Katarzyna Dacyszyn została oblana kwasem przez stalkera. Sąd skazał go na wiele lat odsiadki
Katarzyna Dacyszyn, projektantka i stylistka, którą stalker oblał w sądzie kwasem siarkowym, opowiedziała o tragicznych wydarzeniach. Zdradziła także, jaką karę poniesie jej oprawca. Wyrok sądu jest surowy.
22.08.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:43
Katarzyna Dacyszyn została oblana kwasem przez mężczyznę, który ją prześladował. "Przestałam widzieć. Odpłynęłam. Pamiętam myśl, że chyba umieram" – wspomina projektantka i stylistyka w "Wysokich Obcasach". Kobieta opowiada także, jak dokładnie wyglądał najtragiczniejszy dzień jej życia i jaki wyrok otrzymał jej oprawca.
Stalker oblał ją kwasem. Sąd skazał go na wiele lat odsiadki
Katarzyna Dacyszyn cztery lata temu została oblana kwasem siarkowym. Zrobił to stalker na sądowym korytarzu w Łodzi. Mężczyzna prześladował ją jedenaście lat, a okaleczenie ciała kobiety miało być karą za zgłoszenie spawy. Proces, który został mu za to wytoczony, niedawno się zakończył. Jak wyglądało całe zajście i jakie znaczenie symboliczne ma wyrok Katarzyna Dacyszyn zdradziła w "Wysokich Obcasach".
"Prokuratura postawiła zarzut ciężkiego uszkodzenia ciała, mój mecenas wnosił o zmianę kwalifikacji czynu na usiłowanie zabójstwa z zamiarem ewentualnym. W sądzie wszystkich instancji mojemu pełnomocnikowi udało się tę tezę obronić. Dlatego sąd mógł wymierzyć surową karę. I z tej możliwości skorzystał" - informuje projektantka.
"Triumfuję. Jestem zwyciężczynią. Zaczynam nowe życie [...] Kilka tygodni temu – niespełna cztery lata po tym, jak stalker wszedł do sądu, gdzie miała się przeciwko niemu odbyć rozprawa o uporczywe nękanie, i chlusnął mi w twarz kwasem siarkowym – zapadł ostateczny wyrok" – informuje i zdradza, co postanowił sąd. "25 lat więzienia z możliwością ubiegania się o zwolnienie dopiero po 20 latach. A po opuszczeniu więzienia – 12-letni zakaz zbliżania się do mnie. I dozór elektroniczny".
Katarzyna Dacyszyn dopiero kilka lat po tragicznych wydarzeniach opowiada, jak wyglądało całe zajście. "Przygotowywał się przez wiele miesięcy, zbierał informacje w sieci, z pewnością także te, że atak kwasem w twarz może spowodować śmierć [...] Przygotowany własnoręcznie kwas przelał do słoika po kawie, włożył słoik do kieszeni i poszedł do łódzkiego sądu. Musiał wiedzieć, że wylewając kwas prosto w twarz, może mnie zabić. Przeżyłam, bo w ostatniej chwili odruchowo odwróciłam głowę, dzięki czemu nie zachłysnęłam się kwasem" - mówi projektantka.
"W polskich sądach wciąż jest tak, że ofiara i oprawca spotykają się pod salą rozpraw. My też się spotkaliśmy. Dziwnie się zachowywał. Coś mruczał pod nosem, skupiał na mnie wzrok, chodził za mną i za moją mecenaską. Nie czułam się komfortowo [...] Tuż przed rozprawą wróciłyśmy pod salę [...] Usiadłam w kącie, schyliłam głowę. Zrobiłam potężny błąd, bo straciłam kontrolę nad tym, co się dzieje obok mnie. Nagle zobaczyłam męskie buty. A później słoik z jakąś cieczą, który zbliża się do mojej twarzy" - relacjonuje Dacyszyn.
"Karetka przyjechała dopiero po 40 minutach [...] Przewiozła mnie do najbliższego szpitala, a tam zapadła decyzja, że muszę jak najszybciej trafić do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. W śmigłowcu podano mi morfinę. Zaczęłam odpływać. To było bardzo przyjemne uczucie odchodzenia. Tak mogła wyglądać śmierć. Dokładnie pamiętam ten moment, bo zdałam sobie sprawę, że nie mogę sobie na to pozwolić. Nie zdążyłam się z nikim pożegnać" - opowiada i podkreśla, że wyrok, który zapadł w sprawie dla niej szczególne znaczenie.
"Uważam, że to ważny krok polskiego sądownictwa. Ten wyrok to wyraźny znak, że nie ma pobłażliwości dla tego typu bestialskich czynów w Polsce. [...] Czuję się nie tylko bezpieczna na długie lata, ale mam też poczucie poniesionej ofiary, która ma znaczenie w wymiarze społecznym. Mam poczucie, że 25 lat dla sprawcy wytycza drogę do walki z przemocą wobec kobiet".