Hałasujące "bombelki" na wakacjach. Rodzice kontra wczasowicze
Komu przeszkadzają dzieci na plaży? Tym, którzy marzą o wypoczynku, na który liczą szczególnie po okresie przymusowej izolacji. Bartek, zmęczony rozbrykanymi maluchami – a jeszcze bardziej obojętnymi rodzicami – zdecydował, że więcej nad Bałtyk nie pojedzie. Ale rodzice małych dzieci nie zamierzają wakacji spędzić w domu, choć przyznają, że dobrych nawyków trzeba uczyć od kołyski.
11.07.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:32
Kinga i Łukasz razem ze swoją trzynastoletnią córką postanowili wyrwać się z miasta na długi czerwcowy weekend. Okres izolacji z powodu koronawirusa dał im się we znaki. Ona została oddelegowana do pracy zdalnej, a pracodawca "z powodu kryzysu" obciął jej pensję o 1/3. Siedziała w domu z córką, której towarzyszyła w e-nauce. Nikt im nie pomagał – dziadków nie chcieli narażać – a Łukasza nie było: z zawodu jest kurierem. – Pracował z duszą na ramieniu – przyznaje Kinga. – Oczywiście cieszyliśmy się, że nie groziło mu bezrobocie, zwłaszcza po tym, jak mój szef zabrał mi część wynagrodzenia. Ale jednak kwiecień i maj to był dla nas bardzo ciężki czas.
Dlatego po zniesieniu części obostrzeń postanowili wybrać się do Ustki. Bardzo cieszyli się na ten wyjazd, ale do domu wrócili z niesmakiem. – No cóż. Po tym "urlopie" czuję się jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej. Tłumy na ulicach, tłumy na plaży. Ludzie bez maseczek, mający wszystkie zalecenia w nosie. No i te hałasy. Albo podpitych facetów, albo wrzeszczących dzieci. Może jako matka nie powinnam tego mówić, ale płacz i krzyki dzieci zawsze działały mi na nerwy, a teraz to już szczególnie – wyznaje Kinga.
Nie jest w swoich odczuciach osamotniona. Z ankiety "Co nas denerwuje na wakacjach" przeprowadzonej przez Auto Europe wynika, że w czasie urlopu najbardziej irytują nas… inni ludzie. 45 proc. ankietowanych wkurza płacz dzieci, osoby nietrzeźwe, rezerwujące leżaki czy zabierające całe jedzenie z bufetu.
Łukasz też przyznaje, że choć cieszy się, że zobaczył morze i wyrwał się z domu, a córka zmieniła otoczenie, to wizyta w Ustce nie była szczytem marzeń. – Mam wrażenie, że ludzie są coraz głośniejsi. Gdy jeździłem z paczkami w szczycie pandemii, w mieście panował względny spokój. Ludzie pochowani po domach, zamknięte place zabaw. Może dlatego jestem teraz wyczulony na hałas, ale krzyki dzieci są dla mnie trudne do zniesienia. Chociaż rozumiem, że one też muszą się gdzież wyżyć i wyszaleć – zapewnia.
Wolę chatę w górach niż polskie morze
Z badania przeprowadzonego na zlecenie Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor wynika, że w tym roku na wakacje nie wybierze się 27 proc. Polaków, natomiast ci, którzy wyjadą, planują urlop w kraju. Z osób, które już wiedzą, że pojadą na wczasy, 59 proc. twierdzi, że nie zamierza oszczędzać i niczego sobie odmawiać.
– Tegoroczny urlop będzie wyglądał inaczej niż poprzednie. Przymusowa izolacja dała się praktycznie wszystkim we znaki, dlatego w napięciu czekaliśmy na to, jaka będzie sytuacja z wakacjami – mówi Paulina Mikołajczyk, psycholog w Centrum Medycznym Damiana. – Wybór miejsca wakacyjnego wypoczynku zawsze podyktowany jest indywidualnymi preferencjami. Ludzie różnią się między sobą, jedni wybierają oblegane nadmorskie kurorty, drudzy gospodarstwa agroturystyczne na łonie natury. Jednym do wypoczęcia potrzebna jest cisza i spokój, innym sąsiedztwo rozkrzyczanych dzieci nie psuje nastroju. Takimi samymi kategoriami będą kierować się i w tym roku, jednak ze względu na nadal panującą sytuację epidemiologiczną będą raczej unikać ekstrawagancji i dalekich podróży.
