Kamil Suski idzie na rekord. Jego dom rozświetli 70 tysięcy lampek
18.12.2019 13:47, aktual.: 18.12.2019 16:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mieszka w Przybówce na Podkarpaciu, w okolicy znają go dobrze. Nie tylko dlatego, że jest miejscową gwiazdą disco polo. Kamil Suski od lat przed świętami ozdabia swój dom. W tym roku wykorzysta 70 tysięcy lampek. Sąsiedzi Kamila nie narzekają, nie wszyscy jednak są tak wyrozumiali.
Dom Kamila Suskiego jest niewielki, ale w Wigilię i święta nie da się go nie zauważyć. Stoi w Przybówce, kilkaset metrów od drogi Krosno-Strzyżów, niedaleko szkoły, naprzeciwko sklepu "Rolnik". – Tu na okolicę nie ma takiego drugiego domu – mówią mi w "Rolniku", gdy pytam o sławnego sąsiada. – Oj przyjeżdża ludzi, przyjeżdża sporo. Jak są święta, to wieczorami jeden samochód za drugim tutaj u mnie stoi – dodaje pan Marian. Przed sklepem ma niewielki placyk, na którym można zaparkować auto. Pod koniec grudnia i w styczniu w godzinach otwarcia sklepu samochody zostawiają tam klienci, po zmroku – fani Kamila Suskiego.
Suski ma teraz ręce pełne roboty
– Z okolicy przyjeżdżają głównie – opowiada mi sprawca całego zamieszania. – Ale raz była nawet rodzina ze Śląska. Przejeżdżali główną drogę i postanowili zajrzeć – dodaje Kamil Suski. Rozmawiamy wieczorem, bo w ciągu dnia czasu ma niewiele. Dekoracja jeszcze nie jest gotowa, a już 24 grudnia wielka premiera. Suski nie chce opowiadać o szczegółach – wiadomo, najlepiej przyjechać i zobaczyć samemu, ale co nieco zdradzi. – Na pewno będzie bardzo dużo sopli, węże kolorowe, renifer z saniami. Atrakcją w tym roku będzie laser show, który będzie rozbłyskał światłem po ogrodzie i po domu – opowiada z niemałą ekscytacją.
"Akcja święta" wisiała na włosku
W tym roku święta u Suskiego są dosyć szczególne. W wakacje w domu Kamila wybuchł pożar. Był chłodny lipcowy dzień, mężczyzna postanowił dogrzać pokój przy pomocy niewielkiego piecyka. Najprawdopodobniej w kominie zapaliły się sadze, spłonęło prawie całe wyposażenie domu. Kamil Suski został z niczym. Na ratunek ruszyli mu koledzy z discopolowego zespołu Rompey, którzy utworzyli zbiórkę w serwisie zrzutka.pl. Swoją pomoc zaoferował też wójt.
Dziś Kamil mówi, że z tego początkowego entuzjazmu w sumie niewiele wynikło. – Sami prawie wszystko robiliśmy. Troszkę ludzie pomogli, ale reszta to był nasz wkład. Pokój był do zrobienia, korytarz i kuchnia – relacjonuje. W pożarze spłonęła też część lampek choinkowych, więc doroczna akcja święta, ze względu na to i na dodatkowe wydatki związane z remontem, zawisła na włosku. Kamil jednak postanowił się nie poddawać – lampki w tym roku będą i to jeszcze więcej niż zazwyczaj, bo aż 70 tysięcy. Do ich podpięcia potrzebny był prawie kilometr kabla. Pomagała cała rodzina. Suski zaznacza, że szczególne podziękowania należą się jego tacie i dziewczynie Klaudii.
Kosztowne hobby
W tym roku na lampki, przedłużacze i izolację Kamil Suski wydał 5 tys. złotych. Gdy pytam o rachunki za prąd, długo zwleka z odpowiedzią. – To jest moja słodka tajemnica – mówi, ale wreszcie przyznaje, że rachunki małe nie są. Szacuje, że w ubiegłym roku za okres od Wigilii do 2 lutego (dekoracja co roku zdobi jego dom w tym okresie) zapłacił 1,8 tys. złotych. W tym roku rachunek może wzrosnąć nawet do 2,5 tys. złotych.
Początki były mniej kosztowne, ale na pewno i mniej efektowne. Pierwsze dekoracje na domu w Przybówce pojawiły się w 2011 roku. Wtedy lampek było "zaledwie 700". Kosztowne hobby Kamilowi próbowała wybić z głowy mama, ale chłopak uparcie wszystkie odłożone pieniądze inwestował w lampki. Twierdzi, że jego życiowy projekt nadal nie jest skończony. – Chcę, żeby za jakieś 2-3 lata liczba żarówek przekroczyła 100 tys. – mówi.
Sąsiadowi lampką w oko
– Sąsiadom się podoba. Niedawno pytali nawet, kiedy w tym roku dom zaświecę – opowiada mi Kamil. Nie wszyscy sąsiedzi jednak z zachwytem patrzą na świecące dekoracje, szczególnie kiedy chodzi nie o podwórko na wsi, a o pobliski balkon na ciasnym osiedlu. – 10 rzędów lampek mrugających 24 godziny na dobę powiesili – opowiada mi pan Bartosz, pokazując zdjęcie.
– Ani spać, ani telewizję oglądać. Cały czas kątem oka widzę te lampki – dodaje. Jedni z jego sąsiadów ozdobili balkon, który znajduje się od strony dziedzińca. Chcąc nie chcąc ich dekoracje zmuszeni są podziwiać wszyscy. – Ja nie wiem, może jest na to jakiś przepis, żeby im kazać te lampki zdjąć? Bo na dłuższą metę wytrzymać się nie da – dodaje rozzłoszczony pan Bartosz.
Co wolno na balkonie?
Przepisu, który zakazywałby rozwieszania lampek, oczywiście nie ma. W balkonowe dekoracje nie ingeruje miasto – pytałam o to w biurze rzecznika warszawskiego ratusza. Większy problem widzi w zdobiących fasady przez okrągły rok reklamach wielkoformatowych.
Na sąsiadów nie naślemy też strażaków, ci interweniują dopiero, gdy z dekoracją coś się zadzieje, ale przypominają o jednej ważnej zasadzie. – Piękne iluminacje czy to na choince, czy na balkonie, są bezpieczne, kiedy sprawujemy nad nimi kontrolę. Czyli krótko mówiąc, należy je wyłączać, kiedy wychodzimy z domu lub kładziemy się spać – ostrzega Paweł Frątczak.
Warto jednak pamiętać, że balkon nie do końca jest prywatną częścią naszego mieszkania. Zakres wolności na balkonie regulują przepisy kodeksu cywilnego, kodeksu wykroczeń oraz regulamin spółdzielni. W skrócie – na balkonie nie można zachowywać się nieobyczajnie (np. chodzić po nim nago) i nie wolno stwarzać zagrożenia dla innych (np. stawiać na nim zbyt ciężkich przedmiotów, robienie grilla). W regulaminach wspólnot i spółdzielni często też jest mowa o różnych uciążliwych i irytujących zachowaniach sąsiadów, jak na przykład palenie papierosów czy nadmierne podlewanie kwiatów. Czy wieszanie lampek choinkowych też można do takich zachowań zaliczyć, to już kwestia mocno dyskusyjna.
Zobacz także: Ozdoby choinkowe. Sprawdź, co jest na topie w tym roku
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl