Dlaczego tak dużo kobiet zagłosowało na Trumpa? "To skomplikowana sprawa"
Donald Trump po raz drugi zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych. Kandydat Republikanów niejeden raz dopuścił się mizoginistycznych zachowań. Dlaczego zatem zyskał poparcie również wśród kobiet? - Wielu wyborców często musi przymykać oko na aspekty, które nie są zgodne z ich oczekiwaniami - mówi Wirtualnej Polsce prof. Tomasz Płudowski.
Z badań exit poll wynika, że w kluczowych stanach 54 proc. kobiet głosowało na Harris, a 44 proc. na jej oponenta - podała NBC News. Trump poniósł miażdżącą porażkę wśród czarnoskórych kobiet, z których poparło go tylko 7 proc. Latynoskie kobiety też postawiły na Harris, choć dużo mniejszy ich odsetek niż wśród czarnych, bo 37 proc. wybrało Trumpa. Nowy prezydent wygrał wśród białych kobiet - wskazało na niego 52 proc.
Biznesmen wielokrotnie wypowiadał się o kobietach w sposób budzący poważne zastrzeżenia. Skąd zatem duży odsetek obywatelek USA, które głosowały na kandydata Republikanów?
- To jest skomplikowana sprawa. Z jednej strony, wyborczynie to koalicja różnych grup, więc mamy osoby wierzące, w tym ewangeliczki czy obywatelki o najniższych dochodach. Mamy też wyborców bardziej konserwatywnych i populistycznych, żeby nie powiedzieć o nastawieniu ludycznym do seksualności - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Tomasz Płudowski, amerykanista i specjalista ds. marketingu politycznego.
- W tym roku o fotel prezydencki w Białym Domu konkurowała kobieta z mężczyzną, więc podział elektoratu ze względu na płeć jest kuszący, ale nie daje pełnego obrazu. Nad Wisłą często zapominamy o tak istotnym czynniku w Stanach Zjednoczonych jak rasa. Większość białych kobiet głosowała na Trumpa, ale zdecydowana większość czarnych kobiet postawiła na Harris. Zresztą podobnie było przy pojedynku Trump-Biden - dodaje dr Milena Drzewiecka, psycholożka społeczna i polityczna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dlaczego na Harris zagłosowało mniej białych kobiet niż na Trumpa?
Dr Milena Drzewiecka zaznacza, że ważne jest to, jakie problemy wyborczynie uznały za priorytetowe i jaki jest ich status. - Pamiętajmy też, że dziś stawiamy hipotezy, dokładne analizy tych wyników i badania motywacji wyborców będą jeszcze trwały - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Harris głośno i wyraźnie mówiła o prawach kobiet, w tym o dostępie do aborcji, ale słychać głosy lepiej znających się na opiece medycznej w USA ode mnie, że ta zawodzi szczególnie w przypadku kobiet o innym kolorze skóry niż biały. Przestrzegałabym też przed skrótowym myśleniem, że białe kobiety wolałyby białą panią prezydent. Gdyby tak było, to w 2016 roku Hillary Clinton wygrałaby z Trumpem - zauważa ekspertka.
Prof. Tomasz Płudowski dodaje, że bardzo istotna jest tożsamość partyjna - z reguły większość Republikanów głosuje na republikanina, bez względu na to, kim jest.
- Osoby religijne są w stanie głosować na Trumpa, który łamie wiele zasad swojego wyznania. Wyborcy często muszą przymykać oko na aspekty, które nie są zgodne z ich oczekiwaniami. Natomiast są też tacy, i częściowo należą do nich kobiety, którzy nie mają nic przeciwko mizoginistycznym zachowaniom Trumpa - tłumaczy prof. Płudowski.
- Oczywiście wolałyby, żeby się tak nie zachowywał, ale nie jest to dla nich najważniejsza kwestia. Zdecydowanie ważniejszymi sprawami są te ekonomiczne, związane z migracją, gospodarką. W tym przypadku wyborcami nie są elity nastawione na idee np. postępu czy wyzwolenia mniejszości – kwituje amerykanista.
Amerykanie zagłosowali. Czym kierowały się kobiety?
Dr Milena Drzewiecka podkreśla, że kobiety to nie jest homogeniczna, czyli jednorodna grupa. - Mamy tu różne interesy, frustracje czy lęki. Podobnie z mężczyznami - zaznacza. W kampanii wyborczej królowało pięć tematów: stan demokracji, aborcja, gospodarka, migracja i polityka zagraniczna.
- Jeśli wyborczyni czy wyborca uznali, że podstawową troską jest np. zagrożenie ze strony migrantów, to skupili się na opowieści kandydatów o tym problemie. Komunikacja Trumpa jednych odstraszyła, ale innych przekonała, że zaprowadzi porządek i spokój. Im większy czujemy lęk i im bardziej mamy tzw. zamknięty umysł, tym łatwiej przyjąć zero-jedynkową wizję rzeczywistości. Emocje wygrywają często z faktami, a kampania wyborcza to festiwal emocji i to niekoniecznie pozytywnych - tłumaczy ekspertka.
Podobne zdanie w temacie ma prof. Tomasz Płudowski. Podkreśla, że czynników, które należy wziąć pod uwagę, jest wiele. Obecnie mamy sytuację dość trudną.
- Niestety, obiektywnie gospodarcze wskaźniki wskazują na to, że nie brakuje miejsc pracy, inflacja spadła, ale nadal ludzie pamiętają, co działo się wcześniej, wysokie ceny. Wyborcy kierowali się głównie kwestiami gospodarczymi, ekonomicznymi, takimi jak wysoka inflacja - wyjaśnia amerykanista.
Mizogin prezydentem. Niektórym "wypowiedzi Trumpa mogą imponować"
Rok 2005. Donald Trump udzielił wywiadu, w trakcie którego powiedział Howardowi Sternowi: "Kobieta, która jest płaska, trudno, żeby była dziesiątką". Trzy lata później w rozmowie z tym samym dziennikarzem biznesmen przytoczył historię pewnej kobiety.
- Była zła, że tylu mężczyzn do niej dzwoniło. "Jak oni śmią do mnie dzwonić! To straszne! Wszyscy patrzą na moje piersi". Więc zrobiła dużą redukcję biustu. Dobra wiadomość: nikt do niej już nie dzwoni. Nikt nawet na nią nie patrzy, i co więcej, to była kiepska robota - mówił w 2008 roku.
Najświeższe przykłady kontrowersyjnych komentarzy 47. prezydenta USA pochodzą z 2024 roku. Podczas kampanii prezydenckiej Trump podkreślił, że będzie chronić kobiety "bez względu na to, czy im się to podoba, czy nie". Jak takie mizoginistyczne zachowania i wypowiedzi wpłynęły na wizerunek Trumpa i dlaczego to nie przeszkadza kobietom?
- Jest wiele, którym to przeszkadza, z jego konkurentką na czele. Przeszkadzała nawet republikan(k)om, którzy nie głosowali na Trumpa. Może natomiast nie przeszkadzać tym, którzy patrzą bardziej przez pryzmat interesów swojej grupy niż stylu polityka - zaznacza dr Milena Drzewiecka.
Jak dodaje, jedna z Amerykanek głosujących na Trumpa powiedziała BBC, że nie lubi jego tonu, ale lubi jego politykę.
- To, co u jednych wzbudzi dysonans i odwiedzie od głosowania, inni łatwo zracjonalizują, twierdząc np., że "on nie musi pięknie mówić, ważne by wiedział, co robi" lub "to manipulacja i atak wrogich mediów, Trump taki nie jest" - zauważa ekspertka.
- Są w końcu osoby, które nie widzą w mizoginii nic złego. Ba, w dobie radykalizujących się nastrojów czy tzw. wojny kultur, znajdziemy wyborców, którym wypowiedzi Trumpa mogą nawet imponować. Liberalna wyborczyni nastawiona na współpracę i oczekująca szacunku będzie zszokowana, a wyborca, który uważa się za konserwatystę i strażnika tradycji, znajdzie w ostrym tonie Trumpa gwarancję porządku - podkreśla psycholożka.
Przemyślana strategia?
Donald Trump w maju 2024 roku usłyszał 34 zarzuty fałszowania dokumentacji biznesowej. Polityk miał płacić aktorce porno Stormy Daniels, za milczenie. Mimo skandalu nie zrezygnował z walki o prezydencki fotel.
Biznesmen potrafił w rozmowie przytoczyć historię o podrywaniu mężatki, a potem, kiedy wybuchła już medialna burza, przeprosić i wypowiedzieć słowa: "Nigdy nie mówiłem, że jestem człowiekiem bez zarzutu". Czy może być to rodzaj strategii budowania wizerunku politycznego? Czy Trump w taki sposób pokazuje, że jest jednym ze "zwykłych Amerykanów"?
- Strategia everymana/everywomen jest wpisana w kampanie wyborcze od dziesięcioleci. Kandydaci na różne sposoby starają się pokazać, że są podobni do swoich wyborców. Ta wypowiedź to komunikat w stylu: kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień. Ale nie utożsamiałabym jej ze strategią przeciętniaka, bo miała raczej charakter reakcyjny (w odpowiedzi na kryzys) niż stricte "akcyjny", czyli nadający ton - stwierdza dr Milena Drzewiecka.
Rozmawiała Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl