"Dziewczyno, za dużo zużywasz podpasek". Ubóstwo menstruacyjne w Polsce to realny problem
Pamiętasz, jak pierwszy raz rozmawiałaś z mamą o "tych" dniach? Pamiętasz ekscytację, że to już? Jak wyglądałyby twoje wspomnienia, gdyby okazało się, że przez miesiączkę nie możesz wychodzić z domu nie dlatego, że cię boli, że masz zły humor, ale dlatego, że nie stać cię na podpaski? – To wcale nie jest marginalny problem – mówi Monika Perkowska, psycholog.
Paulina Gumowska, WP Kobieta: Chociaż o problemie ubóstwa menstruacyjnego mówi się od kilku lat jest to termin wciąż mało znany. Czym ono jest dla pani?
Monika Perkowska, psycholog i psychoterapeuta dzieci i młodzieży: To problem, który dotyka dziewczynki wchodzące w okres dojrzewania, ale też młode kobiety. Przez to, że są zależne finansowo od rodziny, nie stać je na zakup podstawowych środków higieny. Gdy myślę o ubóstwie menstruacyjnym, myślę o samotności tych dziewczynek, wstydzie i lęku.
Aż trudno uwierzyć, że kogoś może być nie stać na to, by kupić córce podpaski.
Trudno, chociaż sama słyszałam wiele razy pytanie: ty naprawdę wierzysz, że komuś brakuje pieniędzy na podpaski? To nie kwestia wiary, z badań wynika, że w 2018 roku jedna na sześć dziewczynek w Polsce nie chodziła do szkoły, nie z powodu bólów menstruacyjnych, czy złego samopoczucia z tym związanego, ale z powodu braku dostępu do środków higieny. I tu chcę zaznaczyć, że nie jest to tylko i wyłącznie problem ekonomiczny.
Często dziewczynki nie mają dostępu do podpasek ze względu na sytuację rodzinną – problemy komunikacyjne. Gdy między mamą a córką jest bariera, gdy nie ma codziennych rozmów, nie porusza się tematów związanych z dojrzewaniem, kobiecością, menstruacja tym bardziej staje się tabu.
Albo, co równie częste, jest pretekstem do szykanowania, komentowania. Dziewczynki słyszą: "dlaczego ty tak dużo używasz podpasek", "dzieciaku tak się nie robi". To buduje w dziewczynkach wstyd, a to z kolei prowadzi do sytuacji, w których, by uniknąć konfrontacji, nie zgłaszają, że potrzebują podpasek, nie biorą pieniędzy. I koło się zamyka.
Wychowywałam się na wsi, w której był jeden sklep. Pamiętam do dziś wstyd i zażenowanie, gdy musiałam poprosić ekspedientkę o paczkę podpasek. Czułam na sobie spojrzenie innych osób w kolejce.
Takie sytuacje to wciąż normalność w małych miejscowościach, gdzie nie ma sklepów samoobsługowych, gdzie wszyscy się znają. Początki okresu dla wielu dziewczynek są przerażające, a kupienie podpasek może być rzeczywiście traumą.
Z drugiej strony, nie jest wcale rzadkością sytuacja, w której dziewczynki o kupienie podpasek proszą swoich ojców, ponieważ temat miesiączki i dojrzewania jest "odczarowany" w ich domach. Oprócz mam mogą też liczyć na pomoc ojca w zakupie środków higienicznych.
W Polsce różnorodność jest ogromna i zależy od tego jak rodzina funkcjonuje, jak otwartą komunikację prowadzi.
Moja mama nigdy nie była wylewna w tematach dotyczących intymności, ale pamiętam, że o menstruacji mówiła mi z dużą delikatnością i rozwagą. Nie mogłam natomiast zrozumieć podejścia mamy mojej koleżanki. Do dziś pamiętam, jak mówiła do nas, że w czasie okresu powinno nosić się czarne majtki, bo nie widać na nich krwi, bo później łatwiej je uprać.
Niestety, takie słowa to komunikat dla dziewczynki: okres to tylko kłopot, jest się czego wstydzić, najlepiej schowaj się przed światem. W wielu z nas to zostało. Za chwilę nasze dzieci wejdą w okres dojrzewania, dla nas to szansa, by rozmawiać z nimi inaczej, niż rozmawiano z nami.
Nie chodzi o to, żeby zawstydzać nasze dzieci, mówić o tym przy każdej okazji. Musimy pamiętać, że jest to przecież temat intymny, wymaga od nas wyczucia i troski.
Jak więc rozmawiać?
Jeśli nie wiemy, jak się do tego zabrać, warto sięgnąć po pomoc – jest wiele interesujących publikacji dotyczących dorastania. Pierwsze książki dotyczą naszego ciała, tego jak jest zbudowane i to jest tematyka, o której możemy rozmawiać już z dziećmi na etapie wczesnoszkolnym.
Z nastolatką możemy iść do biblioteki lub księgarni, wybrać coś wspólnie. Naprawdę bardzo dobrym komunikatem jest powiedzenie naszej córce: przeczytaj to, proszę, później pogadajmy o tym, chętnie odpowiem na twoje wszystkie pytania.
W codziennym życiu szukajmy też pretekstów do rozmów na takie tematy, nie bójmy się ich, oswajajmy nasze córki. Małe dziewczynki często pytają: mamo, a co to są podpaski, a dlaczego widziałam krew w łazience, a o czym są te reklamy? Dziewczynki pytają, a my nie zbywajmy ich. Pokażmy im taką podpaskę. To jest świetny pretekst do swobodnej rozmowy. Znam domy, w których, gdy dziewczynka dostaje pierwszego okresu, otrzymuje drobny upominek. Miesiączka to wspaniały moment w życiu, trzeba go celebrować, a nie się wstydzić.
Rozumiem, że nie wszyscy umiemy być tak otwarci, ale najgorsze co możemy zrobić, to zostawić nasze dziecko z problemem.
Mówi pani o wspólnym wyjściu do biblioteki, otwartej komunikacji. Ale umówmy się w wielu rodzinach słowa: pochwa, cipka, krew to słowa zakazane. Jeśli nie w domu, to gdzie szukać pomocy?
Takim miejscem powinna być szkoła: wychowawczyni w klasie, pielęgniarka. O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć brak świadomości rodziców, o tyle bulwersuje mnie to, że szkoły tego życia nie uczą.
Dziewczynki mierzące się z ubóstwem menstruacyjnym często w szkole nie mają nawet dostępu do papieru toaletowego i mydła do rąk!
Czy lekcje WDŻ, w których bierze udział 30 osób: 15 dziewczynek i 15 chłopców, w ogóle mają sens? Czy one coś zmieniają w myśleniu o swoim ciele, intymności?
Moim zdaniem są całkowicie niefortunne. To muszą być zajęcia, gdzie jest kameralnie, gdzie są małe grupy, podczas zajęć dzieci powinny nie tylko słuchać, ale też mieć warsztaty. Jeśli prowadzący lekcje sam jest zawstydzony, a połowa klasy szydzi, śmieje się – sedno tematu ucieka.
Czas ten powinien być poświęcony nie tylko na tematy związane z dojrzewaniem, ale też budowaniem więzi między kobietami. Powinniśmy uczyć dziewczynki jedności, szacunku do innych kobiet, wrażliwości na swoje problemy.