Dr Maciej Socha o polskich porodach: Za granicą uznają to za okaleczanie
Polki wychodzą ze szpitala z naciętym wbrew ich woli kroczem, bólem i traumą na całe życie. - Patrzą na mnie, jakbym się urwał z kosmosu - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Maciej Socha, znany w sieci jako "Nagi ginekolog".
Agnieszka Natalia Woźniak, Wirtualna Polska: Rozpoczął się Międzynarodowy Tydzień Godnego Porodu. Tymczasem dla wielu kobiet "godny poród" to oksymoron. Spytałam Polki o ich wspomnienia ze szpitala. Jedna opowiedziała, że przez cały swój pobyt leżała w zakrwawionej pościeli. Inne mówiły o tym, co usłyszały na sali porodowej: "Po co robiłaś dziecko, jak nie umiesz rodzić?", "Chwała bogu, że pani chce lewatywę, bo przynajmniej nam nie nabrudzi". To tylko niektóre z historii.
Dr Maciej W. Socha*: To jest dla mnie oburzające. Jakbym usłyszał takie bezczelne i umniejszające kobietom komentarze, tobym zrobił ogromną awanturę. To zwyczajnie niedopuszczalne w 2023 roku. Tutaj na Pomorzu, na oddziałach jak mój, o podobnych sytuacjach słyszało się może jakieś 20 lat temu. Ale zdaję sobie sprawę, że w mniejszych miejscowościach, szczególnie w południowo-wschodniej Polsce takie sytuacje wciąż mają miejsce.
Czym jest w takim razie godny poród?
Godny poród to taki, który odbywa się zgodnie z aktualną wiedzą medyczną i odpowiadającymi jej zaleceniami klinicznymi. Pacjentka powinna móc skorzystać ze znieczulenia, mieć możliwość parcia spontanicznego, a nie kierowanego głosem położnej, rodzić w dowolnej pozycji, a do tego nie powinna mieć nacinanego krocza. Pacjentka musi być też poinformowana o wszystkich elementach porodu i wyrazić na nie uświadomioną zgodę. Trzeba dbać o jej prywatność i poczucie intymności.
Można powiedzieć - utopia. Jak bardzo daleka od polskich realiów?
Problem jest ogromny. Po pierwsze nagminnie nacina się Polkom krocza. Lekarze albo nie informują pacjentek, że je natną, albo w sposób manipulacyjny przekonują rodzące, że trzeba to zrobić, bo "jest to dla nich lepsze". Nacięcia krocza to powinny być sporadyczne przypadki, zaledwie 2 proc. wszystkich porodów.
Tymczasem w Polsce nacina się 60 proc. pacjentek. Jak pytałem kolegów za granicą, jaką mają statystykę nacięć krocza, to lekarz z Belgii popatrzył na mnie ze zdziwieniem i powiedział: nie wiem, przecież nie wolno tego robić. W wielu krajach uznawane jest to za jedną z form okaleczania kobiet. A w Polsce straszy się, że jak się nie natnie krocza, to kobieta będzie kaleką albo jej dziecko umrze.
Co jeszcze u nas jest normą, a za granicą bulwersuje?
Polki często zmuszane są do parcia na komendę. Położna krzyczy: Przyj! Oddychaj! Nie pozwala pacjentce robić tego zgodnie z jej własną fizjonomią. Jak mówię, że to rodząca nadaje tempo, to w Polsce mnie nazywają szaleńcem. Jeden z moich kolegów powiedział, że "jestem taki sam jak te moje ukochane ekopacjentki i staję za tymi szalonymi babami i chcę robić to, co one chcą".
Aktualna wiedza medyczna jest taka, że parcie spontaniczne, czyli w odpowiedzi na potrzeby rodzącej, jest skuteczniejsze niż tak zwane parcie kierowane, odbywające się według instruktażu osoby przyjmującej poród. Oprócz tego, że zwiększa ryzyko nietrzymania moczu z parć naglących, nieprawidłowego wstawiania się główki i paradoksalnie wydłuża poród, to przemocowo odbiera kontrole kobiecie nad tym fizjologicznym zdarzeniem. To jedna z form opresji, której się nie powinno akceptować.
