Jak wojna w Ukrainie zmieniła życie Rosjan? "Cofamy się o 30 lat"
Po inwazji Rosji na Ukrainę kraj rządzony przez Władimira Putina objęły różnorakie sankcje. O tym, jak wpływają na życie codzienne oraz nastroje społeczne w Irkucku oraz Sankt Petersburgu, rozmawiamy z dwójką Rosjan – Wierą oraz Antonem*. – Społeczeństwo jest oczywiście bardzo podzielone – mówi kobieta.
16.03.2022 | aktual.: 16.03.2022 18:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wiera ma 26 lat i mieszka w Sankt Petersburgu, gdzie pracuje na uczelni państwowej. Do ostatniej chwili nie wierzyła, że wybuchnie wojna. W szoku byli także jej wszyscy bliscy i znajomi. Nie bardzo mogli jednak na ten temat rozmawiać.
- W Rosji nie możemy używać słowa "wojna". Zakaz dotyczy mediów społecznościowych, ale też prywatnych rozmów. Wszystkim, którzy go złamią, grozi kara. Trudno powiedzieć jak wysoka – podkreśla w rozmowie z WP Kobieta.
Strach przed wojną w Rosji
Jednocześnie przyznaje, że mieszkańcy Sankt Petersburga boją się, że wojna przeniesie się na terytorium Rosji. – Ludzie robią zapasy. Kupują makaron, kaszę, ryż. W ten sposób przygotowują się na najgorsze, ale też trochę zaklinają rzeczywistość. Skok cen jest bowiem bardzo widoczny. Jeszcze trzy dni temu paczka zwykłej kawy kosztowała 160 rubli (7 złotych), a dzisiaj ponad 280 rubli (12 złotych) – opowiada Wiera.
Sankcje nałożone na Rosję z powodu rozpoczęcia przez Putina wojny w Ukrainie uderzyły bezpośrednio nie tylko w jej kieszeń, ale także wpłynęły mocno na pracę, którą wykonuje. Od początku pandemii zajmuje się tworzeniem filmików edukacyjnych oraz kursów wideo do wykorzystania w nauce zdalnej. Sankcje uniemożliwiły zespołowi, w którym pracuje, realizację zaplanowanych projektów – potrzebne programy, takie jak chociażby Adobe czy Sigma nie są już w Rosji dostępne. Jak podkreśla moja rozmówczyni, to embargo znacznie hamuje cały proces edukacyjny na uniwersytecie.
Upadek biznesów
- Wielu moich znajomych zmartwiło się, że zamknęły się sieciówki odzieżowe. Znam też takie osoby dla których dużą bolączką jest zablokowanie Instagrama oraz TikToka. Problem jest też z kinem, ludzie oburzają się, że nie mają dostępu do premier filmowych. Z mojej perspektywy dużo bardziej dotkliwy jest upadek małych biznesów. Wczoraj bardzo tanio kupiłam hulajnogę, którą chcę dojeżdżać do pracy, ponieważ właściciel sklepu wyprzedawał ostatnie towary przed zamknięciem. Takich ludzi jest bardzo dużo, zwłaszcza w Sankt Petersburgu, który słynie z lokalnych kawiarni i małych sklepików – relacjonuje Wiera.
Z drugiej strony wiele osób w Rosji uważa, że ich kraj jest samowystarczalny i poradzi sobie bez obecności zachodnich marek na rynku. Taka narracja panuje zresztą w rządowych mediach.
- Putin powiedział ostatnio, że wszystkie osoby pracujące w IT nie będą musiały iść na wojnę, ich wynagrodzenie wzrośnie, dostaną dodatkowe zniżki. Wszystko, by zatrzymać specjalistów w Rosji. Szacuje się, że ok. 80 proc. informatyków zdecydowało się na wyjazd, mieszkają w innych krajach – mówi moja rozmówczyni.
Strach wśród młodych
Potwierdza także, że każdego dnia w Sankt Petersburgu odbywają się protesty. Do tej pory zatrzymano więcej osób niż w Moskwie. Służby słyną z brutalności. Kontrolowani są nawet przechodnie, a ludzie boją się nie tylko pobicia, kar finansowych, zwolnień z pracy, ale także zakazu wyjazdu z Rosji. Nikt nie wie, jakie dokładnie sankcje go czekają.
Niepokój da się odczuć zwłaszcza wśród ludzi młodych. - Moja mama ma 52 lata i doskonale pamięta, jak wyglądały lata 90. w Rosji. W sklepach niczego nie było, z dnia na dzień zamykały się biznesy. Dlatego na to, co się dzieje, patrzy z dużym spokojem. Wie, jak to może wyglądać, co może się stać – tłumaczy Rosjanka.
