#WszechmocneKatarzyna Zielińska: Od małego lubiłam pomagać innym

Katarzyna Zielińska: Od małego lubiłam pomagać innym

- Każdy z nas może zmienić życie przynajmniej jednej osoby, bo przecież każde kliknięcie czy udostępnienie informacji tworzy łańcuch dobrych serc. Wiem to, bo widzę, jak czasem ten licznik zasuwa – mówi Katarzyna Zielińska w rozmowie z WP Kobieta i wyjaśnia, jak zmobilizować ludzi oraz uruchomić lawinę pomocy.

Katarzyna Zielińska jest nominowana w plebiscycie #Wszechmocne
Katarzyna Zielińska jest nominowana w plebiscycie #Wszechmocne
Źródło zdjęć: © AKPA

Justyna Sokołowska: Co dla ciebie znaczy nominacja w kategorii plebiscytu: #Wszechmocne dla społeczeństwa i czy czujesz, że masz realny wpływ na losy ludzi?

Katarzyna Zielińska: Z jednej strony to dla mnie ogromne wyróżnienie, ale z drugiej - trochę mnie peszy, bo czyż można dostać medal za pomaganie, które jest przecież częścią naszego życia? Uważam, że naturalne jest dzielenie się uśmiechem i radością, jeśli mamy zdrowie i dobre życie.

Co prawda, nie jesteśmy w stanie zaopiekować się całym światem i wesprzeć wszystkich zbiórek, ale każdy z nas może zmienić życie przynajmniej jednej osoby, bo przecież każde kliknięcie czy udostępnienie informacji tworzy łańcuch dobrych serc. Nawet symboliczna wpłata zamiast kupienia kolejnego batonika realnie wpływa na losy zbiórki. Wiem to, bo widzę, jak czasem ten licznik zasuwa.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wiem, że potrafisz nawet między dwoma aktami w teatrze zadziałać tak, by nadać tempa wolno idącej zbiórce na rzecz ratowania czyjegoś zdrowia czy życia…

Tutaj czas odgrywa istotną rolę. Pamiętam, gdy kilka lat temu napisała do mnie pewna dziewczyna, że ma kuzynkę o imieniu Ania, która ma dwójkę dzieci, a jedno z nich niedawno się urodziło. Niestety mama nie jest z nimi, lecz w szpitalu, gdzie walczy z białaczką. Jednak jest dla niej szansa na leczenie w Izraelu. Miałam wtedy dosłownie 8 minut między aktami, więc nie tracąc czasu, nagrałam prośbę do ludzi, że trzeba zebrać 1 mln 200 tys. złotych. Siła ludzkich serc była niesamowita, bo wystarczyły 24 godziny, by zebrać aż 2 miliony!

Miesiąc później Ania była już w Izraelu. Dziś cieszy się życiem, macierzyństwem i wciąż mamy ze sobą kontakt. Mówiła mi, że tak bardzo się bała wtedy, że młodszy synek nawet nie będzie jej znał i wiedział kim ona jest. Dziś mówi do niej mamo i ona czuje się, jak najszczęśliwsza osoba na świecie.

Można powiedzieć, że w kwestii zbiórek społecznych jesteś mistrzynią ostatniej prostej. Jak zatem zaangażować ludzi do działania i uruchomić pozytywne reakcje?

Najważniejsze jest to, by nie zatrzymywać się na udostępnieniu informacji, dlatego zawsze dążę do tego, by poznać i poczuć daną historię, by być autentyczną i kierować się sercem. Próbuję dotrzeć do bohaterów tej historii, a jeśli chodzi o dziecko – to zadzwonić do jego rodziców, by osobiście poznać sytuację i swoimi słowami o niej opowiedzieć. Zależy mi na tym, żeby zachować spokój tej rodziny i nie powiedzieć czegoś, co mogłoby być nie na miejscu. Nawet teraz, kiedy odszedł Wiktorek, o którego tak bardzo walczyliśmy, cały czas mam kontakt z jego wspaniałymi rodzicami - z Małgosią i Piotrem, którzy też przyjechali na moją premierę.

Katarzyna Zielińska z małym Wiktorkiem
Katarzyna Zielińska z małym Wiktorkiem© Instagram | katarzynazielinska

Nie umiem się odciąć i przejść do porządku dziennego, chcę wiedzieć, że jakoś sobie radzą. Druga sprawa, że jestem dużą szczęściarą, jeśli chodzi o ludzi, którzy mnie obserwują. U mnie nie ma hejtu, tworzymy w internecie bezpieczną przestrzeń i bez tych ludzi nic bym nie zrobiła. Ważna jest tu rola mediów społecznościowych, które rządzą się swoimi prawami, ale w takich sytuacjach, kiedy chodzi o czyjeś życie czy zdrowie, należy wykorzystać te zasięgi i moc internetu, by apel o pomoc jak najszerzej poszedł w świat.

Ludzie potrzebują lidera, który powie im, jak mają pomagać. Przykładem są też teraz wszelkiego rodzaju akcje pomocowe dla powodzian.

Takie dramatyczne wydarzenia jak powódź pokazują, jak wielka siła jest w ludziach i potwierdzają, że tych ludzi dobrej woli, z dobrym, gotowym do pomocy sercem naprawę jest wielu. To budujące. Pamiętam też, jak wybuchła wojna w Ukrainie, a informację o tym otrzymałam, siedząc w garderobie u mojej Kaśki. Zbieraliśmy wtedy pieniądze na SOS Wioski Dziecięce, by przewieźć dzieci do bezpiecznego schronienia. To było coś niesamowitego, gdy w ciągu około 48 godzin udało się zebrać kilkanaście milionów, by opłacić hotel, kupić jedzenie, rzeczy, ubrania. Ludzie się zjednoczyli, by przygotować też dodatkowe miejsca dla tych dzieci. To było wzruszające!

Skoro rozmawiamy o dzieciach, to jestem ciekawa, czy mała Kasia zawsze miała duszę społeczniczki i była taka zaangażowana?

Podobno tak, od małego lubiłam pomagać innym i dążyć do tego, żeby wszyscy wokół czuli się dobrze. To poczucie troski o innych i potrzeba działania w grupie towarzyszyło mi od najmłodszych lat. A potem, gdy byłam starsza nazywano mnie "kaowiec zielina", bo u mnie zawsze były najlepsze bale przebierankowe i imprezki. Nie to, że byłam imprezowa, ale jak ktoś mi zadał temat, to go zawsze dowiozłam.

Czy społeczniczka i motywatorka miewa czasem trudne chwile, kiedy czuje, że ulatuje z niej dobra energia i potrzebuje się zregenerować?

Rzadko, ale przyznaję, że po zbiórce na Wiktorka musiałam zrobić sobie w mojej głowie porządek i chwilę odpocząć, bo bycie empatycznym daje ogromną radość z pomagania, ale też wiąże się z tym, że człowiek jak gąbka chłonie się wszystkie emocje, ból i cierpienie. Trudno się pogodzić z dramatem czy śmiercią dziecka. Teraz lepiej rozumiem koleżanki, do których dzwonię, by zaangażować w jakąś akcję pomocową i one mówią: Wybacz Kaśka, ja teraz nie mam na to sił. Każdy z nas jest człowiekiem i ma prawo do słabszych momentów. Z drugiej strony, radocha z pomagania i poczucie sprawczości zawsze bardzo mobilizuje, z czego się bardzo cieszę.

Czy to właśnie na te słabsze momenty masz swój świat kwiatów i motyli, o których opowiadasz na Plants with me na Instagramie?

Tak, to takie moje "skrzydła". Nie bez kozery są książki i filmy o tym, że motyle to taki "łącznik" z bliskimi, których już z nami nie ma, i że przekazują nam dobre myśli. Motyle są symbolem ulotności i uświadamiają, że trzeba cieszyć się życiem i tym, co się ma. W roślinach też jest coś magicznego i historia fascynacji roślinami rozpoczęła się tak naprawdę już w moim dzieciństwie, ponieważ rodzice mieli szklarnie, w których od małego im pomagałam. Pamiętam, że obowiązkowym punktem przed pójściem do szkoły było zajrzenie do szklarni i dlatego dziś nie wyobrażam sobie domu bez roślin.

Niedawno odbyła się premiera twojego nowego spektaklu pt. "To ja może się położę". Jak mówisz, to opowieść o tobie i o tym, by nie bać się swoich słabości, bo każdy ma prawo do łez i błędów.

Nosiłam się z pomysłem stworzenia monodramu "To ja może się położę" przez kilka lat i w końcu poczułam, że nadszedł na to odpowiedni moment. Wcześniej może brakowało mi odwagi, żeby wykrzyczeć to, co czuję, ale teraz poprzez ten spektakl pragnę pokazać publiczności, z czym mierzymy się jako aktorzy, ale też po prostu jako ludzie. Przychodzimy do teatru z naszej bezpiecznej przestrzeni, z domów. Nie zawsze z miejsc pełnych radości. Czasem jest to przestrzeń pełna zmagań i trudnych emocji, jak to u każdego w życiu bywa.

To będzie godzina pełnej szczerości - moja bardzo osobista opowieść z dużą dawką muzyki i jednocześnie spełnienie marzeń o zagraniu na fortepianie w spektaklu, który kocham. Teksty napisali dla mnie ci, z którymi zawsze chciałam współpracować, np. Artur Andrus, którego bardzo cenię. Żadna piosenka nie jest tutaj przypadkowa. Każda jest wynikiem naszych rozmów i odzwierciedleniem moich myśli oraz emocji, pięknie ubranych przez Artura w słowa.

W spektaklu (ale i na co dzień) starasz się odczarować kwestię dojrzałych osób, które na rynku pracy spotykają się z przejawami dyskryminacji ze względu na wiek.

Mówię o tym, że dla aktorki po 40. to trudny czas. W spektaklu wygłaszam tekst: Makijaż, maska, tapeta, przed kamerą zmarszczki to jest duży nietakt. Ze zmęczenia pod oczami opuchliznę trzeba zdjąć, bo się przyznać do słabości, to jest skandal, to jest błąd. W życiu natomiast staram się pokazywać, że za każdą zmarszczką kryje się cenne doświadczenie i nie dla mnie ten ciągły pęd za byciem nieskazitelnym, z (przepraszam za określenie) wyprasowanym wyglądem. Daję sobie prawo do niedoskonałości i dobrze mi z tym. Robię swoje i uśmiecham się do życia, a z innych marzeń do spełnienia mam jeszcze to o zagraniu w filmie kostiumowym.

Justyna Sokołowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (35)