Dostała awans w banku. Rzuciła wszystko i założyła warzywniak

Rachela Drescher rzuciła pracę w banku i założyła warzywniak
Rachela Drescher rzuciła pracę w banku i założyła warzywniak
Dominika Frydrych

03.06.2024 11:02, aktual.: 04.06.2024 11:44

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pamiętacie "Nigdy w życiu" z Danutą Stenką w roli głównej? Trend judytowania - czyli szeroko pojętego życia w rytmie slow - od dłuższego czasu robi furorę w internecie. Czym jest dla Polek? Opowiadają o tym Aleksandra, Rachela i Kasia.

- Suwalszczyzna jest ze mną od zawsze. Urodziłam się w Suwałkach. Do piątego roku życia mieszkałam w miejscowości Rosochaty Róg, nad samym jeziorem Wigry – opowiada Aleksandra Ejsmont. Po krótkim epizodzie studiów i pracy w Warszawie wróciła w rodzinne strony. - Więc chyba wpisuję się w judytowanie.

Rzeczywiście - jej nagrania na TikToku wygądają wręcz jak jego kwintesencja.

- To trend, który polega na pokazywaniu życia na łonie natury, z dala od dużych miast. Samo słowo pochodzi od imienia głównej bohaterki filmu "Nigdy w życiu", która rzuca Warszawę na rzecz mieszkania w drewnianym domku na wsi, więc kojarzy mi się z ucieczką - od szklanych wieżowców, biurowców, pracy w korporacji, wyścigu szczurów czy szybkiego tempa życia - wylicza. Co zamiast tego? - Życie w spokoju, w harmonii z naturą - mówi.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Aleksandra na co dzień pracuje w hotelu jako kierowniczka recepcji. - I w związku z tym codziennie mierzę się z wyprowadzaniem ludzi z błędu, że przyjechali na Podlasie albo na Mazury - uśmiecha się. - Lubię pracować z ludźmi, opowiadać o Suwalszczyźnie, pokazywać ciekawe miejsca.

Dodaje jednak, że nie wszystkie. - Moim zdaniem, najbardziej magiczne w tym regionie jest to, że nie jest do końca odkryty – zaznacza. - Mamy z roku na rok coraz więcej turystów z całej Polski, to nie na taką skalę jak morze, góry czy sąsiadujące z nami Mazury. My, lokalsi, możemy zachować go trochę dla siebie.

Ale zależy jej na tym, żeby dzielić się urokami Suwalszczyzny z innymi. Robi to nie tylko w pracy, ale też na swoim tiktokowym profilu.

- Mamy suwalską gwarę, która jest mocno powiązana z językiem rosyjskim, białoruskim i litewskim, regionalne potrawy, które dzielimy z Litwinami. Jesteśmy małym, kameralnym regionem pełnym lasów czy jezior. Można wyłączyć telefon – a w wielu miejscach po prostu nie ma zasięgu. Każdy, kto potrzebuje zwolnić tempo i odpocząć, idealnie się tu odnajdzie – opowiada.

Nie wyobraża sobie, żeby się stąd wyprowadzać, zwłaszcza do większego miasta. - Suwalszczyzna to mój dom. Na razie mieszkam w północnej części Suwałk, ale chcę wrócić do domku nad jeziorem - oświadcza. Kupno działki nie jest tak proste jak w przypadku filmowej Judyty, wymaga ogromnych nakładów finansowych – ale Aleksandra podkreśla, że chciałaby mieć w pobliżu wodę i las. I nie planuje opuścić tej części Polski.

Rzuciła pracę w banku i założyła warzywniak. Dziś prowadzi eko sklep

Rachela Drescher przez pięć lat pracowała w banku. Na początku była doradczynią klienta. - Kiedy wiedziałam, że jest szansa, żeby się rozwijać i osiągać kolejne stopnie kariery, siedziałam po pracy, przygotowywałam się do tego. Angażowałam się.

Wreszcie dostała awans. Z nim przyszły ambitniejsze zadania, więksi klienci, ale i wyższa odpowiedzialność. Niestety - okazało się, że kobiecie nie daje to takiej radości, jaką powinno. Towarzyszyło jej za to duże poczucie samotności i, paradoksalnie, bezsensu tego, co robi. - Tak naprawdę nikogo to nie interesowało - podkreśla. Wtedy przypomniała sobie o marzeniu, które miała niemal od zawsze, czyli o własnym biznesie.

- Od lat z partnerem myśleliśmy o czymś swoim. Hamowało nas otoczenie. Rodzice mówili, żeby zostać na etacie, bo tak jest bezpiecznie, zwłaszcza że mamy mieszkanie na kredyt... I tak pracowaliśmy na etatach, spłacaliśmy raty, ale nie niosło to satysfakcji – zaznacza.
Warzywniak wyewoluował w sklep ekologiczny
Warzywniak wyewoluował w sklep ekologiczny

Tym razem jednak postanowili spróbować. - Jestem młoda, ale bałam się, że ucieknie mi szansa. Znalazłam lokal i zaczęliśmy projekt pt. Detektyw Zdrówko - mówi. Zainspirowała ją do tego dziewczyna z Instagrama. - Ma fantastyczny profil Pani z warzywniaka. Odziedziczyła po swojej babci budkę z warzywami i prowadzi ją we Wrocławiu. Któregoś dnia przeczytałam z nią wywiad i pomyślałam, że też tak chcę.

Założyli warzywniak, w którym sprzedawali też zioła i ekologiczne przetwory. Po pewnym czasie skupili się wyłącznie na produktach eko. - To był stres. Najpierw wynajęliśmy mały lokal, całą rodzinę robiliśmy meble – praktycznie każdy z nich dostał odrobinę miłości od mojego taty czy rodzeństwa. Warzywa się sprzedawały, ale coraz większe zainteresowanie skupiało się na innych rzeczach. Zaczęliśmy więc wprowadzać więcej przetworów, naturalnych suplementów czy ziół.

W pracę sklepie zaangażowała się siostra Racheli. Po jakimś czasie przestrzeń okazała się za mała na zwiększający się asortyment. - A później dosłownie 40 metrów od nas zlikwidowano bank. Z lokalu wydzielono dwa mniejsze. Jestem osobą, która mocno stąpa po ziemi, ale mam w sobie trochę magii i trudno było mi na to nie patrzeć symbolicznie – śmieje się. - To był trzy razy większy lokal, z wyższym czynszem. Ale postanowiłyśmy zaryzykować i przenieść się.

Rachela postawiła wszystko na jedną kartę
Rachela postawiła wszystko na jedną kartę

Zdarzały się oczywiście trudne chwile – przede wszystkim związane z kwestiami finansowymi. Na początku Rachela nie miała dużego zapasu gotówki. Ratowała się dofinansowaniami, projektami dla młodych przedsiębiorców. - Odczuwalne to było szczególnie tuż po przeprowadzce, kiedy dochody poszły trochę do góry, ale koszty urosły jeszcze bardziej – wspomina. Pomógł im coniedzielny targ, podczas którego wystawiali się lokalni przedsiębiorcy. - Zaczęłam tam jeździć. To dołożyło kolejny dzień pracy, ale jednocześnie pomogło mi pozyskać klientów i producentów, których produkty dziś sprzedajemy. Oczywiście gdy prowadzi się biznes w Polsce to nawet przy optymizmie takim jak u mnie, zawsze pojawiają się jakieś schody. Ale jeśli cały projekt ma sens, można przejść gorsze momenty.

- Czy zmniejszyłam tempo życia i mniej pracuję? Niekoniecznie. Ale poziom przyjemności z tego jest znacznie większy, a stres o wiele mniejszy - wyjaśnia.

- Jednego dnia możemy zrobić rewolucję i przestawiać meble w lokalu, a drugiego – spokojnie pracować, w zależności od tego, jaki jest klimat danego dnia. W korpo nie ma zmiłuj, jest target do zrobienia, a ludzi boli ze stresu brzuch.

Co myśli o judytowaniu? - Rzadko biorę udział w trendach na TikToku. Mój content opiera się na odpowiadaniu na pytania o produkty albo wyjaśnianiu różnych tematów dotyczących zdrowej żywności. Ale kiedy na mój feed wpadły dziesiątki filmów o "judytowaniu", o zmianie życia na wolniejsze, trafiło to do mnie. To nie były tylko nagrania o rzucaniu pracy i wyjeździe w Bieszczady. Nasza historia też nie jest typowa – nie uciekłyśmy z miasta zupełnie, ale stworzyłyśmy sobie własne ciche miejsce, które stało się elementem Gorzowa - podkreśla Rachela i dodaje:

- To niełatwy rynek. Wiele osób stąd wyjeżdża, sporo miejsc się zamyka. Ale skoro klienci wciąż do nas przychodzą, to znaczy, że poszłyśmy w dobrą stronę. Drugi raz podjęłabym taką samą decyzję.

"Judytuję w moim ogródku działkowym"

Historia Judyty z "Nigdy w życiu" to nie tylko odkrycie uroków wsi, ale też branie życia w swoje ręce. Rozwód i budowa domu, żeby wreszcie, niczym w ikonicznej scenie z filmu, przejść w czerwonej sukience, z bukietem róż przez korytarz w pracy w rytmie piosenki Blue Cafe.

- Dla mnie to też jest pewien wymiar judytowania – przekonuje Kasia. Od ponad roku jest po rozwodzie. - Z początku nie mogłam się otrząsnąć. Okazało się, że mąż mnie zdradzał z młodszą. Aż do momentu, gdy się o tym dowiedziałam, nie miałam żadnych kompleksów. A potem moje poczucie wartości zostało rozwalone.

Pozbierała się dzięki pomocy przyjaciółki. - Miałam dla kogo brać się w garść - mamy z byłym mężem nastoletnią córkę. Zajęło mi kilka miesięcy, żeby opłakać zdradę i rozstanie. Ale w końcu odbudowałam swoje życie, chodzę na randki i po pracy judytuję w moim ogródku działkowym. Czekam tylko na dom za miastem - śmieje się.

Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także