Dzień dziecka w Domu Dziecka. Ewa mieszka tu od lat i wie, jak to wygląda naprawdę
- Do Dnia Dziecka podchodzimy na zasadzie: "no dobra, nie pochwalę się, że dostałem zabawkę", ale 26 maja jest dużo smutniejszym świętem. [...] W szkole z tej okazji przygotowuje się laurki i pisze wierszyki dla mamy, a tutaj bardzo ciężko stworzyć coś takiego, bo wiesz, że nie dasz tego nikomu - tłumaczy Ewa Nowicka.
31.05.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ewa Nowicka trafiła do domu dziecka, gdy była nastolatką. Wychowywała się w biednej rodzinie. Ojciec był alkoholikiem, pojawiała się przemoc i często brakowało pieniędzy na jedzenie. W końcu mama zabrała ją i dwójkę rodzeństwa i zamieszkali u jej partnera. Niestety, sytuacja nie wyglądała dużo lepiej. Pewnego dnia powiedziała córce, że nie radzi sobie z jej starszą siostrą, która wagarowała. Oddała ją do domu dziecka, a dwa lata później w rozmowie z kuratorem przyznała, że Ewy też nie chce. Miała wówczas 14 lat.
Jako że wciąż się uczy, nadal mieszka w placówce wraz z pozostałymi wychowankami. Od kilku lat łamie stereotypy o takich placówkach jak dom dziecka na swoim kanale na platformie YouTube. Z okazji zbliżającego się Dnia Dziecka opowiedziała o tym, jak oni obchodzą swoje święto.
Katarzyna Dobrzyńska, WP Kobieta: Czy w domu dziecka wyczekuje się 1 czerwca?
Ewa Nowicka: Wielu osobom wydaje się, że dla nas, czyli dzieci z domu dziecka, to jest najgorszy dzień w roku, a bywa z tym różnie. Jeśli jest informacja, że będą prezenty, to czeka się na ten dzień bardzo. Ale są lata, kiedy tych upominków nie ma i jest to dzień, jak każdy inny.
Od czego zależy to, czy dostaniecie prezenty?
Nasza placówka nie ma środków, żeby każdemu z nas coś kupić w tym dniu, więc szukamy sponsorów, albo sami się do nas zgłaszają. Przez kilka lat "współpracowaliśmy" z kilkoma, dlatego mogliśmy pójść do wskazanych sklepów i w określonej kwocie wybrać sobie produkty, które potem dostawaliśmy w Dzień Dziecka. Dzieciaki najczęściej marzą o deskorolkach, hulajnogach czy rolkach. Kiedy nie dostajemy żadnych środków, tak jak w tym roku, to zostaje nam tylko bardziej "szalony" podwieczorek, dostajemy lody.
Zobacz także
Co najczęściej wybierałaś?
Ubrania! (śmiech) Kwota, jaką zazwyczaj dysponujemy przez cały rok to 500 złotych. Jednym może to się wydawać mało, innym dużo. Dla mnie, jako 22-letniej dziewczyny, to niewiele, bo wiadomo, że buty kosztują więcej niż 30 złotych. Zawsze więc wybierałam ubrania, żeby tę garderobę jakoś uzupełnić. Dzieciaki też często wybierają tę opcję, bo te pieniądze możemy przeznaczyć nawet na te droższe produkty.
W tym dniu mocniej tęskni się za rodziną?
Myślę, że nie. Są inne dni, w których można bardziej odczuć brak rodziny.
Kiedy na przykład?
W Dzień Matki. Do Dnia Dziecka podchodzimy na zasadzie: "no dobra, nie pochwalę się, że dostałem zabawkę", ale 26 maja jest dużo smutniejszym świętem. Tu nie chodzi tylko o wychowanków domów dziecka. Myślę, że każdy człowiek, który doświadczył braku rodzica w takim dniu ma ciężko. Na przykład w szkole z tej okazji przygotowuje się laurki czy pisze wierszyki dla mamy, a tutaj bardzo ciężko stworzyć coś takiego, bo wiesz, że nie dasz tego nikomu. Wychowawca staje się twoją "mamą" i to jemu mówisz "dziękuję".
**Zobacz także: SIŁACZKI program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet** (( video_player http://wp.tv/?mid=2049574 true #adv=1# ))
Masz 22 lata, więc pewnie łatwiej ci zaakceptować to, że w tym roku prezentów akurat nie ma. A jak reagują młodsze dzieci?
Jest to dla nich bardziej dotkliwe. To jest Dzień Dziecka i każdy maluch chciałby poczuć się jakoś doceniony czy wyróżniony. 1 czerwca to dzień spędzany w szkole i dzieci na lekcjach opowiadają sobie, co dostały albo co fajnego robiły. A u nas jak nie ma tego sponsora, to myślę, że młodsze dzieci czują się gorzej. Jest to dla nich przykre, bo odstają od rówieśników.
Okazują to?
Raczej trzymają dla siebie. Czasem mówią: ten kolega dostał to, albo tamto, a ja nic, ale płaczu raczej nie ma.
Wychowawcy rekompensują wam to w jakiś sposób? Możecie w tym dniu bardziej zaszaleć?
Właśnie ten posiłek jest taki bardziej odświętny. Lody na podwieczorek zawsze wywołują uśmiech i radość. Niektóre kawiarnie wspierają nas w tym i dostajemy na przykład gałkę lodów gratis. Wydaje mi się, że ten dzień spędzamy bardziej razem niż zwykle. Dzieci biegają, grają w piłkę. To zawsze budzi pozytywne emocje.
Rodzice czy bliscy odwiedzają was tego dnia?
Zależy od rodziny. Jeśli się interesują, to odwiedzają albo nawet zabierają na chwilę i spędzają razem czas. Ale jeśli tego kontaktu nie ma, to niestety.
Pojawia się zazdrość?
Zazdrość w takich przypadkach jest zawsze, nie tylko w Dniu Dziecka. Gdy jedni rodzice bardziej adorują swoje dziecko, a inni wcale, często się pojawia.
Okazujecie sobie wtedy solidarność? Wymieniacie się prezentami?
Tak, zawsze się dzielimy. Oczywiście, kłótnie się pojawiają zawsze, jak to z dziećmi, ale chętnie sobie pożyczamy. Jak jedno ma rower, to drugie da deskorolkę.
A ty celebrujesz to święto?
W placówce to się trochę zmieniło. Może nie czekam szczególnie na ten dzień, ale w moim rodzinnym domu nigdy nie dostawałam prezentów. Patrząc z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że w domu dziecka dopiero poczułam, że jest to jakaś okazja do świętowania.
Wspomniałaś o swoim rodzinnym domu. Jak trafiłaś do placówki, to rozumiałaś, dlaczego tak się stało?
Raczej nie. Często dzieci, które trafiają do domu dziecka, przyjeżdżają tu z interwencji, czyli "wprowadzają się" z dnia na dzień. One nie są na to gotowe. W placówce są od razu informowane, co się dzieje, ale wiadomo, że ta świadomość zależy od wieku. Pięciolatek nie zrozumie wszystkiego od razu.
Dostajesz informację, że teraz to jest twój nowy dom i co dalej? Pojawia się bunt, złość czy ulga?
To też zależy w dużej mierze od wieku. Ale na początku zawsze jest smutek albo złość i bunt przeciwko całemu światu. Im dziecko jest młodsze, tym łatwiej się dostosowuje, ale np. taki 13-latek, który ma już jakieś zdanie i widzi świat po swojemu, to ciężej na niego wpłynąć i mu zwyczajnie pomóc w radzeniu sobie z emocjami. Wiadomo, że wszystko zmienia się z czasem. Myślę, że na koniec i tak to dziecko jest szczęśliwe. Patrząc na te dzieci i na ich historie, to trafienie do placówki często okazuje się ratunkiem. Niebo a ziemia. Nabierają bezpieczeństwa, czują, że to ich miejsce. Nabierają pewności siebie, budują swoją samoocenę. Uczą się, że są równe z innymi.
A jaka jest twoja droga?
Ja mogę powiedzieć, że w placówce nauczyłam się życia (śmiech). Na początku trafiłam do domu dziecka, w którym było bardzo dużo podopiecznych, dużo pokoi. Ja byłam dosyć cicha, spokojna, a tam nauczyłam się walczyć o swoje i śmiało mówić swoje zdanie. Kolejnym szokiem było to, że ja mogłam iść i kupić sobie ubrania w sklepie. Takie nowe, nie z lumpeksu czy po kimś. Pomagam w przygotowywaniu posiłków czy robię zakupy, to przydatne umiejętności, których w domu nie miałam okazji poznać.
Marzyłaś kiedyś, żeby się stamtąd wyrwać? O adopcji?
Adopcja nie jest taka prosta. Jest dużo zamieszania prawnego. Trzeba odebrać prawa rodzicielskie rodzicom, a to też nie jest zbyt łatwe. Ja nigdy nie chciałam być adoptowana. Nie wyobrażałam sobie tego. Wiedziałam, że jak ktoś po mnie "przyjdzie", to ja powiem "nie". Wynika to z tego, że ja czuję, że mam swoją rodzinę i nie chciałabym "następnej".
A inne dzieci?
Wydaje mi się, że nie myślą o tym. Jestem tutaj siedem lat i wiem o jednej tylko adopcji. Nie mówi się tutaj o tym na głos, oczywiście wiemy, że jest taka opcja, ale nie rozmawiamy o tym.
Ewa na swoim kanale na platformie YouTube zachęca do przesyłania paczek z podarunkami dla wychowanków. Podkreśla, że każda pomoc się liczy, nawet ta najmniejsza. Jeśli chcesz wspomóc Centrum Administracyjne im. E. Szelburg-Zarembiny w Lublinie informacje znajdziesz na ich stronie internetowej.