Influencer, który przełamuje stereotypy. Przed nim wielka rewolucja
Prowadzi popularne konto na Instagramie i obala stereotypy. Udowadnia, że nawet mimo ciężkiej choroby można korzystać z życia. W rozmowie z Wirtualną Polską Wojtek Sawicki zdradził kulisy przygotowań do wielkiej zmiany w swoim życiu.
18.02.2024 | aktual.: 21.02.2024 14:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wojtek Sawicki od dzieciństwa choruje na dystrofię mięśniową Duchenne’a. Mężczyzna oddycha przez respirator, porusza się na wózku elektrycznym i odżywia się dojelitowo. Komputer obsługuje za pomocą gałki ocznej.
Mimo tych trudności, stara się korzystać z życia i przełamywać wszelkie stereotypy dotyczące osób z niepełnosprawnością. "Kiedyś myślałem, że nie dożyję osiemnastki, potem obawiałem się, że dołączę do 'klubu 27', ale wciąż tu jestem i dobrze mi z tym. Poznałem wspaniałą dziewczynę, wyszedłem do ludzi, pojechałem na OFF Festival i zrobiłem wiele innych rzeczy, o których wcześniej myślałem, że są dla mnie niedostępne. Zacząłem żyć na całego" - napisał Wojtek Sawicki w sieci dodając, że jego życie zmieniło się ukończeniu 30. roku życia.
Dzięki pracy w portalu Porcys, Wojtek Sawicki poznał swoją przyszłą żonę Agatę. We wrześniu 2022 roku para pobrała się na słynnym żaglowcu "Generał Zaruski". Ślubu udzieliła im prezydentka Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. Swoje codzienne życie para pokazuje w mediach społecznościowych za pośrednictwem profilu Life on Wheelz, który obserwuje 134 tys. internautów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Anna Mokrzanowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Poprzedni rok nie był dla ciebie łatwy, w wakacje miałeś poważną operację. Jak się teraz czujesz?
Wojtek Sawicki, aktywista i autor profilu Life on Wheelz na Instagramie: Poprzedni rok był ciężki, miałem poważne obawy, że nie wrócę do sprawności. Na szczęście teraz jest już dużo lepiej, czuje się dobrze i wróciła mi życiowa energia.
Przed tobą i twoją żoną Agatą przeprowadzka do Warszawy. Dla was jest to ogromna operacja logistyczna. Na jakim etapie jesteście?
Wszystko powoli idzie do przodu. Podzieliliśmy się obowiązkami i każdy robi to, co jest w zasięgu jego możliwości. Agata pakuje nasze rzeczy, a ja mieszkam u rodziców i zajmuje się naborem na asystenta, który będzie mi pomagał w Warszawie.
Na szczęście, najtrudniejsze etapy związane z organizacją przeprowadzki są już za nami. Moja żona pojedzie wcześniej do nowego mieszkania i będzie je przygotowywać, ja dojadę już na gotowe. Jestem niezwykle podekscytowany perspektywą nowej przygody, ponieważ całe swoje życie mieszkałem w Gdyni.
Co skłoniło was do zmiany miejsca zamieszkania?
Stolica daje mi znacznie większe szanse rozwoju. Tutaj odbywa się mnóstwo konferencji, swoje siedziby ma wiele firm. Warszawa otwiera przede mną zupełnie nowe możliwości działania na polu aktywizmu. Chcę działać na własną rękę, dlatego tak, jak pisaliśmy na Instagramie, jest mi potrzebny asystent.
Po przeprowadzce, nasz i tak już skomplikowany związek, wejdzie w nowy etap. Chcemy być bardziej niezależni i oprócz bycia razem, mieć też własne aktywności, zainteresowania i grono znajomych. Swoboda dobrze wpłynie na naszą relację, nigdy nie chciałem, żeby moja żona była tylko moją opiekunką.
W Warszawie Agata także ma dużo więcej możliwości rozwoju, ma też swoje grono znajomych. Nasz związek jest piękny i bardzo się kochamy, ale potrzebujemy także bycia osobno. Wiele osób nie bierze tego pod uwagę, że osoby z niepełnosprawnością także odczuwają takie potrzeby. Każdy z nas potrzebuje własnego "kawałka świata", żadne z nas nie może czuć się uwięzione.
Nie obawiasz się przeprowadzki do zupełnie obcego miasta, do bycia z dala od swoich rodziców?
Jednocześnie jest też pewna doza niepewności i strach, czy poradzę sobie w nowym miejscu. Szczególnie, że w Gdyni mam rodziców, którzy w trudnych momentach stanowili "ostatnią deskę ratunku". Teraz będzie nas dzielić odległość kilkuset kilometrów.
