Dziewczyny z boyz bandu: kim są drag kings?
W stołecznej kawiarni „Pardon, To Tu” impreza w ramach akcji „Miłość nie wyklucza”. Prawie dwieście osób świętuję rocznicę ślubu Ewy i Gosi. W lokalu mężczyzn jest blisko trzydziestka, ale penisów przynajmniej o 3 więcej (nie licząc psa).
W stołecznej kawiarni „Pardon, To Tu” impreza w ramach akcji „Miłość nie wyklucza”. Prawie dwieście osób świętuję rocznicę ślubu Ewy i Gosi. W lokalu mężczyzn jest blisko trzydziestka, ale penisów przynajmniej o 3 więcej (nie licząc psa). Zabawę rozkręcają Da Boyz & The Drag Kids – trzy kobiety, które chwilę przed wejściem na scenę wyjątkowo starannie ucharakteryzowały się na mężczyzn.
Dieter Van Tease (dla rodziców Edyta, dla znajomych Edi) w bejsbolówce i szerokich spodniach regularnie łapie się za krocze, a między kolejnymi wersami gejowskiego hymnu o ciężarówce lodów zmysłowo zlizuje loda z drewnianego patyczka. Co chwilę wkłada go do ust niedostępnego kolegi Tivva (po godzinach Ani) przebranego za policjanta. Jeszcze nie wybrzmi refren, a erotyczny taniec przeradza się w symulację kopulacji.
Entuzjazm w Pardonie sięga zenitu, by już po chwili zmienić nastrój na o wiele bardziej romantyczny. W takich klimatach specjalizuje się Elizque Tranglesias. (prywatnie Eliza), o której klienci baru, w którym pracuje, mówią „romantyczna dziewczynka, która wygląda jak chłopczyk”. Teraz dzięki niej cała sala przypomina sobie teksty kiczowatych przytulanek z czasów podstawówki, a gdy z głośników leci „Świecisz jak milion monet, spłoniesz, nim odpalę lont”, aż trudno uwierzyć, że na scenie nie śpiewa bożyszcze nastolatek, ale dziewczyna, która ostatnie pół godziny spędziła na dorabianiu sobie dwudniowego zarostu.
Historia – powstanie Da Boyz
Gwiazdy męskiego seksapilu, które pokazały się na pardonowej scenie, to trzy z czterech dziewczyn warszawskiego kolektywu Da Boyz & The Drag Kids. Choć pomysły na kobiece boysbandy pojawiały się w Polsce kilka lat wcześniej, dopiero im udało się przeskoczyć etap okazjonalnych występów w gronie wtajemniczonych. Teraz znane są już nie tylko w całym kraju, ale też wśród bywalców paru europejskich festiwali branżowych. Ich pomysł na siebie polega na dragkingowaniu, czyli teatralnym przebieraniu się za mężczyzn (okazjonalnie też za kobiety, ale to już wyższa szkoła jazdy), przy czym nie ma tu znaczenia orientacja seksualna artystek.
Drag king przykleja na twarz sztuczny zarost, zakłada na siebie męskie ubranie, w spodnie wsuwa sztucznego penisa. Wychodzi na scenę i odgrywa wybraną na tę noc postać jednego lub wielu mężczyzn, parodiując ich samcze cechy – tłumaczy Krystyna Mazur, amerykanistka.
Kim są prekursorki tego zjawiska w Polsce?
Drag King: Tivv
Liczba występów: 40
Na co dzień: Ania, krótkie włosy, brak makijażu, eleganckie męskie ubranie
Znak rozpoznawczy na scenie: testosteronowa męskość, samcze zachowanie, mocny zarost na twarzy
Pracuję w sektorze produkcyjnym, gdzie przeważająca liczba pracowników mojej korporacji to mężczyźni. Trzy spośród kilkuset osób z pracy wiedzą, że jest lesbijką i drag kingiem. Dla ludzi mniej bolesną informacja byłoby, że wystąpiłam w kabarecie lesbijskim, niż to, że jestem drag kingiem. Obawiałabym się, że pomyślą, że mam na koncie zmianę płci, a to przecież zupełnie nie o to chodzi.
Dragowanie to genialne narzędzie, ale mało kto widzi ten potencjał. Jestem na scenie od 5 lat. Dopiero teraz mogę powiedzieć, że ubranie się w męski strój i granie w nim przekładają się na moje relacje zawodowe i prywatne – dają mi wzmocnienie w kontaktach z mężczyznami. Teraz lepiej rozumiem ich gry. Odgrywając role, ich zachowanie stanowi dla mnie mniejsze zagrożenie.
Nigdy nie lubiłam eksperymentować z dragiem, z taką przejściową fazą między kobietą a mężczyzną. Najlepiej odnajduję się w ekstremalnie kobiecym stroju albo w ekstremalnie męskiej roli. Tak jak np. postać George'a - policjanta. Zawsze robi wrażenie. Jest władczy. Uniform budzi respekt. Do tego George ma policyjną pałkę, która jest idealnym gadżetem, jako wstęp do erotycznego show. Stąd dragowanie odbieram bardziej na poziomie erotycznym niż politycznym.
Tak jak drag queens są przerysowane scenicznie, tak drak kings próbują być jak najbardziej autentyczne. Jasne, że wszyscy wiedzą, że nie jesteśmy facetami. Jednak po czterech piwach i przy słabym oświetleniu optyka może się nieco zmienić. To co robimy, to zabawa pożądaniem. Nie trzeba od razu przechodzić do konsumpcji. Trzeba gonić tego króliczka – raz męskiego, raz damskiego. To mnie rajcuje.
Drag King: Morfi
Liczba występów: około 50
Na co dzień: Megi, krótkie, blond włosy, androgyniczna uroda, męski ubiór
Znak rozpoznawczy na scenie: hiphopowy twardziej
Jestem weteranką. Da Boyz powstał w 2006. Założyłyśmy go we trzy z Anią i Owcą, która chwilowo z nami nie występuje. Ale drag poznałam dwa lata wcześniej. Występowałam wtedy z dziewczynami z Warsaw Boys i Drag King Team. Od początku najbardziej lubiłam odgrywać role hiphopowe, które do dziś lubię. Jakieś 10 lat temu jeździłam na desce, trochę rymowałam. Tyle, że dookoła mnie byli sami kolesie, dla których byłam jedynie laską usilnie ćwiczącą tricki.
Mój mózg nie należy do kobiety, choć biologicznie nią jestem. Jest mieszanką i kobiety, i mężczyzny. Zdecydowanie bliższe jest mi pojecie queeru, czyli bezpłciowości. Natomiast moje „chłopackie” zachowanie na scenie to elementem mnie samej. Czasem wychodzi mi to naturalnie, innym razem muszę po prostu grać.
Dla mnie drag king nie ma płci, on się nią bawi. Kiedyś byłam bardziej za konkretnymi rolami, bardzo "męskimi". Teraz szukam dla siebie ról androgynicznych, w których płynnie będę zmieniać płeć w ciągu jednego kawałka. To mój manifest przeciw przypisywaniu ludziom określonych zachowań czy ubioru.
Drag Kid: Dieter Van Tease
Liczba występów: 10
Na co dzień: Edi, długie rude włosy, makijaż, sukienka, obcasy, damska biżuteria
Znak rozpoznawczy na scenie: obleśna i przerysowana w swojej męskości
Panią Edytą jestem tylko w mojej agencji reklamowej. Na szczęście pracuję zdalnie, więc na co dzień nie muszę konfrontować się z patriarchalnym światem. Czuję się kobietą i dobrze mi z tym. Wkurza mnie ten podział na uległe kobiety i dominujących mężczyzn, dlatego draguję. Dzięki temu mogę naruszyć ogólnie przyjęte schematy, których nie akceptuję. Ośmieszam je, przerysowuję i jednocześnie oswajam.
Wyjazd do Szwajcarii na Erasmusa uświadomił mi to, do czego mieszając w Olsztynie nie chciałam się głośno przyznać: kobiety kręcą mnie dużo bardziej niż faceci. Potem przeniosłam się do Warszawy i poszłam na kurs Queer Studies organizowany przez Kampanię Przeciw Homofobii. Tam, bardziej od kwestii heteronormatywności, interesowała mnie praktyka – wtedy na dobre wsiąkłam w branżowe towarzystwo. Drag znalazł mnie sam. Ania, która prowadziła kurs queer, wysłała do wszystkich dziewczyn maila, że potrzebuje wsparcia przy swoim show organizowanym na urodziny portalu Kobiety Kobietom. Nie zastanawiałam się zbyt długo. Przecież miałam za sobą szkołę muzyczną. Divą operową i tak bym nie została, a tak to przynajmniej mogłam pokazać się światu.
Dla mnie dk nie ma określonej płci. Nie jest ani tylko mężczyzną, ani tylko kobietą. W dragowaniu lubię to pomiędzy. Dobrze się czuję, kiedy odgrywam postać stylizowaną na Jezusa z charakterystycznymi, rozpuszczonymi włosami, ale równocześnie nagą piersią.
Nie mam rozdwojonej jaźni. Dieter żyje na scenie. W domu ma tylko jedną półkę w szafie na ubrania. W realu nigdy bym się z nim nie zakumplowała. Mam go pod kontrolą. W każdej chwili mogę mu spakować walizkę i wystawić za drzwi.
W ciągu jednego wieczoru zmieniam się w 6 różnych mężczyzn: jestem obleśnym Liroyem i szalonym Scooterem, ekscentrycznym Keithem Flintem z The Prodygy albo demonicznym Mansonem. Chcę w ten sposób pokazać, że męskość nie jest jednowymiarowa. Dla mnie to też jedyny moment, kiedy mogę zrobić to, czego na co dzień nie znoszę. Jestem aroganckim szowinistą, który może powiedzieć „pieprz się dziwko”, a publiczność i tak będzie bić brawo. To jest też jedyny moment, kiedy poznaję szowinizm od środka. Wtedy pojmuję, dlaczego ci wszyscy macho czują się tacy fajni. Kiedy śpiewam te wszystkie wyuzdane kawałki, czuję się supermęsko i nie mam wątpliwości, że laski pod sceną to kręci. Tym bardziej jest mi więc przykro, że gdy kończę występ, nie mam takiego brania jak reszta dziewczyn z zespołu.
Drag Kid: Elizque Tranglesias
Liczba występów: 7
Na co dzień:Eliza, krótkie, ciemne włosy, brak makijażu, luźne, sportowe ubrania
Znak rozpoznawczy na scenie: delikatny chłopiec, podrywacz, romantyk
Z Megi znam się z boiska. Razem gramy w sekcji kobiecej piłki nożnej. Dzięki jej namowie poszłam na kurs Queer Studies. W międzyczasie nakręciłam teledyski – w jednym naśladuję Enrique Iglesiasa, w drugim śpiewam do kawałka Beyonce Knowles „If I Were A Boy”. Dziewczynom spodobały się klipy, więc zaproponowały współpracę. Zadebiutowałam na scenie podczas ostatnich wakacji w CDQ, przy okazji imprezy na dziesięciolecie portalu Kobiety Kobietom.
Od dziecka irytował mnie podział na chłopców i dziewczynki. Brat zawsze miał więcej przywilejów. Jak byłam mała, ojciec co chwila zwracał uwagę, że czegoś mi nie wypada. Nienawidziłam, kiedy mama próbowała ubrać mnie w spódniczkę. Wolałam biegać z chłopakami po drzewach, niż przebierać się przed lustrem albo bawić lalkami z koleżankami. Tak zostało do dziś. Ostatni raz miałam na sobie sukienkę pięć lat temu, gdy tańczyłam Poloneza na studniówce. Zrobiłam to tylko dla przyjaciela.
Biologicznie jestem kobietą, ale się nią nie czuję. Bywa, że po występie dziewczyny nie dowierzają, że nie jestem facetem. Dla mnie płeć jest płynna. Przebierając się, można wszystko – jak Edi, która na co dzień jest bardzo kobieca. W trakcie swojego show zmienia się nie do poznania. Zaczyna od hiphopowca i ordynarnego macho, po czym przeistacza się w seksowną, półnagą kobietę.
Mnie nie kręci odgrywanie macho. Wolę romantyczne postaci. W prywatnym życiu jestem nieśmiała, a DK Elizque Tranglesias postrzegany jest jako podrywacz. Dlatego żeby trochę zluzować przed występem, lubię się napić martini.
Lęki chowam pod ubraniem. Scena dodaje mi odwagi i pozwala na swobodny flirt. Lubię dragowanie, bo sprawia, że nie mam problemu, żeby zagadać z osobą, która mnie zainteresowała. Zdarza się też, że występ ułatwia mi nawiązać intymny kontakt, do którego w innej sytuacji mogłoby nie dojść.
W dragowaniu chodzi o iluzję
- Przedstawienia drag kings mają duże znaczenie dla ujawnienia, że nasza płeć jest kulturowo narzucona. Posiadanie biologicznej płci jest niezaprzeczalne, jednak to kultura nadbudowuje zestaw oczekiwań dotyczących tego, jaką na co dzień mamy odgrywać płeć – tłumaczy dr hab. Jacek Kochanowski z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW. Przypomina, że poglądy Judith Butler, amerykańskiej filozofki feministycznej, która zapoczątkowała krytykę wszelkich tożsamości płciowych i seksualnych, często była potępiana. Wcale mnie to nie dziwi, bo jedynie wysublimowany teoretyk jest w stanie odczytać te przedstawienia. W dragowaniu chodzi o pewną iluzję. Wystarczy, że ktoś pochodzenia chłopskiego założy koronę i już jest królem – wyjaśnia Kochanowski i dodaje: – Sposób, w jaki odbierane są dziś występy drag kingów, świadczy, że właśnie ten element zabawy dominuje. Niewiele osób bierze to na serio.
Nie tylko występy drag queens mają charakter mocno erotyczny. U drag kings też znajdziemy erotyczny element. – W ich show chodzi o uwodzenie i kokieterię. Łatwiej wytłumaczyć to na przykładzie drag queens, które podchodzą, dotykają i ciągną za krawaty heteroseksualnych mężczyzn. Ci mężczyźni im na to pozwalają. Ale gdyby aktor (drag queen) nie odgrywał roli kobiecej, tylko męską, żaden heteryk nie dałby mu się tknąć. Tylko drag queen ma na to przyzwolenie – wyjaśnia specjalista.
Dla wielu osób artystyczny i polityczny potencjał występów dragkingowych jest niepodważalny. Choć nie są tak powszechni jak drag queens, stanowią część kultury LGBTIQ (z ang. Lesbians, Gays, Bisexuals, Transgenders, Intersex and Questioning – skrótowiec odnoszący się do lesbijek, gejów, osób biseksualnych transpłciowych oraz osób z zakwestionowana płcią).
Według Kochanowskiego, najlepsze przedstawienia drag, świadomych performerów i performerek, nie polegają jedynie na odegraniu roli kobiety lub mężczyzny w przebraniu z idealną sceniczną charakteryzacją. - Zawodowiec przebiera się także w trakcie show i dopełnia charakteryzację albo odwrotnie, zmywa makijaż albo ściąga perukę. Wtedy, ze sceny krzyczy: „Zobaczcie, jestem kobietą, bawicie się ze mną!”, by za chwilę dodać: „Nie muszę już nią być, teraz jestem facetem”. Tu chodzi o pewien teatr – tłumaczy socjolog.
Penis ze skarpetki frote
Da Boyz prowadzą też warsztaty dragkingowe. Uczestniczki i uczestnicy, oprócz historii zjawiska, poznają techniki makijażu. Dziewczyny zdradzają im, jak przeistoczyć się w swoje sceniczne alter ego przy pomocy pary grubych skarpet i poczuć się „bardziej męsko”.
Edi robi penisa ze skarpety frote. - Zwijam ją, wkładam w majty i mam fiuta. Musi być po prostu wypukłość pod spodniami. Tu chodzi o twoje wewnętrzne poczucie, że masz kutasa. To dużo daje. Inaczej chodzisz, inaczej myślisz – tłumaczy Drag Kid. Dodaje, że dla niej optymalną grubością penisa jest kapsel od frugo.
- Grube, bawełniane skarpety kupuję hurtowo na bazarze. Zwiniętą w kulę parę wkładam w męskie slipy, bo wtedy łatwiej się wszystko układa. Próbuję nadać tej skarpecie jakiś kształt. Jajka w dół, a cała reszta na bok, najczęściej w prawo. Penis musi być widoczny, ale nie może wyglądać, jak by był w zwodzie. Gdybym była facetem, pewnie sądziłabym, że wielkość jednak ma znaczenie. Mój ewentualny fiutek musiałby być gruby, średniego wzrostu.
Wiele lat temu Eliza dostała od rodziców małpkę-zabawkę. - To ona gra główną rolę w moich spodniach. Nie jest za wielka, ale jak się ją dobrze ułoży, to ładnie go widać. Staram się, żeby mój penis wyglądał naturalnie. Tu nie chodzi, żeby go wyśmiać, żeby był przesadnie duży. Całe moje przebranie, strój, charakteryzacja muszą do siebie pasować i być bardzo naturalne. Jestem pedantką, więc przesada nie wchodzi w grę.
Na koniec Ania dodaje, że często dziewczyny hetero albo kobiece lesbijki mają problem z wejściem w rolę. - Dla wielu z nich kłopotem jest samo wyłapanie tych męskich gestów, kroków. To dla nich inny świat. Ale są też takie, które jak tylko się przebiorą, mówią: „Kurczę, jak sobie fiutka w majtki wsadzisz, to od razu inaczej się chodzi”. I tak jest. Kilka szmatek i dorysowanie czegoś na twarzy wystarczą, żeby zmienić percepcję. Potem, po warsztatach, wracają tak przebrane do domu i mają z tego dużo zabawy. Cieszy mnie to.
(kb/sr), kobieta.wp.pl