Ewa Woydyłło broni Magdaleny Adamowicz. "Ona chce być słyszana"
Magdalena Adamowicz na pogrzebie męża - zdaniem niektórych - wyglądała za dobrze. Teraz krytykuje się ją za to, że oskarża PiS o szkalowanie jej męża, gdy ten żył i jest nazywana "nieprzyzwoitą" wdową. Psycholog Ewa Woydyłło-Osiatyńska jest tymi atakami wstrząśnięta.
Pod publikacjami o Magdalenie Adamowicz pojawiły się komentarze takie jak: "Zrobiła z pogrzebu cyrk. Kreację z dziurą na plecach widzieliśmy - jak się bawić, to się bawić", "Gdzie u niej pokora?", "Uśmiechała się bidulka na pokaz". Internauci zarzucali jej też, że razem z córką żegnała prezydenta, czytając z kartek. Mieli wiele zastrzeżeń co do jej spokoju i opanowania. O tym, w jaki sposób my, jako ludzie, przechodzimy żałobę, rozmawiamy z cenioną psycholog Ewą Woydyłło-Osiatyńską.
Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Wiele osób zarzuca Magdalenie Adamowicz, wdowie po prezydencie Gdańska, nieodpowiednie przeżywanie żałoby.
Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholog: Magdalena Adamowicz straciła męża tragicznie, w szczególnych okolicznościach, szczególnym klimacie społecznym i politycznym –wyobraża sobie pani, że inaczej by się pani zachowywała? To jest pierwsza rzecz.
A jaka jest druga?
Uważam, że wszyscy, którzy to krytykują, mają coś takiego, co nazywa się złą wolą. Wszyscy znamy to uczucie. Wystarczy, że się pani pięknie ubierze, np. na wesele swojej koleżanki albo na przyjęcie do cioci Marysi. I będzie na tym przyjęciu ktoś, kto pani nie lubi, bo ma pani lepszą pracę, jest ładniejsza czy ma inne walory. Natychmiast powie: "Ale się wypindrzyła!".
Każdy może przejawiać złą wolę?
Tak, każdy z nas ma do tego skłonności w określonych okolicznościach. To nie jest tak, że istnieje pewien typ, który zawsze będzie się tak zachowywać. Stosujemy zawiść jako upuszczenie naszych emocji. Dziś jednak część ludzi głośno słyszanych, medialnych, odnosi się krytycznie, a nawet wrogo do wdowy po prezydencie.
Ma pani na myśli coś konkretnego?
Wczoraj w naszym polskim parlamencie odbyła się najniższych lotów, najbardziej nieprzystojna wymiana opinii i siłowe przepychanie manifestu związanego z tą tragedią. Wycofano słowa podziwu, respektu dla prezydenta i odebrano cześć jego pamięci. Oczywiście, że z tym nie zgodzą się publicyści prawej strony: pan Ziemkiewicz, Wildstein czy panowie Kaczyński i Karczewski. Ale kiedy ich słyszę, to myślę o cynizmie i bezduszności, a jednocześnie politykierstwie. Bo robią to dla swoich wyborców.
Gosposia, którą zatrudniam od 40 lat, słucha Radia Maryja i ogląda telewizję państwową, gdzie – moim zdaniem – wkłada się coś ludziom do głowy grubymi literami. To moja pierwsza reakcja na to, że ktoś oburza się zachowaniem czy wyglądem wdowy. Albo córki Pawła Adamowicza, która przecież powinna być w żałobie i się nie wypowiadać. Ale co to znaczy, że człowiek ma się nie wypowiadać, kiedy coś czuje i przeżywa? Do czego to podobne?
Jako psychologowi łatwiej to pani zrozumieć?
Te kobiety przeżywają rozpacz, a jednocześnie żyją. Przecież Magdalena Adamowicz wytłumaczyła, co ich rodzinę spotykało i w dodatku dzisiaj też spotyka. Na jej miejscu wysłałabym dzieci w bezpieczne miejsce, kiedy ktoś ujmuje respektu dla ich zamordowanego ojca. Im to zostanie na całe życie.
Jak pozbierać się po czymś takim?
W jednej ze swoich książek piszę o stracie jako uniwersalnym doświadczeniu każdego człowieka. Ponieważ nie ma na kuli ziemskiej kogoś, kto powie: "Nic nie straciłem i nie stracę". Rozbijam samochód, oddaję do kasacji – to jest strata. Zrobili mi operację, mam bliznę – to jest strata. Miniona młodość, zdrada – strata.
Mówimy jednak o innej stracie.
Po każdej trzeba przeżyć żałobę – również wtedy, gdy tracimy kogoś bliskiego. Pomyślmy - ktoś nam umiera, dostajemy Prozac (lek zalecany osobom z depresją i innymi zaburzeniami psychicznymi - red.) czy coś innego i na drugi dzień możemy iść na dyskotekę. Nie. Trzeba szanować ból. Ale dopiero wtedy przyjmujemy go jako coś naturalnego, jak się nim dzielimy. Człowiek to jedyna istota, która posiada mowę…
Do czego pani zmierza?
Do tego, że żona wyraża swoje uczucia i oburzenie. Czy ma do tego prawo? Ma obowiązek, jeżeli tylko potrafi sobie poradzić. Bo inna mogłaby się rzucić z okna. I co, fajnie by było? A jeszcze inna zaczęłaby pić nocami. Kolejna wpadłaby w depresję i byłaby zombie do końca życia. Ale ona ma cały Gdańsk za sobą.
Kiedy umierał mój mąż, wszyscy mnie pytali: "Jak ty, Ewa, sobie radzisz?". Odpowiadałam: "Bądźcie spokojni. Ja mam przy sobie cały Kongres Kobiet. 8 tys. kobiet". I ja sobie radziłam. Ja nawet książki pisałam w tym czasie, inaczej bym zwariowała.
Ale co tu mówić o kobiecie i córce, które cierpią z powodu szkalowania i przekręcenia wszystkiego. Każdy powinien wiedzieć. Czy mają prawo? To, czy ktoś cierpi, czy nie cierpi, nie znaczy, że zgłupiał. A nawet wtedy, gdy się cierpi, to mówi się: "Zaraz, stop! Co wy robicie?". Adamowicz i tak jest delikatna. Ona chce być słyszana, chce oczyścić imię swojego męża. A pojawiają się komentarze, że była za ładnie ubrana!
Może najlepiej, gdyby wdowa ubrała się w worek i ciągle płakała…
Może i tak, gdyby zapanowała cisza nad trumną i ktoś schylił głowę, przyznając: "To, co mówiłem, było krzywdą". Gdyby ktoś tak zrobił, to ta kobieta by płakała.
Atakującym ją dziś radzę: "Dziękujemy Panie Boże, że dajesz jej siłę. Dziękujemy wam gdańszczanie, że obejmujecie ją i jej córką czułością i opieką". Nie mam innych słów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl Zobacz także: Magdalena Adamowicz: "To nie była łatwa przyjaźń"