- Ludzie w moim wieku myśleli, że wszystko jest możliwe: że możemy wyjechać na studia czy pracować w innych krajach, uczyliśmy się przecież języków, wyglądaliśmy tak, jak inni młodzi. Teraz to przekonanie upadło. Progres, który trwał w Rosji od końca lat 90., został decyzją Putina przekreślony. Mam 26 lat i nie znam innego prezydenta. Tak nie powinno być. Władza musi się zmieniać, inaczej ten, który rządzi, zaczyna myśleć, że jest wszechmocny, nie do zastąpienia i ma zawsze rację - dodaje.
Sporo pracowników uczelni, na której pracuje Wiera, zdecydowało się na wyjazd z kraju w pierwszych dniach wojny. Kupili niezbyt drogie bilety bez większego namysłu, spakowali jedną walizkę i stwierdzili, że później będą myśleć, co dalej. Z kolei kilkoro naukowców, głównie profesorów, wyjechało z Rosji, by odzyskać głos i bez obaw o własne życie mówić w mediach społecznościowych o tym, co naprawdę dzieje się w Ukrainie.
- Społeczeństwo jest oczywiście bardzo podzielone. Także na uczelni pracują ludzie wierzący w stu procentach w propagandę. Chociażby moi rodzice, oboje w tym samym wieku, mają odmienne poglądy – stwierdza Wiera.
Sama nie wie, czy uda się jej ponownie spotkać z partnerem, który 23 lutego wyjechał do Niemiec, by przedłużyć wizę (chociaż pochodzi z Kazachstanu i przed wojną mieszkał w Rosji, ma wyłącznie niemieckie obywatelstwo) i do tej pory nie wrócił do Sankt Petersburga. Nie wiadomo, czy odważy się na ten krok, który może być równoznaczny z niemożnością ponownego wyjazdu z kraju.
Ceny idą w górę
- Każdego dnia widzimy, jak rosną ceny produktów spożywczych – mówi 36-letni Anton z Irkucka, który pracuje w branży public relations. – W tym momencie są wyższe o 20 do 40 proc., ale spodziewamy się, że podwyżki będą jeszcze większe – dodaje w rozmowie z WP Kobieta.
Mężczyzna ma znajomych zatrudnionych w międzynarodowych koncernach, które zawiesiły działalność w Rosji po inwazji na Ukrainę. Wyjaśnia, że obecnie przebywają na urlopach i nie wiedzą, ile ta sytuacja będzie trwała. - Ludzie mówią o miesiącu, dwóch, ale są to wyłącznie szacunki, być może bardziej oczekiwania. Rosja jest dużym rynkiem zbytu, więc wszyscy spodziewają się, że to czasowe zawieszenie - zaznacza Anton.
Potwierdza natomiast, że także w Irkucku upadają małe biznesy. Jako przyczynę wskazuje przede wszystkim niski kurs rubla. – Pamiętam 1998 rok, pamiętam rok 2014. Oczywiście wówczas kurs rubla także spadał, ale nigdy tak drastycznie – wyjaśnia.
Opowiada, że podczas pierwszych dni wojny ludzie w Irkucku ruszyli do sklepów, zaczęli wykupywać towary. Zadziałał dokładnie ten sam mechanizm, co w przypadku pandemii. Natomiast teraz wszystko się uspokoiło. Na półkach nie brakuje produktów, wszystkie mają po prostu wyższe ceny.
Zamknięte granice
- W rozmowach przewija się także temat zamkniętych granic, który jest przede wszystkim problemem psychologicznym. Rosjanie w moim wieku i starsi pamiętają koniec lat 80., początek lat 90., gdy granice także były zamknięte. Na półkach nie było podstawowych produktów spożywczych, ludzie nie mieli pracy. Sytuacja zaczęła stopniowo zmieniać się na lepsze po rozpadzie Związku Radzieckiego, a teraz cofamy się o 30 lat. Wszystko przez władzę, której przecież nie wybieramy sobie sami – mówi mężczyzna.
Gdy pytam o nastroje społeczne, Anton odpowiada krótko. - Wszyscy zdają sobie sprawę że w Rosji w najbliższych latach nie będzie dobrze. Ludziom zależy na pokoju, stabilnej sytuacji ekonomicznej, dobrych stosunkach z sąsiadami, a to wszystko nam odebrano.
W Irkucku, podobnie jak we wszystkich dużych rosyjskich miastach, wciąż odbywają się protesty, ale są bardzo szybko tłumione. – Nawet jeżeli ktoś wyjdzie na ulicę z plakatem, na którym nie ma żadnych zakazanych treści, i tak w przeciągu kilku minut ląduje na komisariacie – wyjaśnia mój rozmówca.
*imiona bohaterów tekstu zmieniono na ich prośbę
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!