Blisko ludziGdy lekcja WF-u zamienia się w koszmar. "Czułam się upokorzona i płakałam"

Gdy lekcja WF‑u zamienia się w koszmar. "Czułam się upokorzona i płakałam"

Aż 30 proc. dzieci i młodzieży nie uczęszcza na lekcje wychowania fizycznego. - Te statystyki zostaną radykalnie zmniejszone, ponieważ tzw. zwolnienia z lekcji WF-u - semestralne czy dłuższe, będą respektowane tylko wówczas, gdy wystawi je lekarz specjalista, a nie, tak jak dotychczas, lekarz rodzinny – zapowiedział w lipcu podczas rozmowy z RMF minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk. I choć póki co zmiany te nie weszły w życie - rodzice, nauczyciele i uczniowie nie mają wątpliwości: to nie tu leży problem.

Wiele zależy od podejścia nauczyciela wychowania fizycznego
Wiele zależy od podejścia nauczyciela wychowania fizycznego
Źródło zdjęć: © Getty Images | miodrag ignjatovic
Iwona Wcisło

04.09.2022 17:38

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Małgorzata Zalewska, nauczycielka wychowania fizycznego w liceum w Warszawie i autorka bloga "Nauczyciel Wychowania Fizycznego" nie odczuwa spadku frekwencji na prowadzonych przez nią lekcjach. Ale widzi, że na przestrzeni ostatnich lat bardzo spadła sprawność fizyczna dzieci. Przyczyn upatruje jednak nie tylko w szkołach, ale i domach.

- Dopóki nie zaczniemy traktować wychowania fizycznego jako istotnego elementu w trosce o prawidłowy rozwój dzieci i ich zdrowie w przyszłości, dopóki rodzice będą mówić: "A, to tylko WF", a dyrektorzy traktować go po macoszemu, to niewiele się zmieni. Jeżeli dajemy nauczycielom WF-u na każdym kroku odczuć, że ich przedmiot nie jest ważny, to wielu tak będzie do niego podchodzić - tłumaczy.

Czarne owce

I niestety niektórzy tak podchodzą do prowadzonych przez siebie lekcji. Poza zaangażowanymi nauczycielami wychowania fizycznego, którzy zaszczepiają w dzieciach miłość do aktywności i sportu, wciąż spotykamy takich, których wysiłek ogranicza się do rzucenia piłki i słów: "Grajcie". Ale nie oni są najgorsi – o wiele większą krzywdę wyrządzają dzieciom ci, którzy swoim zachowaniem zamieniają lekcje WF-u w koszmar.

Córka Danuty zniechęciła się do lekcji wychowania fizycznego w siódmej klasie szkoły podstawowej za sprawą nauczycielki, która wyśmiewała niektóre uczennice przed całą klasą.

- Dziewczyny, które słabo sobie z czymś radziły, brała na środek sali i kazała im prezentować, jak serwują albo rzucają do kosza. Do tego rzucała niewybredne teksty w stylu: "Może byś zrzuciła kilka kilogramów" czy "Jesteś lewa, jak nie potrafisz nawet zaserwować". Widać, że upokarzanie dzieci sprawiało jej przyjemność. Córka tak się tym stresowała, że często prosiła mnie o zwolnienie z lekcji – opowiada kobieta.

Również Kamila nie ma najlepszych wspomnień. Choć w podstawówce była beznadziejna z WF-u, to nauczycielka była w porządku i nie robiła jej problemów. Poza jedną sytuacją, kiedy miała wykonać skok przez skrzynię.

- Bardzo się go bałam, nie byłam w stanie przełamać strachu ani przeskoczyć skrzyni. Ale przez pół lekcji musiałam próbować na oczach innych dzieciaków, zdarzając się z tą skrzynią, obijając się za każdym razem. A nauczycielka stosowała metodę: "Musisz przeskoczyć i koniec dyskusji". Pamiętam, że czułam się upokorzona i płakałam długo po tym WF-ie. Była to dla mnie tak ogromna trauma, że już nie chciałam więcej ćwiczyć - opowiada.

Kiedy poszła do gimnazjum, bardzo urosła i schudła. Nauczycielka od razu to zauważyła i postanowiła za wszelką cenę wykorzystać.

- Kiedy wyszło na jaw, że dobrze skaczę w dal, zafundowała mi kolejną traumę - kazała bez przerwy brać rozbieg i skakać. To trwało kilkadziesiąt minut, skoki były oczywiście coraz gorsze, a ja w konsekwencji zarzygałam trawę obok piaskownicy, bo byłam wycieńczona. Żeby nie trenować, musiałam udzielać korepetycji koleżance, która dobrze biegała. Tylko tak mogłam "wykupić się" od morderczych treningów na które wcale nie miałam ochoty – kończy swoją opowieść Kamila.

