Ich syn urodził się 3 tygodnie przed terminem. Poród w domu odebrał tata
– Chcieliśmy mieć wsparcie położnej. Wyszło inaczej, ale pięknie – opowiada Mariusz Bocian. Razem ze swoją życiową partnerką od wielu miesięcy planowali poród. Kiedy ich syn zdecydował, że przyjdzie na świat trzy tygodnie przed czasem, akuszerka nie zgodziła się na przyjazd. Stanęli przed wyborem, czy jechać do szpitala, czy urodzić w domu, ale razem – ze względu na pandemię mężczyźni nie są wpuszczani na sale porodowe w wielu szpitalach.
29.04.2020 | aktual.: 30.04.2020 11:31
Anna Podlaska, Wirtualna Polska: Pandemia koronawirusa sprawiła, że przy porodzie w szpitalu nie może być obecny ojciec.
Ewa: Dla mnie bardzo ważne było, aby Mariusz mógł uczestniczyć w porodzie. Z kolei on bardzo chciał, aby to jego dłonie były tymi pierwszymi, które dotkną dziecko. To było ważne dla nas jako rodziny, dla tworzenia więzi między ojcem i synem.
To pierwsze doświadczenie na tym świecie albo jest pełne miłości, ciepła, albo jest to taki "dotyk funkcjonalny". Ktoś odbiera dziecko, bo to jest jego praca, bez żadnej więzi. Nie chciałam ani dziecku, ani sobie, ani Mariuszowi tego doświadczenia miłości i wspólnego porodu odbierać. Stąd pomysł, by rodzić z położną, która zrozumie nasze potrzeby i zrobić to w domu.
Mariusz: Poza tym, teraz w szpitalu jest atmosfera lęku i niepokoju spowodowana pandemią koronawirusa. Nie chcieliśmy, aby dziecko przychodziło na świat w takich warunkach, nie takie doświadczenie chcieliśmy dziecku oferować.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Poród rodzinny był waszym marzeniem?
Mariusz: We mnie była duża ekscytacja, aby w ogóle uczestniczyć przy narodzinach syna i doświadczyć tego pozytywnego obrazu porodu. Z Ewą czytaliśmy różne historie, rozmawialiśmy z kobietami, które rodziły w domu i na taki wspólny poród się nastawialiśmy.
Mariusz, czy czułeś się przygotowany na poród w domu? Początkowo był plan, aby towarzyszyła wam położna. Akcja zaczęła się jednak wcześniej i asysty nie było.
Mariusz: Wiedzieliśmy, że dziecko jest dobrze ustawione, co pokazało ostatnie USG. To nie był pierwszy poród Ewy, wcześniej bez komplikacji urodziła dwójkę dzieci. Przez długi czas przygotowywaliśmy się do porodu. Rozmawialiśmy o nim, zanim poczęliśmy dziecko, przygotowywaliśmy się do tego psychicznie. Mimo wszystko skurcze, które pojawiły się trzy tygodnie przed planowanym terminem, były niepokojące. Zadzwoniliśmy do położnej, która odmówiła przyjazdu. Stanęliśmy przed wyborem, czy jechać do szpitala czy rodzić razem, w domu.
Ostatecznie dziecko przyszło na świat w waszym mieszkaniu, w Warszawie. Nie baliście się komplikacji?
Mariusz: Był strach, głównie dlatego, że czułem się nie do końca przygotowany na taką ewentualność, aby osobiście odebrać poród. Stanęliśmy równocześnie przed wizją porodu w szpitalu, gdzie w dobie koronawirusa jest dużo strachu, gdzie dziecko na świat przyjmują lekarze w kombinezonach. No i ja nie mógłbym towarzyszyć Ewie i jej wspierać, co od początku było naszym marzeniem.
Ewa: Takich myśli, że wydarzy się coś nieprzewidzianego, w ogóle nie miałam. Był niepokój, ale nie było myśli fatalistycznych. Bliskie jest mi poczucie, że jak kobieta w czasie porodu nie jest w lęku, ale w poczuciu zaufania do swojej kobiecej mocy, to że to po prostu "płynie". Dziecko też odbiera te wibracje. Kiedy blisko jest osoba, która wspiera, to daje duży spokój. Ogromną rolę w zbudowaniu takiej atmosfery miał mój partner.
Położna nie zgodziła się na przyjazd, czy mieliście jeszcze jakieś wsparcie z zewnątrz?
Ewa: Jak tylko położna, z którą umawialiśmy się na poród, usłyszała, że na świat ma przyjść wcześniak, powiedziała, że nie może formalnie w nim uczestniczyć. Powiedziała, abyśmy pojechali do szpitala. Była oschła. Mieliśmy również kontakt do położnej niezrzeszonej. Rozmowa z nią była dla nas wspierająca. Przekazała, że jak się urodzi dziecko, to należy je położyć na moich piersiach i je okryć. Poczułam, że damy radę, poczułam wsparcie od tej kobiety i to nas utwierdziło, aby przyjąć dziecko w domu, tej nocy, bo początkowo nie byliśmy pewni, czy już zaczął się poród, czy tylko skurcze przepowiadające.
Zobacz także
Jak wyglądał sam poród?
Mariusz: Przygotowałem prześcieradła, zapaliłem świece, włączyłem relaksacyjną muzykę. Poród był szybki i trwał około 30 minut. Chwilę później trzymałem na rękach syna. To było niesamowite uczucie, przepełnione różnymi emocjami. Oczywiście w trakcie porodu były skurcze, były krzyki.
Ewa: Czuliśmy, że jesteśmy w tym razem. Wytworzyła się taka intymność. To, że przy porodzie nie było nikogo innego, paradoksalnie niesamowicie mnie wzmocniło i zrozumiałam, że mogę wszystko.
Mariusz czy miałeś plan B na wypadek, gdyby zadziało się coś nieprzewidzianego?
Mariusz: Tak, było nim jechanie do szpitala. Samochód był przygotowany, szpital mamy bardzo blisko.
Ewa i Mariusz przyjęli na świat zdrowego syna, który ważył 3 kg i mierzył 54 cm. Po dwóch dobach rodzinę odwiedziła położna, która wystawiła dokumenty i zbadała matkę oraz noworodka. Swoje doświadczenia Ewa i Mariusz opisują na blogu Marzenia Codziennością.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl