Blisko ludziRozstajesz się z mężem? I tak musisz z nim mieszkać

Rozstajesz się z mężem? I tak musisz z nim mieszkać

Mąż nie musi się wyprowadzać, jeśli nie ma rozwodu
Mąż nie musi się wyprowadzać, jeśli nie ma rozwodu
Źródło zdjęć: © Getty Images
Agnieszka Mazur-Puchała
30.09.2020 14:40

- Mąż pilnuje się o tyle, że nie stosuje rękoczynów. Znęca się nade mną psychicznie, co nie jest podstawą do tego, żebym mogła wyrzucić go z domu - mówi w rozmowie z WP Kobieta Ola Makowska, jedna z bohaterek, która po rozstaniu wciąż mieszka z byłym partnerem.

Decyzja o rozwodzie to przełom. Osoba, która ją podejmie wie, że wiąże się to z dramatami, sprawami w sądzie, z podziałem majątku czy walką o dziecko. Mało kto spodziewa się jednak kruczków prawnych, które mogą prowadzić do kuriozalnych sytuacji. I tak, jeśli mąż wyprowadzi się od żony, a po jakimś czasie przypomni sobie o artykule 28 (1) Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego, ma prawo zażądać, żeby ta pozwoliła mu wrócić do domu. I ona będzie musiała go wpuścić!

Miejsce męża jest przy żonie. I odwrotnie

Artykuł 28 (1) Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego mówi: "Jeżeli prawo do mieszkania przysługuje jednemu małżonkowi, drugi małżonek jest uprawniony do korzystania z tego mieszkania w celu zaspokojenia potrzeb rodziny. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przedmiotów urządzenia domowego". W praktyce taki zapis oznaczać może kuriozalne sytuacje.

Wyobraźmy sobie, że mąż wyprowadza się z domu, żeby układać sobie życie z inną. Związek z kochanką się rozpada, a on nie ma się gdzie podziać. Pomimo tego, że od kilku miesięcy jego małżeństwo istnieje już tylko na papierze, mężczyzna może zażądać od żony, by ta pozwoliła mu wrócić do domu. Ma do tego pełne prawo.

- Na podstawie stanu prawnego, w takiej sytuacji istnieje możliwość, by pomimo tego, co zrobił współmałżonek, mógł on wrócić do wspólnego mieszkania - komentuje Magdalena Bajsarowicz, prawnik i psycholog sądowy w Kancelarii Centrum Spraw Rozwodowych. - Tutaj musielibyśmy mieć uregulowaną sytuację majątkową, by ten zapis nie obowiązywał. Ważnym zapisem jest jednak ten, że mąż ma wtedy obowiązek partycypowania w kosztach eksploatacyjnych, nie ma więc możliwości, żeby nie płacił rachunków - dodaje.

Taka sytuacja może mieć miejsce, jednak nie w każdych okolicznościach, o czym mówi w rozmowie z WP Kobieta adwokat Honorata Janik-Skowrońska.

- W praktyce często zdarza się, że mimo fatycznego rozpadu związku (separacja faktyczna), małżonkowie nadal zamieszkują wspólnie. Prawdą jest, że art. 28 (1) KRiO mówi o prawie do korzystania z mieszkania przez drugiego małżonka, jednak w celu zaspokojenia potrzeb rodziny. - mówi Honorata Janik-Skowrońkska - To stwierdzenie jest tu kluczowe i ono będzie podlegało interpretacji w zakresie ustalenia, czy dany małżonek może z mieszkania korzystać czy też nie. W opisanej sytuacji, kiedy jeden z małżonków wyprowadził się do kochanki, z pewnością będzie to poddawane interpretacji sądu. Pamiętajmy o tym, że literalne czytanie przepisów, bez interpretacji opartej na komentarzach lub orzecznictwie sądowym może wprowadzić chaos i niezrozumienie. Jak wynika z książki "Sztuka rozstania - kiedy prawo idzie w parze z psychologią", "prawo ma służyć ludziom i być dla nich drogowskazem. Stosowanie prawa to coś więcej niż tylko literalne brzmienie przepisów". Warto poszerzać swoją świadomość prawną, aby nie być narażanym na manipulacje drugiej strony - wskazuje adwokat Honorata Janik- Skowrońska.

Jest sprawcą przemocy. Dalej razem mieszkają

Bywa, że rozstające się pary muszą dzielić ze sobą mieszkanie nawet w sytuacji, kiedy w domu dochodzi do przemocy. W praktyce oznacza to, że ofiara, która podjęła decyzję o odejściu, dalej znajduje się w objęciach kata. Tak jest w przypadku Oli Makowskiej.

- Wzięłam ślub z miłości, przynajmniej tak wtedy myślałam – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta. – Po terapii już wiem, że to była typowa relacja współuzależnieniowa. Wielka miłość, wyzwiska, przeprosiny i kwiaty, kopniak w brzuch. Kiedy pierwszy raz mój były mąż wyzwał mnie od najgorszych, nie wiedziałam, co się dzieje.

Ola nie zdecydowała się od razu zakończyć relacji. Dawała kolejne szanse, wybaczała kolejne wyskoki.

- Były mąż mnie wyzywał, szarpał, kontrolował na każdym kroku – mówi Ola. – Tarasował drzwi, kiedy chciałam wyjść z domu. Gonił mnie, kiedy udawało mi się uciec. Potem przepraszał i prosił o wybaczenie, a ja ciągle ulegałam.

W końcu Ola zdecydowała się na podjęcie terapii dla ofiar przemocy. Na początku dalej chciała przy tym walczyć o małżeństwo. Po pół roku wiedziała już, że to nie ma sensu.

- Złożyłam pozew rozwodowy. Zrobiło się jeszcze gorzej. Potrafił wrzeszczeć, że mnie zabije. Mówił, że zabije nas oboje, ale rozwodu nie da – wspomina.

Póki co odbyła się tylko jedna rozprawa, na której wyrok nie zapadł. Ze względu na pandemię ciężko jest o termin w sądzie. A Ola cały czas mieszka ze swoim oprawcą. Bo musi.

- Technicznie dalej jesteśmy małżeństwem – przyznaje. – A mieszkanie jest wspólne. Mąż pilnuje się o tyle, że nie stosuje rękoczynów. Znęca się nade mną psychicznie, co nie jest podstawą do tego, żebym mogła wyrzucić go z domu. Celowo robi bałagan, nie spuszcza wody po skorzystaniu z toalety. Zdarza się, że moje rzeczy znikają. Wiem, że to on je zabiera, ale przecież nie udowodnię, że ukradł mi bluzkę albo kolczyki. To są takie małe rzeczy, które mnie wykańczają. I nic się z tym nie da zrobić.

Z prawnego punktu widzenia - nie do końca.

- Jeśli dochodzi do agresji słownej i druga strona czuje się zagrożona, jest to podstawą do tego, aby dokonać eksmisji małżonka - mówi Magdalena Bajsarowicz. - Z kolei kradzież drobnych przedmiotów to już wykroczenie lub przestępstwo ze szkodą majątkową. Zarówno agresję słowną, jak i znikanie przedmiotów należy za każdym razem zgłaszać na policję. Notatki policyjne są wtedy podstawą do przeprowadzenia eksmisji współmałżonka.

Była żona i jej mężczyźni

Myślicie, że trzeba przeczekać do chwili, kiedy zapadnie wyrok kończący małżeństwo, by takie sytuacje przestały mieć miejsce? Nie do końca. Jeśli małżonkowie nie mieli rozdzielności majątkowej, a mieszkanie jest wspólne, nadal mają prawo zamieszkiwać razem pod jednym dachem. Chyba że sąd postanowi inaczej.

- Rozwiodłem się z żoną trzy lata temu – zaczyna w rozmowie z WP Kobieta Paweł. – Miała romans, nie mamy dzieci. Problem w tym, że w czasie trwania małżeństwa kupiliśmy mieszkanie. I ono technicznie dalej jest nasze.

Byli małżonkowie w świetle prawa powinni podzielić się mieszkaniem. Zwykle w takiej sytuacji dochodzi do jego sprzedaży lub spłacenia drugiego z partnerów.

- U nas żadna z tych opcji nie wchodziła w grę. Mnie nie stać na to, żeby wykupić żonę, ona nie chce dać mi połowy pieniędzy. Sąd podzielił więc lokal między nas dwoje. Próbowałem nawet sprzedać mój udział, ale zainteresowanie połową mieszkania jest, umówmy się, żadne – przyznaje Paweł.

Ze względu na to, że Paweł nie ma się gdzie podziać, a jego dochody nie pozwalają na to, by coś wynajął, jest zmuszony do tego, żeby cały czas mieszkać z byłą żoną.

- Jej to chyba nie przeszkadza. Powiedziałbym nawet, że ma z tego sadystyczną przyjemność – mówi Paweł. – Zwłaszcza kiedy do naszego wspólnego mieszkania sprowadza sobie kochanków. Nie raz zdarzyło się, że wszedłem do domu, kiedy miała u siebie faceta. Nie wiem, celowo czy nie, ale nawet nie próbowała być cicho. To jest obrzydliwe. Ja dałem sobie spokój z relacjami z kobietami.

Paweł jest więc mimowolnym świadkiem kolejnych relacji swojej byłej żony. I nie widzi drogi wyjścia z tej niekomfortowej sytuacji. Czy prawnie ma jakieś możliwości?

- Sąd podczas sprawy rozwodowej orzeka o sposobie korzystania ze wspólnego mieszkania - tłumaczy Magdalena Bajsarowicz. - Ustala, w jakiej formie i w jakiej części lokal będzie przypadać każdemu z małżonków. Jeśli sytuacja nie jest akceptowalna dla którejś ze stron, może ona wszcząć postępowanie o podział majątku i w ten sposób rozwiązać problem.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (126)
Zobacz także