Kobieta leży i przez kilka godzin z zaciśniętymi zębami i purpurową twarzą musi przeć pod dyktando położnej...
Dokładnie! Poród na leżąco to kolejny problem. W większości szpitali to standard, a jest to najgorsza i najbardziej bolesna pozycja. Do tego wszystkiego mamy jeden z najwyższych odsetków cięć cesarskich w Europie. W Skandynawii ciecia cesarskie stanowią kilkanaście procent, w krajach ościennych, np. w Czechach nie więcej niż 25 proc., a w Polsce to jest 56 proc.
Bo kobiety boją się porodów w polskich szpitalach. Jedna z pacjentek powiedziała mi, że odmówiono jej znieczulenia. "Nasze matki i babki dały radę, to ty też" - mówiono.
Niestety, warunki w niektórych placówkach pozostawiają wiele do życzenia. W wielu miejscach wciąż niedostępne jest znieczulenie zewnątrzoponowe. W moim poprzednim miejscu pracy, a była to klinika uniwersytecka w woj. kujawsko-pomorskim, nie było dostępnych tzw. ZOPów (znieczuleń zewnątrzoponowych - przyp. red.) pięć lat i dziś dalej rodzące nie mogą z tego skorzystać.
Niektórzy lekarze straszą pacjentki, mówiąc, że znieczulenie zewnątrzoponowe jest złem, że będą problemy z dzieckiem i że poród się przedłuży... Mamy 2023 rok, takie znieczulenie wprowadzono już ponad 40 lat temu. Choć jest obowiązkowe, szpitale wciąż tłumaczą się tym, że brakuje anestezjologów.
W efekcie wiele Polek rodzi bez znieczulenia, w warunkach, które im nie odpowiadają. Nie są pytane o zgodę i nie mają prawa do decydowania o tym, co się z nimi wydarzy. Albo się ich nie informuje, albo się nimi manipuluje i straszy. Najgorsze jest to, że wielu moich kolegów i koleżanek, nawet jak szkolą się w klinikach uniwersyteckich, to dalej są nieprzygotowani do tego, aby przyjąć nowoczesny poród.
Czy można stwierdzić, że Polska jest w ogonie Europy, jeśli chodzi o warunki porodu i opieki okołoporodowej?
Jesteśmy po tylu latach walki o godność i prawa kobiet, a wciąż tkwimy w dołku. Dalej zdarzają się sytuacje, że organizatorzy konferencji naukowych w Polsce pytają mnie: Maciej, może byś poprowadził sesję "Jak odbierać poród bez nacięcia krocza?". I ja się wtedy pytam: "Ale jak to 'odbierać'?" Poród można przyjąć albo towarzyszyć parze przy porodzie. Tu nikt nikomu niczego nie chce odebrać.
Często mówię coś, przez co nie jestem lubiany w środowisku medycznym, bo zachęcam kobiety, aby wybierały wcale nie te modne czy ładne szpitale, ale oddziały, w których świadczenia będą zgodne z ich oczekiwaniami.
W ostatnich latach coraz więcej mówi się o prawach kobiet na porodówkach, edukuje się przyszłe mamy, położne i lekarzy. Teraz trwa Tydzień Godnego Porodu. Czy coś przez ten czas udało się osiągnąć?
Najwięcej pozytywnych zmian zaszło w opiece laktacyjnej. Mogę powiedzieć, że jest bardzo dobrze. W większości miejsc kobiety mogą korzystać z profesjonalnego wsparcia, duży nacisk kładzie się na edukację w tym obszarze. U mnie na oddziale wszystkie położne są certyfikowanymi doradcami laktacyjnymi, wspierają zarówno mamy karmiące piersią, jak i te korzystające z butelki.
*dr Maciej W. Socha - kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala św. Wojciecha w Gdańsku i adiunkt p.o. kierownika Katedry Perinatologii, Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej UMK CM w Bydgoszczy, autor profilu @nagi_ginekolog na Instagramie.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski