Blisko ludziDwa miesiące wakacji. Nauczycielka: powinny być krótsze

Dwa miesiące wakacji. Nauczycielka: powinny być krótsze

Ten tekst jest moim osobistym wyrazem frustracji związanej z polskim kalendarzem szkolnym. I właśnie ja, nauczycielka, która paradoksalnie obecnie korzysta z dwumiesięcznej przerwy wakacyjnej, jestem za tym, żeby nasz system edukacji zlikwidował takie wakacje.

Dwa miesiące wakacji. Nauczycielka: powinny być krótsze
Źródło zdjęć: © 123RF
Karolina Mazurek

Wakacje w obecnym kształcie trzeba zamienić na takie, które przyniosą rzeczywisty odpoczynek i zregenerują siły naszych dzieci. A nie takie, które przynoszą więcej szkody niż pożytku. Dlaczego?

1. Problem wakacyjnej opieki

Właśnie minął półmetek wakacyjnej beztroski, która w tym roku jest jeszcze dłuższa niż w latach poprzednich. Przez ponad dwa miesiące polskie szkoły stoją zamknięte, a polscy rodzice zostają zmuszeni do tego, by tym czasie zapewnić opiekę swoim pociechom.

Wielu z nich nie ma pod ręką niepracującej babci czy kogokolwiek z rodziny kto byłby chętny przyjąć ich dzieci na kilka tygodni. Urlop pracowniczy wystarczy by zagospodarować maksymalnie jeden wolny miesiąc, przy czym w wielu firmach nie ma takiej opcji, by pracownik zniknął na cztery tygodnie. Zazwyczaj latem urlopujemy przez dwa tygodnie i musimy wracać do zwyczajnej 8-godzinnej roboty.

Tymczasem nasze dzieci mają dziesięć wolnych tygodni i musimy im zapewnić przez ten czas opiekę, gdyż zakładam, że żaden rozsądny dorosły nie zostawi 8-latka na dziewięć godzin samotnie w domu.

Z dzieciństwa pamiętam, że rolę opiekunów wakacyjnych przejmowali często sąsiedzi i dzieci z mojego osiedla pozostawały zbiorczo pod opieką niepracującej pani z mieszkania obok. Dużą część wakacji spędzałam także u babci, która była emerytką.

Dzisiaj więzi sąsiedzkie uległy rozpadowi, a dorośli pracują więcej i dłużej. Babcie i dziadkowie moich dzieci są osobami pracującymi, a przykładowo moi rodzice planują emeryturę dopiero za parę lat.

Z podobną sytuacją boryka się część moich znajomych. Jak się ratują? Wysyłają dzieci na półkolonie i kolonie. Niby fajnie, ale kosztownie. Kilka tygodni wyjazdów lub półkolonii w mieście to często koszt w wysokości miesięcznej pensji.

Na niektórych wakacyjnych zajęciach poziom prowadzonych aktywności bywa bardzo słaby, przypadkowo zebrana grupa dzieci bez profesjonalnego opiekuna zmaga się z nudą i bywa że z rywalizacją rówieśniczą prowadzącą do agresji.

Zatem dla wielu rodziców wakacje nie są powodem do radości, ale wiążą się z przymusem skrupulatnego planowania gdzie, kiedy i za ile umieszczę swoje dziecko. Ono zaś również nie jest uradowane wizją przymusowych półkolonii czy wyjazdów.

Dzieci mniej zamożnych rodziców, które zostają w domu większą część wakacji spędzą przed komputerem i smartfonem, rzadziej przed telewizorem.

Wśród dorosłych pokutuje mit pięknych letnich dni spędzanych beztrosko na podwórku i sierpniowych wieczorów, podczas których siedzieliśmy przy ognisku wpatrzeni w gwiazdy. Kto rozsądny chciałby pozbawiać dzieci takich cudownych wakacji pełnych wolności i beztroski?

Niestety z badań wynika, że dzisiaj polskie dzieci, którym rodzice nie zorganizują żadnego letniego wypoczynku, spędzą ten czas przed ekranem, a nie na podwórku grając w piłkę. I bynajmniej nie będą poszukiwać w internecie intelektualnych rozrywek.

2. Problem letniego zapominania

Badania nad skalą letniego zapominania prowadzone są w USA i w krajach anglosaskich już od kilkudziesięciu lat. Sześć lat temu agencja RAND Corporation (amerykański think tank i organizacja badawcza non profit analizująca m.in. kierunki rozwoju kraju) opublikowała raport podsumowujący kilka lat obserwacji uczniów przed dwumiesięcznymi wakacjami i po nich.

Wynika z niego, że podczas letniej przerwy wyparowuje z głowy wiedza akademicka porównywalna z tym, jaką uczniowie przyswajają sobie podczas miesiąca pracy szkoły. Co gorsza, jest to tylko wynik średni.

Letnie zapominanie materiału w znacznie większym stopniu dotyka dzieci z rodzin o niższych dochodach – te tracą aż dwa-trzy miesiące, nawet jeśli podczas roku szkolnego radzą sobie z nauką równie dobrze, jak ich zamożniejsi koledzy.

W tym samym czasie lepiej sytuowane dzieci wysyłane przez rodziców na specjalistyczne obozy (np. językowe), zabierane do muzeów, otaczane książkami, nie tracą tak wiele z przyswojonej wiedzy.

Badania przeprowadzone przez uczonych z Johns Hopkins University w Baltimore pokazują, że niemal dwie trzecie różnicy między osiągnięciami szkolnymi dzieci z rodzin bogatszych i biedniejszych wytłumaczyć można wakacyjnym zapominaniem.

Jakkolwiek by się starać o wyrównywanie różnic w szkole, to i tak podczas letnich wakacji różnice te się pogłębią

Problem letniego zapominania zna z autopsji również każdy nauczyciel. Co roku pierwsze tygodnie września, a bywa, że cały miesiąc, poświęcone są na przypominanie zeszłorocznego materiału. Dzieci wracając do szkół potrzebują sporo czasu, by przestawić się na przyswajanie wiedzy.

Zwłaszcza, że w naszym systemie edukacji jest ona najczęściej serwowana w formie akademickiego wykładu i nudnych lekcji. Nic dziwnego zatem, ze tak szybko wyparowuje podczas wakacji.

3. Problem braku odpoczynku

Paradoks? Przecież letnie wakacje są właśnie po to by dzieci odpoczęły. No nie do końca, ale o tym za chwilę.

Niestety polski system długich przerw wakacyjnych to także długie okresy nauki bez żadnej przerwy. Po powrocie z wakacji następny odpoczynek czeka na uczniów w drugiej połowie grudnia czyli po 3,5 miesiącach edukacji. W Niemczech czy Wielkiej Brytanii, gdzie wakacje letnie trwają 6 tygodni, kolejna dłuższa (2 tygodniowa) przerwa w nauce następuje w październiku.

Polski kalendarz szkolny został stworzony w odpowiedzi na potrzeby społeczeństwa rolniczego – dzieci musiały zostać zwolnione z obowiązku szkolnego na czas żniw, żeby pomóc rodzicom. Dzisiaj jest to wyłącznie relikt historii.

Skoro z badań naukowych wynika, że więcej krótkich 2-tygodniowych przerw przynosi dużo lepsze efekty edukacyjne niż jedne bardzo długie wakacje (plus ferie zimowe) to dlaczego kolejni reformatorzy polskiej edukacji nie zmienią archaicznego układu kalendarza szkolnego?

Każdego kto nie wierzy w to jak bardzo zmęczone są dzieci funkcjonujące w tym systemie, zapraszam do szkoły na początku grudnia. Poziom skupienia uczniów jest naprawdę niski. Uczniowie często nie odpoczywają w weekendy, bo przygotowują się do lekcji (zwłaszcza w starszych klasach) i nadrabiają zaległości.

Apogeum przemęczenia następuje w czerwcu. W zasadzie można śmiało powiedzieć, że wakacje w Polsce trwają od początku czerwca, ponieważ ostatnie tygodnie roku szkolnego to już tylko fikcja edukacyjna. Podobnie wygląda to w ostatnich tygodniach przed feriami, kiedy oceny na semestr są już wystawione.

To w wielu polskich szkołach zmarnowany czas, bo zmęczeni nauczyciele nie mają ochoty silić się na kreatywność. Lepiej i łatwiej włączyć po raz kolejny film edukacyjny, którego projekcję większość uczniów prześpi w ławkach. I tak jakoś dobrnąć ostatkiem sił do tej wyczekiwanej przerwy.

4. Rozwiązanie

Częściowym rozwiązaniem wakacyjnych problemów byłoby skrócenie letniego wypoczynku z 10 do 6 tygodni na rzecz dodania dwóch przerw 2-tygodniowych: jesiennej i letniej. Tak jak to z powodzeniem funkcjonuje u naszych zachodnich sąsiadów.

Ale to zbyt mało by zaszła znacząca zmiana. Moim marzeniem jest, aby szkoły przez kilka poprzedzających wakacje tygodni przymusowo angażowały się w nietypowe projekty edukacyjne, zielone szkoły, wyprawy terenowe, wizyty w muzeach i badania przyrodnicze w naturze.

Część nauczycieli już dzisiaj stara się, aby te ostatnie przedwakacyjne tygodnie były spędzone poza budynkiem szkolnym, ale chciałabym, żeby ta opcja nie była kwestią wyboru, lecz stałą częścią programu nauczania. Tak by uczniowie po wystawieniu ocen chcieli chodzić do szkoły i aby była to jedna z ciekawszych części roku szkolnego.

Wtedy skrócone wakacje nie byłyby dla dzieci obciążeniem, a letnie dni spędzaliby wspólnie z klasą w naturze ucząc się o świecie w sposób praktyczny. Świetnym pomysłem jest także obligatoryjne organizowanie przez szkoły własnych półkolonii np. sportowych lub językowych czy wyjazdów integracyjnych w czasie wolnym, które byłyby chociaż częściowo dofinansowane przez państwo.

Odciążyłoby to rodziców i dałoby szansę na rozwój dzieciom z mniej zamożnych rodzin. Oczywiście każde z tych rozwiązań nie jest idealne, ale marzy mi się, żeby w polskim systemie edukacji problem kalendarza szkolnego został chociaż poddany pod dyskusję. Bo jak do tej pory mam wrażenie, że wszyscy na jego układ narzekają, a wakacje w obecnym kształcie pozostają nienaruszalne od ponad stu lat.

Karolina Mazurek jest autorką na blogu Zuch.media

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (557)