Ich partnerzy mają "gorsze" zawody. Jedna się wstydziła, druga była dumna
"Nieważne jak wygląda, kim jest i skąd pochodzi. Nieważne jaki ma zawód i ile zarabia" - mówi Dominika, 27-letnia pielęgniarka, która przez lata myśląc o swoim przyszłym mężu wierzyła, że jej maksyma jest jedyną słuszną i nigdy jej się nie sprzeniewierzy. I tak było. Dopóki na spotkaniu z koleżankami ze studiów nie musiała powiedzieć, czym zajmuje się jej Paweł.
19.01.2020 | aktual.: 19.01.2020 16:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na pytanie czy zawód wykonywany przez partnera ma znaczenie, Dominika dopiero od niedawna odpowiada twierdząco. Jej zdaniem wiara, że te kwestie nie mają znaczenia, była dziecinna i niepoważna. Tymczasem zdaniem Gabi, 32-letniej copywriterki, najważniejsze jest, by jej chłopak lubił to, co robi i był z wykonywanej pracy zadowolony, choć wiele osób otwiera szeroko buzię, gdy dowiaduje się, czym zajmuje się Sebastian.
Wstyd przed koleżankami
Najciężej było wymówić to słowo. Dlaczego? - Bo każdemu kojarzy się z brudem, smrodem, syfem - mówi Dominika. Widać, że czuje się zakłopotana opowiadając o tym. - Poznaliśmy się przez Internet - wspomina. - Paweł jest zabójczo przystojny. Jak młody Brad Pitt. Wygląda naprawdę bajecznie. I nie chodzi tu tylko o twarz, uśmiech, ale też o ciało, które jest muskularne, ale nienadmiernie, harmonijne, smukłe, bo Paweł jest wysoki! Mógłby być modelem. Nawet kiedyś jakiś fotograf zaczepił go na ulicy, ale Paweł kazał mu spadać. Do tego jest wesoły, zabawny i czuły, pomocny, śmieszny, po prostu kochany.
Dominika przyznaje, że na początku znajomości widziała tylko te dobre cechy. Jednak od razu wzbudziło jej niepokój milczenie Pawła, gdy pytała, czym się zajmuje. - Uśmiechał się tajemniczo, mówił, że kiedyś mi wyzna, bo to bardzo niebezpieczna praca - opowiada Dominika. - Myślałam, że może jest policjantem albo pracuje dla rządu. Niestety dość szybko wyszło szydło z worka. Jednak na tyle późno, że już nic nie mogłam zrobić, bo byłam zakochana po uszy.
Otóż okazało się, że Paweł pracuje jako śmieciarz. - Tę robotę załatwił mu wujek, podobno bardzo trudno taką fuchę dostać, a pensja jest więcej niż bardzo dobra - tłumaczy. - Gdy pytałam zdziwiona, czy mu nie szkoda, że taki fajny chłopak jak on skończył tylko zawodówkę, Paweł odpowiadał, że nie, bo szkoły nigdy nie lubił i cieszy się, że jakąkolwiek udało mu się skończyć. A to naprawdę niegłupi chłopak jest! Jednak od początku mi przeszkadzało, że nie miał nigdy żadnych ambicji, żeby pójść gdzieś dalej, wyżej, po lepsze życie.
Zdaniem kobiety, to było żenujące. Dominika wspomina, że pierwszy raz zrobiło się jej głupio, gdy o pracę Pawła zapytała ją koleżanka ze szpitala. Potem musiała wyznać to mamie. - Ojciec przyjął to ze spokojem, sam jest robotnikiem - mówi Dominika. - Ale mama, która jest nauczycielką, o mało nie dostała zawału. Mówiła, że nie po to tyle poświęciła, żeby mnie wykształcić, bym teraz prowadzała się ze ŚMIE-CIA-RZEM!!! Nie ma co ukrywać, że suszyłam Pawłowi głowę, żeby zmienił pracę. Mówiłam o tym codziennie, a on na początku z tych moich próśb się śmiał, a potem złościł, gdy o tym mówiłam.
Najgorzej Dominika wspomina spotkanie z koleżankami z roku. - Nie widziałyśmy się trzy lata - wspomina. - Z częścią czasem gdzieś przelotnie się spotykałam, ale większości nie widziałam. Kilka wyszło za mąż, dwie już urodziły, a jedna była w ciąży. Gadałyśmy, co u której słychać, wszystkie opowiadały o swoich facetach. Gdy mnie dziewczyny zapytały, kim jest Paweł, nie byłam w stanie wypowiedzieć tego słowa - mówi cicho kobieta. - Ale "życzliwa" koleżanka, która wiedziała kim jest, wygadała wszystko. Najgorsza była ta krępująca cisza. Jedna z dziewczyn nerwowo się zaśmiała. A ja umarłam ze wstydu. Wtedy postawiłam Pawłowi warunek: albo zmieni pracę, albo z nami koniec. Wybrał pracę.
