Katecheci oburzeni decyzją MEN. Oto co planują zrobić
- Technicznie jest to niewykonalne, po prostu nie da się tego zrealizować - tak o zmianach w lekcjach religii mówi Jerzy Kubieniec, dyrektor SP nr 158 w Krakowie. - Trudno sobie wyobrazić, że taka decyzja nie wywoła wzburzenia - stwierdza Piotr Janowicz ze Stowarzyszenia Katechetów Świeckich.
Rozporządzenie ministry Barbary Nowackiej, zmieniające organizację lekcji religii w polskich szkołach, stało się punktem zapalnym w gorącej debacie m.in. z przedstawicielami Kościoła, ale nie tylko.
Przepisy mają obowiązywać od 1 września 2025 roku. Zmniejszają liczbę lekcji religii o połowę (z dwóch do jednej tygodniowo) i nakazują umieszczanie ich przed lub po obowiązkowych zajęciach edukacyjnych. Katecheci zapowiadają, że będą walczyć o swoje prawa i uznanie dla swojej pracy. Dyrektorzy mówią z kolei o problemach logistycznych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ida Nowakowska wyznaje: "Inspiruję się Matką Boską". Czyta Pismo Święte w domu?
Wyzwanie organizacyjne
- W przypadku dużych szkół, takich jak moja, gdzie mamy 43 oddziały i naukę prowadzimy przez pięć dni w tygodniu na jedną zmianę, realizacja tego wymagania jest po prostu niemożliwa. Nie ma matematycznej możliwości, by spełnić taki warunek - tak o nakazie umieszczania zajęć religii na początku lub końcu dnia mówi Jerzy Kubieniec, który od 30 lat kieruje Szkołą Podstawową nr 158 z Oddziałami Integracyjnymi w Krakowie.
- W naszych warunkach jest to nierealne do wdrożenia. Jeśli zatem zadanie to będzie obowiązkowe, to zapewne dyrektorzy większych szkół będą zmuszeni pisać w tej sprawie o dostosowanie do warunków placówki. W takiej sytuacji realizacja tego wymogu jest logistycznie niewykonalna - dodaje dyrektor.
Podkreśla jednak, że samo założenie pomysłu nie jest złe. - Uwzględnia różnorodność, również w kwestiach wiary.
Zaznacza, że do tej pory frekwencja na lekcjach religii jest wysoka i wynosiła ponad 80 proc. - Ogromne zaangażowanie i dobra współpraca między szkołą a parafią są tutaj ważnym elementem scalającym. Wyjście jednak "naprzeciw", w stronę wszystkich, jest potrzebne, biorąc pod uwagę również fakt, że około 10-12 proc. naszych uczniów to osoby z Ukrainy, które częściowo są innego wyznania - wyjaśnia Jerzy Kubieniec.
W Szkole Podstawowej nr 158 religii uczy obecnie dwóch księży oraz dwie osoby świeckie. - Redukcje będą konieczne. Proszę zwrócić uwagę, że 43 oddziały przy dwóch godzinach lekcyjnych dawały łącznie 86 godzin lekcji religii tygodniowo. Teraz będzie o połowę mniej, co w przeliczeniu daje każdemu niewiele ponad pół etatu. Na szczęście u nas panie katechetki mają również drugą specjalizację, a ponieważ w naszej szkole wsparcie zawsze jest potrzebne, nie ma obawy, że stracą pracę - podkreśla dyr. Jerzy Kubieniec. - W przypadku kierowanej przeze mnie szkoły dochodzi jeszcze dodatkowo redukcja lekcji religii innych wyznań - dodaje.
Angelika Mróz ze Szkoły Podstawowej nr 126 im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie również przyznaje, że spełnienie nowych wytycznych może okazać się niezwykle trudne. - Od wielu lat staramy się, aby lekcje religii były na początku lub na końcu zajęć lekcyjnych. Jest to bardzo duże wyzwanie logistyczne i prawie niemożliwe do spełnienia w dużych szkołach - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Z rozmów z rodzicami wynika, że chcieliby pozostać przy dwóch godzinach tygodniowo. Proponują rozwiązanie: jedna godzina w szkole, jedna w salce katechetycznej - dodaje.
Brak dialogu
- Trudno sobie wyobrazić, że taka decyzja nie wywoła wzburzenia. Jesteśmy pełnoprawnymi nauczycielami, a mimo to nasze środowisko zostało potraktowane w sposób lekceważący. Od ponad roku staramy się nawiązać dialog – wysyłaliśmy pisma, prosiliśmy o spotkania, ale nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi - mówi w rozmowie z WP Kobieta Piotr Janowicz ze Stowarzyszenia Katechetów Świeckich.
Podkreśla, że decyzja ministry Nowackiej wpłynie na kilkanaście tysięcy osób. - Ministerstwo mówi o 10 tysiącach osób. Z naszych obserwacji wynika jednak, że będzie o kilka tysięcy więcej.
- Jest w nas sprzeciw i niezgoda. Proszę sobie wyobrazić ludzi, którzy od 30 lat pracują w tym zawodzie, a teraz są stawiani przed faktem dokonanym, bez żadnego okresu przejściowego. To decyzja, która odbiera nam stabilność zawodową i finansową. Wielu z nas będzie musiało szukać innej pracy, co w mniejszych miejscowościach graniczy z cudem - komentuje katecheta.
Katecheci mówią o dyskryminacji
Ministerstwo argumentuje, że zmiany mają na celu podniesienie prestiżu przedmiotów obowiązkowych. Jednak zdaniem nauczycieli religii może to prowadzić do marginalizacji ich pracy w oczach uczniów i rodziców.
- To czysta hipokryzja. Jeśli równość i prestiż dotyczą tylko wybranych grup nauczycieli, to gdzie tu demokracja? Nasze miejsca pracy są sukcesywnie ograniczane, a takie decyzje jasno pokazują, że religia i etyka nie są traktowane jako pełnoprawne przedmioty. Próbuje się nas zmarginalizować i wypchnąć z systemu edukacji - twierdzi Piotr Janowicz ze Stowarzyszenia Katechetów Świeckich.
Katecheci uważają, że rozporządzenie ma charakter dyskryminujący. - Harmonogram, który przewiduje lekcje religii na początku lub końcu dnia, sprawia, że będziemy mieli wielogodzinne przerwy między zajęciami. To nie tylko utrudnia organizację pracy, ale też zmusza nas do ponoszenia dodatkowych kosztów, choćby na dojazdy. Wielu z nas nie będzie w stanie utrzymać się z pracy na tak ograniczonym etacie. W rezultacie mówimy o sytuacji tysięcy ludzi, których życie zawodowe i prywatne zostało nagle wywrócone do góry nogami - ocenia.
Dodaje, że w szkołach dochodzi do dyskryminacji uczniów, którzy chodzą na religię, jak i samych katechetów: - Już teraz otrzymujemy sygnały, że istnieją problemy przemocy rówieśniczej wobec uczniów, którzy uczęszczają na lekcje religii. Zjawisko wyśmiewania się z uczniów jest realnym problemem, zwłaszcza w niektórych dużych aglomeracjach. Co więcej, to samo spotyka nauczycieli religii, którzy nie dość, że są obecnie dyskryminowani w kwestiach zatrudnienia, to z racji nauczanego przedmiotu uważani za nauczycieli gorszego sortu.
Planują zaskarżyć rozporządzenie
Piotr Janowicz podkreśla, że zadaniem katechetów jest nie tylko nauczanie, ale też budowanie relacji z młodymi ludźmi. - Sam od dziesięciu lat organizuję z uczniami różne projekty, wyjazdy, warsztaty. To nieodłączny element naszej pracy, który daje poczucie misji i spełnienia. Teraz wszystko to stoi pod znakiem zapytania. Uczniowie mogą odebrać te zmiany jako sygnał, że religia jest mniej ważna, co z kolei wpłynie na frekwencję i jakość prowadzonych zajęć.
Katecheci nie zamierzają milczeć. Już teraz analizują możliwości prawne i planują zaskarżenie rozporządzenia. - Nie może być tak, że ministerstwo podejmuje decyzje o nas bez nas, ograniczając nasze prawa i miejsca pracy - mówi.
- Każdy z nas ma swoje życie, rodzinę, zobowiązania finansowe. Decyzje, jakie podejmuje, dotykają nas bezpośrednio i boleśnie. Demokracja to nie tylko hasło, ale też dialog i szacunek do różnych grup społecznych. My tego dialogu i szacunku nie widzimy - dodaje katecheta.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski