#EkoWyzwanie. Ekobabcie w natarciu. Miały świetny pomysł na znalezienie nowej pasji
62-letnia Magda Kaliska z Warszawy na emeryturze oszalała na punkcie bycia eko. Została ratowniczką żywności. 59-letnia Krystyna z Krakowa kilka lat temu zaangażowała się w działalność proekologiczną i teraz jest w stanie zrobić wiele w obronie ptaków. Jak do tego doszło?
26.07.2020 14:35
Zaczęło się od oszczędzania. 62-letnia Magda Kaliska z Warszawy, gdy przeszła na urzędniczą emeryturę, zdała sobie sprawę, że mimo uzbieranych zaskórniaków na bankowym koncie nie może już szastać pieniędzmi. - Moje dochody znacznie się skurczyły. Zrobiłam więc rachunek sumienia i sprawdziłam, w których dziedzinach życia jestem zbyt rozrzutna - opowiada kobieta.
- Zaczęłam skrupulatnie zapisywać wszystkie wydatki, rachunki, zbierać paragony. I wyszło mi m.in., że mimo iż mieszkam sama, zużywam bardzo dużo wody i prądu. Wzięłam się zatem za przekopywanie internetu w poszukiwaniu sposobów oszczędzania. I wtedy, zupełnie przypadkiem, trafiłam na tekst o tym, jak wiele żywności marnuje się na świecie każdego dnia. W samej Polsce rocznie wyrzucamy ok. 9 mln ton jedzenia! Statystyczny Polak marnuje rocznie 247 kg żywności, gdy tymczasem na świecie z powodu niedożywienia cierpi ok. 795 mln osób - opowiada w rozmowie z WP Kobieta.
Ratowniczka żywności
Magda podkreśla, że marnowanie jedzenia poruszyło ją nie tylko ze względów społecznych, ale także z punktu widzenia ochrony środowiska. - Wyprodukowanie każdego kilograma jedzenia pochłania wodę, której na planecie mamy ograniczoną ilość - tłumaczy Magda. - W naszym interesie jest, by jedno i drugie się nie marnowało. I tak stałam się ratowniczką żywności.
Najpierw Magda z koleżanką włączyła się w działalność freegan. - Wielu osobom wydaje się, że freeganie to tylko młodzi ludzie, którzy jedynie wyciągają lekko nadpsute jedzenie ze śmietnika, by je zjeść - opowiada Magda. - Tymczasem to styl życia, oparty na postawie antykonsumpcyjnej, polegający przede wszystkim na ograniczeniu korzystania z nowo wyprodukowanych dóbr i towarów, dzięki czemu ogranicza się masową produkcję. Także jedzenia. Freeganie ratują je z koszy wielkich sklepów, które z niewiadomych przyczyn wyrzucają je, zamiast rozdać potrzebującym - tłumaczy Magda. W Polsce są nowe przepisy ustawy o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności. Od 1 marca 2020 właściciele sklepów, którzy będą wyrzucali jedzenie, zamiast oddawać je organizacjom pożytku publicznego, zapłacą kary.
Potem przyszedł czas na food sharing, czyli ruch społeczny, który zajmuje się pozyskiwaniem z restauracji, barów i sklepów żywności, która ma krótki termin przydatności lub której właściciel ze względu na dużą ilość nie jest w stanie przechowywać lub sprzedać. - Jedzie się np. do baru sałatkowego, gdzie 10 kg sałatek trafiłoby na śmietnik, bo polityka baru jest taka, że codziennie sprzedaje tylko te przyrządzone ze świeżych warzyw - tłumaczy Magda. - A tak, dzięki naszej sieci, rozwozimy to jedzenie osobom potrzebującym, starszym, schorowanym. Część wstawiamy do jadłodzielni, czyli miejsc, gdzie każdy może przyjść i sobie wziąć to, czego potrzebuje.
Jak przyznaje Magda, prawie wcale nie kupuje już jedzenia. Przeszła na weganizm, nie korzysta z chemikaliów, wszystkie kosmetyki robi sama. Hoduje na balkonie zioła, śpi przez cały rok przy otwartym oknie i czuje się o 10 lat młodsza.
Ekoświruska, czyli w obronie ptaków
Krystyna, 59-letnia agentka nieruchomości z Krakowa, ciągle jeszcze pracuje, bo jak twierdzi lubi pomagać. - Kojarzę tych, którzy mają coś do sprzedania i tych, którzy potrzebują zrobić zakupy - tłumaczy ze śmiechem. - A mieszkanie czy dom to bardzo poważna inwestycja. Mimo że pracuję na kawalątek etatu, to traktuję swoją pracę bardzo odpowiedzialnie. I pewnie pracowałabym do śmierci, gdyby nie fakt, że stałam się ekoświruską. Tak nazywają mnie moje dzieci - dodaje dumnie.
Krystynę w działalność Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków wciągnęła koleżanka kilka lat temu. - Zaczęło się od tego, że w czasie remontu jednej z kamienic na krakowskim Kazimierzu jerzykom, bardzo pożytecznym i wartościowym ptakom (zjadają dziennie od 4 do 20 tys. meszek i komarów) groziła śmierć - opowiada Krystyna. - Zaślepianie w czasie ocieplania budynku szczelin i otworów doprowadza do zniszczenia ich gniazd i tym samym śmierci ich młodych. Trzeba było protestować. Na szczęście okazało się, że inwestor uwzględnił dobro ptaków i ich gniazda zostały ocalone.
Agentka nieruchomości tak bardzo zaangażowała się w działalność proekologiczną, że nie wyobraża sobie teraz, by nie wstawać o drugiej w nocy na obserwację ptaków, nie organizować dokarmiania, nie jeździć na liczenie ptaków, nie chronić siedlisk lęgowych zagrożonych gatunków.
- Ptaki wiele zmieniły w moim życiu - opowiada Krystyna. - Przestałam jeść mięso, nie używam prawie w ogóle plastiku, wdrożyłam w swoim życiu zasady zero waste. Choć wiele moich koleżanek mówi, że jestem dziwaczką, że zamiast siedzieć w domu, latam po krzakach i łapię ptaki, to kontakt z przyrodą ma na mnie zbawienny wpływ. Też, jeśli chodzi o zdrowie, bo porządnie schudłam.
Sprzątanie świata na emeryturze
Gdyby nie emeryci, słuchacze uniwersytetów trzeciego wieku na Pomorzu, pierwszy etap akcji "Sprzątanie świata - Polska" byłby zagrożony. - Przez ostatnich 25 lat głównymi uczestnikami naszych akcji byli nastolatkowie i dzieci oraz ich nauczyciele. Pandemia tę sytuację zmieniła i w tym roku, organizując pierwsze akcje terenowe, musieliśmy poszukać wsparcia u dorosłych wolontariuszy. Osoby niepełnoletnie zostały zgodnie z obostrzeniami wyłączone z takich aktywności - opowiada Beata Butwicka, prezeska zarządu fundacji Nasza Ziemia.
- Od maja do końca czerwca przeprowadziliśmy siedem akcji terenowych, w tym sprzątanie 50 km linii brzegowej Bałtyku, od Świnoujścia przez Międzyzdroje, aż do Dziwnowa. Zebranie prawie dwóch ton śmieci w tych siedmiu akcjach nie byłoby możliwe, gdyby nie słuchacze uniwersytetów trzeciego wieku znad morza, którzy stawili się licznie i posprzątali z nami piękne polskie plaże. Te kilka godzin wytężonej pracy to naprawdę trudne zadanie, bo musieli sobie poradzić z zalegającymi stosami szklanych i plastikowych butelek, opakowań po artykułach spożywczych, jednorazowych pieluch, a nawet opon samochodowych, sprzętów AGD czy starych ubrań. Kilometry zrobione na piaszczystej plaży czy w nadbrzeżnych parkach plus kilogramy śmieci, wymagają dobrej kondycji.
Barbara Butwicka podkreśla, że wolontariusze biorący udział w akcji to często ludzie bardzo dojrzali. - Są świetnie zorganizowani, obowiązkowi i zdyscyplinowani. A do tego pełni energii - opowiada. - Nie ukrywam - bałam się, że z powodu obostrzeń i strachu przed epidemią koronawirusa frekwencja spadnie, ale jak bardzo się myliłam!
Ekologia zamiast pustki
- Przejście na emeryturę to bardzo ważny moment w życiu, pewnego rodzaju przełom - ocenia psycholożka Katarzyna Szymańska. - Dla wielu osób ten moment kojarzy się z odzyskaniem wolności, nowym otwarciem, a często w rzeczywistości okazuje się, że praca zawodowa, mimo że męcząca i nudnawa, stanowiła ważny element życia, często stanowiąc jego główny sens. Zaangażowanie w coś innego niż praca, w działalność społeczną, charytatywną czy właśnie ekologiczną może zapełnić pustkę, która powstała. Wydaje się, że to świetny pomysł na znalezienie nowej pasji, ponowne poczucie bycia potrzebnym, odnalezienie sensu w robieniu pożytecznych rzeczy dla innych. To także znakomity antydepresant, zwłaszcza dla ludzi samotnych, bo pozwala znowu poczuć się częścią wspólnoty ludzi, których łączy idea i wspólny cel.