Gdzie ci mężczyźni?
Czy w XXI wieku zmieni się natura relacji damsko-męskich? Na Zachodzie mężczyźni coraz głośniej mówią, że są dyskryminowani i krzywdzeni ze względu na płeć, a kobiety odnoszące sukcesy narzekają, że coraz trudniej znaleźć męża.
31.07.2012 | aktual.: 31.07.2012 17:24
Czy w XXI wieku zmieni się natura relacji damsko-męskich? Na Zachodzie mężczyźni coraz głośniej mówią, że są dyskryminowani i krzywdzeni ze względu na płeć, a kobiety odnoszące sukcesy narzekają, że coraz trudniej znaleźć męża.
Autorzy książek "Drugi seksizm", "Mit o męskiej potędze" oraz "Wojna przeciw chłopcom" twierdzą, że w zachodnich społeczeństwach narasta zjawisko dyskryminacji mężczyzn. Co ciekawe, "Wojnę przeciw chłopcom" napisała znana amerykańska feministka Christina Hoff Sommers. Stwierdza w niej, że "powszechne zjawisko koncentrowania się na rozwiązywaniu problemów dziewcząt powoduje, że nie dostrzega się chłopców". Sommers ostrzega, że wkrótce to mężczyźni mogą stać się nową "gorsza płcią".
"Drugi seksizm" i "szklana piwnica"
Dyskryminacja mężczyzn to niedostrzegana postać seksizmu - uważa profesor filozofii na uniwersytecie w Kapsztadzie David Bertnar, autor "Drugiego seksizmu". W rozmowie z Elizabeth Day z brytyjskiego tygodnika "The Observer" Bertnar podkreśla, że choć w gospodarce i polityce krajów rozwiniętych większość ważnych funkcji pełnią mężczyźni, to patrząc na doły drabiny społecznej - populację więźniów, bezrobotnych albo liczbę osób rzucających naukę w szkołach – okazuje się, że jest tam przytłaczająco wielu mężczyzn.
Jako dowód, "The Observer" przytacza statystyki. W USA niebezpieczne i słabo płatne zawody są domeną mężczyzn, 90 proc. więźniów to mężczyźni, panowie zapadają na schorzenia serca o 10 lat wcześniej niż kobiety, trzy razy więcej mężczyzn niż kobiet zostaje zamordowanych, rozwodnicy zostają z dziećmi tylko w 10 proc. przypadków, kobiety w 75 proc.
Praw mężczyzn broni także amerykański publicysta Warren Farrel, niegdyś działacz ruchu feministycznego, który ukuł pojęcie "szklanej piwnicy". To odpowiednik "szklanego sufitu"- bariery uniemożliwiającej kobietom wspinaczkę po najwyższych szczeblach kariery. "Szklana piwnica", według Farrela, to próg sterotypowych oczekiwań społecznych, których spełnianie staje się dla panów źródłem coraz silniejszych frustracji. To na przykład wykonywanie niebezpiecznych, słabo płatnych, mało popularnych i najniżej notowanych zawodów – śmieciarzy, spawaczy czy pracowników oczyszczalni ścieków. Większość z nich, 80 -100 proc., wykonują mężczyźni.
Kobiety mają lepiej?
Prof. Bertnar w rozmowie z "The Observer" dodaje, że "drugi seksizm" nie jest dostrzegany z winy "stronniczych feministek", którym zależy tylko na poszerzeniu praw kobiet, a nie na równości i współpracy obu płci. "To prawda, że kobiety zajmują mniej najważniejszych stanowisk, ale nie oznacza to zarazem, że na ogół gorzej im się powodzi" – pisze w swojej książce. "Aby głosić, że mają gorzej, trzeba porównać całą społeczność kobiet z całą społecznością mężczyzn, a nie panie odnoszące największe sukcesy z analogiczną grupą panów. W przeciwnym razie można łatwo porównać największych nieudaczników wśród mężczyzn z analogiczną grupą kobiet, dochodząc do wniosku, że gorzej powodzi się mężczyznom". W dyskusji na temat dyskryminacji kobiet lub mężczyzn, czy, jak kto woli, równouprawnienia, pojawia się też pytanie o naturę relacji damsko-męskich w XXI wieku. Na Zachodzie kobiety odnoszące sukcesy coraz częściej narzekają, że trudniej im znaleźć męża. "Obecnie proporcje mężczyzn i kobiet na brytyjskich uniwersytetach
zmieniają się – na niektórych kierunkach panie stanowią 60 proc. studentów, zaś dwudziestoparoletnie kobiety lepiej zarabiają od rówieśników w spodniach i szybciej awansują. W efekcie ich relacje podlegają gruntownym zmianom" – pisze dziennikarka "Sunday Times" Eleanor Mills.
Cytuje też wypowiedź brytyjskiego ministra nauki Davida Willetsa, który uważa, że to wspaniale, iż coraz więcej kobiet idzie na studia, ale najbardziej uderzającym trendem ostatniej dekady jest to, jak kobiety pokonują mężczyzn na polu edukacyjnym. Jedną z niezamierzonych konsekwencji tego sukcesu jest zmniejszająca się pula mężczyzn, jakich wcześniej poślubiały absolwentki wyższych uczelni. Willets zauważa też pewną prawidłowość.
Jego zdaniem, wiele badań wykazuje, że im więcej kobieta zarabia, tym mniej ma dzieci. Tymczasem dobrze zarabiający mężczyźni przeciwnie – bogatsi mają więcej dzieci. Brytyjskie działaczki feministyczne uważają jednak, że może to przynieść pozytywne konsekwencje w kwestii równouprawnienia płci, bo kiedy kobieta zarabia więcej, prosta pragmatyka sprawia, że to mężczyzna zostaje w domu z dzieckiem.
(mo)/(pho)