Kat ponad prawem. "Przyjechali, sporządzili notatkę. I tyle"
Pani Marzena została pobita przez swojego byłego męża. Kiedy wezwała policję, okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bo ich czynności zakończyły się sporządzeniem notatki. Nie szukali ani sprawcy, ani narzędzia ataku. Nikt nie kwestionował decyzji policjanta, który jest miejscowym radnym PiS.
01.10.2020 11:02
"Gazeta Wyborcza" opublikowała reportaż, w którym mogliśmy poznać historię pani Marzeny. Kobieta była bita przez swojego byłego męża. Mężczyzna otrzymał sądowy zakaz zbliżania się, jednak nadal łączyło ich dziecko. Pewnego razu Bartłomiej C. porwał dziewczynkę. Zaniepokojona matka zgłosiła sprawę na policję, ale niewiele to dało. Na komisariacie usłyszała, że sama powinna odebrać dziecko od byłego partnera. I pojechała.
Oficer dyżurny
"Eksmąż od początku był agresywny. Chciał uderzyć moją siostrę. Wciągnął ją do środka i krzyknął: 'Jesteście teraz u mnie, to mogę was zaje…'. Popchnął siostrę na podłogę, zaczął okładać ją rękami, kopać. Próbowałam go odciągnąć. Wyglądało to bardzo źle. W głowie miałam tylko, by siostrze nic się nie stało. Pamiętam jeszcze, jak zostawił ją, krzyknął do mnie: 'Ty ku…' i zaczęłam biec w stronę drzwi. Nagle poczułam ból z tyłu głowy, dotknęłam jej, zobaczyłam krew na ręce. Niewiele pamiętam, co się działo później" – mówiła w rozmowie z "GW".
Po awanturze na miejscu pojawił się patrol policji. Sprawca zdążył zbiec, a policja "sporządziła notatkę. I tyle".
Po kilku godzinach okazało się, że Bartłomiej C. również udał się po pomoc medyczną. "Jak wychodziłam ze szpitala, widziałam, jak były mąż podjechał taksówką pod SOR. Mecenas kazał mi zadzwonić na policję i poinformować, że jest w szpitalu. Zadzwoniłam na komendę. W słuchawce usłyszałam: 'Ale my nie szukamy pani byłego męża'" – mówi pani Marzena.
O dalszych krokach w sprawie decydował dyżurny. Jak ustaliła "Wyborcza", był to dobry znajomy ojca sprawcy. Panowie razem zasiadają w radzie gminy Dębno z klubu PiS. Redaktorzy gazety zwrócili się z prośbą o wyjaśnienia tej absurdalnej sytuacji, okazało się, że po publikacji Prokuratura Krajowa nakazała zatrzymanie Bartłomieja C. Zbigniew Ziobro polecił także wszczęcie postępowania, które ma wyjaśnić, czy służby nie były wobec agresora zbyt opieszałe.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"