Kobiety na kluczowych stanowiskach w polityce. Niewiele się zmienia na lepsze
Jest lepiej, ale do ideału jeszcze brakuje - i to sporo. Takie wnioski nasuwają się po analizie raportu, w którym przyjrzano się, jak często kobiety zajmują eksponowane stanowiska w państwach. Zdaniem komentatorów pod tym względem mamy do czynienia ze stagnacją. Dodatkowo oceniono, że na razie nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie miało dojść tu do zmian.
Najnowszy raport ONZ, który przygląda się sytuacji kobiet w polityce, stanowi gorzką pigułkę do przełknięcia dla zwolenników parytetów czy aktywistów działających na rzecz zwiększenia roli kobiet w systemach politycznych. Przyglądając się globalnej sytuacji, można zauważyć gigantyczną przepaść pomiędzy liczbą kobiet oraz mężczyzn zajmujących najważniejsze pozycje w swoich krajach. W 193 państwach na świecie kluczowe funkcje polityczne pełni jedynie 16 kobiet. Ta skromna liczba zawiera zarówno liderki, które stoją na czele państw, jak i te sprawujące funkcje szefów rządów. Ponad połowa z nich reprezentuje Europę. Wśród pozytywnych przykładów jest Polska.
Zestawienie uwzględnia kobiety, które mają znaczącą władzę - prezydentów, szefowe rządów, jak i te, które pełnią funkcje reprezentacyjne na arenie międzynarodowej. Na liście znalazło się siedemnaście nazwisk, m.in. przywódczynie z: Chorwacji, Litwy, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Lista obejmuje też prezydent Szwajcarii, Malty, premier Namibii, a także polską premier Beatę Szydło, która zastąpiła na tym stanowisku inną kobietę, Ewę Kopacz. Opublikowany właśnie raport „Women in Politics” uwzględnia stan na 1 stycznia 2017 r., kiedy ważyły się jeszcze losy prezydent Korei Południowej, ale w ostatnich dniach podtrzymano decyzję o jej impeachmencie. Zestawienie uszczupliło się zatem o jej nazwisko.
Autorzy raportu zwrócili jednak uwagę, że wśród państw, które uchodzą za najsilniejsze na świecie, tylko w dwóch kobiety są pierwszoplanowymi postaciami. Mowa tu o Niemczech, gdzie funkcję kanclerza od 12 lat sprawuje Angela Merkel, a także Wielkiej Brytanii, gdzie na stanowisku premiera od lipca zeszłego roku zasiada Theresa May. Zauważono też, że po porażce Hillary Clinton, która została pierwszą w historii USA kandydatką na prezydenta, teraz spośród kobiet, które w najbliższym czasie mają realne szanse, by stanąć na czele państwa zaliczanego do pocztu najpotężniejszych, znajduje się jedynie Marine Le Pen z Francji.
Nieco lepiej rysuje się obraz pod względem wpływu kobiet na życie parlamentarne. Jeśli chodzi o ich udział w procesie legislacyjnym, to globalna średnia wynosi 23,3 proc. Oznacza to bardzo skromny, bo wynoszący 0,7 proc., wzrost. Co ciekawe, sytuacja wcale nie kształtuje się najlepiej w państwach, które mają bogatą tradycję demokratyczną. Najwięcej kobiet, które mają wpływ na ustawodawstwo, jest w Rwandzie. W tym afrykańskim kraju zajmują one 2/3 wszystkich miejsc w parlamencie. Pod tym względem Rwanda jest numerem jeden na świecie. Drugim i ostatnim krajem, gdzie kobiety w parlamencie stanowią większość, jest Boliwia (53 proc.). Daleko w tyle są Stany Zjednoczone, gdzie w Kongresie jest ich 19 proc. To gorzej niż np. w Argentynie (39 proc.) czy nawet Somalii (24 proc.). Polska pod tym względem nieznacznie wybija się ponad średnią - kobiety stanowią w Sejmie 28 proc. To więcej niż w takich krajach, jak: Francja (25 proc.), Rumunia i Czechy (po 20 proc.). Polska wypada też lepiej niż Kanada, która stawiana jest jako wzór walki o równość kobiet i mężczyzn (26 proc.). Wśród wysoko rozwiniętych państw, parytet jest pojęciem całkowicie obcym m.in. w Japonii (9 proc. członków zasiadających w tamtejszym parlamencie to kobiety), a także na Węgrzech czy w Brazylii (po 10 proc.).
Gdy chodzi o kierowanie resortami, jest tylko sześć państw na świecie, gdzie kobiety stanowią przynajmniej połowę – są to: Bułgaria, Francja, Nikaragua, Szwecja, Kanada i Słowenia. W Polsce odsetek ten wynosi 22 proc. Wśród krajów, gdzie nie ma ani jednej kobiety sprawującej taką funkcję znajdują się m.in. Węgry.
- Widać pewien postęp, ale ten postęp jest koszmarnie powolny – zauważa cytowany przez „The New York Times” Martin Chungong z Unii Międzyparlamentarnej, który nie ukrywa, że jest zwolennikiem większego wpływu kobiet na światową politykę. - Kiedy mamy do czynienia z równym udziałem mężczyzn i kobiet w podejmowaniu ważnych politycznych decyzji, demokracja staje się jeszcze lepsza.
Phumzile Mlambo-Ngcuka, która jest dyrektorem wykonawczym w ONZ Kobiety (organ działający na rzecz równości płci i wzmocnienia kobiet) uważa, że nawet tam, gdzie kobiety sprawują strategiczne funkcje, ich działania są poddawane znacznie bardziej drobiazgowej ocenie. Według niej, przez sam fakt bycia kobietami, ich sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana.
Zdaniem autorów raportu na poważne zmiany, jeśli chodzi o sytuację kobiet w polityce, trzeba będzie zaczekać jeszcze przynajmniej pół wieku.