Zobacz także
Paulina Mikołajczyk dodaje, że w ciszy można odpocząć, zwolnić, ustalić priorytety, zrobić bilans życiowy. Doskonale wie o tym Bartek, dlatego już od dawna nie jeździ nad polskie morze. – Za to, co zaraz powiem, pewnie mnie zlinczują, ale moje zdanie jest takie, że matki nie panują nad swoimi dziećmi i to, co się dzieje na plażach nad Bałtykiem, to istny cyrk – uważa. – Dzieci puszczone samopas, biegające między ludźmi, matki krzyczące za nimi, by nie wchodziły do wody, te ciągłe sprzeczki, nawoływania, upominania. Miarka się przebrała, kiedy podczas moich ostatnich wakacji nad Bałtykiem pewna dziewczynka bez przerwy sypała na mnie piaskiem, a jej matka nie reagowała, chociaż w pewnym momencie kulturalnie zwróciłem jej uwagę. Spojrzała na mnie krzywo, odwróciła się, a córka sypała dalej – relacjonuje Bartek.
Dlatego od paru lat na czas urlopu zaszywa się w chacie w górach lub na Mazurach. A jeśli brakuje mu plaży, wybiera zagranicę. – Tam przynajmniej mam gwarancję pogody i cieplutkie morze. Jest cisza i spokój – mówi Bartek, który nie cierpi zorganizowanych wyjazdów w stylu all inclusive, zwłaszcza do najbardziej obleganych kurortów.
"Bombelki" na plaży
Takie stawianie sprawy z pewnością nie spodobałoby się Agnieszce, mamie dziewczynek w wieku dwóch i pięciu lat. – Nie lubimy siedzieć w domu, od czasu do czasu musimy zmienić otoczenie. Nasze córeczki są do tego przyzwyczajone, bo odkąd się urodziły, nie stronimy od wyjazdów. To wspaniale wpływa na ich rozwój – tłumaczy.
Dlatego gdy tylko rząd poluzował restrykcje, zaczęła rozglądać się z mężem za miejscem na letni wypoczynek. Wybrali kwaterę w Rusinowie nad Bałtykiem. – Nie zamierzam siedzieć w czterech ścianach, tylko dlatego, że komuś może to nie pasować. Dzieci mają swoje prawa. Obowiązkiem rodziców jest stworzyć im optymalne warunki do rozwoju. Co nie znaczy, że pozwalamy naszym córkom na wszystko. Oczywiście, że nie. Ale jeśli komuś przeszkadza nasza obecność w restauracji, gdzie ktoś przyszedł wypić sobie piwko, to sorry. Moje córki też muszą jeść – denerwuje się.
Podobnego zdania jest Eliza, mama czteroletnich bliźniaczek i sześciolatka. – Rozumiem, że ludzie jadą na wakacje, żeby odpocząć, ale dorastanie rządzi się swoimi prawami. Nasze dzieci są bardzo żywiołowe, więc co, mamy zacząć je wiązać? – pyta retorycznie. Przyznaje jednak, że stara się, aby jej pociechy nie przeszkadzały innym wczasowiczom. – Wychowania na zasadzie "hulaj dusza, piekła nie ma" też nie pochwalam. Nie pozwalam na to, aby moje dzieci darły się na plaży czy w hotelu. Nie ma też biegania nago po piasku.
Według Elizy dobrych manier trzeba uczyć dzieci od najmłodszych lat. – Nieprawda, że roczne czy dwuletnie dziecko nie rozumie, co się do niego mówi. To bzdura. A dobrych nawyków trzeba uczyć od kołyski – podsumowuje.