Na razie odczuwam tak wielki entuzjazm, że pozwala on zapomnieć o wszelkich lękach. Przeprowadzka do Warszawy jest dla mnie wkroczeniem w pewien etap dorosłości. Tutaj w Gdyni miałem poczucie, że co by się nie działo, to zawsze będę miał "miękkie lądowanie". Nie miałem pełnego poczucia niezależności, nie czułem się do końca panem swojego losu. Nie chcę, żeby to zabrzmiało, że uciekam od pomocy, ale też mam poczucie, że w mojej misji i aktywności nie osiągnę już w Gdyni niczego więcej i to najwyższy czas, aby pójść o krok dalej.
Nie obawiam się śmierci, bo równie dobrze mogłem umrzeć tutaj, w moim domu. Chcę zaryzykować, czuję, że to jest właśnie ten idealny moment. Stan mojego zdrowia się nie poprawi, może się tylko pogorszyć.
Być może zabrzmi to nieco depresyjnie, ale tak naprawdę cały czas żyję z piętnem zagrożenia. Czy w Gdyni czy w Warszawie, zawsze będę je odczuwał. Ale to poczucie nie może blokować mojego rozwoju i chęci spełniania marzeń.
Pod waszymi postami na Instagramie dotyczącymi przeprowadzki pojawiły się głosy krytyki, że rzekomo oszukujecie patronów (osoby wspierające za pośrednictwem serwisu Patronite – red.) udając, że macie znacznie gorszą sytuację finansową niż w rzeczywistości. Bolą was takie słowa?
Z pewnością nie jest to nic miłego, ale przyzwyczailiśmy się już do tego typu krytyki. Mamy też świadomość, że nasi odbiorcy nie zawsze potrafią sobie wyobrazić, jak wygląda życie osoby z niepełnosprawnością. Wiele komentarzy wynika po prostu z braku wiedzy. Zdawaliśmy sobie również sprawę z tego, że pokazując nasze codzienne życie wystawiamy się na pewnego rodzaju ostrzał.
Nie jest tajemnicą, że wsparcie od patronów pomogło nam podjąć decyzję o przeprowadzce i zapewniło taką "poduszkę bezpieczeństwa". Podkreślam jednak, że nie przenosimy się do Warszawy, aby opływać w luksusy. To nie są pieniądze na luksusowe sprzęty czy wakacje. Chcę po prostu zmienić swoje życie na lepsze.
Nie mam poczucia, że kogokolwiek oszukaliśmy. Każdy może to inaczej odbierać, ale proszę pamiętać, że moja działalność aktywistyczna jest moją pracą. Przy moich ograniczeniach wynikających z choroby, dużym osiągnięciem jest już wstanie z łóżka. To sprawia, że moja działalność medialna jest bardzo wymagająca fizycznie i pochłania większość mojego czasu. Tak jak wielu internetowych twórców dostałem wsparcie.
Przeprowadzka to plan na najbliższe dni i tygodnie a jakie macie założenia w nieco dłuższej perspektywie?
Jestem w trakcie pisania książki, która zgodnie z planem ma się ukazać na jesieni. Moja żona nagrała płytę, teraz szuka wytwórni i planuje zagrać kilka koncertów w Warszawie.
W styczniu w życie weszła ustawa o świadczeniu wspierającym. Jak oceniasz pomysł polskich władz? Czy ta pomoc realnie coś zmieni?
Z pewnością jest to krok w dobrą stronę, ale samo świadczenie to trochę za mało, żeby osoby z niepełnosprawnością czuły się w pełni zaopiekowane. Zdecydowanie brakuje programu asystencji osobistej. Świadczenie, które dostajemy nie wystarcza na pokrycie kosztów zatrudnienia asystenta "z rynku". Dopiero jeśli taki program powstanie, będziemy mogli mówić o realnej pomocy.
Dodatkowo obecnie pomoc finansowa trafia tylko do grupy najbardziej potrzebujących. Wiem, że program ma być w kolejnych latach stopniowo rozszerzany, jednak na razie nadal nie ma pomysłu, aby dofinansowywać opiekunów. W wielu przypadkach takie osoby poświęciły na opiekę całe swoje życie i karierę i nie mogą liczyć na wystarczającą pomoc od państwa.
Rozmawiała Anna Mokrzanowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zobacz też: "To piekło na ziemi". Wstrząsająca relacja z ukraińskiego ośrodka dla osób z niepełnosprawnością
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl