Koronawirus w Brazylii. Polki mówią, jak naprawdę wygląda tam sytuacja
26.06.2020 15:48, aktual.: 30.06.2020 13:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
– Czerwiec to czas imprez Festa Juninha, okres równie ważny jak karnawał. Wiem, że obecnie odbywa się dużo zabaw nie do końca zgodnych z prawem. W prasie można znaleźć wiele zdjęć z popularnych ulic przepełnionych ludźmi – opowiada Ania, która mieszka w Brazylii wraz z mężem.
Epidemia koronawirusa w Brazylii nabrała zawrotnego tempa. W ciągu ostatniej doby odnotowano 39 433 zachorowań, a 1141 osób zmarło z powodu wirusa. Łącznie, od początku pandemii, zakażonych jest już 1 228 114 osób. Ania i Natalia widzą, jaki chaos opanował ich miejscowości. Mówią, jak wygląda sytuacja z ochroną zdrowia, o opowiadają o podwyżce cen i wyborach korespondencyjnych.
Ślub w czasie pandemii
Ania do Brazylii wyjechała wraz z mężem. O sytuacji w Brazylii mówi spokojnie. Zaznacza, że to ogromny kraj, dlatego trzeba patrzeć na niego inaczej niż na Polskę. Co nie znaczy, że jej nowa ojczyzna z pandemią radzi sobie bezbłędnie.
– Mój stan, Minas Gerais, jest wielkości Hiszpanii, więc moi bliscy też wiedzą, że to, co dzieje się na przykład w Rio, nie odpowiada sytuacji u mnie. Najgorzej jest na północy, w najbiedniejszych stanach. Tam ochrona zdrowia jest przeciążona, brakuje łóżek, środków ochrony dla pracowników. U mnie w mieście prefekt co tydzień ocenia, ile jest wolnych miejsc w szpitalach i jaki jest współczynnik zakażeń. Od tego uzależnia się otwieranie handlu i usług – tłumaczy.
32-latka zaznacza, że sytuację starają się kontrolować lokalne władze, doceniając wagę poddawania pracowników ochrony zdrowia testom.
Wiele do życzenia pozostawia jednak postawa prezydenta kraju, który otwarcie lekceważy istnienie wirusa. – Prezydent bardzo upolitycznił koronawirusa. Bycie za izolacją lub za otwarciem biznesu jest mocno związane z orientacją polityczną – relacjonuje Ania w rozmowie z WP Kobieta.
– Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji i obniżenia dochodów wielu osób, uruchomiono banki żywności. Ponadto zabroniono zawyżania cen na środki dezynfekujące i maseczki. Jeśli chodzi o sklepy, to może pierwszego dnia kwarantanny był większy tłum, teraz jest wszystkiego pod dostatkiem – zapewnia.
Sprzeczne informacje wprowadzają dezorientację w społeczeństwie. Brazylijczycy niechętnie przystali na zamknięcie galerii handlowych, barów czy punktów gastronomicznych. – Od połowy marca zamknięto szkoły, uczelnie, centra handlowe. Pozostały otwarte tylko punkty niezbędne, jak supermarkety i apteki. Czerwiec to czas imprez Festa Juninha, okres równie ważny jak karnawał. Wiem, że obecnie odbywa się dużo nie do końca zgodnych z prawem zabaw. W prasie można znaleźć wiele zdjęć z popularnych ulic przepełnionych ludźmi – opowiada.
Ania i jej mąż stronią jednak od takich miejsc. Oboje przeszli na pracę zdalną i zachowują środki ostrożności. Polka jednak nie chciała zrezygnować z obowiązku obywatelskiego i wzięła udział w wyborach korespondencyjnych. – Dostałam kartę tydzień temu, był czas na odesłanie. Jedyny problem to brak powszechności. No i to, że koszt przesyłki ponosi wyborca. Tak jest oczywiście w każdym kraju, tylko że tu list do innego stanu kosztuje prawie 50 zł – mówi.
32-latka również w czasie pandemii zdecydowała się na zawarcie związku małżeńskiego. Podobnie jak w Polsce, nie było to łatwe. – Załatwialiśmy dokumenty w trakcie zawieszenia działalności urzędów, więc codzienne telefony i dopytywanie się zajmowało nam dużo więcej czasu. Przez 3 miesiące czekaliśmy na zezwolenie na wzięcie ślubu. W rezultacie złożyliśmy wniosek i dwa tygodnie później odebraliśmy akt ślubu, bez żadnej ceremonii. Zrobimy ją później, jak moi rodzice będą mogli przylecieć do Brazylii – tłumaczy.
Pierwszy przypadek
517 km dalej, w Campinas w stanie São Paulo, od 2,5 roku mieszka Natalia Goska, którą do gorącej Brazylii również przywiodła miłość. – Po ukończeniu studiów przyjechałam tu, żeby zamieszkać ze swoim chłopakiem. Pracuję jako programistka w firmie IT zajmującej się tworzeniem oprogramowania dla agrobiznesu – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
26-latka dokładnie pamięta początki pandemii. – Pamiętam, że pierwszy przypadek osoby zarażonej był ogłoszony dzień po karnawale. Była to starsza osoba z São Paulo, która wróciła z Włoch. Potem liczba zaczęła rosnąć, właśnie głównie w stanie São Paulo. Firma, w której pracuję, dość szybko zareagowała i zdecydowała się przejść na pracę zdalną, ale ogólnie władze raczej zwlekały z podejmowaniem decyzji, by zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby. Zresztą nawet teraz prezydent Brazylii, Jair Bolsonaro, oświadcza, że wirusa nie ma i władze poszczególnych stanów same ustalają, jak sobie radzić z sytuacją – relacjonuje.
– Na początku, wraz ze wzrostem zachorowań, w moim mieście zamknięto sklepy, centra handlowe. Otwarte były tylko sklepy spożywcze, apteki. Nakazano nosić maseczki i używać żeli antybakteryjnych, zachowywać odstęp. Jednak nie było takiego lockdownu jak w Europie, że wyjście na ulice było karane przez policję – relacjonuje Polka.
Natalia potwierdza słowa Ani o chaosie, który ogarnął kraj. – Po tym, jak zamknięto sklepy i zaczęto mówić o wirusie w telewizji, wiele osób stosowało zasady bezpieczeństwa i unikało bezpodstawnego wychodzenia z domu. Ale kilka tygodni temu na nowo zostały otwarte sklepy komercyjne, ludzie zapomnieli o ostrożności i dlatego mamy ten wzrost zachorowań – tłumaczy 26-latka.
Zobacz także
Natalia wspomina również o wzroście bezrobocia. – Bardzo wiele osób pracuje tu na ulicy. Sprzedają różne towary, żyją tak naprawdę z dnia na dzień, więc kiedy ludzie przestali wychodzić, automatycznie stracili jedyny dochód, jaki mieli. Tak samo oczywiście z osobami, które pracują we wszelkich usługach – opowiada.
Natalia odbiera również często telefony od swojej rodziny z Polski, która dopytuje, czy kobieta dba o swoje bezpieczeństwo. – Nie dziwi mnie to. W polskiej telewizji mówią, jak to w Brazylii jest teraz bardzo źle. I nie mówię, że jest dobrze, bo publiczna ochrona zdrowia jest w o wiele gorszym stanie niż w Polsce i wielu innych krajach Europy, ale pamiętajmy, że mówimy o kraju, który jest niemalże wielkości całej Europy. Więc powinnyśmy inaczej to porównywać – twierdzi.