Śmierć udomowiona
W historię Dominiki nie może uwierzyć Gabi, która uważa, że jej mąż Tomek wykonuje znacznie bardziej "kontrowersyjny" zawód. I pokazuje zdjęcie. Na tle kościoła stoi wysoki, ubrany w elegancki, ale skromy garnitur młody, przystojny facet, z równo zaczesanymi do tyłu, nieco dłuższymi włosami. Na jego lewym ramieniu spoczywa dębowa trumna ze złotymi okuciami, którą pomaga mu podtrzymać pięciu mężczyzn ubranych w takie same uniformy.
- Tak, tak - mówi Gabi z uśmiechem. - Mój chłop prowadzi mały zakład pogrzebowy, który odziedziczył po dziadku. Stało się to dwa lata temu i początkowo bez zastanowienia podjęliśmy decyzję o sprzedaży zakładu. Oczywiście powód podstawowy był taki, że nie będziemy przecież zajmować się grzebaniem ludzi i organizacją pogrzebów. Bo będziemy jak rodzina z horroru. To straszny wstyd! Ludzie będą się z nas śmiać - Gabi zanosi się śmiechem.
- Tymczasem, jak się chwilę nad tym pochyliliśmy to uznaliśmy, że ten zakład spadł nam z nieba. Co prawda był nieco zadłużony, zaniedbany i dawno konkurencja go prześcignęła sto razy, ale miał wiele walorów. Po pierwsze taki, że oboje mogliśmy być w nim zatrudnieni i dzięki temu ubezpieczeni. Tomek jako grafik artysta i ja copywriterka, pracowaliśmy na umowach śmieciowych. Po drugie uznaliśmy, że co jak co, ale zakłady pogrzebowe to będą działały do końca świata. I że to praca bardziej wartościowa, potrzebna ludziom niż robienie sześćdziesiątej wersji tego samego logo dla marudnego klienta.
Jak podkreśla Gabi, jej mąż rzadko sam bierze udział w pogrzebach. Jego zadaniem jest organizacja zakładu na nowo, modernizacja, marketing i sprzedaż. - Zdarza mu się nieść trumnę lub urnę, gdy któryś z chłopaków zachoruje lub mu coś wypadnie - tłumaczy Gabi. - Zaletą tej pracy jest… oswojenie ze śmiercią. Przestała być u nas tematem tabu. Gadamy o niej, żartujemy z niej. Nie wspomnę o naszych przyjaciołach, którzy mówią na nas "państwo Trumienni", a my to bardzo lubimy.
Partner jak trofeum?
- To, kim jest mój partner, jak się zachowuje, jakie wyznaje wartości i jakie ma cele w życiu jest dla każdego kwestią bardzo istotną i nie ma się czemu dziwić. To właśnie z powodu tych cech decyduję się na związek. Jednak gdy pracę, wygląd, doświadczenie czy pochodzenie partnera stawiam albo na piedestale, albo ukrywam z powodu wstydu, to warto się zastanowić, czy nie traktuję partnera jak trofeum lub życiową porażkę - uważa psycholożka Katarzyna Szymańska.
- Bo jeśli partner ma służyć mi do chwalenia się, puszenia, pokazywania na zewnątrz, jak dobrze ułożyło mi się w życiu, jak świetnie wybrałam, to istnieje zagrożenie, że nie traktuję partnera jak… partnera. Niestety często w takich sytuacjach mężczyzna pełni rolę kogoś, kto ma rekompensować wewnętrzne braki, zaklejać kompleksy, ratować kobiece poczucie własnej wartość. Nie tylko kobiecej, bo ta zasada działa w dwie strony.
Zobacz także
- Jeśli tego nie robi - bo wykonuje zawód, który uważam, za poniżający, nieatrakcyjny, to wtedy taki mężczyzna staje się balastem. Odczuwanie wstydu za to, co robi partner, oznacza branie za niego odpowiedzialności, choć tak naprawdę nie ma się wpływu na to, co robi inna, dorosła osoba. Warto zatem się zastanowić, być może w towarzystwie psychologa, co w nas wywołuje wstyd w kontekście partnera. Zwłaszcza, jeżeli jest się z nim w udanym związku - dodaje ekspertka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl