GwiazdyDepresja pourlopowa

Depresja pourlopowa

Depresja pourlopowa
14.08.2008 13:11, aktualizacja: 26.05.2010 00:35

Choć sezon urlopowy jeszcze trwa, to zapewne wiele z nas błogie wakacyjne urlopowanie ma już za sobą. I tak, jak pakowanie się, wyjazd, wysyłanie kartek z pozdrowieniami i całe to wakacyjne szaleństwo to czysta rozkosz, tak to, co nas zastaje po powrocie na łono pracy, to prawdziwa czarna dziura.

Choć sezon urlopowy jeszcze trwa, to zapewne wiele z nas błogie wakacyjne urlopowanie ma już za sobą. I tak, jak pakowanie się, wyjazd, wysyłanie kartek z pozdrowieniami i całe to wakacyjne szaleństwo to czysta rozkosz, tak to, co nas zastaje po powrocie na łono pracy, to prawdziwa czarna dziura.

Dwa tygodnie bez pracy, biurka, telefonów, laptopa, szefa i kolegów z pokoju to optymalny czas, by trochę zregenerować siły i naładować akumulatory. Często jednak pierwsze dni, czy nawet tygodnie po powrocie z urlopu wysysają z nas całą zgromadzoną energię, dobry humor i entuzjazm. Wygląda to na istny stan chorobowy, nieco z przekąsem nazywany depresją pourlopową.

Jeśli ktoś z nas kiedyś doświadczył tego uczucia przygnębienia po powrocie do pracy ze słonecznej plaży czy malowniczych wąskich zabytkowych miasteczek nierzadko mówi sobie „nigdy więcej”. W tym stanie emocjonalnym często myślimy sobie, że lepiej wcale nie wyjeżdżać na urlop niż po raz kolejny po zasłużonym wypoczynku czuć się jak zgniecionym przez walec. I choć każda depresja pourlopowa prędzej czy później mija, to jednak warto się na nią przygotować, by jej uniknąć lub przynajmniej złagodzić jej przebieg.

Na to, jak będziemy się czuli po powrocie do pracy ma wpływ, to jak się przygotowujemy do urlopu. Jeśli robimy wszystko na ostatnią chwilę, biegamy po sklepach, załatwiamy opiekę dla pupila, ustalamy kto podlewa kwiaty i jeszcze do tego pewnie w tym gorącym czasie przesiadujemy po godzinach, bo przecież „trzeba nadgonić” przed wyjazdem, to możemy być pewni, że bez depresji się nie obejdzie. Wyjazd organizowany w takim stresie i biegu, nawet do najpiękniejszego kurortu świata nie zdoła nas zregenerować, bo stan psychiczny i nierzadko również fizyczny, w jakim wyjeżdżamy jest tak opłakany, że przyda się nam raczej kuracja w sanatorium niż zwiedzanie.

Już na kilka dni czy nawet tygodni przed wyjazdem powinniśmy zatem zwolnić. Wykluczone jest pakowanie się czy kupowanie stroju kąpielowego na kilka godzin przed odlotem samolotu. Jeśli już zdecydujecie się na wyjazd, to dajcie sobie prawo, do tego, by rzeczywiście wypocząć i zwolnić. W pracy również nie można starać się zrobić wszystkiego na zapas, bo po to są współpracownicy, by nas zastępowali i wykonywali za nas część obowiązków, a nie tylko mówili, że nas „nie ma i będziemy za tydzień”.

Łatwiej będzie nam uniknąć pourlopowej depresji w pracy, jeśli swoje obowiązki, rozpoczęte projekty i zadania do wykonania podzielimy na te, pilne i te, które mogą poczekać. Poprośmy kolegów, aby podczas naszej nieobecności zajęli się sprawami bieżącymi, by te nie piętrzyły się na naszym biurku do naszego powrotu. Uprzedźmy wszystkich współpracowników mailowo lub telefonicznie, w jakich dniach nas nie ma i z kim powinni się kontaktować w tym czasie. I co najważniejsze, pozwólmy sobie wyjść z pracy bez poczucia, że firma się bez nas zawali. Tym bardziej, nie dajmy sobie tego wmówić przez przełożonego, któremu nasz urlop jest nie w smak.

Nasz powrót z urlopu do pracy będzie łatwiejszy do zniesienia, jeśli nie nastąpi niemal zaraz po wyjściu z samolotu czy pociągu. Zarezerwujmy sobie wolne, by po powrocie z wakacji móc jeszcze przynajmniej dwa, trzy dni aklimatyzować się w domu. W tym czasie przedłużonego odpoczynku podzielmy czas na dalsze leniuchowanie i powolne przygotowanie się do pracy.

Idąc do pracy zaraz po urlopie załóżmy na siebie coś nowego, w czym się świetnie czujemy. Zabierzmy ze sobą ramkę ze zdjęciem z wakacji, które stojąc na biurku, będzie podgrzewać nasze wspomnienia. Nie pozwólmy się rzucić od razu na głęboką wodę. Powoli przejrzyjmy czekającą na nas pocztę, jeśli sprawy mogą poczekać, poinformujmy swoich współpracowników, że właśnie zapoznajemy się z bieżącymi zadaniami i będziemy mogli rozmawiać za dzień lub dwa.

Rzadko kiedy przecież jest tak, że jakaś sprawa nie może czekać, a to właśnie to szaleńcze tempo, w które rzucamy się po leniwym urlopie wprowadza nas w depresję. Nie marnujmy sił, które udało się zregenerować, nie traktujmy urlopu jak odfajkowanego obowiązku, o którym można czy trzeba szybko zapomnieć. Wprost przeciwnie – przez wiele tygodni po powrocie do pracy możemy nadal żyć wolniej, spokojniej, bardziej „ekologicznie”. To właśnie takie zwolnione tempo pozwoli nam w pełni korzystać z efektów urlopu jeszcze długo po powrocie.

Zarówno w pracy, jak i domu nie wpadajmy w rutynę i kierat obowiązków. Podczas urlopu przemyślmy na spokojnie, jak możemy nasze życie nieco „uspokoić” i po powrocie do domu zastosujmy się do swoich pomysłów i wniosków. Podejdźmy do codziennej pracy z większą kreatywnością. Spróbujmy każdy dzień zacząć w inny sposób. Zafundujmy sobie jakieś smakowite drugie śniadanie, które zjedzmy na przerwie z koleżankami, a nie nad klawiaturą komputera.

Roześlijmy do znajomych swoje zdjęcia z urlopu i napiszmy kilka słów o tym, jak było. Zaprośmy do domu przyjaciół, z którymi dzielimy np. podróżnicze pasje i wymieńmy się wspomnieniami. A jadąc do pracy tramwajem czy autobusem zamiast patrzeć ponuro w okno, poczytajmy przewodnik turystyczny i powspominajmy obejrzane miejsca. Jednym słowem, pielęgnujmy w sobie, to co dał nam urlop.

Wypoczynek ma sens tylko wówczas, jeśli coś w nas odmienia, poprawia i przede wszystkim dodaje nam sił. Bo to właśnie te siły są bezcenne. Nie marnujmy ich, jeśli unikniemy depresji pourlopowej, to starczy nam ich do następnych wakacji.