu edukacji znajdują się na rynku pracy w gorszej sytuacji?

Dorzućmy łychę dziegciu: długotrwałe bezrobocie dotyka o wiele częściej kobiety (4,5%) niż mężczyzn (3,5%). Przebieg kariery zawodowej kobiet jest poza tym krótszy, wolniejszy i wiąże się z niższym wynagrodzeniem, co wpływa na większe narażenie kobiet na ubóstwo, zwłaszcza tych, które przekroczyły 65 rok życia. A przecież kobiety tak samo pracują na PKB.

Stereotypy

Madeleine Albright stwierdziła kiedyś, że w piekle znajdzie się osobne miejsce dla kobiet, które sobie nawzajem nie pomagały. W składzie obecnego rządu jest najwięcej kobiet-ministrów. Ale wciąż jest sporo do zrobienia w sprawach równości płci. Co zatem stoi na przeszkodzie? Zasadniczy wydaje się problem wciąż istniejących stereotypów płciowych, które są mocno zakorzenione w kulturze i najczęściej pełnią funkcję adaptacyjną, wspomagając rozumienie skomplikowanych procesów rządzących światem.

„Gorszy” mózg?

Słowo „stereotyp” pochodzi z języka greckiego. Stereos - stężały, twardy; typos - odcisk, wzorzec. Termin wywodzi się z nazewnictwa drukarskiego, gdzie oznacza matrycę lub płytę, którą raz odlaną trudno zmienić. Ale jak pokazuje historia, można, a wręcz trzeba, je zmieniać. Stereotypy były kiedyś częścią wiedzy tzw. naukowej. W 1903 roku po raz pierwszy w historii Maria Curie-Skłodowska otrzymała Nagrodę Nobla za wynalezienie pierwiastków promieniotwórczych. W tym samym czasie, neurolog z Lipska, Juliusz Mobius, dowodził mniejszych zdolności umysłowych kobiet na podstawie wielkości ich głowy. Jego znajomy krawiec użyczył mu obwody głów 600 znamienitych klientek z wyższych sfer. Mobius uznał, że mniejsza pojemność czaszki oznacza gorszy mózg. Warto dodać, że Nobla dostała również córka Marii – Irena.

„Dziewczyny na politechniki”

Pozytywnym przykładem zmiany stereotypów jest akcja „Dziewczyny na politechniki”, która przekształciła się już w cykliczną imprezę swoim zasięgiem obejmującą cały kraj. Jej celem jest zachęcenie uczennic szkół ponadgimnazjalnych do podejmowania studiów inżynierskich, zwłaszcza na kierunkach technicznych - tych najbardziej potrzebnych, przyszłościowych i intratnych, otwierających dostęp do międzynarodowego rynku pracy. Wspomnieć można, że akcja „Dziewczyny na politechniki” jest oparta na wzorcu niemieckim. Co ciekawe, tam inicjatywa poszła jeszcze dalej, mianowicie zainaugurowano tam również „Dzień Chłopca”, w celu zachęcania chłopców do podejmowania zawodów tradycyjnie uznawanych za kobiece. Aktor Tomasz Kot powiedział ostatnio w jednym z wywiadów, że „gdyby to mężczyźni mieli co miesiąc okres, potrzebne byłoby narodowe zwolnienie z pracy”. Zapóźnienia cywilizacyjne związane z awansem kobiet sięgają w Polsce już dwóch dekad. To, o czym mówiły feministki dwadzieścia lat temu, teraz jest na ustach polityków
partii rządzących i powoli staje się elementem głównego dyskursu. Przed zmianami cywilizacyjnymi nie da się uciec. Stosunek do kobiet oddaje charakter demokracji - mówiła przed laty Indira Gandhi.

Polska uchodzi na przykład za kraj rodzinny. Ale po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że nic dla rodziny tutaj się nie robi. W zestawieniu 27 krajów UE, Polska najmniej wydaje ze swojego PKB na walkę z ubóstwem dzieci. Tak samo niski jest odsetek żłobków i przedszkoli w stosunku do ilości dzieci.

Wprowadzenie perspektywy równości?

Mówienie w dzisiejszych czasach o jakimkolwiek przewrocie jest ryzykowne. Także w sprawach tzw. równouprawnienia płci. Dlatego Unia Europejska sprytnie wymyśliła koncept „wprowadzania perspektywy równości płci do głównego nurtu” (gender mainstreaming). Jest to jedna z polityk społecznych UE, która mówi o tym, że konieczne jest patrzenie na różne działania pod kątem tego, jaki mają wpływ na daną płeć. Jednym z przykładów jest działanie, mające na celu wyrównanie reprezentacji kobiet i mężczyzn w gremiach podejmowania decyzji politycznych czy gospodarczych w taki sposób, żeby każda z grup miała realny wpływ na zachodzące zmiany.

Jeśli przewodniczącym KE na kolejną kadencję zostanie Jose Barroso, to będzie to dobra wiadomość dla gender mainstreaming. Pięć lat temu, dzięki jego osobistej decyzji, grono komisarzy znacząco poszerzyło sie o kobiety. Jedna z nich, Danuta Hübner, 10 lat temu w „Twoim Stylu” mówiła, że jeśli ktoś jest dobry, to znajdą go decyzyjni i wyciągną z ciemnego kąta. W kolejnym wywiadzie, udzielonym przed objęciem teki Komisarki ds. Regionalnych, w tym samym „Twoim Stylu” przyznała, że parytety i kwoty są niezbędnym instrumentem pomagającym wyrównać reprezentację kobiet i mężczyzn w gremiach, gdzie podejmuje się decyzje. To samo stwierdziła na niedawnym Kongresie Kobiet, który został zorganizowany w celu uczczenia 20-lecia demokracji z kobiecej perspektywy.

Zorganizowanie się kobiet

W Polsce polityka wciąż jest zawężana do obyczajowości, do walki kobiety z mężczyzną. Ale dlaczego kobiety muszą walczyć o coś, co im się należy? Maria Janion powiedziała na Kongresie Kobiet, że demokracja w Polsce jest rodzaju męskiego. Brakuje parytetu i w polityce i w pracach domowych. O kobietach, jako o przegranych transformacji, mówiły otwarcie Małgorzata Niezabitowska, siostra Małgorzata Chmielewska, Joanna Kluzik-Rostkowska, Olga Krzyżanowska i Barbara Labuda. Mówiły o rynku pracy, biedzie, mobbingu i molestowaniu seksualnym, które w większości dotykają kobiety.

Jak na razie gender mainstreaming zażywany jest przez decydentów jak lekarstwo, bo kobiety nigdy jeszcze w Polsce nie przekroczyły magicznego progu 30% w parlamencie. A taka reprezentacja, według socjologów, zapewnia trwały i skuteczny wpływ na realizowane zadania. Jakim cudem Sejm ma poważnie podejść do problemu godzenia ról zawodowych i rodzinnych czy zdrowia reprodukcyjnego kobiet, skoro zasiadają tam głównie panowie?

Skądinąd faktem jest, że odkąd uczestniczą w życiu publicznym kobiety, które mają małe dzieci, coś drgnęło. Powstał wreszcie projekt polityki rodzinnej. Joanna Kluzik-Rostkowska i Agnieszka Chłoń-Domińczak to przykłady niezwykłych kobiet, które połączyły politykę z zaangażowaniem na rzecz praw kobiet. Stało się to możliwe dopiero po wejściu do UE, gdzie Europejski Fundusz Społeczny - olbrzymi mechanizm finansowania - daje odpowiednie możliwości logistyczne i operacyjne.

Jednym z istotniejszych postulatów Kongresu Kobiet jest wprowadzenie parytetów lub kwot na listy wyborcze. Miałoby to być rozwiązanie czasowe, do momentu aż kobiety przekroczą masę krytyczną i będą miały realny wpływ na podejmowane decyzje. Mechanizm ten jest znany na świecie - wystarczy przypomnieć odpowiednie akcje w USA, dzięki którym obecny prezydent tego kraju nie ma koloru reprezentatywnego dla - bagatela - 85% mieszkańców.

Przeciwnicy parytetów dla kobiet argumentują, że tego rodzaju mechanizm dyskryminowałby mężczyzn, a więc byłby niezgodny z Konstytucją (choć we Francji w tym celu zmieniono ustawę zasadniczą). Ale nikt nie pamięta, że obecnie w polskim prawie, w kodeksie pracy, istnieje zapis o możliwości podjęcia działań dyskryminujących pozytywnie, tzn. dających czasowo przywileje grupie osób w gorszej sytuacji. Dla przykładu, polska szkoła aż prosi się o zatrudnienie większej ilości mężczyzn - każdy wie, że ról społecznych dzieci uczą się na przykładach, i im więcej mężczyzn, tym bogatszy wachlarz zachowań do naśladowania. Przy okazji do góry drgnęłyby zarobki nauczycieli. Jest to zresztą już światowy trend, że gdy do danego zawodu napływa więcej mężczyzn, niemal automatycznie wzrastają zarobki.

Źródło artykułu:WP Kobieta