18-letnia Anna ze względu na problemy zdrowotne nie może wykonywać niektórych ćwiczeń. - Ale choć miałam częściowe zwolnienie z lekcji wychowania fizycznego, to i tak nauczyciele zmuszali mnie do wykonywania wszystkich, twierdząc, że wymyślam. Byłam wyśmiewana, upokarzana i wybierana do gier jako ostatnia. Co chwilę słyszałam, że siedzę na ławce, bo nie chce mi się ćwiczyć. To wystarczyło, żebym zaczęła unikać WF-u jak ognia - mówi.

- Taka sytuacja może dotyczyć każdego przedmiotu. W jednej szkole może być kiepski nauczyciel WF-u, a w innej matematyk. Jak w każdym zawodzie, mamy ludzi, którzy są nauczycielami z zamiłowania, motywują uczniów i zachęcają do aktywności fizycznej, ale i czarne owce, które zniechęcają dzieci i fundują im traumę - ze smutkiem komentuje Małgorzata Zalewska.

Wiele zależy od nauczyciela i systemu oceniania

- W klasach, w których uczę WF-u nie mam problemu z nadużywaniem zwolnień z ćwiczeń. Zdarzają się w sytuacji kontuzji lub od czasu do czasu wśród dziewczyn z 7 i 8 klas, które dojrzewają i zaczynają wstydzić się swojego ciała. U chłopaków mam niemal 100-proc. frekwencję, potrafią nawet przyjść na zajęcia ze złamaną ręką - mówi pani Magda, która od ponad 20 lat jest nauczycielką WF-u w szkole podstawowej z oddziałami integracyjnymi, w której uczą się również dzieci z niepełnosprawnościami.

- W naszej szkole od czterech lat nie wystawiamy ocen z WF-u za sprawność, tylko za aktywność na lekcji, zaangażowanie. Myślę, że to klucz do sukcesu. W szkole integracyjnej mamy dzieci o różnym poziomie sprawności. Jeśli mam ucznia z niezbornością ruchową, to przecież nie dam mu jedynki za to, że nie potrafi czegoś wykonać. Ale mogę postawić mu piątkę za to, że chce i próbuje. Choć uważam, że z WF-u nie powinno się wystawiać ocen – tylko: zaliczone albo niezaliczone - dodaje nauczycielka.

Podobnego zdania jest Małgorzata Zalewska: - Kiedyś w kółko robiliśmy testy na ocenę - rzucało się piłką lekarską czy biegało, a teraz mało która szkoła realizuje w takiej formie wychowanie fizyczne. W mojej szkole od zeszłego roku nie wystawiamy ocen cząstkowych – jedynie oceny na koniec semestru i roku. Wystawiamy je głównie za aktywność i systematyczność. W trakcie semestru zaś informujemy uczniów, co udało im się osiągnąć, co opanowali, czy ćwiczyli aktywnie, czy wg nas nie wysilają się na zajęciach.

Według niej celem wychowania fizycznego jest wykształcenie nawyku aktywności fizycznej przez całe życie. Przygotowanie młodego człowieka do świadomej, cyklicznej i bezpiecznej aktywności po zakończeniu edukacji szkolnej.

- Dlatego tak istotne jest, aby pokazać dzieciom różne sporty, różne formy ruchu. I nie ma lepszych ani gorszych dyscyplin. Najważniejsze, żeby dzieci się ruszały i sprawiało im to przyjemność - podsumowuje Zalewska.

Problematyczne lekcje WF-u w klasach I-III

- Problem zaczyna się już w klasach I-III, w których lekcje wychowania fizycznego prowadzą nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, a to powinni być fachowcy, bo wtedy zaczyna się przygoda dzieci ze sportem. Próbowaliśmy to zmienić w naszej szkole, ale okazało się, że wtedy nauczycielkom klas I-III brakłoby godzin do etatu - mówi pani Magda.

- Jeżeli nauczycielki w klasach I-III robią głównie rytmikę i ćwiczenia w staniu, to do mnie w czwartej klasie trafia dziecko, które nie potrafi nawet biegać - szybko się męczy i zniechęca. Nie mówiąc o braku doświadczenia w grach zespołowych, które uczą współpracy i gry fair play. Wiele dzieci nie potrafi zrobić nawet przewrotu w przód, problemem jest zwykła gimnastyka, a koordynacja ruchowa kuleje - dodaje.

Małgorzata Zalewska również dostrzega ten problem, ale w szkole średniej mierzy się jeszcze z czymś innym: - Do naszego liceum trafiają uczniowie z różnych szkół i różnice w ich sprawności fizycznej są ogromne. Są tacy, którzy fantastycznie grają w siatkówkę, ale i tacy, którzy nie znają nawet zasad. Są uczniowie dobrze skoordynowani, przygotowani gimnastycznie i tacy, którzy nie potrafią wykonać poprawnie prostych ćwiczeń, np. wypadu w przód.

Dzieci coraz mniej się ruszają i tyją

W latach 80. dzieci całymi dniami przesiadywały na podwórku, grały w piłkę, jeździły na rowerze i bawiły się na trzepaku. Potem dostały komputery, a jakiś czas później telefony komórkowe i zaczęły z tych podwórek znikać. Dwa lata temu przyszła pandemia, która na jakiś czas zamknęła dzieci w domach na dobre. To musiało mieć swoje konsekwencje.

- W erze trzepaków niemal wszystkie dzieci robiły na nich wymyki i odmyki. Dziś to abstrakcja. Dzieci mają bardzo słabe ręce i np. mało która dziewczynka jest w stanie utrzymać się w zwisie przez kilka sekund. Ale za to pojawiły się inne formy aktywności i ciekawe sprzęty, przybory, które zachęcają dzieci do innych ćwiczeń - zauważa Małgorzata Zalewska.

- Wyraźnie widać spadek sprawności fizycznej u dzieci, które coraz mniej się ruszają. Z roku na rok jest coraz gorzej. Z kilku powodów. Przede wszystkim mamy przeładowaną podstawę programową, lekcje często trwają do późnych godzin, do tego dochodzą korepetycje i dodatkowe zajęcia, więc uczniowie nie mają nawet kiedy zająć się dbałością o własne ciało. Do tego są zmęczone po całym dniu zajęć. I wcale się im nie dziwię - mówi pani Magda.

Jej zdaniem nie bez znaczenia jest to, jak w wielu domach odżywiają się teraz dzieci: - Jeżeli słyszę, że dziecko trzy razy w tygodniu jest w McDonaldsie, a ¾ jego śniadaniówki to słodycze, to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera. Staram się rozmawiać z uczniami o zdrowym odżywianiu, ale czasami to jak grochem o ścianę, bo w domu jest przyzwolenie na śmieciowe jedzenie.

Konsekwencje coraz mniejszej aktywności fizycznej wśród dzieci i młodzieży zauważają również pediatrzy.

- Spadek aktywności fizycznej wśród dzieci jest widoczny w gabinetach lekarskich - przejawia się przyspieszonym tyciem. Zjawisko to nasiliło się podczas pandemii, a zwłaszcza po ścisłym lock downie. Powinniśmy pamiętać, że zaburzenie gospodarki lipidowej prowadzi w przyszłości do powikłań - mówi pediatra Alicja Sapała-Smoczyńska i podkreśla, że rozwój psychoruchowy jest bardzo ważny dla dzieci, a ruch fizyczny to jego nieodłączny element.

Walkę z otyłością wśród dzieci w ubiegłym roku zapowiedział minister edukacji Przemysław Czarnek, mówiąc na antenie TVP Info: - Niestety ta krzywa otyłości wśród dzieci - zwłaszcza z klas 1-3, niestety zwłaszcza wśród dziewcząt - zdaniem specjalistów z Akademii Wychowania Fizycznego (...) bardzo szybko rośnie.

- I to nie jest kwestia tylko pandemii, ale to jest kwestia w ogóle ostatnich lat. W latach 2014-18 przyrost masy wśród dzieci i młodzieży to ponad 2 procent: to jest bardzo dużo, zdaniem specjalistów. No a teraz na pewno pandemia i przesiadywanie w pokojach przed komputerami to tylko wzmogło. Robimy więc specjalny program wsparcia dla dzieci i młodzieży, żeby z tą otyłością walczyć - zapowiedział minister.

Jego słowa, że problem otyłości dotyczy "zwłaszcza dziewcząt", spotkały się z dużą krytyką. Statystki wskazują bowiem wyraźnie, że problem z nadprogramowymi kilogramami dotyczy częściej chłopców. Na drugi dzień Czarnek tłumaczył się, że miał na myśli fakt, że dodatkowe zajęcia sportowe są kierowane głównie do chłopców, a ministerstwo chce, żeby trafiały do wszystkich bez względu na płeć.

Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski

Właśnie trwa plebiscyt WP Kobieta #Wszechmocne2022. Zapraszamy do zgłaszania swoich nominacji w formularzu poniżej:

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (439)